> XLII <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie Kochani!
Jak tam po  Świętach? Nikt się nie pochorował z przejedzenia ani za mocno nie przytył? Ja się niestety do tej drugiej grupy nie zaliczam ;/ te wszystkie ciasta były zbyt pyszne.

Odblokowało mnie, hurra! Wczoraj, skromnie stwierdzę, napisałam kawał dobrego tekstu. Powiem Wam coś, tylko mnie źle nie zrozumcie. Alkohol czasem zbawiennie działa na umysł i dodaje weny twórczej :) (osoby niepełnoletnie - proszę tego jeszcze nie stosować) :D

Tak więc zapraszam do czytania nowego rozdziału.

Read, vote, comment!
Enjoy! :*
**************************************************************************

Jin POV

- Wiki?

Usłyszałem męski głos wołający imię dziewczyny. Spojrzałem na chłopaka, który się zbliżał w naszą stronę. Był wysoki, pewnie nawet wyższy ode mnie, dobrze zbudowany i cholera jasna (!) przystojny. Miał blond włosy, modnie obcięte. Uśmiechał się do nas szeroko. Ubrany w luźne hawajskie spodenki i tank top, pokazywał zbyt wiele umięśnionego ciała. Poczułem się przy nim niepewnie i dziwnie mały.

Wiki się spięła i odsunęła ode mnie, co bardzo mnie zabolało. Spojrzałem na nią. Miała wzrok utkwiony w chłopaka. Przez sposób w jaki na niego patrzyła, nie miałem wątpliwości z kim mam do czynienia. Jej pierwsza i nieodwzajemniona miłość. Fakt ten popsuł mi jeszcze bardziej humor. Najchętniej wziąłbym ją teraz za rękę i ignorując gostka, opuścił plażę.

- Wiki, to naprawdę ty. Tak dawno się nie widzieliśmy.

To powiedziawszy, podszedł blisko do dziewczyny, poderwał ją z siedzenia i przytulił. Otworzyłem szeroko oczy z niedowierzania. Czy ja jestem niewidzialny? Czy nie zauważył, że jeszcze chwilę temu ona przytulała się do mnie.

- Karol, cześć. – powiedziała trzęsącym się głosem.

Nie podobało mi się to, w jaki sposób ten kolo działał ma Wiki. Ze stanowczej, pewnej siebie dziewczyny, która potrafiła rozstawiać mnie po kątach, została kupka dygoczącej galaretki, uciekającej wzrokiem. Chwyciłem ją za rękę, żeby dodać jej otuchy, a także samolubnie przypomnieć o swoim istnieniu. Zauważyłem zdziwiony wzrok nowoprzybyłego. Wiki spojrzała na mnie przelotnie.

- Pozwól, że ci przedstawię mojego chłopaka. – zaczęła po angielsku – Poznaj SeokJin'a.

Brwi chłopaka niemalże spotkały się z linią włosów. Nie wiem co go tak dziwiło. Język angielski? Mój wygląd? Czy nasz status?

- Jestem Jin.

Chłopak niepewnie uścisnął moją wyciągniętą dłoń.

- Jestem Karol.

Jego angielski był kiepski. Nawet na tak prostym zdaniu się jąkał.

Tylko tyle do mnie powiedział. Następnie zaczął rozmawiać z Wiki po polsku. Nadal rzucał mi ukradkowe spojrzenia i miałem wrażenie, że w pewnym momencie mówili o mnie. Wiki zaczęła się do niego uśmiechać, co bardzo mi się nie podobało. Wkurzało mnie też, że gościu co jakiś czas dotykał ramienia dziewczyny, do czego nie miał prawa!

Stałem tam jak debil i patrzyłem na parę gołąbków gruchających o przeszłości. Nie wiem ile to trwało, dla mnie wieczność. Z minuty na minutę coraz bardziej chciałem ukatrupić tego faceta. W końcu mam wrażenie zaczęli się żegnać. Tylko czemu wyciągnęli swoje telefony? Nie mówcie mi, że wymienili się numerami telefonów i zamierzają być w kontakcie?

- Miło było cię poznać. – po całym tym czasie gościu przypomniał sobie o moim istnieniu i wyciągnął dłoń na pożegnanie.

Podałem mu swoją i powstrzymałem się przed zmiażdżeniem jej. Byłem na tyle nieuprzejmy, że nie odpowiedziałem 'Mnie również'. Po co miałem kłamać? Wystarczy, że nieszczero się uśmiechnąłem. Karol zniknął, a my opadliśmy z powrotem na siedzenie. Nie miałem nastroju na cokolwiek. Chciałem wrócić do domu i zamknąć się w pokoju. Byłem jakoś zmęczony psychicznie.

- Wow, tak dawno go nie widziałam. Ostatni raz po zakończeniu liceum, dwa lata temu. – powiedziała Wiki, patrząc w dal zamyślona.

Musiałem potwierdzić jedną rzecz.

- To był... – zacząłem.

- Tak. – przyznała – Nie gniewaj się, że tak rozmawialiśmy. Mamy dużo wspólnych wspomnień.

- Wiem. Wiki, czy możemy wracać do domu? – powiedziałem smętnie.

- Jeśli chcesz, to tak.

Wiktoria POV

Spotkanie Karola dzisiaj było prawdziwą niespodzianką. Początkowo byłam spięta, ze względu na to kim był. Nigdy nie potrafiłam z nim łatwo rozmawiać. Onieśmielał mnie i nie umiałam sformułować składnego zdania. Potem jednak się rozluźniłam. Gdy Jin wziął mnie za rękę poczułam się pewniejsza i mogłam spokojnie z nim porozmawiać. Wspominaliśmy stare czasu. Obgadaliśmy wspólnych znajomych. Wymieniliśmy doświadczenia odnośnie studiów. Żeby pozostać w kontakcie wymieniliśmy się numerami telefonów. Jakiś czas temu zastanawiałam się u niego słychać i muszę przyznać, że to spotkanie poprawiło mi humor.

Nie mogę powiedzieć tego samego o Jin'ie. Jak tylko Karol sobie poszedł, od razu chciał wracać do domu. Teraz w samochodzie siedzi jak struty i się nie odzywa. Nie wiem co mu się stało.

- Jin, coś się stało? – zapytałam nie mogąc znieść tej ciężkiej atmosfery.

- Nic się nie stało. – odburknął, nawet na mnie nie patrząc.

- Przecież widzę, że coś jest nie tak. Może coś cię boli? Albo jesteś głodny? – zażartowałam.

- Po prostu prowadź, dobrze. – rzucił przez zęby.

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Pierwszy raz się tak do mnie odezwał. Był zły. Tylko nie rozumiem dlaczego. Co mu takiego zrobiłam, żeby zasłużyć na takie traktowanie? Spojrzałam na niego. Miał zamknięte oczy i twarz odwróconą w stronę okna. Na czole była widoczna zmarszczka. Co mu się stało?

Gdy wjechaliśmy pod dom, nie zdążyłam zaciągnąć ręcznego, a tym bardziej się odezwać, Jin odpiął pasy i wysiadł z samochodu. Byłam coraz bardziej zszokowana i zdenerwowana tą sytuacją. Nie lubię nieporozumień i niedomówień. Jeśli coś źle zrobiłam, to niech mi to powie. Wścieknie się i mnie opieprzy. To już byłoby lepsze niż to milczenie. Bez słowa pomógł mi wyjąć zakupy z bagażnika. W ciszy weszliśmy do domu.

- Jesteśmy. – zawołałam.

- Jestem w kuchni. – usłyszałam mamę.

Jin zdjął buty i nawet na mnie nie czekając poszedł za głosem mojej rodzicielki.

- Dzień dobry. – usłyszałam jak się wita.

- Witaj, synu. Połóż to na stole.

Zrobił to, a ja poszłam w jego ślady.

- Dziękuję, dzieci. – mama się do nas uśmiechnęła – Jesteście głodni? Obiad już prawie gotowy.

- Ja przepraszam. Pójdę na górę. Nie jestem głodny. – powiedział Jin i nie czkając na naszą reakcję po prostu wyszedł.

Spojrzałyśmy po sobie pytająco.

- Coś się stało? – zapytała mama – To dziecko nigdy nie odmawiało jedzenia.

- Nie wiem o co chodzi. Jest taki odkąd na plaży spotkaliśmy Karola. – wzruszyłam ramionami.

- Karola? Tego Karola?

- Tak. – pokiwałam głową.

- Opowiedz co się dokładnie wydarzyło.

Usiadłyśmy przy stole. Mama nalała mi zimnego soku. Streściłam jej szybko przebieg naszego spotkania i to o czym rozmawialiśmy.

- Wiki kochanie, myślę że Jin jest zazdrosny. – powiedziała.

- Zazdrosny? Niby o co?

- Jest zazdrosny i urażony, ponieważ kompletnie go zignorowałaś i rozmawiałaś, i przytulałaś, i uśmiechałaś do innego.

To co mama mówi ma sens. Dlaczego się nie domyślałam? A przede wszystkim dlaczego dopuściłam do takiej sytuacji? Przecież on powinien być dla mnie najważniejszy. A ja go zlałam i miałam ubaw rozmawiając z moim niedoszłym. I on to wszystko widział. Aish! Cholera jasna! Musiało go to mocno zaboleć, skoro stracił apetyt.

- Chyba powinnam z nim pogadać. – stwierdziłam cicho.

- Powinnaś. Pomogę ci w tym trochę.

Mama wstała od stołu, wyjęła z szafki tacę, naczynia i sztućce. Do miski nalała zupę. Na talerz włożyła ryż, kotleta i sałatkę. W szklankę nalała zimnego soku. To wszystko postawiła na tacy, dołożyła sztućce i mi podała.

- Może będzie łaskawszy, gdy z tym przyjdziesz i poczuje ten smaczny zapach. – puściła do mnie oczko.

- Dzięki. – uśmiechnęłam się i zgarnęłam tacę ze stołu.

Drzwi do jego pokoju były uchylone. Zastanawiałam się czy zapukać. Po chwili jednak stwierdziłam, że nie mam wolnej ręki i weszłam, pchając drzwi stopą. Jin leżał na łóżku, plecami do drzwi. Nie zareagował na moje pojawienie się. Postawiłam tacę na biurku i powoli do niego podeszłam. Usiadłam obok na łóżku. Nadal leżał nieruchomo.

- Przepraszam. – powiedziałam – Za to...na plaży. Źle postąpiłam. Musisz czuć się okropnie. Przepraszam. Nie chciałam żeby tak wyszło. Zagadałam się jak głupia. Nie powinnam była. Przepraszam. – trajkotałam jak najęta, dopóki Jin się nie odwrócił i nie przytulił mnie od tyłu.

- Jest w porządku. Nie gniewam się. – powiedział.

- Rozumiem co zrobiła źle i dlaczego jesteś zły, masz do tego prawo.

- Nie jestem już zły. – odwrócił moją twarz w swoją stronę.

- Jest mi naprawdę przykro. Prze...

Jin skutecznie skończył mój słowotok całując mnie. Było tak przyjemnie. Żeby się tak godzić, mogę kłócić się codziennie. Powoli zaczęła boleć mnie szyja, wygięta pod nienaturalnym kątem. Zmieniłam więc pozycję. Jin ponownie leżał, a ja wisiałam nad nim. Pogładziłam go po policzku, a następnie złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach, który po chwili chłopak pogłębił. Świat przestawał powoli istnieć. Kręciło mi się w głowie i liczył się tylko nasz dotyk. Zaczęło brakować nam tchu. Jin spojrzał na mnie, z uśmiechem i odgarnął mi włosy z twarzy.

- Kontynuowałbym, ale ten smakowity zapach trochę mnie rozprasza. – szepnął.

Prychnęłam śmiechem. Taki tekst, w takim momencie mógł powiedzieć tylko Jin. Cały on.

- Smacznego!

Cmoknęłam go jeszcze w policzek i wstałam, umożliwiając mu to samo. 

**********************************************
P.S. Zapamiętajcie postać Karola. W przyszłości może namieszać. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro