> L <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam!
Dobiliśmy do kolejnego okrągłego rozdziału - 50. Kto by pomyślał, ze ten ff tyle ich będzie miał. Nie nudzicie się w nim, prawda? Ostatnimi czasy atmosfera rozdziałów jest sielankowa i cukierkowa - to już niedługo się zmieni ;) 
U nas połowa maja, a nasi bohaterowie obchodzą dopiero Gwizdkę 2015.

Read, vote, comment!
Enjoy! :*
**********************************************************

Jin POV

Siedzimy z Wiki przy wigilijnym stole. W Polsce trochę inaczej obchodzi się Boże Narodzenie niż w Korei, ale podoba mi się to. Do rodzinnego domu zjechały się siostry Wiktorii, z mężami i dziećmi. Jest nas dużo. Jest głośno i radośnie. Tak jak u nas w dormie, za dobrych czasów.

Ponownie byłem zestresowany wizytą w domu Wiki, bo miałem poznać kolejne osoby i nie wiedziałem jak one mnie przyjmą. Bo 'teściów' się już nie obawiam, są naprawdę super. Rodzeństwo okazało się tak samo fajne i w porządku jak rodzice. Znowu przeszkadzała nam bariera językowa. Co prawda rozumiem już prawie wszystko po polsku, ale z mówieniem nadal mam problem. Ale jakoś daliśmy radę. Trzyletnie bliźniaczki, Ala i Zosia były dla mnie nie do rozróżnienia, i są bardzo podobne do rodziny Wiki. Takie dwie małe wersje pani Tosi. Dziewczynki siedziały obok rodziców Justyny i Marka i jadły pierogi. Mały Antoni – syn najstarszej siostry, Pauliny siedział na kolanach swojego taty, Adriana i powtarzał, że chce już rozpakować prezenty.

Wiki podsuwała mi kolejne dania do spróbowania. Nawet nie pamiętam ich nazw. Jadłem wszystko i bardzo mi smakowało.

Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. O studiach, zdrowiu, dzieciach, nawet o mojej przeszłości, co nie bolało już tak jak dawniej. Jedna z sióstr powiedziała, że widziała jakieś nasze MV. Została zmuszona do obejrzenia go przez Wiki. Było na prawdę przyjemnie. W takim dniu powinienem tęsknić za rodziną i domem. Dzięki Wiki, jej rodzicom, rodzeństwu i tych pociesznych dzieciaków zapomniałem o tym i spędziłem ten dzień szczęśliwie.

Później pojechaliśmy o północy na pasterkę. Rzadko bywam w kościele. Sam nawet dobrze nie wiem czy jestem chrześcijaninem. Podobają mi się polskie kolędy. Słuchaliśmy ich w aucie, w drodze do Wiki, w angielskich wersjach, dlatego wiem co śpiewaliśmy na nabożeństwie.

Siostry Wiki zostawały na noc, więc musieliśmy spać w jej pokoju. Po pamiętnej akcji w wakacje, rodzice dziewczyny mocno się nie sprzeciwiali. Z resztą jak moglibyśmy 'nabroić' w domu pełnym ludzi.

Szybko się umyliśmy i weszliśmy pod kołderkę. Oparliśmy się o ścianę i zaczęliśmy rozmawiać, bo nie chciało nam się jeszcze spać.

- Wiki, znowu muszę ci podziękować za wspaniały dzień. – powiedziałem, gładząc Wiki po dłoni.

- Jin nie masz za co. Należysz do rodziny. A rodzina spędza święta razem. – uśmiechnęła się do mnie.

- Podoba ci się prezent?

- Bardzo.

Odpowiedziała i wstała z łóżka, na co jęknąłem niezadowolony. Podeszła do biurka, na którym leżały nasze prezenty. Zgarnęła trzy pudełka i wróciła pod przykrycie.

- Możesz mi ją założyć?

Podała mi niebieskie pudełeczko, z którego delikatnie wyjąłem srebrna, cienką bransoletkę, z wygrawerowanym napisem na plakietce „Dziękuję ci za wszystko". Zapiąłem ją ostrożnie wokół nadgarstka Wiki, a na koniec ucałowałem jej dłoń.

- Wybacz, że mój prezent jest mało wyszukany, ale zawsze śpisz w t-shircie i spodenkach, a mamy zimę... – tłumaczyła się dziewczyna.

- Wiki, ta piżama mi się naprawdę spodoba. I ty masz taką samą. Co prawda twoja jest fajniejsza, bo różowa. – uszczypnąłem ją lekko w nos, a ona się słodko zaśmiała. Nawet nie wiedziałem, że ma taką stronę.

- Gdybyś miał mniejszy rozmiar, to byśmy się zamienili. – puściła do mnie oczko.

- Dlaczego właściwie ich dzisiaj nie założyliśmy? – zapytałem.

- Moja jest gdzieś w walizce. Jutro założymy.

Wiki odłożyła pudełka po naszych prezentach i wtuliła się we mnie. Na pościeli zostało jeszcze jedno zawiniątko.

- Co jest w tym pudełku? Nie jest opisane. – zapytała.

- To przyszło od chłopaków. Kazali mi to otworzyć z tobą. To nasz prezent gwiazdkowy.

- W takim razie otwieramy?

Spojrzała na mnie podekscytowanym spojrzeniem. Wyprostowała się i patrzyła pełna oczekiwania co będzie w środku. Rozerwałem kolorowy papier i otworzyłem wieczko. W środku była masa koreańskich słodyczy, a na nich spoczywały dwie koperty: różowa z moim imieniem i niebieska z napisem „Wiktoria Noona". Podałem jej właściwą, a sam otworzyłem swoją. Był tam list. Każdy z chłopaków napisał coś od siebie. Pamiętam ich charaktery pisma, więc bez problemu wiedziałem do kogo należy poszczególny fragment.

- Jin, to bilety na koncert!

Byłem tak zajęty przyglądaniem się kartce, że nie zauważyłem że Wiki otworzyła swój pakunek. Spojrzałem na nią. Trzymała ręce dwa bilety VIP, na koncert BTS w Polsce. Odłożyłem na chwilę list i wziąłem od niej bilety.

- 14 lutego. To dzień przed twoimi urodzinami. – powiedziałem.

- Dokładnie. Będę miała niezapomniany prezent!

Uśmiechała się i podskakiwała na łóżku jak małe dziecko. Na jej widok sam się uśmiechnąłem. Czy ona zawsze była taka słodka?

- A co jest w liście? – zapytała gdy się uspokoiła.

Schowaliśmy ostrożnie bilety do koperty i włożyliśmy z powrotem do pudełka. Ponownie skupiłem wzrok na różowej kartce z odręcznym pismem. Wiki wtuliła się we mnie i śledziła ze mną tekst.

Chłopaki złożyli nam życzenia, które były standardowe (Wesołych Świąt), uprzejme i życzliwe (zdrowia, szczęścia, pomyślności), zabawne (Renifer Rudolf i gruby Mikołaj w kominie). Napisali jak to nie mogę się doczekać naszego spotkania, jak bardzo za mną tęsknią i jak to bardzo nas oboje kochają. Wspomnieli także żeby nasza miłość każdego dnia rozkwitała i się ładnie podpisali.

- Wow, jacy oni kochani. – zapiszczała Wiki – Też nie mogę się doczekać kiedy ich poznam.

Jej oczy błyszczały z ekscytacji. Czułem, gdy się do mnie przytulała jej szybko bijące serce. Banan z twarzy nie schodził jej odkąd zobaczyła bilety.

- Kochanie, włączył ci się fangirl. – powiedziałem, szczypiąc ją za nosek.

Dotknęła nosa i zrobiła naburmuszoną minkę.

- Trudno. Będę fangirlować prze kolejne półtorej miesiąca. – pokazała mi język.

Odsunęła się ode mnie, ułożyła na poduszce i przykryła po uczy kołdrą.

- Czy ty się obraziłaś? – zaśmiałem się.

- Zgaś światło. Idziemy spać.

Ok, Wiki strzeliła focha. Dlaczego bawi mnie ta sytuacja? Sam nie wiem.

Odłożyłem list do pudełka i zaniosłem je na biurko. Zgasiłem światło iwróciłem do łóżka. Przez chwilę Wiki nie chciała dać się objąć, ale szybkospacyfikowała i pozwoliła mi wtulić twarz w jej szyję. Szczęśliwy jak jeszczenigdy, zasnąłem.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro