> LIX <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie i miłego czytania! :)

Read, vote, comment!
Enjoy! :*
************************************************

Wiktoria POV

Patrząc na spokojnie śpiącego i już bezpiecznego Jin'a, mogłam w końcu łatwiej oddychać.

Gdy Kaja wpadła do mnie do pokoju, krzycząc abym się ubierała bo Jin jest w szpitalu, stanęło mi na moment serce. Na miejscu Jackson nam wszystko opowiedział, wiedziałam że to moja wina. To ja doprowadziłam go do takiego stanu. Nie sądziłam, że jest z nim tak źle. Nie rozumiem dlaczego postanowił ze sobą skończyć. Poczułam łzy pod powiekami. A myślałam, że z jego powodu wypłakałam wszystkie możliwe. Chciałam wziąć go za rękę, dotknąć jego policzka, odgarnąć włosy z czoła. Czułam jednak, że nie miałam bym siły puścić tej dłoni lub oderwać ręki od delikatnej twarzy.

Siedziałam ze spuszczoną głową, z plątaniną myśli i słuchałam uspokajającego równego pikania kardiomonitora.

- Wiktoria? – usłyszałam cichy głos Jin'a. Podniosłam na niego wzrok. – Wiki, to naprawdę ty?

Wyciągnął do mnie rękę. Po chwili wahania ujęłam ją. Siła z jaką Jin ją pochwycił miażdżyła mi niemal palce, ale nic z tym nie zrobiłam. Wiedziałam, że tego potrzebuje. Chciałam zrobić dla niego choćby tyle.

- To naprawdę ty. – powtórzył już pewniej i się uśmiechnął. – Dlaczego płaczesz?

Nawet tego nie poczułam. Starłam łzy wolną ręką.

- Jin, przepraszam. Dlaczego zrobiłeś coś tak strasznego?

- Nie rozumiem. Co zrobiłem? – spojrzał na mnie zdezorientowany, a po chwili zaczął się rozglądać dookoła. – Dlaczego jestem w szpitalu?

- Rozumiem, że jest ci ciężko, ale powinieneś myśleć o swoich bliskich. Nie możesz zachowywać się tak samolubnie.

- Wiki, nie mam pojęcia o czym mówisz.

- Jin, obudziłeś się w końcu. Rekwiruję ci wszystkie leki z pokoju. Nigdy więcej nie wytniesz nam takiego numeru.

Jackson wpadł do sali i rzucił się Jin'owi, który ledwo co usiadł, na szyję.

- Czy w końcu ktoś mi wytłumaczy o co chodzi?

- Jin, przed mną nie musisz udawać twardziela. Wiem jak ci ciężko, ale skończenie ze sobą to żaden sposób.

- Skończenie ze sobą? – powtórzył i zapatrzył się w przestrzeń – Przecież ja...

- Obudził się nasz śpiący książę. – powiedział lekarz, stając przy łóżku Jin'a.

Jackson i ja wstaliśmy z naszych miejsc i stanęliśmy razem po prawej stronie Jin'a.

- Dzień dobry, panie doktorze.

- Dzień dobry. Jak się spało?

- Nadzwyczaj dobrze. Już dawno nie przespałem całej nocy.

- Dlatego nałykałeś się tego świństwa? – wypalił Jackson.

Lekarz spojrzał na niego pytająco.

- Wszystko już z nim dobrze, prawda? – zapytałam.

- Tak. Jest trochę osłabiony i zmęczony, ale poza tym jest wszystko w porządku. I przede wszystkim badania toksykologiczne wykazały, że wasz przyjaciel nie zażył nadmiernej ilości leków.

- Mówiłem wam. – powiedział z naciskiem Jin.

- Jak to? – powiedzieliśmy jednocześnie z Jacksonem.

- Myślałem... nie mogłem cię obudzić... tabletki były na stole... - jąkał się Jackson.

- Z tego co wiem, to pan Kim nie sypiał najlepiej przez kilka dni, więc zmęczenie wzięło górę, a tabletki tylko wzmocniły efekty. Będzie pan mógł wyjść jeszcze dzisiaj. – powiedział lekarz na odchodne.

Opadliśmy z Jacksonem z ulgą, na nasze poprzednie miejsca. Musieliśmy mieć dziwne miny, bo Jin zapytał nas:

- Dobrze się czujecie? Może teraz wy potrzebujecie leczenia.

W następnej chwili zaczął się śmiać. Także się lekko uśmiechnęłam. Poczułam, że teraz będzie już lepiej.

- Jackson, możesz nas zostawić. Chciałbym porozmawiać z Wiki.

- Jasne, już znikam. – puścił do Jin'a oczko i wyszedł.

- Wiki – Jin usadowił się wygodnie na łóżku – Cieszę się, że cię widzę. Tak za tobą tęskniłem. Teraz się wszystko między nami ułoży, prawda?

- Jin, cieszę się, że z tobą wszystko w porządku. Czułam się winna. Myślałam, że to przeze mnie, postanowiłeś popełnić sam...

- Nie! – przerwał mi – Było ciężko, ale nawet przez chwilę nie pomyślałem o czymś takim. Nie tracę nadziei, że będziemy ponownie razem.

- Jin, możemy być przyjaciółmi, możesz na mnie zawsze liczyć, ale nie będziemy już razem. Nie będziemy parą. – ostatnie zdanie powiedziałam bardzo cicho.

- Wiki, proszę nie mów tak.

Zanim zdążyłam odpowiedzieć zadzwonił mój telefon. Leżał na stoliku przy łóżku szpitalnym, dlatego Jin mógł łatwo zobaczyć zdjęcie i podpis KAROL na wyświetlaczu. Szybko zabrałam komórkę z blatu. Spojrzałam na Jin'a. Zniknął uśmiech, jego twarz stężała. Telefon przestał dzwonić.

- Dlatego nie możemy być razem? Przez niego? – powiedział, przez zaciśnięte zęby.

- Jin, to nie tak...

Znowu usłyszeliśmy dzwonek mojej komórki.

- Nie przejmuj się mną i odbierz. Jak będziesz wychodzić zawołaj Jackson'a.

- Jin...

- Wyjdź proszę.

Zabolało mnie, kiedy odwrócił się do mnie plecami. Zebrałam swoje rzeczy i wyszłam. Chciałam odrzucić połączenie, ale potrzebowałam z kimś teraz pogadać, a Karol był dobrym słuchaczem.

- Słucham. – powiedziałam zbolałym głosem.

- Wiktoria, wszystko w porządku? Nie najlepiej brzmisz.

- Nic nie jest w porządku...

- Spotkajmy się. Zaraz będę u ciebie.

Jin POV

To tak cholernie boli! Czuję jakby Wiki odchodząc zabrała ze sobą kawałek mojej duszy. Po policzkach leciały mi łzy. Nie wycierałem ich nawet, nie było sensu. Zwinąłem się w 'kłębek' na małym, szpitalnym łóżku. Przechodząca pielęgniarka, zapytała się czy źle się czuję. Kobieto, na ten ból nie ma lekarstwa.

Usłyszałem jak Jackson z głośnym westchnieniem, siada na stołku zajmowanym wcześniej przez moją ex. Nienawidzę tego stwierdzenia.

- Jackson...- zacząłem – zabierz mnie już do domu. – powiedziałem błagalnie.

Nie chciałem być w szpitalu, wciąż nie ich nie lubię. Na mój depresyjny już stan, nie pomagają wspomnienia o wypadku i wszystkim innym z nim związanym.

- Jasne. Zaraz załatwię wypis. – i wyszedł.

Wrócił po jakiś 10 minutach wraz z pielęgniarką, która odłączyła mi kroplówkę. Wracaliśmy do mieszkania samochodem Maćka, o którego posiadanie go nie podejrzewałem. Wszyscy milczeliśmy. Ja nie miałem ochoty rozmawiać, a chłopaki to uszanowali. Gdy byliśmy już na miejscu, zamknąłem się w swoim pokoju i do końca pogrążyłem się w smutnych myślach.

Moją nostalgię przerwał dźwięk powiadomienia o wiadomości email. Sięgnąłem po leżący na ziemi obok łóżka telefon. Byłem przygotowany na jakiś zaśmiecający tylko pocztę spam. Mojemu zdziwieniu nie było końca, gdy zobaczyłem wiadomość od CEO BigHit Ent. Jak to możliwe, że sam dyrektor wytwórni do mnie napisał? Trzęsącym się palcem kliknąłem w wiadomość.

„Dzień dobry Jin-ssi! Nawet nie wiem od czego zacząć. Nie chcę aby moja wiadomość była zbyt oficjalna, w końcu traktuję Cię jak własnego syna. Bardzo boli mnie to co Ci się przytrafiło. Mam też wyrzuty sumienia, że musiałeś opuścić zespół i wyjechać z kraju. Jestem zły sam na siebie, że bardziej o Ciebie nie walczyłem i pozwoliłem na to. Wybacz mi także, że się z Tobą do tej pory nie kontaktowałem. Chciałem dać Ci czas, abyś doszedł do siebie po tym wszystkim.

Rozmawiałem z chłopcami, gdy wrócili z trasy w Europie. Przekazali mi dobre wieści. Nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę, że już jest z Tobą lepiej.

Mimo, że chłopcy przez ten rok sobie świetnie radzili, to zespół bez Ciebie nie jest taki sam. Ciągle w nim kogoś brakuje.

Myślę Jin-ah, że czas skończyć te wymuszone wakacje i wracać do zespołu. Potrzebujemy Cię tutaj. Nie wiem czy prosić, błagać Cię o powrót, czy użyć autorytetu CEO i rozkazać. Jin-ah proszę Cię wróć. Tak będzie lepiej dla wszystkich stron.

Czekamy na Ciebie.

Z poważaniem, CEO BigHit Ent."

Przeczytałem tę wiadomość trzy razy zanim zrozumiałem jej sens. Mam wrócić do zespołu? Sam CEO tego pragnie? A myślałem, że nie mam powrotu do BTS. Tym razem nie walczyły we mnie dwa sprzeczne uczucia. Chciałem wrócić! Nic (i nikt!) mnie tu nie zatrzymywało. Najchętniej spakowałbym już walizki i wsiadł do samolotu. Ale musiałem myśleć racjonalnie. Zacząłem wszystko układać sobie w głowie. Najpierw trzeba dokończyć i zaliczyć rok na uczelni, żeby dwa lata nie poszły na marne. Potem zabookować bilet, a na koniec się pakować. O transporcie na lotnisko pomyślę bliżej terminu.

Zajęty rozmyślaniem ile muszę załatwić przed wyjazdem i tym co będę robić już w Korei, nie zauważyłem kiedy zasnąłem. Ponownie spałem i śniłem spokojne sny.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro