> VII <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

za wszystkie wyświetlenia i gwiazdki, kamsamnida <ukłon>

gdy zaczęłam pisać ff nie dzieliłam go na rozdziały. w momencie gdy zaczęłam dodawać na wattpad, musiałam podzielić tekst. i teraz wydaje mi się, że niektóre rozdziały są nudne. proszę przetrwajcie to. w przyszłości będzie więcej się działo :)

miłego czytania :)
enjoy, vote, comment :)

************************************************************************************************

Wiktoria POV

Jest sobotnie popołudnie. Moja sąsiadka - Aldona, poprosiła mnie i Kaję, żebyśmy popilnowały jej czteroletniej córeczki - Zuzi. Dziewczynka jest strasznie słodka i nadzwyczaj mądra na swój wiek. A jej ciekawość nie zna granic. W przeciągu minuty potrafi zadać z tysiąc pytań z różnych kategorii. Jej mama jest bardzo miła. Poznałyśmy się jakieś dwa dni po tym jak się wprowadziłyśmy. Zapukała w tedy do naszych drzwi z szarlotką. Uwierzycie, że jeszcze w dzisiejszych czasach są sąsiedzi, którzy witają nowo przybyłych? Porozmawiałyśmy trochę. Kobieta mimo trzydziestu pięciu czyje się na dziewczynę w naszym wieku. Nie odczułyśmy tej różnicy wieku. Wypytała się nas o studia, sama opowiedziała o swoich. Mówiła też jak szczęśliwa jest z mężem, Krzysztofem i jak bardzo lubi swoją pracę - jest kosmetyczką. Jej mąż, muszę przyznać, że jest całkiem miły. Ma trochę przyciężkawy żart, ale ogólnie jest spoko. Od tamtej pory gdy potrzebujemy czegoś jedna od drugiej, nie krępujemy się poprosić.

Dzisiaj ma jakoś niezapowiedziana klientkę, a jej mąż jest na tygodniowej delegacji i nie ma z kim zostawić Zuzi.

- Nie ma problemu. - powiedziałam jej w drzwiach.

Zuzia była już u Kai i męczyła ją pytaniami o układ słoneczny.

Po jakimś czasie nie mogłyśmy już opanować małej, której strasznie się nudziło w domu. Dlatego też jesteśmy teraz w galerii, w Realu na zakupach. Kaja pojechała pozbierać wszystkie potrzebne nam artykuły spożywcze, przy czym ja jestem z Zuzią w dziale zabawek. Dziewczynka bawi się właśnie jakąś piłka.

Poczułam wibracje telefonu w tylnej kieszeni dżinsów. Wyciągnęłam aparat i zobaczyła, że to wiadomość od koleżanki z roku - Kingi.

„Hejka :) Co mamy sobie powtórzyć na zajęcia z rezonansu?"

No tak, wiecznie zakręcona Kinia, nie pamięta czego mamy się nauczyć. Odpisałam szybko i odwróciłam się do Zuzi. Jednak dziewczynki nigdzie nie było.

Jin POV

Jestem z Jacksonem i Mark'iem na zakupach w Realu. Mark ma samochód i jak Jackson usłyszał, że wybieram się na większe zakupy, od razu go zaangażował, powiedział, ze nie będę po pierwsze tak daleko szedł, po drugie targał tak ciężkich toreb.

- Mark - zacząłem - Naprawdę cię przepraszam za Jacksona. Dałbym sobie rade sam. Nie potrzebnie cię fatygował.

Czułem się z tym głupio. Mark był przyjacielem z Jacksonem, nie ze mną. Zawsze czułem się w jego towarzystwie niekomfortowo, taki onieśmielony. Mark roztaczał wokół siebie aurę powagi i szacunku

- Nie ma o czym mówić. - uśmiechnął się - Przynajmniej miałem motywację, żeby tu przyjechać. Po proszek do prania jadę od tygodnia. Po woli kończą mi się czyste ubrania.

- Możesz się wyluzować? Jakby nie chciał to by nie pomógł. - powiedział jak zawsze radosny Jackson.

Człowieku skąd ty bierzesz tą całą energię?

Jeździmy po alejkach i zbieramy z półek potrzebne nam rzeczy. Gdy miałem już wszystko ze swojej listy, a chłopaki jeszcze nie, powiedziałem im, że idę na elektronikę. Przeglądałem kolejne gry komputerowe, gdy usłyszałem... płacz? Dziecięcy płacz. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem małą, ubraną w różową sukienkę i z dwoma kucykami na głowie dziewczynkę. Stała przed telewizorem, na którym leciał jakiś teledysk z MTV, w raczkach trzymała niebieską piłkę i chlipała. Łzy jak grochy leciały jej raz po raz, nawet nie ścierała ich.

Pewnie się zgubiła.

Podszedłem do niej. Chciałem jej pomóc tylko jak mam się do niej odezwać, pewnie nie zna angielskiego. Mimo wszystko spróbowałem.

- Hej, sweetheart.

Spojrzała na mnie szeroko otwartymi, zaczerwienionymi oczami. Ok, pierwsze koty za płoty.

- Moje imię Jin. Twoje imię? - mówiłem najprościej jak umiałem.

Patrzyła, mrugała. Patrzyła, mrugała. Ok. przynajmniej nie płacze. Jednak nic nie mówi. Ach, jak do niej dotrzeć.

- Zgubiłaś się prawda? Oppa, spróbuje ci pomóc, dobrze?

Dalej nie rozumie.

Wziąłem ją na ręce. Chwilę się szamotała, jednak po chwili chyba instynktownie wyczuła moje dobre intencje, bo przestała. Ruszyłem do informacji sklepu. Chciałem, żeby nie wiem, nadali jakiś komunikat czy coś, żeby ktoś mógł ją znaleźć. Dziewczynka co i rusz sięgała do moich okularów, chcąc je ściągnąć.

- Przepraszam, panią - powiedziałem do około czterdziestoletniej brunetki za kontuarem - Znalazłem dziewczynkę. Myślę, że się zgubiła. Nie mogę się z nią porozumieć. Mogłaby pani mi pomóc, proszę?

- Oczywiście. - odpowiedziała nienagannym angielskim.

Posadziłem dziewczynkę na ladzie. Kobieta zaczęła z nią rozmowę.

Z tego co zrozumiałem to mała ma na imię Zuzia - co za ciężkie imię i usłyszałem jeszcze imię Wiktoria. Kobieta nadała komunikat, który dało się słyszeć w całym sklepie.

Po chwili dziewczynka spojrzała przed siebie i zaczęła się uśmiechać. Powiedziała coś w stylu: cicio, cicia, ciociam. Cokolwiek to znaczy.

Wiktoria POV

Byłam bliska rozpaczy. Przeszukałam chyba cały sklep i jej nie znalazłam. Nie mogła przecież za daleko odejść. Spotkałam się z Kają w jednej z alejek.

- Nie znalazłaś jej? - zapytała.

Pokręciłam przecząco głową. Co mamy teraz zrobić?

Nagle dało się słyszeć jakiś komunikat.

Tu informacja. Mała Zuzia, która jest w sklepie z ciocią Wiktorią czeka na nią przy naszym stoisku. Powtarzam..."

Zaraz po pierwszych słowach ruszyłyśmy z Kają we wskazanym kierunku. Gdy tam dotarłyśmy zobaczyłam Zuzię na rękach jakiegoś mężczyzny. Stał tyłem. Zuzia dzierżyła w rączkach okulary?

- Zuzia. Tak się o ciebie martwiłam! - wykrzyknęłam podchodząc do nich.

Mężczyzna się odwrócił i okazało się, że to Jin! Stanęłam jak wryta. Nie spodziewałam się go. Nie sądziłam, ze go jeszcze kiedykolwiek spotkam. Był bez okularów. Ok, to już wiem do kogo należą te w rączkach Zuzi. Gdy spojrzałam jeszcze raz na jego niczym nie przysłoniętą twarz od razu go rozpoznałam, nie było wątpliwości kim jest.

Oczy chłopaka zrobiły się szerokie jak zakrętki od słoika. Oddał mi Zuzię i zabrał jej okulary.

Zuzia zaczęła gadać jak najęta.

- Ten pan mi pomógł. Tak fajnie mówi. Name. Oppa. Jin.

Mówiła przypadkowe słowa.

- Dziękuję ci. - powiedziałam do Jin'a - Nie wiem jak mi zginęła. Tak się o nią martwiłam. Naprawdę dziękuję. - i się lekko ukłoniłam.

- Nie ma sprawy. Płakała w jednej z alejek. Nie mogłem jej tak zostawić.

- Dziękuję.

- Oppa. Oppa. Jin. Name. - Zuzia cały czas mówiła przypadkowe słowa. Dopiero teraz zrozumiałam co dokładnie mówi. Oppa - to koreańskie słówko, pewnie go użył i Jin - jego imię. A! pamiętaj, że nie wiesz kim jest. - upomniałam sama siebie.

- Podziękuj panu, za to że ci pomógł. - uśmiechnęłam się do dziewczynki.

- Dziękuję. - powiedziała słodko.

Jin się uśmiechnął. I pogłaskał ją po główce. Chyba się polubili.

- Powinnyśmy ci się jakoś odwdzięczyć. - powiedziała Kaja stojąca na mną.

No tak. Czemu ja o tym nie pomyślałam.

- Nie trzeba, naprawdę.

- Jin co się dzieje? - usłyszałam jakiś męski głos.

Jin zrobił przestraszoną minę, patrzył gdzieś ponad mną.

Odwróciłam się i zobaczyłam, że w naszą stronę idzie dwóch chłopaków. Jednego pamiętam wtedy z kardiologii, znajomy Jin'a. Drugiego widzę pierwszy raz na oczy. Ma jasno brązowe włosy i dziecięca twarz. Jest chudy i prawie równy wzrostem z tym pierwszym.

- Sorry, chłopaki że zginałem na tak długo. Pewna mała dama potrzebowała pomocy. - wskazał na Zuzie, na moich rękach. Puścił też do nich oczko. Mam wrażenie, że to miał być jakiś znak.

***************

p.s. może ktoś wybiera się na koncert Infinite? ja nadal nie mogę uwierzyć, że oni przyjeżdżają do Polski. <umieram ze szczęścia> :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro