> XLIII <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam Wszystkich! :)
Minął tylko albo aż tydzień od ostatniego rozdziału, a mam wrażenie że bardzo dawno mnie tu nie było. 
Tęskniliście choć trochę? ;)

zapraszam na nowy rozdział!

read, vote, comment!
Enjoy! :*
***********************************************************************

Wiktoria POV

Nim się obejrzeliśmy minęła połowa lipca. Dni płynęły spokojnie i wszyscy byli szczęśliwi. Powiem wam coś w tajemnicy, nie mówcie nic Jin'owi. Od dnia, w którym spotkaliśmy Karola na plaży, utrzymujemy kontakt. Piszemy głównie na facebook'u wieczorami, bo smsy byłyby zbyt podejrzane i musiałabym powiedzieć o tym mojemu chłopakowi, a to na pewno popsułoby mu humor i znowu byłaby afera. Wspominamy z Karolem nasze stare czasy. To jak pożyczył ode mnie ołówek w pierwszej klasie liceum a oddał w ostatniej. Jak ciężko szła nam praca w grupie na polskim. Albo to jak uczyliśmy się wspólnie na WOS. Napisał, że te chwile najlepiej wspomina, że byłam dla niego motywacją do nauki. Nigdy nam się tak dobrze nie rozmawiało.

Czuję się trochę winna w stosunku do Jin'a. Jakby nie było rozmawiałam z innym za jego plecami. Czy to nie zdrada? Ale on też ma starych znajomych, z którymi jest w kontakcie. Chociaż może nie są to dziewczyny. Aish! Nieważne. Nie robię niczego złego.

Dzisiaj rodzice wybierają się na urodziny przyjaciółki mojej mamy z czasów szkoły średniej, więc musimy sami zadbać o swój obiad. Jeszcze nie wiem co ugotuję. A może zrobi to Jin? Pewnie umie lepiej pichcić niż ja.

Ubrałam się w krótkie ogrodniczki i koszulę w biało – niebieską kratę. Na nogi wciągnęłam japonki, które latem robiły za moje kapcie do chodzenia po domu. Włosy związałam w luźny kucyk na czubku głowy. Miałam ochotę zmienić ich kolor, ale nie zdecydowałam się jeszcze na nic konkretnego.

Zeszłam na dół. Rodzice siedzieli w kuchni i przy porannej kawie debatowali o dzisiejszej imprezie. Zachowywali się jak nastolatki. Ustalali ile alkoholu powinni zabrać ze sobą, w co się ubrać i jak długo zostaną. No tak, ta impreza jest na powietrzu – grill lub ognisko i każdy może przynieść co chce.

- Dzień dobry. – przywitałam się i cmoknęłam każde z osobna w policzek.

- Witaj kochanie. Jakaś ty dzisiaj radosna. – powiedziała mama.

- Cieszy się, że wieczorem mają chatę wolą. – zażartował tata, za co dostał gazetą po głowie od mamy.

- Nawet tak nie żartuj. Nie chcę zostać babcią. – powiedziała poważnie mama.

- Przypominam, że jesteś już babcią. – powiedziałam.

Zgadza się, moje starsze siostry mają już dzieci. Jedna trzyletnie bliźniaczki, a druga dwuletniego chłopca.

Mama zmroziła mnie wzrokiem.

- Nie chcę zostać nią ponownie dzięki tobie.

- Spokojnie mamo. Nie mam na razie dzieci w planach.

- Tosiu, nie przesadzaj. Wiktoria i Jin to mądrzy, młodzi ludzie. Nie zrobią nic głupiego. – wstawił się za nami.

Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.

Rodzice wyjechali o piętnastej. Pomachaliśmy im na pożegnanie, stojąc na schodach.

- Ok. Teraz musimy zrobić obiad. - powiedziałam gdy samochód rodziców zniknął za zakrętem.

- Masz ochotę na coś konkretnego? - zapytał Jin, otaczając mnie ramieniem.

Weszliśmy do domu i poszliśmy do kuchni. Stanęliśmy przed otwartą lodówką, ale to nas nie natchnęło do działania. Więc ją zamknęliśmy i usiedliśmy przy stole.

- Chcemy coś prostego i szybkiego czy coś wytwornego? - zapytałam.

- Sam nie wiem. Ja jem wszystko. - puścił do mnie oczko.

No tak. Mój kochany odkurzacz!

- Co byś powiedział na to żebyśmy zrobili pizzę?

- Nie łatwiej zamówić?

- W ten sposób nie będzie żadnej zabawy. Co będziemy robić cały dzień sami?

- Już ja bym coś wymyślił. - wyszczerzył się. Zboczeniec jeden!

- Powściągnij swą wyobraźnię. Bierzemy się do roboty. A wieczorem... - musiałam się zastanowić - ...robimy sobie maraton 'Zmierzchu' i zajadamy popcorn.

- Boże, za co mnie tak karzesz? - westchnął niezadowolony.

Tak jak powiedziałam zabraliśmy się za pizzę. Wyciągnęliśmy wszystko co będzie nam potrzebne z szafek i lodówki. Przygotowaliśmy warzywa i wędlinę na farsz i wstawiliśmy to do podsmażenia na patelnię. Nasypałam mąkę, wodę, drożdże i inne składniki na ciasto do miski i dałam Jin'owi do zagniecenia.

- Naprawdę ja muszę to robić? - zapytał wydymając usta jak małe, niezadowolone dziecko.

- Tak. Ja mam za długie paznokcie.

- To ma być wymówka, serio?

- Nie marudź i do dzieła.

Podeszłam do niego bliżej i odwróciłam w swoją stronę. Spojrzał na mnie pytająco. Przełożyłam mu przez głowę fartuch kuchenny, różowy – ulubiony kolor Mojej Księżniczki ( jakkolwiek to brzmi ;) ) i przytulając się do niego, sięgnęłam do tyłu, aby go zawiązać. Jin był lekko zaskoczony i nawet mnie nie objął. Odsunęłam się od niego. Dotknęłam dłonią jego policzka i dałam szybkiego buziaka w usta.

- Włóż w to ugniatanie dużo miłości. - szepnęłam mu do ucha.

- Lisica z ciebie. - powiedział, gdy odeszłam i stanęłam przy kuchni gazowej.

- Potrzebowałeś motywacji. - puściłam mu oczko.

Coś tam jeszcze mamrotał pod nosem jaką to przebiegłą kobietą jestem, ale w końcu włożył ręce do miski i zaczął wyrabiać ciasto. Po paru chwilach farsz był już dobry i mogłam zdjąć go z ognia. Gdy to zrobiłam, podeszłam do Jin'a, który nadal zawzięcie miętolił ciasto na spód pizzy.

- Może już jest dobre. - powiedziałam.

- Sprawdź.

Pochyliłam się do miski i dotknęłam palcami cista. Było już dobre. Zanim się spodziałam, Jin wymazał moją twarz mąką ze swoich brudnych rąk. Uciekł szybciej, niż ja podniosłam na niego wzrok. Stał po drugiej stronie stołu i śmiał się zadowolony ze swojego diabelskiego uczynku. Zmroziłam go spojrzeniem, którego się nawet nie przestraszył.

- Ty... - zaczęłam.

- Taka mała zemsta.

- Zacząłeś z niewłaściwą osobą. - rzuciłam.

Chwyciłam garść mąki z paczki i rzuciłam nią w Jin'a. Miał umorusany cały nos, usta i byłyby oczy gdyby nie okulary. Dmuchnął przed siebie, żeby pozbyć się mąki z ust i nosa, przez co po kuchni rozniosła się biała chmura. Zdjął ostrożnie okulary i odłożył je na bok. Spojrzał na mnie zaciskając zęby.

- To. Było. Bardzo. Złe. Posunięcie. - powiedział powoli.

Zaczęliśmy się ganiać dookoła stołu, obsypując się mąką. Po chwili już biegaliśmy po całej kuchni, zostawiając po sobie spustoszenie. W końcu poplątały nam się strony w którą kto powinien uciekać i wpadliśmy na siebie. Śmialiśmy się jak debile.

- Mam cię. - powiedział Jin.

- Albo ja ciebie. - pokazałam mu język.

Ponownie dostałam mąką w twarz i na tym się nasza mała 'wojna' skończyła.

- Twoja mama nas zabije, jak zdemolujemy jej kuchnię.

Spojrzałam na pomieszczenie. To był obraz nędzy i rozpaczy. Wszędzie byłbiały pył z mąki. To już chyba wiem co będziemy robić przez następną godzinę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro