> XXXVII <

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witajcie :)

Chora, ale jednak przybywam z kolejnym rozdziałem. Tym razem dłuższy i mam wrażenie ciekawszy. Nawet sama jestem z niego zadowolona <taka skromna ja> ;)

Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za każdy komentarz i gwiazdkę. Jesteście niesamowici. Przekroczyliśmy 4K wyświetleń. To dla mnie jak sen. Pamiętam jak dobiliśmy 1K, potem nie nadążałam już liczyć. Dzięki Wam zaczęłam wierzyć, że to co piszę ma jakiś sens i nie jest do końca beznadziejne.

Bardzo, ale to bardzo, i jeszcze raz bardzo dziękuję! :*:*:*:*:*:* Bez Was tego ff by nie było. Postaram się Was nie zawieść w dalszych częściach.

Po tym miłym wstępie zapraszam do czytania ;)

Read, vote, comment.
Enjoy! :*

********************************************************************************************

Jin POV

Wiki przyjechała do mnie wcześnie rano. Byłem jeszcze w koszulce i szortach od spania i przed śniadaniem, jak zadzwoniła domofonem do mieszkania.

- Cześć. – przywitała się wesoło. – Przyniosłam śniadanie.

Poszła podskakując prosto do kuchni. Zamknąłem drzwi wejściowe i poczłapałem za nią. Wstawiła wodę na herbatę, a na stole postawiła kanapki, które przyniosła.

- Coś się dobrego stało? Cała promieniejesz. – powiedziałem i ziewnąłem.

- Widzę ciebie. Czy to wystarczający argument? – uśmiechnęła się do mnie jeszcze szerzej.

Mimowolnie też się uśmiechnąłem. Każdy zakochany facet chce usłyszeć takie wyznanie z rana. Wiki wstała od stołu, zalała herbatę i wróciła z kubkami do stołu.

- Jedź, śpiochu. Musimy się spakować i jeszcze wieczorem wyruszyć w drogę.

- Dlatego jesteś tak wcześnie? – zapytałem, sięgając po kanapkę.

- Jin, jest po 8. To tak wcześnie?

- Zależy dla kogo, patrzę. Naprawdę nie zamierzasz inaczej mnie nazywać?

Byłem już całkiem obudzony. Kilka gryzów pysznej kanapki i łyków herbaty owocowej mi w tym pomogły.

- Mógłbyś nie zaczynać znowu? Nie widzieliśmy się dwa dni i na przywitanie chcesz się kłócić.

- Tak tylko zapytałem. Zapomnij.

Skapitulowałem. Mamy jeszcze czas żeby o tym porozmawiać. Na razie musimy przetrwać podróż i przywitanie z jej rodzicami.

- A właśnie. Jak twoi rodzice zareagowali na wieść o mnie?

Uciekła wzrokiem w bok i odłożyła trzymaną w ręce kanapkę. Miała dziwny wyraz twarzy. Czyli nie za dobrze to przyjęli. Wiedziałem. Nie powinienem w ogóle się godzić na ten miesiąc u niej. Odłożyłem swoje jedzenie, bo nagle straciłem apetyt.

- Nie uwierzyli mi. – usłyszałem jej cichy głos.

- Słucham? – zdziwiłem się.

- Sądzą, że mam jakieś urojenia.

Czegoś takiego się nie spodziewałem.

- Dla mnie to lepiej czy gorzej? – zapytałem.

- Dla nich na pewno gorzej, bo dzisiaj mało zawału nie dostaną.

Zaczęliśmy się śmiać.

Wiktoria POV

Pakowanie zajęło mi więcej czasu niż przewidywałam. Dobrze, że Jin był spakowany, bo byśmy nie wyruszyli do wieczora. Mamy 16 – nastą i jesteśmy już na autostradzie. Jeszcze jakieś 1,5 godziny i będziemy u mnie. Siedzę za kierownicą i skupiam się na drodze. Jin przegląda coś w telefonie, siedząc na miejscu pasażera. Czas umila nam radio.

Nie przestaję myśleć o tym co będzie za te 1,5 godziny, jak się wszyscy w końcu spotkamy. Rodzice nie są już najmłodsi, nie chcę przyczynić się do ich zawału. Ale to ich wina, że mi nie uwierzyli. Ostrzegałam. W sumie sama nadal nie przywykłam do myśli, że mam chłopaka i tego kim owy chłopak jest. Takie rzeczy zdarzają się tylko w moich dramach. Nigdy bym nie pomyślała, że w jednej z nich będę 'grać'.

Pokonujemy kolejne kilometry. W pewnym momencie czuję, że Jin mi się przygląda. Spoglądam na niego przelotnie i widzę jego zadumaną twarz.

- Czemu tak na mnie patrzysz? - pytam.

- Nigdy wcześniej nie widziałem cię w okularach. Inaczej w nich wyglądasz.

- Lepiej czy gorzej?

- Inteligentnie i seksownie. - rzuca lekko.

Chciałabym się uśmiechnąć, ale stwierdzenie 'seksownie' wywołuje u mnie zakłopotanie i rumieniec na twarzy. Nie uważam się za osobę seksowną. Nie jestem zadowolona ze swojego ciała. Myślę, że powinnam zrzucić kilka kilogramów. Świadomość, że jestem seksowna dla kogoś, dla mojego chłopaka jest dla mnie nowa i nie wiem co z tym począć.

- Nie rozpraszaj mnie. Prowadzę. - powiedziałam, wcześniej odchrząkując.

- To też mnie zdumiewa. Jak dziewczyna może być tak dobrym kierowcą?

Nadal nie spuszcza ze mnie wzroku. Teraz jednak uśmiecha się do mnie zalotnie. Odkąd jesteśmy parą nie mogę opanować jego flirciarskiej natury, która wciąż mnie onieśmiela.

- Miałam dobrego nauczyciela. - odpowiadam, wzruszając ramionami.

- Kogo?

- Mojego byłego.

- Słucham?

Aż się zachłysnął powietrzem. Dobrze ci tak. Patrzył na mnie urażony. A mi się śmiać chciało. Jin, jakiś ty łatwo wierny i oczywisty. Wystarczy wspomnieć byłego, aby popsuć ci humor.

- Jaki był? Długo razem byliście? Gdzie się poznaliście? Dlaczego się rozstaliście? - zasypał mnie pytaniami.

Miał przymrużone oczy, którymi wiercił we mnie dziurę. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem. Momentalnie otworzył oczy szeroko ze zdziwienia.

- Z czego się śmiejesz? - zapytał przez zęby – Chyba powinienem wiedzieć takie rzeczy.

- Nie denerwuj się. - powiedziałam, gdy opanowałam śmiech – Uczył mnie tata, dobrze?

- Chcesz mnie teraz udobruchać. Powiedź prawdę. Muszę wiedzieć na co uważać i w ogóle.

- Nie ma żadnego byłego. - powiedziałam cicho.

Było mi trochę wstyd, że w wieku 21 lat, Jin jest moim pierwszym chłopakiem. Ale cóż miałam z tym zrobić. W gimnazjum chłopcy to jeszcze dzieci, jakoś zbytnio mnie nie interesowali. A w liceum nie było nikogo ciekawego. No może poza jednym wyjątkiem. I tak się jakoś do tej pory uchowałam.

- Jestem twoim pierwszym chłopakiem? - zapytał.

Na jego ustach błądził mały uśmiech zadowolenia. Naprawdę nie widzisz mojego zakłopotania i musisz pytać? Co za zły facet! Nie odpowiedziałam, skinęłam tylko głową.

- Jestem też twoją pierwszą miłością?

Mój facet jest bezwstydny! Pytać o takie rzeczy. Wiem ile dla Koreańczyków znaczy pierwsza miłość. Jego uśmiech był coraz szerszy. Jaka szkoda, że muzę mu go zetrzeć z twarzy.

- Tu cię rozczaruję. Moja pierwsza miłość była w liceum. - pokazałam mu język.

Tak jak się spodziewałam, mina mu zrzedła. Usiadła prosto na siedzeniu, bo do tej pory był odwrócony w moją stronę i zapatrzył się na drogę, przed siebie. Splótł także ręce na piersi. Oj, nie spodobała mu się moja odpowiedź.

Jechaliśmy w ciszy jakieś 10 minut. W końcu nie wytrzymałam się odezwałam.

- Gniewasz się? W tamtym czasie nie wiedziałam nawet o kpop'ie, o tobie tym bardziej. Z resztą wtedy BTS nawet jeszcze nie zadebiutowało.

- Wiem. Wybacz mi, ale trochę mnie to zabolało.

- To była jednostronna miłość, więc nie masz się czym przejmować.

Spojrzał w końcu na mnie i się trochę rozpromienił.

- Zapomnijmy o tym. Martwi mnie że nie mam prezentu dla twoich rodziców.

- Oni nawet nie wierzą, że przyjedziesz ze mną.

- Mimo wszystko myślę, że by wypadało.

- Skoro tak cię to gryzie, to po drodze zajedziemy po kwiatki dla mojej mamy i jakiś alkohol dla taty. Tak standardowo po polsku. Co ty na to?

- Było by super.

Jin POV

Wiki powiedziała, że mamy jeszcze jakieś 40 minut drogi. Siedziałem cicho żeby jej nie rozpraszać i przyglądałam się jej profilowi. Nadal nie mogłem wyjść z podziwu nad jej umiejętnościami w prowadzeniu auta. Teraz po kilkumiesięcznej przerwie w kierowaniu pewnie wypadłbym przy niej blado. Dodatkowo te okulary. Boże, brakuje jej tylko białej koszuli zbyt daleko rozpiętej i krótkiej czarnej spódnicy, żeby wyglądała jak z TYCH snów. Była cholernie seksowna. Chciałbym teraz ją pocałować i ściągnąć te okularki. Matko Boska, o czym ja myślę! Jackson i Mark byliby ze mnie zadowoleni. Powiedzieliby, że obudziły się we mnie w końcu męskie instynkty.

- Wjechaliśmy do mojego miasta. - usłyszałem jej głos – Jedziemy do sklepu po alkohol, a potem do kwiaciarni.

No tak, prezenty dla 'teściów'. Przytaknąłem skinieniem i poprawiłem się w siedzeniu. Zacząłem się ponownie denerwować. Przez chwilę o tym zapomniałem. Dłonie zaczęły mi się pocić i zacząłem nerwowo ruszać nogą.

- Nie denerwuj się tak. Będę tam z tobą. - powiedziała uspokajająco. - No i jesteśmy.

Powiedziała i płynnie zaparkowała tyłem, przed sklepem z alkoholami. Wysiedliśmy i weszliśmy do budynku. Wiki szybko kupiła co chciała, ja zapłaciłem i byliśmy z powrotem w aucie.

- Co kupiłem? - zapytałem, uśmiechając się.

- Czystą wódkę 38% i wino dla mojej mamy.

- Wódkę?

- Tak. Tata woli czystą. Mówi,że mniej go po niej głowa boli, niż po innych wynalazkach.

Ok. Miejmy nadzieję, że nie będzie mnie częstował, bo po jednym odpadam.

Zrobiliśmy kolejny przystanek w kwiaciarni i kupiliśmy piękny bukiet kwiatów. Nie wiem co to za kwiatki. Są ładne i pięknie pachną, to najważniejsze.

- Mieszkam na obrzeżach miasta, w spokojnej okolicy. - powiedziała Wiki, gdy wjechaliśmy z centrum.

Rozglądałem się dookoła. Chciałem jak najwięcej zapamiętać. To jest moje czwarte miasto w Polsce jakie widzę. Nie minęło 10 minut, a zaczęliśmy zwalniać i skręciliśmy na podjazd jednego z domów. Był piętrowy, z białej cegły. Wzdłuż drewnianego płotu rosły wysokie tuje, zasłaniające widok sąsiadom. Za domem widziałem kawałek ogrodu, do którego już teraz chciałem się wybrać.

- No to jesteśmy. - powiedziała Wiki, gasząc silnik i zaciągając ręczny.

- Boję się. - powiedziałem.

- Nie ma czego.

Wysiedliśmy z samochodu, wzięliśmy prezenty z tylnego siedzenia i skierowaliśmy się w stronę drzwi wejściowych. Nasze bagaże mamy wnieść później. Weszliśmy. Boże, mniej mnie w swojej opiece.

Wnętrze domu było utrzymane w ciepłych kolorach: żółtym i pomarańczowym. Na korytarzu na ścianie był namalowany duży, zielony wzór orchidei, podpisany imieniem Wiktorii. Zdjęliśmy buty. Wiki pierwsza weszła do dużego pokoju.

- Już jesteśmy. - powiedziała Wiki po polsku, ale zrozumiałem.

Jakoś to będzie. - powtarzałem sobie, głęboko oddychając.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro