> XIV <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hello :)
wstawiam next'a. trochę później niż planowałam, ale musiałam się zainstalować na nowym miejscu. dzisiaj miałam pierwszy dzień na uczelni. i mimo, że to były tylko dwa wykłady, jestem mega zmęczona. i coś czuję że nie polubię radioterapii ;/

Enjoy! :)
**************************************************************************************************

Wiktoria POV

Jestem jeszcze ledwo żywa. Jest parę minut po 7, a ja już jestem w szpitalu przebrana w fartuch i w zakładzie radiologii gotowa na praktyki. Jest że mną Kaja i trzy inne koleżanki z roku.

Wszystkie w podobnym stanie, jak duchy wchodzimy do sterowni tomografii komputerowej. Siedzi w niej pan technik - Andrzej o ile dobrze pamiętam. Jest bardzo miły i lubię mieć z nim praktyki. Właśnie trwa badanie jamy brzusznej, 50- letniej pacjentki.

- Dzień dobry. - witamy się chórem.

- O dziewczynki, już jesteście. Siadajcie. Zaraz kończę badanie. - mówi do nas z uśmiechem na twarzy.

Bierzemy rozkładane krzesła spod ściany i rozstawiany je, po czym siadamy.

Tak jak powiedział pan Andrzej, badanie skończyło się w czasie krótszym niż piec minut. O tyle TK jest przyjemniejszym badaniem niż MR, bo wszystko dzieje się szybko i nie trzeba leżeć nieruchomo przynajmniej pół godziny.

Wchodzimy z Kaja do gabinetu i pomagamy pacjentce zejść że stołu i przygotowujemy sprzęt do następnego badania. Reszta dziewczyn rejestruje pacjenta i ustawia odpowiedni program na komputerze w sterowni.

W pewnym momencie słychać na korytarzu jakieś poruszenie. Dołącza do nas pan technik.

- Nagły wypadek. - mówi.

Przejmuje nasze obowiązki, żeby wykonać wszystko sprawnie. Skoro to nagły wypadek to trzeba działać szybko, żeby można było podjąć dalsze leczenie.

Wracamy do dziewczyn, do sterowni. Jedna wpisuje dane pacjenta do komputera, a druga jej wszystko dyktuje.

- To jakiś cudzoziemiec. - mówi.

- Dlaczego? - pyta ta przed komputerem.

- Bo nazywa się Kim S.E.O.K Jin. - prawie to przeliterowała.

Na jej słowa moje serce zaczyna bić szybciej. To niemożliwe! Podchodzenia do niej i wyrywam jej skierowanie z rąk.

- Hej co robisz?

Nie zwracam na nią uwagi. Czytam co jest tam napisane.

Kim Seok Jin, urodzony 4grudnia 1992 roku Gwacheon. Wszystko się zgadza!

Spoglądam przez ołowianą szybę do gabinetu, gdzie pan Andrzej wraz z sanitariuszami umieszcza nieprzytomnego mężczyznę na stole do badania. Czuje wzbierający niepokój i coraz ciężej mi się oddycha.

Kaja widząc że coś się że mną dzieje, patrzy na mnie pytająco.

Wskazuje głową w stronę gabinetu i mówię tylko.

- Jin.

Nie muszę więcej dodawać, Kaja wie o co mi chodzi.

Pan technik wraca do nas i kończy to co zaczęły dziewczyny.

Biorę jeszcze raz do rąk skierowanie i czytam resztę informacji.

Rozpoznanie: Upadek. Uderzenie w głowę. Podejrzenie krwiaka.

A w uwagach: pacjent cierpi na narkolepsje.

Co takiego!? Aż się zachwiałam. Gdyby nie filmik behind the scene do teledysku I NEED U, w którym J-Hope wyjaśnia swoją rolę, nigdy bym nie wiedziała co to za choroba. Ale zrobiłam wtedy mały research. Nie mogę uwierzyć w taki zbieg okoliczności.

Ponownie spoglądam na nieruchomą postać Jin'a. Mam milion myśli w głowie i nie potrafię zdefiniować własnych uczuć. Jednego jestem pewna, strasznie się o niego boję. Kaja dotknęła mojego ramienia i wskazała ruchem głowy na drzwi. Wyszłyśmy na korytarz.

Usiadłam na krzesełku pod ścianą, przeznaczonym dla czekających pacjentów. Oparłam zgięte w łokciach ręce na kolanach i ukryłam twarz w dłoniach. Nie płakałam. Czułam po prostu bezsilność. Dotarło do mnie, że nie mogę się przyznać, że wiem iż jest on w szpitalu, bo jest przyjęty pod prawdziwym nazwiskiem. Od razu wydałoby się, że znam jego sekret. Nie mogę pozostać jednak na całą tą sytuacje obojętna. Martwię się o niego.

- Nie martw się. – powiedziała Kaja. Poczułam jej dłoń na moim ramieniu. Próbowała mnie pocieszyć. Wiedziała jak mi w tej chwili ciężko.

- Let Me In!

Usłyszałam czyjeś krzyki. Ten głos był znajomy. I przede wszystkim ten angielski. Spojrzałam w stronę drzwi na korytarz. Zobaczyłam Jackson'a, Mark'a i jeszcze jednego chłopaka. Jackson awanturował się z pielęgniarką, żeby go wpuściła. Domyślam się, że nawet nie wiedziała co chłopak do niej mówi. Mark próbował go uspokoić i odciągnąć od drzwi. A ten ostatni chodził zamyślony od ściany do ściany i nie zwracał uwagi na otoczenie.

- Na co tak patrzysz? – zapytała Kaja i podążyła za moim wzrokiem. – Jackson. Powinnyśmy zapytać, co się stało?

- Nie jestem pewna czy to dobry pomysł.

- Dlaczego? To kumpel Jin'a. Na pewno wie co się stało.

- Przecież ja nie znam Jin'a. Tylko Min Woo. A ktoś taki nie ma w tej chwili badania.

Kaja chwilę myślała nad moimi słowami. Zrozumiała o czym mówię.

Wszystko się wyda. – ta myśl krążyła mi w głowie cały czas.

- Może nie byłoby to takie złe. Przecież nie nawiedzisz kłamać. – stwierdziła Kaja.

- Zgadza się. Ale boję się, że wtedy już nigdy nie spotkam Jin'a.

- Nie ma co się martwić na zapas. Chodź idziemy wszystko wyjaśnić.

Wstała zdecydowanie ze swojego krzesła i pociągnęła mnie za rękę do pionu. Wyszłyśmy przez szklane drzwi na korytarz.

Cała trójka się na nas spojrzała. Jackson mało nie zachłysnął się powietrzem na nasz widok. Mark zareagował spokojnie. Zaś nieznany nam osobnik, nie zwrócił na nas w ogóle uwagi.

- Cześć, Jackson. – zaczęła Kaja.

Ja stała ze spuszczoną głową. Wstydziłam się spojrzeć w oczy. Mimo, że to Jin wybrał drogę kłamstwa, ja się na nią zgodziła i oszukiwałam ich tak samo jak oni mnie. Czułam się winna.

- How... - zaczął Jackson.

- Mamy zajęcia. – Kaja odpowiedziała na nie zadane pytanie. – A was co tu sprowadza.

Jackson spojrzał na Marka. Długo nie odpowiadał.

- Znajomy miał mały wypadek. – odpowiedział w końcu Mark. Za co został szybko zmrożony wzrokiem przez Jackson'a.

- Co się dokładnie stało? – drążyła dalej Kaja udając głupa.

- Zemdlał w pokoju i rozciął sobie głowę. – odezwał się nieznany nam chłopak.

Wszyscy na niego spojrzeliśmy. Ja i Kaja pytająco, Jackson jakby chciał zabić, a Mark obojętnie.

- Kim jesteś? – zapytała Kaja.

- Maciek. Współlokator Ji...

- Min Woo. – wskoczył mu w zdanie Jackson.

- Co? – zdziwił się Maciek.

- Dobra chłopaki dobrnęliśmy do momentu, w którym musimy sobie wszystko wyjaśnić.

Spojrzałam przerażona na Kaję. Co ona zamierza powiedzieć? Dotknęłam jej ramienia, żeby zwrócić jej uwagę. Gdy nasze oczy się spotkały powtarzałam w duchu: nic nie mów i kręciłam przecząco głową. Nie dała się przekonać.

- Wiki mów. Wcześniej czy później wszystko i tak by się wydało.

Teraz cztery mary oczu były zwrócone w moją stronę. Czułam się bardzo niekomfortowo. Nie wiedziałam jak złożyć sensowne zdanie, tak żeby mnie dobrze zrozumieli.

Kaja nagląco szturchała mnie łokciem w bok.

- Ja... Bo ja... - zaczęłam jąkając się. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco. – Wiem... kim naprawdę... jest... Min Woo.

Kaja uścisnęła moją dłoń dodając mi tym samym otuchy. Jackson wciągnął głośno powietrze i otworzył szeroko oczy. Na pozostałej dwójce nie zrobiło to żadnego wrażenia.

- Wiedziałam od początku. – dodałam, nie wiem po co.

Mimo, że czułam się trochę lepiej, lżej, to nadal miałam poczucie wiemy. Tylko co ja zrobiłam źle?

- Jak to? – zapytał Jackson, wypuszczając powietrze.

- Wiki jest fanką BTS. Naprawdę sądzisz, że by go nie rozpoznała. – rzuciła Kaja przez zęby.

Jackson uważnie mnie obserwował. Nie byłam pewna czy jest na mnie lekko zły czy już mnie nienawidzi. Ciskał piorunami z oczu.

- Dlaczego nic nie powiedziałaś i udawałaś oszukaną? – mówił coraz bardziej zły Jackson. – Chciałaś się do niego zbliżyć. – podszedł niebezpiecznie blisko mnie. Ciężko oddychał i poczerwieniał na twarzy.

Aha, czyli jednak mnie nienawidzi. W tym momencie wiedziałam już, że mnie źle zrozumiał. Mogłam się domyślić, ze Jackson zareaguje w ten sposób. Skoro jestem fanką od razu musze być crazyfanką, co w moim przypadku mija się z prawdą. Nie usycham z pragnienia bycia blisko przy moim idolu. Rozumiem, że jest on dla wszystkich fanów i muszę się nim podzielić. Może jestem już za stara, żeby zakochiwać się w swoich idolach do szaleństwa i powtarzać: On jest mój! Reszcie panienek podziękujemy. Jackson nie widział we mnie zwykłej dziewczyny o miękkim sercu, która chciała pomóc jego kumplowi. Postrzegał mnie jako zagrożenie. Co za ograniczony człowiek! Albo ostrożny. Nieważne. Wstyd ustąpił miejsca gniewowi. Czułam, że musze wszystko wyjaśnić. Nie lubię nieporozumień, a zwłaszcza takich w których wychodzę na złą dziewczynę.

- Uspokój się Jackson. – Mark złapał go za rękę i przyciągnął z powrotem w swoją stronę, następnie palnął go otwartą dłonią w tył głowy. W innej sytuacji wyglądałoby to komicznie, jednak nie teraz. – Daj dziewczynie wyjaśnić.

- Jin ma swoje powody, żeby kłamać odnośnie swojej tożsamości. Rozumiem to. – zaczęłam najspokojniej jak umiałam, pomimo skoku adrenaliny. – Uwierz mi, nie chce mu zaszkodzić, ani tym bardziej czerpać korzyści ze znajomości z nim. Jeśli naprawdę jestem dla niego zagrożeniem, nigdy więcej się z nim nie spotkam.

Kłamałam. Tymi słowami chciałam zyskać jego zaufanie. Miałam nadzieję, ze Jackson zrozumie moje dobre intencje.

Chłopak nie zdążył nic powiedzieć, bo wywieźli Jin'a z gabinetu. Było już po badania. Sanitariusz zatrzymał się na chwilę obok nas żeby przytrzymać drzwi, kiedy drugi z nich przejeżdżał przez nie łóżkiem. Chłopcy bez zastanowienia ruszyli za nimi.

- Jackson. – złapałam go za rękę. – Daj mi znać co z nim, proszę. I chyba lepiej będzie, jak na razie nie powiemy Jin'owi, że wiem o wszystkim.

Nic nie powiedział. Strącił moją dłoń i ruszył szybkim krokiem do wind.    


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro