> XLI <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wiktoria POV

Minął tydzień odkąd przyjechaliśmy z Jin'em do domu. Nie robiliśmy w tym czasie nic ciekawego. Spaliśmy do późna, bo do późna rozmawialiśmy wieczorami. Po śniadaniu pomagaliśmy mamie lub babci w kuchni. Czasami Jin znikał z tatą w warsztacie. Zanim wchodziliśmy na górę się myć i spać, oglądaliśmy telewizję z rodzicami w salonie. Rodzinna, sielankowa atmosfera. Zastanawiacie się pewnie jak rodzice dogadywali się z Jin'em. Otóż kupiliśmy rozmówki polsko – angielskie w liczbie sztuk trzy. Dla mamy, taty i Jin'a. Pokazywali sobie nawzajem pytania i odpowiedzi, a jeśli czegoś nie było w książce, to dopisywaliśmy na oddzielnych kartkach oraz Jin miał jeszcze zawsze pod ręką telefon z tłumaczem. Więc ich rozmowy przebiegały często bezgłośnie. Ale dzięki temu ja miała trochę wytchnienia i nie musieliśmy być z Jin'em jak papużki nierozłączki 24h/7 razem.

Dzisiaj żeby przełamać monotonię wybieramy się na zakupy i plażę miejską. Właśnie podjechaliśmy pod galerię. Idziemy zrobić zakupy spożywcze w TESCO. Mama zrobiła nam listę i zadała sobie nawet trud, żeby ze słownikiem ją przetłumaczyć, tak żeby Jin wiedział czego szukać. Czyż ona nie jest kochana? Wierzyłam i ufałam rodzicom. Wiedziałam, że szybko polubią Jin'a.

Szliśmy przez galerię trzymając się za ręce. Coś się we mnie zmieniło przez te kilka dni. Nie boję się już dotyku Jin'a. Nie peszy mnie każda, najmniejsza czułość z jego strony. Wręcz przeciwnie, chcę tego. Gdy za długo nie trzymamy się za ręce lub nie przytulamy raz na jakiś czas, tęsknię za tym. Ostatnimi czasy nawet zaczęłam przejmować inicjatywę, gdy mi tego braknie. Mam na tyle odwagi, żeby dać Jin'owi szybkiego buziaka jak nikt nie widzi. Przytulić się, gdy wieczorem jeszcze rozmawiamy siedząc w pokoju na łóżku. Wziąć go za rękę, gdy spacerujemy. Wiem, że Jin zawsze tego pragnął i jest teraz jeszcze szczęśliwszy. Ale cały czas mam obawy czy powinniśmy się tak angażować, czy tylko nie pogarszamy swojej sytuacji i nie sprowadzamy na siebie niepotrzebnego w przyszłości cierpienia. Bo gdy już nadejdzie czas rozstania, zaboli nas to i to bardzo. A nie chcę tego, zwłaszcza dla niego. Już wystarczająco w życiu przeszedł.

Przemierzaliśmy galerię handlową i mijaliśmy kolejne sklepy, gdy nagle Jin się zatrzymał. Staliśmy akurat obok sklepu jubilerskiego. Spojrzałam na niego pytająco.

- Wiki, tak sobie pomyślałem. Co byś powiedziała, jakbyśmy kupili sobie pierścionki dla par? – zapytał niepewnie.

Byłam lekko zaskoczona. Nie wiedziałam, że lubi takie rzeczy. Lubię pierścionki, a obrączki w szczególności. Osobiście posiadam ich ze trzy. Każda jest z innego okresu edukacji: gimnazjum, liceum i teraz studia. Obecna, czwarta już w zasadzie, jest moim dowodem dozgonnej miłości do BTS.

- Chciałbyś coś takiego nosić? – zapytałam.

- Jesteś już 'poślubiona' BTS. Chcę, żeby i o mnie coś ci przypominało. – uśmiechnął się.

- Zawsze o tobie pamiętam. Nie musisz się o to martwić. – ścisnęłam mocniej jego dłoń.

- Ale, mimo to... - spuścił głowę, zrezygnowany.

- Kupmy najładniejsze srebrne obrączki jakie tu mają.

Powiedziałam radośnie i pociągnęłam go do jubilera. Widziałam, że się rozchmurzył. Tak łatwo go uszczęśliwić.

Staliśmy przed wystawą srebrnych obrączek, bardzo długo. Wszystkie były takie ładne, że nie mogliśmy się zdecydować. Przymierzyliśmy kilka wzorów po kolei. W ostateczności zdecydowaliśmy się na model ozdobiony rombami. Dość unikatowe. 

Były ładnie, nieprzesadzone, cienkie i nawet nie drogie. Dobraliśmy odpowiednie rozmiary i zapłaciliśmy każdy za obrączkę partnera. Potem nałożyliśmy je sobie nawzajem na palce. W Korei nosi się obrączki na lewej ręce, a u nas odwrotnie, ale nie dyskutowałam z tym. Z resztą, na prawej nosiłam pierścionek z BTS.

- Żebyś zawsze o mnie pamiętała. Nawet jak nie będzie mnie przy tobie. - powiedział Jin.

- Żebyś zawsze pamiętał, że nie jesteś sam. I choćby nie wiem jakbyś wątpił w ten świat, patrząc na tą obrączkę, pamiętaj, że zawsze jest ktoś dla kogo jesteś najważniejszy i komuś na tobie zależy. – powiedziała z rosnącą gulą w gardle.

W tej chwili powinniśmy się czule uściskać, ale za dużo ludzi było wokół i dość spora część z nich się na nas gapiła. Więc zadowoliliśmy się tylko mocnym uściskiem dłoni. W domu sobie odbijemy. Ponownie trzymając się za ręce, dotarliśmy do TESCO.

W sklepie byliśmy jakąś godzinę i mieliśmy niezły ubaw, gdy Jin próbował nauczyć się polskich nazw jedzenia. Zdegustowaliśmy sera, czekolady i popiliśmy nowym gatunkiem kawy. Zapakowaliśmy wszystko do bagażnika i pojechaliśmy na plażę.

Nie mieliśmy w planach się kąpać ani opalać. Dlatego usiedliśmy w jednej z wolnych altanek. Jin otoczył mnie ramieniem, a ja bez oporów się w do niego przytuliłam.

- O czym teraz myślisz? – zapytałam Jin'a.

- O tym co będzie na kolację.

- Jakiś ty romantyczny. – prychnęłam – I to cały ty. 'Żyję się po to, aby jeść.' To twoje motto, prawda?

- Jak zawsze dowcipna. – uszczypnął mnie w nos.

- Jin, jak ci u nas jest?

- Dobrze. Twoi rodzice się już chyba do mnie przekonali. Twój tata ostatnio tłumaczył mi coś o silnikach i świecach żarowych w samochodzie, czy jakoś tak.

- Bardzo mnie to cieszy.

- Wiki?

Usłyszałam czyjś głos. Spojrzałam w kierunku postaci zbliżającej się do naszej altanki. Zmierzał do nas mój kolega z liceum – Karol. Lekko się spięłam. Pamiętacie jeden wyjątek ze stada idiotów w liceum? To właśnie on. Moja nieodwzajemniona miłość, która jeszcze jakiś czas temu nadal była żywa.

*************************************
Witam wszystkich! ;)
Dzisiaj krótko i bez polotu...

Rozdział wstawiany w autobusie, w drodze do domu, bo mi się strasznie nudzi ;/ jeszcze 1,5h przede mną. Użyłam wi-fi z bus'a i o dziwo chodzi jak żyleta ;)

Read, vote, comment.
Enjoy! ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro