> XXVIII <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jin POV

Nie mogłem spać tej nocy. Gdy zamykałem oczy ponownie przenosiłem się na plażę i trzymałem Wiki w ramionach. Boże, to było jak sen. Gdy poczułem jej ręce na swoich plecach, byłem w niebo wzięty. Ah. To było takie wspaniałe.

Kręciłem się na łóżku i większość nocy spędziłem przyglądając się odwróconej do mnie plecami, figurze Wiki. Jak bardzo niewłaściwe to było? Przepraszam, Wiki.

Dzisiaj jestem cały w skowronkach. Troszeczkę zmęczony, ale szczęśliwy jak diabli. Wstałem z łóżka, gdy usłyszałem że Wiki wyszła z pokoju. Nie miałem odwagi spojrzeć jej w twarz. Co miałbym też jej powiedzieć? Zwykłe 'Dzien dobry' wydawało się zbyt banalne i nie na miejscu. A może powinienem udawać, że nic się nie stało? Albo że mnie to nie ruszyło? A co jeśli dla Wiki, faktycznie nic to nie znaczyło? Dlaczego więc wyszła? Czuje się niezręcznie? Będzie mnie unikać? Nie chcę tego. Rozumiem, że nie będzie łatwo. Wiki musi zmienić do naszego związku nastawienie.

Poczłapałem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i ubrałem się. Było dopiero po siódmej, reszta naszej brygady zapewne śpi w najlepsze. Śniadanie także zaczną serwować dopiero po ósmej. Więc w takim razie gdzie poszła Wiki? Stanąłem przed oknem, aby nacieszyć oczy zielenią ogrodu. Wtedy też zobaczyłem Wiki zmierzającą powoli do altany, w której sam zamierzałam posiedzieć. Była ubrana w czarne spodenki i niebieski t-shirt. Włosy miała związane w niedbały koczek na czubku głowy.

Nie byłem pewien swojej decyzji, ale postanowiłem do niej dołączyć. Szybko zszedłem na dół i wyszedłem na zewnątrz, po drodze witając się z recepcjonistką, która ewidentnie śliniła się na mój widok. Kobieto, daruj!

Zbliżałem się powoli do budowli w ogrodzie i co raz lepiej widziałem dziewczynę. Siedziała z zamkniętymi oczami i słuchawkami w uszach. Słucha muzyki tak wcześnie rano? Miałem już wejść do altany, gdy otworzyła oczy i odebrała od kogoś połączenie.

Wiktoria POV

Gdy się obudziłam, Jin spał odwrócony do mnie plecami. No w końcu zasnął, czułam na sobie jego palący wzrok przez większość nocy. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Spaliśmy w jednym pokoju, kilka godzin po tym jak się przytulaliśmy na plaży. To nie jest normalne. Nie powinno tak być. Dlaczego do tego dopuściłam? Będziemy przez to oboje cierpieć.

Wstała cicho i poszłam do łazienki. Po drodze spojrzałam na śpiącą twarz chłopaka. Spał tak spokojnie. Nasza Różowa Księżniczka. Uśmiechnęłam się na wspomnienie jego pseudonimu. Umyłam się i ubrałam. A potem najciszej jak się dało, opuściłam pokój.

Chciałam wszystko sobie przemyśleć. Co z tym całym bałaganem zrobić? Udawać jakby mnie to nie obeszło? Dalej paplać o przyjaźni czy rzucić wszystko w diabły cieszyć się chwilą? Aish! Oszaleję! To nie tak miało być.
Wsadziłam słuchawki w uszy i włączyłam sobie piosenkę T.O (M.pire) – Lie. Lubię to piosenkę. Mimo smutnych słów, jej melodia mnie uspokaja. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na chwilę zapomnieć o całym problemie. Jednak to nie potrwało długo. Ktoś zadzwonił.

NamJoon.

Pięknie już sobie zapomniałam.

- Hello. – odebrałam

- Wiktoria – ssi, hello. How are you? – usłyszałam jego szorstki głos.

- Witaj. Wszystko w porządku. Jesteśmy na wakacjach? A u was?

- Nie najgorzej. Na wakacjach? Hyung też pojechał?

- Tak. Wybraliśmy się w szóstkę. Z naszymi wspólnymi znajomymi.

- Wow. Udało się go gdzieś wyciągnąć. Dziękujemy, że opiekujesz się naszym hyung'iem.

- Nie ma za co. Opiekujemy się sobą nawzajem.

- Naprawdę? Jesteś może już naszą noooną?

- A... - straciłam język w gębie.

Co miałam odpowiedzieć? Coś się miedzy nami zmieniło, ale nie potrafiłam tego nazwać.

- Wiktoria-ssi, bylibyście piękną parą. Wiedząc, że hyung ma cię u swego boku, byłbym o wiele spokojniejszy.

- Nie wiem co mogę ci powiedzieć.

- Po prostu rozważ tę możliwość. Proszę.

- Dobrze.

- Do usłyszenia.

- Trzymajcie się. Papa.

Rozłączyliśmy.

Kolejna osoba, która mąci mi w głowie. Zostać 'ich nooną', czyli być z Jin'em. Czy to ma jakiś sens?

Usłyszałam czyjeś kroki. Okazało się, że to Jin. Od razu skoczyło mi ciśnienie i się zdenerwowałam. Cała spięta przesunęłam się na drugi brzeg ławki.

- Cześć. – przywitał się i usiadł na ławce. Zdecydowanie za blisko mnie.

- Cześć. Jak się spało? – głupie pytanie, prawie w ogóle nie spał. Ale pytałam z czystej uprzejmości.

- Nie tak źle. A tobie?

- Spałam słodko jak niemowlę. – ostatnio kłamanie weszło mi w nawyk.

- Co tu robisz o tak wczesnej porze?

- Wyszłam pomyśleć.

- Wiki, musimy pogadać. – zrobił pauzę. Zapewne czekał aż mu przerwę. Tym razem jednak czekałam na ciąg dalszy – O wczorajszym wydarzeniu na plaży.

- Wiem. Szczerze to nie wiem co o tym myśleć. Boję się. – powiedziałam zgodnie z prawdą. W końcu musimy sobie to wyjaśnić. Może razem dojdziemy do jakichś wniosków.

Spojrzałam na chłopaka. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Chyba się tego nie spodziewał.

- Czego się boisz? Mnie?

- Ciebie? Nie, głuptasie. – zaśmiałam się – Kto by się bał takiego słodziaka.

- Dzięki. – uśmiechnął się. Był taki łasy na komplementy – Więc czego?

- Że na końcu oboje będziemy cierpieć.- mówiąc to patrzyłam mu prosto w oczy.

- Nie przejmuj się tym. Jakoś to przetrwamy. Nie zakładajmy końca, nawet nie zaczynając.

- To jest takie trudne,

- Pozwól, że to ułatwię.

Wziął mnie za rękę, którą trzymałam na kolanach i zaczął niebezpiecznie blisko przysuwać swoją twarz do mojej. Popatrzył mi w oczy, a potem zamknął swoje. Nie dobrze. Czy on próbuje mnie pocałować? To niby ma ułatwić sprawę? Czy raczej rozwalić mój mur obronny. Byłam sparaliżowana i nie mogłam uciec. A może nie chciałam? Dzieliło nas kilka milimetrów, gdy usłyszeliśmy jakiś hałas. Zaczęła się pora śniadania. Goście powstawali i zbierali się do wyjścia. W ogrodzie pojawiło się kilka osób. Jin otworzył oczy i odsunął się ode mnie, cały czerwony.

- Przepraszam. – szepnął.

- Jasne.

Byłam nie mniej zawstydzona niż on. Czułam jak policzki mi płoną.

- Chodźmy na śniadanie. Reszta powinna już wstać. – powiedziałam, wstając z ławki.

Nie mogliśmy być teraz sami.

*********************
Wybaczcie, że taki nudny....
Read, vote, comment.
Enjoy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro