> XVIII <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiktoria POV

Nie widziałam Jin'a od jakiegoś czasu. Wiem że wyszedł ze szpitala dwa dni po przyjęciu. Jackson przysyłał tylko zdawkowe smsy do Kai.

Zaczynam myśleć, że mój czas z nim się skończył i trzeba wrócić do rzeczywistości. Bajka była dość przyjemna nie licząc kilku momentów, ale się skończyła.

Jest już po dwudziestej i zmierzcha. Wracam właśnie z Galerii, z CCC, gdzie byłam oddać buty na reklamację. Teraz takie badziewie a nie buty robią. Po miesiącu użytkowania się rozpadły. Otulam się szczelniej swetrem, bo pomimo że mamy maj to wieczorami jest jeszcze chodny wiatr.

Zbliżam się do przystanku MPK, na którym widzę jakieś zamieszanie. Grupka pięciu kibiców - mimo że mają klubowe szaliki nie wiem jakiej drużyny, nie znam się na tym- nacierają na jednego chłopaka. Za tym nieszczęśnikiem stoi roztrzęsiona, mała blondynka. Pewnie ci faceci się jej naprzykrzali, a on stanął w jej obronie. Reszta ludzi czekających na autobus odsunęła się pod stojący w bezpiecznej odległości kiosk. Znieczulica ludzka nie zna granic! Dlaczego nikt mu nie pomoże!

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam pod 112, żeby wezwać policję. Czułam, że tylko tyle mogę zrobić. Obeszłam przystanek dookoła, chcąc niezauważona podejść i pomóc zdenerwowanej dziewczynie. Wtedy też usłyszałam co mówią kibole i „bohater".

- I co żółtku, strach cię obleciał?

- Nie powinno cię tu być. Polska dla Polaków.

Mówili jeden przez drugiego, co i rusz tryksając chłopaka, chcąc go sprowokować do walki. On odpowiadał im po angielsku, co złościło ich jeszcze bardziej.

Podeszłam do dziewczyny i odciągnęłam ją całego zamieszania. W tym momencie chłopak, który jej pomógł odezwał się po koreańsku. Nie zrozumiałam co powiedział, ale rozpoznałam ten głos. Odwróciłam się w jego stronę i przyjrzałam się dokładnie jego sylwetce. Tych szerokich ramion nie idzie pomylić. Jin! Dlaczego ja go wcześniej nie rozpoznałam?

Sytuacja stawała się coraz gorsza. Wściekli jak osy kibole szykowali pięści do boju i po chwili zaczęli się bić. Jin przegrywał, obrywając raz za razem. Nagle jeden z nich wyciągnął nóż. O Mój Boże!

Zauważyłam nadjeżdżający autobus. Nie zwracałam uwagi jakiej linii. Gdy tylko otworzyły się drzwi, wepchnęłam do niego małą blondynkę i powiedziałam kierowcy, żeby zamknął wszystkie drzwi oprócz ostatnich. Jak strzała przebiegłam długość pojazdu. Wyskoczyłam przez otwarte drzwi, wbiegłam pomiędzy bijących się chłopaków i wepchnęłam Jin'a do autobusu. Gdy byliśmy już w środku, kierowca zamknął drzwi i ruszył. Upadliśmy oboje na podłogę. Zanim się oddaliliśmy, zobaczyłam zszokowane miny napastników, gdy zostali złapani przez policjantów.

Leżeliśmy na podłodze, ja pod Jin'em, który był ledwo żywy.

- Yah! Michingo ma! Chugule! - wydarłam się na niego.

Spojrzał na mnie półprzytomnie.

- Wiktoria. - wyszeptał i zemdlał.

- Super. -mruknęłam do siebie.

Wygrzebałam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do Jackson'a. Odebrał po drugim sygnale.

- Wiktoria? Czemu do mnie dzwonisz? - zapytał niemalże wrogo.

Też się cieszę, że cię słyszę.

- Mamy problem i potrzebuję twojej pomocy. Chodzi o Jin'a.

- Co się stało? - słychać było, że się zdenerwował.

- Zemdlał. Jestem teraz w autobusie numer #xx#, na przystanku #nazwa#.

- Wysiądź za dwa przystanki, na #nazwa#. Będę tam

- Dzięki.

Rozłączyliśmy się.

Spojrzałam na Jin'a. Dotknęłam jego rozciętej wargi. Przepraszam, że nie rozpoznałam cię wcześniej.

Rozejrzałam się dookoła. Wszyscy się na nas patrzyli. Niektórzy nawet powyciągali telefony komórkowe i robili zdjęcia lub kręcili filmiki. Co za naród! Zauważyłam w oddali dziewczynę, której Jin pomógł. Skinęłam na nią, podeszła do mnie niepewnie.

- Wszystko w porządku? - zapytałam.

Pokręciła tylko przecząco głową i wskazała na Jin'a.

- Nic mu nie będzie. Spokojnie. - uśmiechnęłam się lekko.

W autobusie rozległ się głos oznajmujący nazwy przystanków. Byliśmy już na tym, na którym kazał wysiąść mi Jackson. Przez okno zobaczyłam jego i Mark'a. Gdy drzwi się otworzyły, wpadli do środka i wynieśli nieprzytomnego Jin'a. Podniosłam się z odłogi i wyszłam za nimi, za mną zaś podążyła mała blondynka.

- Co się stało? - zapytał Jackson.

- Stanął w obronie dziewczyny. - wskazałam na nieznajomą – Oberwał kilka razy i jak to on w stresowych sytuacjach, zemdlał. - wyjaśniałam po krótce.

Jakoś dziwnie się czułam. Zaczęło kręcić mi się w głowie.

- Jak masz na imię? - zapytał Mark dziewczynę.

Chyba nie zrozumiała, bo nie odpowiedziała.

- Zabierzemy was do szpitala. - powiedział Jackson.

Zaczęliśmy iść w kierunku auta Mark'a. Coraz gorzej kręciło mi się w głowie. Przy kolejnym kroku straciłam grunt pod nogami i nastała ciemność.

Jin POV

Otworzyłem oczy i oślepiło mnie jasne światło. Dobrze je znam. Szpital! Co ja tu znowu robię? Nie minęło dużo czasu odkąd z niego wyszedłem ostatnim razem.

- Ostatnio często się widujemy, panie Kim. - usłyszałem słowa mojego neurologa.

Spojrzałem w jego kierunku. Stał obok mojego łóżka z kartą w ręce, zapisując coś w niej. Po chwili spojrzał na mnie i się uśmiechnął.

- Co się stało? - zapytałem.

- Ktoś pana napadł, czy coś takiego. - powiedział wzruszając ramionami – Proszę się nie martwić. Ma pan kilka siniaków, obtarć i rozcięta wargę.

- Pocieszające. - mruknąłem.

- Wyjdzie pan jutro po południu. - powiedział i wyszedł.

Leżałem patrząc się w sufit. Znów szpital i nieprzyjemne wspomnienia z nim związane. Chcę do domu. Powiedział, że ktoś mnie napadł? Pogrzebałem w pamięci, żeby przypomnieć sobie, co się stało zanim urwał mi się film.

Wracałem z serwisu komputerowego, bo mój laptop zaczął świrować. Stałem za przystanku i czekałem na MPK-a, bo nie chciałem wracać na piechotę. Strasznie noga mnie bolała. Nabierałem przez to coraz większego przekonania, że muszę iść do ortopedy. Jutro do niego zadzwonię. Postanowione. Na przystanku stało kilka osób. W pewnym momencie dołączyli do nas kibice jakiejś drużyny piłkarskiej. Byli podpici, głośni i trochę agresywni. Zaczęli zaczepiać bezbronną blondynkę i robić niestosowne uwagi. Nikt nie reagował. Co z tymi ludźmi?! Odsunęli się na bezpieczna odległość i wsadzili nosy w telefony. Mężczyźni zmniejszyli dystans pomiędzy sobą a prawie płaczącą dziewczyną. Była otoczona. Jak jakiś Superman wszedłem pomiędzy nich i zasłoniłem sobą dziewczynę. Napastnicy zaczęli mnie wyzywać i przeklinać, tak przynajmniej mi się wydawało, bo nic nie rozumiałem, ale ich słowa miały negatywny wydźwięk, no i cała ta sytuacja... Poczułem jak dziewczyna za mną się oddala. Oberwałem kilka razy z liścia. Szturchali mnie żebym i ja ich zaatakował. Nie jestem najlepszy w bójkach, zwłaszcza od kiedy z praworęcznego musiałem stać się leworęczny. Jednak gdy jeden uderzył mnie pięścią i rozciął wargę, nie pozostałem mu dłużny i też oberwał. Potem szczęście mnie opuściło. Ja obrywałem a oni unikali moich ciosów. Nagle jeden z nich wyciągnął nóż. Już nie żyję! Nie wiem kiedy i jak znalazłem się w autobusie. Wydawało mi się, że widzę Wiktorię, a potem straciłem przytomność.

Westchnąłem ciężko. Dlaczego w takiej chwili miałbym widzieć Wiktorię? Niby jakim cudem miałaby tam być? Podniosłem się di pozycji półsiedzącej. Spojrzałem na swoją lewą zabandażowaną rękę, drugą dotknąłem bolącej wargi. Bohatera zachciało mi się strugać.

Rozejrzałem się po sali. Byłem na SOR-e. W drzwiach zauważyłem wchodzącego Jackson'a. Szedł w moim kierunku.

- What's up, bro? Lepiej się czujesz? - zapytał siadając przy moim łóżku.

- Bywało gorzej. Jak się tu znalazłem?

- Przywieźliśmy cię z Mark'iem. - powiedział jakby to powinno być oczywiste.

- Skąd wiedzieliście gdzie jestem i że potrzebuję pomocy? - to było dla mnie zagadką.

- Wiktoria do nas zadzwoniła. - czemu on nie może odpowiadać bardziej rozbudowanymi zdaniami.

- Co takiego!?

- Ciii.... - uciszyła mnie przechodząca pielęgniarka. Wymamrotałem przepraszam.

- Nie wiele wiem. - zaczął – Byłem u Mark'a, gdy zadzwoniła Wiktoria i powiedziała że zemdlałeś, że jesteście w autobusie i potrzebuje pomocy. Przyjechaliśmy na kolejny z rzędu przystanek i zawieźliśmy waszą trójkę do szpitala.

- Trójkę? - zapytałem zdziwiony.

- Nieprzytomnych ciebie i Wiktorię, i dziewczynę która podążała za nią.

- Czekaj moment. Wiktoria też była nieprzytomna? Przecież mówiłeś że do ciebie dzwoniła.

- Zemdlała jak wysiedliśmy z autobusu.

- Co się jej stało? - rósł we mnie niepokój. A co jeśli coś się jej stało przeze mnie?

- Miała rozciętą rękę, straciła dużo krwi i zemdlała. Jest tam, na końcu sali. - wskazał ręką w odpowiednim kierunku.

Spojrzałem w tamta stronę. Połowa postaci była zasłonięta parawanem. Widziałem tylko wystającą spod przykrycia stopę i inną dziewczynę siedzącą przy łóżku Wiktorii. Pewnie dziewczyna, której pomogłem.

- Nie martw się. Nic jej nie będzie. Założyli jej szwy i teraz odpoczywa. - powiedział Jackson gdy długo się nie odzywałem.

- Tak, wiem. Skąd ona się tam wzięła? - mamrotałem pod nosem.

- Nie wiem. Może zapytamy się tej dziewczyny? Chociaż nie wiem czy nam coś powie. Nie odzywa się ani słowem.

Nie odzywa się? Dlaczego? Może nie rozumie angielskiego? Albo jest niemową? Lub przez zwykły szok?

- O. idzie do nas. - usłyszałem głos Jacksona.

Odwróciłem głowę i faktycznie szła w naszą stronę. Miała sympatyczną twarz, na której wyróżniały się duże, niebieskie i przestraszone oczy. Mogła być w podobnym do nas wieku. Stanęła nieśmiało obok mojego łóżka. Nie patrzyła na mnie wprost, rzucała tylko ukradkowe spojrzenia.

- Jak się czujesz? - zapytałem milutko. Cisza. - Rozumiesz angielski? - pokiwała twierdząco głową. Uff... jakoś się dogadamy.

- Dziękuję. - powiedziała tak cicho, że nie byłem pewny czy dobrze usłyszałem.

- Nie ma za co. Dobrze się czujesz?

- Tak. Dostałam coś na uspokojenie.

- Siadaj. - powiedział Jackson, ustępując jej miejsca na stołku.

Dziewczyna posłusznie usiadła.

Chciałem się jej przedstawić, ale nie wiedziałem czy prawdziwym imieniem. Co jeśli będzie rozmawiać z Wiktorią? Raz kozie śmierć.

- Jestem SeokJin. A ty? - wyciągnąłem do niej rękę.

- Ewa. - ujmuje delikatnie moją dłoń.

- Miło mi cię poznać. - uśmiecham się – Mogłabyś mi powiedzieć jak się znaleźliśmy autobusie? Pamiętam jak biłem się z tymi kibolami, a potem że jestem w autobusie. Nie mam pojęcia jak się tam znalazłem.

Ewa chwile intensywnie myślała. Spojrzała na koniec sali a potem na mnie.

- Tamta dziewczyna nam pomogła. - wskazała na łózko Wiktorii. - Wepchnęła nas do autobusu jak tylko się zatrzymał.

Szczegółowo opisała działania Wiktorii przed, po i w autobusie. Z każdym jej słowem rósł we mnie podziw dla Wiki. Skąd miała na to wszystko odwagę? Jest przecież dziewczyną. I nie bała się wskoczyć między okładających się facetów.

Jej kolejne słowa spowodowały, że poczułem ukłucie w sercu.

- Jeden z tych gości miał nóż i jak po ciebie wyszła, skaleczył ją. Nawet tego nie zauważyła. Była przejęta tylko twoim stanem. Strasznie się bałam.

Ewa zaczęła płakać i nie była w stanie mówić dalej.

Przejęta tylko moim stanem? Jackson powiedział, że straciła dużo krwi, więc to nie mogła być byle jaka rana. I nawet tego nie zauważyła? Dlaczego miałaby się mną przejmować? Przecież jestem tylko studentem z wymiany. A może... Wiktoria wie kim jestem? Nie to nie możliwe. Powiedziałaby coś, prawda?

Spojrzałem w jej kierunku. Chciałem zobaczyć jak się ma. Wstałem ostrożnie z łózka. Jackson oponował, ale w końcu nic mi się wielkiego nie stało.

Podszedłem do niej i odsunąłem parawan. Spała. Wyglądała tak spokojnie. Czy ona się uśmiecha? Może ma miły sen. W oczy rzuciła mi się zabandażowana od łokcia w górę ręka. To faktycznie wygląda na poważną ranę. Jak ja mam się jej teraz odwdzięczyć? Ryzykowała dla mnie zdrowiem i życiem, a ja ją okłamuję. Ta dziewczyna jest jak mój Anioł Stróż, zawsze pojawia się w odpowiednim momencie. Pójdziesz do piekła niewdzięczniku! Ująłem jej zdrową rękę. Była taka przyjemna w dotyku. Gdy na jej serdecznym palcu zobaczyłem pierścionek z napisem: BTS*12.06.2013r zamarłem. Jednak jest fanką BTS! Zna mnie? Może poznała zespół dopiero po moim odejściu, w końcu nie byłem z nimi długo?

Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu Wiktorii. Spojrzałem na wyświetlacz. Kim NamJoon? Ten Kim NamJoon?! Jakim cudem o do niej dzwoni? A może to jednak mój telefon? Może się w tym całym zamieszaniu znowu zmieniliśmy. Ale ja nie mam takiego dzwonka. Byłem w głębokim szoku. Co tu się do cholery dzieje?

Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. To był Jackson.

- Coś ty taki blady? Źle się czujesz? - przyglądał się uważnie mojej twarzy.

- Czegoś nie rozumiem. - zacząłem powoli – Właśnie odkryłem że Wiktoria jest fanką BTS. - wskazałam na jej dłoń – A gdyby tego było mało, przed chwilą dzwonił do niej jeden z moich przyjaciół.

Jackson nawet nie był zaskoczony. Nie takiej reakcji się spodziewamy. A może on o wszystkim wiedział? On jej powiedział? Jackson ze spuszczoną głową przyglądał się ręce Wiktorii. Powiedź coś do cholery! Nie zdążył, telefon znowu zaczął dzwonić. Byłem zdenerwowany, bardziej wkur.... na maxa. Ze złością chwyciłem telefon i odebrałam zanim Jackson z przerażoną miną mnie powstrzymał.

- Wiktoria-ssi, it's NamJoon.

- Noona, Annoyonghaseyo JungKook-imnida.

Powiedzieli niemalże jednocześnie lider i maknee. To nie jest ich pierwsza rozmowa. Od jak dawna się „znają"?

- NamJoon. JungKook. - powiedziałem przez zęby.

- Hyung! - usłyszałem zdziwiony głos maknee.

- Przecież dzwoniłem do Wiktorii? Pomyliłem numery?

- Nie pomyliłeś. Tak się składa, że jesteśmy razem, a wasza noona śpi i nie może odebrać.

Nastała cisza. Zabiłem im ćwieka. Nie spodziewali się że ja odbiorę. A to co powiedziałem dopełniło dzieła.

- Musicie mi chyba coś wyjaśnić. - dodałem.

NamJoon opowiedział mi w jaki sposób nawiązał się ich kontakt z Wiktorią. Ona wiedziała kim jestem od początku. - ten fakt krążył mi ciągle w głowie.

- Dlaczego mi nic nie powiedzieliście? - zapytałem bez sił.

- Noona nie chciała cię martwić. Powiedziała, że musiałeś mieć swoje powody, żeby ją okłamać. Rozumiała to.

Spojrzałem na dziewczynę. W jaki sposób mnie jeszcze zaskoczysz?

- Hyung, nie gniewaj się na noonę. To naprawdę wspaniała dziewczyna. - powiedział JungKook.

Nic już nie wiedziałem. Miałem mętlik w głowie.

- Porozmawiamy innym razem. Jest już późno. Na razie. - rozłączyłem się nie czekając na odpowiedź.

Położyłam telefon na szpitalnej szafce. Zwiesiłem ciężko głowę.

- Co powiedzieli? - zapytał Jackson.

- O wszystkim wiedziałeś? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie. Spojrzałem na przyjaciela. Odwrócił wzrok.

- Dowiedziałem się jak trafiłeś ostatnim razem do szpitala. Wiktoria była na radiologii gdy robili ci TK. Przyznała się wtedy do wszystkiego.

- Dlaczego nikt mi nie powiedział? Ani ty ani chłopaki? I dlaczego Wiktoria tak dobrze udawała oszukaną?

- Mówiła, że chce twojego dobra. Też na początku byłem wściekły i się na nią wydarłem. Nadal nie wiem co o tym wszystkim sądzić. - Jackson ciężko westchnął.

- Muszę pomyśleć. Idź już do domu.

Wstałem z krzesła i wróciłem na swoje łóżko. Blondynki już nie było.Jackson lekko urażony, po chwili wahania też wyszedł.    

*******************************
Hello, to znowu ja z kolejnym rozdziałem.
Tym którzy interesują się INFINITE, bądź też nie, a chcieli by coś innego przeczytać, mam do zaproponowania mojego nowego one shot'a, o którym wspominałam wcześniej ;)

nazywa się FOOTSTEPS i jest poświęcony MyunSoo.
LINK: 
https://www.wattpad.com/myworks/52898694-footsteps-infinite-myungsoo-fanfic-one-shot-pl

zapraszam do czytania! 

read, vote, comment ;)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro