> XXXIV <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wiktoria POV

Nasze pokoje są na drugim piętrze, przez ostatnie dwa dni pokonywałam tę wysokość schodami, dzisiaj nie wchodziło to w rachubę. Czułam się jak POChP-owiec wspinający się na dziesiąte piętro, gdy wchodziliśmy po kilku schodkach do budynku hotelu. Dlatego pojechaliśmy windą. Nienawidzę wind. Boję się, że zatrzyma się ze mną w środku i w niej utknę. Ale nie jadę nią sama i to tylko dwa piętra. Zacisnęłam zęby i jadę.

Towarzystwo skacze nade mną jak nad jajkiem. Jin cały czas trzyma mnie pod ramię, jakbym miała zaraz upaść, Jackson niesie plecak z moimi wczorajszymi ubraniami, a Kaja po drodze kupiła owoce, sok marchewkowy i słodkie buki. Powiedziała, że muszę wzmocnić siły. Powtarzam im, że czuję się nawet dobrze i nie muszą się o mnie tak martwić. Ale to na nich nie działa. Gdy wchodzimy do pokoju, od razu 'instalują' mnie w łóżku i Jin przykrywa mnie kołdrą. Nie wspomnę o tym, że na dworze jest jakieś 27st.

- Ok. Godzina jeszcze wczesna, więc możecie iść pozwiedzać, a ja sobie poleżę. – mówię.

- Ja zostaję. – mówi szybko Jin.

- Przyjechałeś tu zwiedzać, a nie siedzieć w hotelu. Ja sobie sama poradę.

- Nie ma mowy.

- Ale...

- Nie. – przerywa mi – To tej pory ty opiekowałaś się mną. Pozwól więc że teraz ja zaopiekuję się tobą.

I weź tu z taki dyskutuj. Zrobił się poważny. Zgrywa odpowiedzialnego i opiekuńczego. I ten jego przenikliwy wzrok. Chyba ja go tego nauczyłam. Ładnie sobie przyjaciela wychowałam.

Do pokoju wchodzą Mark i Ewa, wpuszczeni przez Jackson'a. Nawet nie słyszałam kiedy pukali. Chłopak ma identyczną minę jak jego przyjaciel w szpitalu. Przeczuwam jakie słowa zaraz usłyszę.

- Przeprosiny przyjęte. – mówię zanim zdąży powiedzieć cokolwiek.

- Dziękuję. – mówi więc tylko.

- Dzisiaj w planach było oceanarium w Gdyni. Ale chyba zmienimy plany.- mówi Kaja.

- Dlaczego? Już tam byłam, nic nie tracę. Nie chcę żebyście zmieniali plany przeze mnie.

- Połazimy po okolicy i odwiedzimy Park Oliwski. Do Gdyni pojedziemy jutro.

- Jak chcecie. – spuściłam głowę zrezygnowana – Jin idź z nimi. Oliwa jest naprawdę piękna. Musisz ją zobaczyć. – spoglądam mu głęboko w oczy.

- Nie ma mowy. Zostaję z tobą. Jackson zrobi zdjęcia.

Robię naburmuszoną minę jak pięciolatka, tylko tupnięcia nóżką brakuje.

- Ok. To my spadamy. Jin zajmuj się Wiki. – mówi Kaja, puszczając do niego oczko.

Zdrajczyni!

Jin POV

Zostaliśmy sami. Wiki się do mnie nie odzywa, bo zostałem. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym zostawić ją samą. Tak się o nią martwiłem przez te kilka godzin. I nie mógłbym spokojnie zwiedzać, bojąc się że mogą ją złapać jakieś duszności czy coś. Muszę też przyznać, że sam za dobrze się nie czuję. Chyba wciąż mam gorączkę.

- Jesteś głodna, prawda? Zjedź coś z tego co Kaja kupiła.

Podchodzę do stolika, który stoi pod przeciwległą ścianą niż łóżka. Wyciągam mandarynki i zaczynam je obierać.

- Weź tę siatkę i chodź tutaj.

Robię o co prosi. Siadam na swoim łóżku i obieram dalej.

- Daj mi jedną. Też będę obierać.

- Nie. Masz odpoczywać.

- Ręce mam sprawne, to po pierwsze. A po drugie taki wysiłek mnie nie zabije. – wstała z łóżka i podeszła do mnie, gdy zbyt długo nie dawałem jej owocu. – Poza tym ty też jesteś chory. Masz gorączkę.

Spojrzałem na nią szeroko otwartymi oczami. Skąd to wie?

- Nic mi nie jest. – postanowiłem zgrywać twardziela.

- Przecież widzę. Masz szkliste oczy i zaróżowione policzki. Siedziałeś wczoraj ze mną w szpitalu kilka godzin w przemoczonych ciuchach.

Ma rację, ale to ja mam się nią zajmować, nie odwrotnie, więc muszę wziąć się w garść i nie dać się gorączce.

- Nie przejmuj się mną. Wracaj do łóżka. – zabieram jej na wpół obrany owoc i daję ten który sam obrałem.

- Zaraz. I ty też idziesz do łóżka. Ja jutro będę zdrowa, a ty mi jeszcze zapalenie płuc złapiesz.

Wstała ze swojego miejsca i podeszła do swojej torby. Chwilę w niej grzebała, a następnie wróciła do mnie, trzymając w ręce kosmetyczkę. Gdy odsunęła zamek, moim oczom ukazały się różnego rodzaju lekarstwa. Spojrzałem na nią pytająco. Uśmiechnęła się tylko niewinnie i wzruszyła ramionami.

- To jak pół apteki. Na co to wszystko?

- Przezorny zawsze ubezpieczony. Są. – powiedziała i podała mi tabletki.

- Co to?

- Środek przeciwgorączkowy. Weź go i idziemy spać.

Podeszła do swojego posłania, zostawiając mnie z otwartą buzią. Wow, co za kobieta. W ogóle się nie słucha i nawet jak niedomaga to się rządzi. Jednak posłusznie wycisnąłem dwie kapsułki i połknąłem, popijając wodą.

Wiki zdążyła się już umościć w pierzynkach. Podszedłem do niej i zamierzałem dołączyć. Wiki w tym momencie się do mnie odwróciła i spojrzała się zdziwionym wzrokiem.

- Co ty robisz? – zapytała.

- Wziąłem leki. Możemy iść spać. Sama tak powiedziałaś.

Zamierzałem się trochę podroczyć z nią. Chciałem utrzeć jej trochę noska za te rozstawianie mnie po kątach. A także, nie ukrywajmy, chciałem spać z nią. Taki nieprzyzwoity ja.

- Nigdy nie powiedziałam, że będziemy spać razem. Idź na swoje łóżko. – powiedziała przyciągając do siebie kołdrę.

- Wiki, proszę. Wiesz, że moje ramię idealnie się sprawdza jako poduszka. – uśmiechnąłem się zalotnie i pociągnąłem za przykrycie. Muszę mieć wysoką gorączkę, skoro tak bezwstydnie z nią flirtuję.

- Zapomnij!

To powiedziawszy pociągnęła z całej siły do siebie kołdrę. Nie spodziewałem się tego i straciłem równowagę. Upadłem całym ciałem na dziewczynę i nasze usta się zetknęły.

Oboje mieliśmy szeroko otwarte oczy. Klasyczne scena z dram.

Odsunąłem się od niej powoli. Jej policzki były czerwone i zakrywała usta ręką.

- Wybacz, że bez uprzedzenia. – powiedziałem. W duchu skakałem z radości.

Pokiwała tylko jak robot głową.

- Wiki czy po tym wszystkim mogę nazywać cię swoją dziewczyną?

Trudno ocenić czy moment by na to odpowiedni, ale to pytanie gnębiło mnie przez ostanie 24 godziny i wyszło z moich ust bez głębszego przemyślenia. Jeśli teraz mi ucieknie przynajmniej nie będę żałował, że nie zapytałem.

Oczy Wiki, mało nie wyszły z orbit. Jej ręka opadła bezwładnie na pościel, a usta otworzyły szeroko. Zamrugała kilka razy.

- Słucham? – wyszeptała.

- Wiki, proszę.

- Pomyślę nad tym. – powiedziała i przykryła się kołdrą na głowę.

Jednak zdążyłem jeszcze zobaczyć uśmieszek. Dzięki temu wiedziałem, żewszystko się ułoży i dostanę pozytywną odpowiedź.    

*********************************
Witajcie ;) rozdział miałam dodać wczoraj, ale zostawiłam USB z tekstem u siostry. Więc jest dzisiaj.

Dwa dni temu dodałam ff o Sudze. Tych którzy jeszcze nie widzieli i nie czytali, zapraszam serdecznie ;) Nosi nazwę TOMORROW ( https://www.wattpad.com/myworks/62502420-tomorrow-bts-suga-ff-pl )

Uprzedzam, że kolejny rozdział będzie dopiero w czwartek ( 18.02 ), bo w niedzielę wyjeżdżam i w środę wracam. będę jednak potrzebowała dnia żeby się ogarnąć ;) poczekajcie na mnie ;)

Read, vote, comment.
Enjoy! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro