No reason

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wyrobiłam się z opowiadaniem o całym BTS, więc jedyne, co mogę opublikować na rocznicę ich debiutu to one-shot o Taekookach...

To najdłuższy shot, jaki napisałam. Ponad sześć tysięcy osiemset słów!

I bez akapitów, bo Wattpad naprawdę nie chce ze mną współpracować. ;-;

***

Nie chciał dłużej tego ciągnąć. Oczywiście, szkoda mu było tak po prostu zakończyć coś, co trwało tak długo i dawało mu tyle szczęścia. Ale skoro coraz bardziej dusił się w tym związku, to dlaczego miałby dalej w nim trwać? Przecież nie na tym polegała miłość.

Siedzieli w salonie, on z dłońmi złożonymi jak do modlitwy i opartymi o brzuch, w skupieniu. Dzisiaj zdecydował się powiedzieć swojemu chłopakowi, co czuje. Jungkook oglądał jakiś program przyrodniczy w telewizji, z pilotem w dłoni. Zachowywał się, jakby Taehyunga w ogóle nie było obok. Kiedyś, kiedy było między nimi dobrze, spędzali czas, siedząc na tej sofie i przytulając się. Teraz nawet się nie przytulali. Zamiast tego siedzieli w pewnej odległości, która wystarczała, żeby usiadła między nimi jeszcze jedna osoba.

— Jeongguk — zaczął, a jego chłopak mruknął coś niezrozumiale pod nosem. Nawet w tym momencie go ignorował? Noż cholera, jak mieli być szczęśliwi, skoro nie słuchali siebie nawzajem? To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że robi dobrze, bo tego związku nie da się już uratować. — Chcę się rozstać.

Dopiero po usłyszeniu tych słów, Jeon odwrócił się w stronę Taehyunga. Jego oczy były dużo większe, niż zazwyczaj. Te piękne, ciemne oczy, w których kiedyś się zakochał i w których widział cały świat.

Kim myślał, że... Właściwie nawet nie pomyślał o tym, jak mogłaby wyglądać reakcja chłopaka. Zgodzi się bez namysłu? Będzie chciał go zatrzymać? Zacznie się wykłócać? Nie wiedział. Młodszy mógł zareagować w każdy możliwy sposób. Prawda była taka, że mimo wszystko jego partner mógł go uderzyć. Szczerze wątpił, żeby był do tego zdolny, ale w końcu znali się kilka lat, nie całe życie i nie mógł wiedzieć, co siedzi Jeonowi w głowie.

Jungkook odwrócił wzrok i usilnie wpatrywał się w swoje dłonie, teraz leżące bez życia na jego kolanach. Starszy zagryzł policzki od środka, czekając na odpowiedź. Chciał, żeby się rozstali, ale teraz, kiedy było tak blisko, nie był pewien. Nie był pewien, czy aby na pewno robi dobrze. Ale... nie, przecież tego chciał, prawda? Uwolnić się od partnera, który tak często zapominał o jego istnieniu, że czasami sam się zastanawiał, czy jest prawdziwy.

— Daj mi szansę — wyszeptał, niemalże płaczliwym głosem. — Proszę, Taehyung, daj mi to naprawić.

Nie wiedział, co odpowiedzieć. Czy w ogóle było co ratować? Ostatnimi czasy kłócili się więcej, niż normalnie rozmawiali. Kłótnia o to, jaką pizzę zamówią? Oczywiście. Sprzeczka o formę wspólnie spędzonego czasu? To było już codziennością, choć przecież i tak potem spędzali czas w pewnej odległości od siebie, jakby wcale nie byli parą. Najbliżej siebie byli nocą, kiedy spali w jednym łóżku, odwróceni do siebie plecami. Nawet posiłków nie jadali razem ani w tym samym pomieszczeniu. Czy naprawdę było sens próbować? Czy to nie była zwykła strata czasu, skoro najpewniej nic to nie da i, tak czy inaczej, się rozstaną? Ale...

Dotarło do niego, że rozstanie w tym momencie nie będzie dla niego korzystne. Nie miał przyjaciół w Seulu i nie sądził, że będzie potrafił znaleźć na szybko tani hotel oraz w miarę sprawnie przeprowadzić się do mieszkania, które powinien wynająć. Potrzebował co najmniej tygodnia, żeby chociażby poprzeglądać Internet w poszukiwaniu ofert. Może jednak powinien dać Jeonowi szansę, ale tak naprawdę kupić sobie trochę czasu? To było okrutne, wiedział to. Tylko teraz niespecjalnie przejmował się tym, co czuje jego chłopak. Chciał się po prostu wyprowadzić i być szczęśliwy. Sam.

— Masz tydzień — rzucił głosem wyzutym z emocji. — Jeśli nie uda ci się mnie przekonać, wyprowadzam się i nie chcę, żebyś robił mi z tego powodu wyrzuty.

Zapanowała cisza. Młodszy wyglądał, jakby kalkulował wszystko i rozpatrywał każde za i przeciw.

— Nie będę. — Jungkook wstał i nachylił się nad nim. Kim mimowolnie odsunął się trochę, jakby czuł się niekomfortowo, kiedy brunet był tak blisko niego. — Kocham cię, Taehyung. Nawet, jeśli codziennie tego nie okazuję.

Jeon cmoknął go w policzek i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając starszego samego, wciąż nie mogącego uwierzyć w to, co chwilę temu zrobił młodszy.

***

Od ich rozmowy minęły trzy godziny i Jeongguk nadal nie wracał. Taehyung zaczynał się martwić, bo, nie ważne, czy było to zwykłe przyzwyczajenie, czy coś innego, wciąż czuł, że musi pilnować młodszego.

Stukał smukłymi palcami w blat jednej z szafek kuchennych i niecierpliwie zerkał na wiszący na ścianie obok zegar w kształcie kota, który kupił im jego kuzyn w ramach żartu i osobiście powiesił podczas parapetówki. Kim nigdy nie lubił tego zegara, ale Jungkook uparł się, żeby go nie zdejmować, więc już się o to nie kłócił.

Telefon leżał obok jego ręki na blacie i kilkakrotnie korciło go, żeby po prostu zadzwonić do młodszego i wydrzeć się na niego, jakim to idiotą nie jest i zapytać, kiedy raczy zawlec swoje cztery litery do domu. Nie zrobił tego z bardzo prostego powodu — nie chciał, żeby Jeon wiedział, że się o niego martwi. Niby wiedział, że takie zachowanie jest dziecinne, ale nie potrafił zmienić swojego myślenia. Po prostu nie chciał dać młodszemu do zrozumienia, że chce ratować ten związek, bo nie chciał. Obawiał się, że ten idiota spojrzy na tę sprawę z takiej strony, że ubzdura sobie, iż Taehyung wcale nie chce się rozstać.

Uh, czasami życie z tym chłopakiem było dla niego naprawdę trudne. Racja, jako nastolatkowie dużo się wygłupiali, ale teraz mieli po dwadzieścia parę lat i powinni być choć trochę dojrzalsi.

Pamiętał, jak poznali się na kursie tanecznym, na który ciągał go dwa razy w tygodniu kolega z klasy. Nie chciał wtedy chodzić na dodatkowe zajęcia po szkole, ale rodzice nalegali, a Jimin (bo tak miał na imię gość, dzięki któremu poznał Jungkooka) obiecał, że jeśli pozwolą Kimowi chodzić na ten kurs tańca, to pomoże mu z matmą, której ni w ząb nie rozumiał, a korepetycje kosztowały dużo więcej, niż te treningi od siedmiu boleści. Taehyung nie był dobry w tańcu, co od razu zauważył nauczyciel, ale póki dostawał pieniądze na czas, nie wydzierał się na niego za dużo i nie wywalał za drzwi.

Jungkook zaczął uczęszczać do tej samej grupy miesiąc później. Był z początku bardzo nieśmiałym chłopakiem i mogło się wydawać, że nie będzie dobrze tańczyć, ale kiedy zaprezentował pierwszy układ, nawet trener zbierał swoją szczękę z parkietu. Nikt nie sądził, że ten piętnastoletni chuderlak będzie tak utalentowany.

Nie rozmawiał praktycznie z nikim, a Kima któregoś dnia podkusiło, żeby się do niego odezwać. Od tego czasu, dzięki trochę dziwnemu charakterowi Taehyunga i jego wygłupom młodszy zaczął się otwierać przed innymi. Kilka tygodni później nauczyciel zdecydował, że skoro ta dwójka ma tak dobry kontakt, powinni razem coś zatańczyć, po ogłoszeniu czegoś w stylu konkursu, dobrał uczniów w pary. Oczywiście, Jeon i jego starszy kolega wylądowali razem.

Uśmiechnął się lekko na odległe wspomnienie. Spędzili razem wiele czasu i ciężko trenowali, żeby wypaść jak najlepiej. Taehyungowi ani trochę nie zależało na wygranej, ale młodszemu wręcz przeciwnie. Dlatego i Kim się starał, bo wiedział, jak ważne było to dla Jeongguka. Wydawało mu się, że to już wtedy zaczęło między nimi rodzić się coś innego niż przyjaźń.

Nagle usłyszał, jak ktoś wystukuje kod na klawiaturze i otwiera drzwi. Serce podskoczyło mu do gardła i wziął pierwszą lepszą rzecz, która była pod ręką, żeby udać, że coś robi. Na jego nieszczęście, padło na solniczkę. Przeklął w myślach i odłożył ją na miejsce.

Jak gdyby nigdy nic, wyjął kubek i wstawił wodę na gorącą czekoladę. Przecież Jeon się nie kapnie, że wymyślił to sekundy temu, prawda? Przecież pił taki napój praktycznie codziennie przed snem... Nie, na pewno nie ogarnie.

Czuł, że jego serce zaczyna powoli bić w swoim stałym rytmie. Woda zaczęła się gotować, kiedy młodszy wszedł do kuchni. Kim niezbyt wiedział, co zajęło mu tyle w przedpokoju, ale nie zamierzał pytać. Nawet nie odwrócił się, żeby na niego spojrzeć.

Mieszał czekoladę, gdy nagle ręce Jeona oplotły jego talię. Poczuł ciepły oddech na szyi i zamrugał kilka razy. Nie wiedział, dlaczego odczuwał w tamtym momencie coś na kształt dyskomfortu, skoro powinien wariować pod wpływem dotyku swojego chłopaka.

Przygryzł wargę, podczas gdy Jeongguk przytulił się do niego mocniej i zaczął powoli całować jego szyję.

— Podoba ci się? — wyszeptał młodszy, gryząc lekko płatek ucha swojego partnera, który przymknął w tamtym momencie oczy.

Taehyung wziął głęboki oddech i zignorował rosnące z prędkością żółwia podniecenie. Jeśli brunet miał zamiar przekonać go do zmiany decyzji w taki sposób, to wolał zapłacić dużo za nocleg w pierwszym lepszym hotelu.

— Zostaw — odpowiedział chłodno, wyrywając się w uścisku z kubkiem gorącej czekolady w dłoni.

Nie obejrzał się, ale był pewien, że Jeon patrzy na niego ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy.

W rzeczywistości, młodszy nie był zaskoczony reakcją chłopaka. Popatrzył za nim, póki starszy nie zniknął za drzwiami sypialni, a łzy nie zakryły mu pola widzenia.

***

Rano obudził się szczelnie przykryty kołdrą. Poduszka, do której przytulał się przez noc, zostawiła czerwony ślad na jego policzku. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nigdzie nie widział Jungkooka. Druga połowa łóżka była pusta i nic nie wskazywało na to, że chłopak spał w sypialni.

Poczuł lekkie ukłucie w sercu z tego powodu. Ale czego się spodziewał? Przecież Jeon pewnie nawet nie miał zamiaru bardziej się starać, skoro Kim wczoraj go odrzucił. Czy to dziwne, że nie potrafił oddać pocałunku? Ostatni raz całowali się... ile? Miesiąc temu? Cholera, nawet nie pamiętał. Nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że zapomniał, jak się to robi.

Przejechał dłonią po twarzy. Nieszczególnie się wyspał. Uh, nawet gorąca czekolada mu nie pomogła. Chyba związek z Jeonggukiem nie tylko zabierał mu czas, ale też energię życiową. Czuł, że powinien skończyć to szybciej, ale od rozpoczęcia nowej szansy minęło raptem... Piętnaście godzin? Coś koło tego.

Westchnął głęboko. Zapowiadał się naprawdę długi i ciężki tydzień.

Zwlókł się z łóżka i udał do łazienki. Naprawdę dziękował swojemu szefowi, że we wtorki miał drugą zmianę. Od zawsze dziwiło go, dlaczego akurat ta kawiarnia jest otwarta przez tyle godzin. Zdecydowana większość była czynna dopiero koło południa, przynajmniej w jego rodzinnej miejscowości. W Seulu wszystko było inne i chyba wciąż się do tego nie przyzwyczaił.

Zaczynał swoją zmianę o czternastej trzydzieści, więc miał niecałe sześć godzin wolnego. Ubrany w za dużą bluzę wszedł do kuchni, gdzie również powitała go cisza. Jungkook musiał być w pracy. I pomyśleć, że nawet dzięki zmianom się nie widywali...

Umył kubek po czekoladzie i zaczął przygotowywać sobie śniadanie. Nie włączył telewizora, jak miał w zwyczaju. Ostatnio przestawał czuć się dobrze w takich małych, codziennych rzeczach. Słuchał muzyki tylko w drodze do pracy i tak naprawdę czuł się dobrze tylko tam — za ladą kawiarni, gdzie pachniało świeżymi ciastami i kawą. Lubił te miłe rozmowy z Sangjae. Dziewczyna wydawała się naprawdę nim interesować. Pytała, czy wszystko u niego dobrze, doradzała, kiedy prosił o pomoc... Wyglądało na to, że powoli zaczynała być jego przyjaciółką.

Usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości i jakaś część jego duszy łudziła się, że to esemes od Jeona. Ale, oczywiście, to nie był esemes od Jeona.


Od: Choi Sangjae

Wyspałeś się, TaeTae?~


Mimowolnie uśmiechnął się. Czasami dziwił się, dlaczego to znajoma z pracy potrafiła go uszczęśliwić jedną wiadomością, a nie jego chłopak.


Do: Choi Sangjae

Można tak powiedzieć, a Ty?


Przez kilka następnych minut pisał z dziewczyną i jadł śniadanie. Czas mijał, a jemu ani trochę się nie spieszyło. No, dobra, zabrał się za szukanie mieszkania zaraz po tym, jak jego rozmówczyni napisała, że idzie się ogarnąć.

Było to trudniejsze, niż się spodziewał. Albo był jakiś niedorozwinięty, albo nie było żadnych apartamentów do wynajęcia niedaleko kawiarni. Niech to, jak tak dalej pójdzie, będzie musiał poprosić Jungkooka o kilka tygodni czegoś, co chyba mógł nazwać separacją, byleby miał gdzie mieszkać.

Zamknął laptopa z hukiem i schował twarz w dłoniach. Był wściekły. Na siebie, na Jeongguka, na wszystko. Miał dość, że tyle rzeczy było przeciwko niemu.

— Co przeczytałeś w Internecie, że się tak załamałeś? — usłyszał koło ucha i jego dusza prawie opuściła ciało i stanęła obok.

— Ty idioto! — wrzasnął i machnął ręką, która wylądowała z tyłu głowy Jeona. — Przestraszyłeś mnie!

Młodszy rozmasowywał potylicę z niezadowolonym wyrazem twarzy. Nie powinien był tego robić, au...

Taehyung, wciąż zdenerwowany przez ten incydent, sprawdził godzinę. Za kwadrans miał autobus, którym jeździł do pracy. Wstał bez słowa i poszedł do sypialni, żeby się przebrać. Nie chciał rozmawiać z Jeonggukiem.

***

Założył słuchawki i puścił pierwszą lepszą piosenkę. Autobus ruszył, a pierwsze nuty zaczęły rozbrzmiewać w jego głowie.

Niech to, tylko nie ona.

Przeklął w duchu i zmienił utwór. O, nie. Tylko nie IU. Czy Jungkook prześladował go nawet w jego telefonie?

Cholera, Taehyung, przestań. Ubzdurałeś coś sobie.

Sam nie wiedział, co go podkusiło, żeby to wszystko psuć. Bo, nie oszukujmy się — gdyby siedział cicho, nie musiałby teraz denerwować się i w pośpiechu szukać mieszkania. Prawda była taka, że jego związek z Jeonem rozpadłby się prędzej czy później. Albo, w najgorszym dla Kima przypadku, tkwiłby w nim przez kilka następnych lat.

Czasami czuł, że ma na głowie trochę za dużo jak na dwudziestoczterolatka. Podczas gdy jego rówieśnicy biegali dniami po uczelniach, a nocami po klubach, on pracował do późna albo spędzał czas ze swoim partnerem, którego świat nawet nie akceptował.

Zastanawiał się, co by było, gdyby nie dał namówić się Jiminowi na ten kurs tańca. Czy siedziałby teraz na jednym z wykładów? A może byłby na praktykach w jakiejś ważnej firmie?

Kiedyś ani trochę nie żałował, że zrezygnował z dalszej edukacji, żeby móc być z Jeonggukiem. Teraz zaczynał to sobie wypominać.

Naprawdę się gubił. Wierzył, że ich miłość to prawdziwa miłość, ale powoli zmieniała się w fałszywą, a potem... zniknie. To ich czekało — rozstanie bez łez, pozostawiające tylko nieprzyjemne wspomnienie straconych przez związek lat.

Przeklął gulę w gardle. Powinien się ogarnąć. Zaraz musiał wysiąść i nie chciał martwić Sangjae...

Albo raczej dalej wmawiać sobie, że jest szczęśliwy i udawać radosnego Taehyunga sprzed kilku miesięcy.

Zacisnął pięść. To tylko siedem godzin, tak? Przecież bywało gorzej.

Wstał ze swojego miejsca i wysiadł, kiedy pojazd się zatrzymał. Powolnym krokiem udał się do kawiarni, starannie zwijając słuchawki w kłębek. I pieprzyć to, że potem i tak się splączą.

Wszedł do budynku i natychmiast uderzył go zapach kawy. Choć niespecjalnie przepadał za tą wonią, to z czasem zdążył się przyzwyczaić. Powitał z lekkim uśmiechem stojącą za ladą Sangjae, która przyjmowała zamówienie od kolejnego klienta.

Poszedł na zaplecze, gdzie zastał swojego szefa. Mężczyzna podchodzący pod czterdziestkę przypinał do fartucha, który był jego uniformem, tabliczkę z imieniem.

— Dzień dobry, Taehyung — powiedział, podnosząc na niego wzrok. Niebieskie tęczówki pana Shina czujnie skanowały jego osobę. — Wszystko w porządku?

Kiedy Kim zaczął tutaj pracować, z początku dziwił się, dlaczego ten facet tak „spoufala się" z pracownikami. Inaczej wyobrażał sobie bycie kelnerem w jednej z seulskich kawiarni, ale całe to miejsce było dziwne — zaczynając od długich godzin otwarcia, przez miliony wiszących na ścianach zdjęć w sepii, po właściciela, który postanowił zmienić nudną pracę w miejsce, gdzie można było poczuć się jak w domu.

Pan Shin był ciemnowłosym pół Amerykaninem, pół Koreańczykiem z intensywnie niebieskimi oczami, który kochał tę kawiarnię równie mocno, jak fotografię i książki. Urządzał wieczory dla amatorskich pisarzy i fotografów co tydzień i pomagał każdemu ze swoich pracowników, jeśli tylko tego potrzebowali. Wielokrotnie proponował Taehyungowi „wynajęcie" kawiarni tylko dla niego i Jungkooka na randkę, ale Kim nigdy z tego nie skorzystał. Mimo to, cenił sobie akceptację ze strony szefa. Na palcach jednej ręki mógł policzyć znajome osoby, które popierały związki homoseksualne.

— Tak — szepnął bez przekonania, zawiązując fartuch i podwijając rękawy koszuli. — Na razie nie potrzebuję pomocy.

Mężczyzna oparł się o ścianę i skrzyżował ramiona na pierwsi. Taehyung czuł na sobie jego wzrok i komfort powoli znikał.

— Co z Jeonggukiem? Pogodziliście się? — Westchnął. — Nie wyglądasz, jakby wszystko było między wami w porządku.

Arthur Shin czasami zbyt często wtykał nos w nieswoje sprawy.

— Bliżej nam do zerwania niż pogodzenia się — mruknął, przymykając oczy. Starał się o tym nie myśleć chociaż tutaj, ale wyszło, jak zwykle. — Możemy o tym nie rozmawiać?

Właściciel kawiarni przytaknął tylko i wyszedł bez słowa, pozwalając Taehyungowi przygotować się do swojej zmiany w samotności.

O ile samotnością można nazwać bitwę z armią wrogich mu myśli.

***

Nie pamiętał, ilu klientów dziś obsłużył. Wiedział jedynie, że udawanie wesołego nawet dobrze mu wychodziło.

Gdy zaniósł do jednego ze stolików kolejne zamówione ciastko z kremem i spojrzał na Sangjae, która zawołała go po imieniu, zadał sobie bardzo proste pytanie: „Co tu się stało?". Przez chwilę naprawdę nie rozumiał, dlaczego na twarzy dziewczyny malowało się coś na kształt zdziwienia, ale też lekkiego przerażenia. Dopiero, kiedy Choi skinęła głową w stronę drzwi, odwrócił się. I to, co tam zobaczył, sprawiło, że prawie upuścił tacę z dwoma filiżankami po kawie.

— Jeongguk...? — imię chłopaka ledwo przeszło mu przez gardło. — Co ty tu...?

Młodszy uśmiechnął się tylko i ruszył w jego stronę, ale Kim nie miał ani trochę ochoty, żeby z nim rozmawiać. Wycofał się pospiesznie na zaplecze, obawiając się, że Jeon pójdzie za nim, ale miał cichą nadzieję, iż Sangjae go zatrzyma.

Oczywiście wszystko spaliło na panewce, kiedy usłyszał kroki chłopaka odbijające się od posadzki. Stał do niego tyłem i czekał, aż coś zrobi. To był drugi dzień szansy. Odliczanie zaczęło się wczoraj, a miało skończyć w niedzielę. Jak na razie Jungkook raz próbował się do niego dobierać i to było tak naprawdę wszystko, co zrobił, żeby zmienić jego zdanie. Ciekawiło go, czy ma w planach coś jeszcze.

Zdał sobie sprawę z faktu, że nie słyszy już kroków, a jedynie oddychanie młodszego. Stali tak kilka minut i żaden z nich chyba nie miał zamiaru się ruszyć.

— Dlaczego przyszedłeś? — Głos mu drżał; sam nie wiedział, dlaczego nie mógł opanować nerwów. Ostatnio ciśnienie skakało mu kilka razy dziennie.

Cisza. Znowu cisza, zamiast odpowiedzi. Nienawidził tego.

I zapewne staliby tak w nieskończoność, gdyby do pomieszczenia nie wszedł pan Shin:

— Taehyung, dlacze... o, Jeongguk, miło cię widzieć. — Kim przełknął głośno ślinę. — Przyszedłeś, żeby umówić godzinę randki? Jednak zgodziłeś się na spotkanie w kawiarni we dwójkę? Wiedziałem, że kiedyś wykorzystacie mój pomysł z wynajęciem wam na wieczór kawiarni.

— Z wynajęciem dla nas kawiarni...? — powtórzył Jungkook i starszy niemalże widział jego szeroki uśmiech oczami wyobraźni. — Tak, oczywiście, właśnie po to przyszedłem.

Niech cię szlag, Shin.

— Dobrze! — Arthur klasnął dłońmi. — Ustalcie godzinę, a ja pójdę załatwić wszystko, żebyście mogli zostać razem...

— O dwudziestej będzie idealnie — wtrącił młodszy, zapewne wciąż się uśmiechając. Taehyung do tej pory się nie odwrócił. — Może być?

Nie chciał się kłócić. Cholera, wiedział, że jeśli zacznie, pan Shin będzie pytał i postara się ich pogodzić. Czuł, że to nie wyjdzie i nie dość, że zerwą na zapleczu jego miejsca pracy, to jeszcze może straci przez to robotę.

Przytaknął, wciąż stojąc do nich tyłem. Odwrócił się dopiero, kiedy właściciel wyszedł z pomieszczenia.

— Przyniosę ci coś na przebranie — szepnął mu do ucha Jeon, składając na jego policzku krótki pocałunek. — Do zobaczenia.

Chwilę potem został zupełnie sam.

***

Po raz setny wycierał ścierką ladę. Była już dawno czysta, ale naprawdę nie wiedział, co ze sobą zrobić. Jego szef już dawno wyszedł, został tylko on i Choi. Dziewczyna przebierała się na zapleczu i miała zaraz wracać do domu, tak, jak kazał jej właściciel kawiarni.

— Hej, dasz sobie radę, tak? — zapewniła go po raz kolejny. — Zawsze możesz go stąd wyrzucić i przyjść się przekimać do mnie.

Cieszyło go, że Sangjae chciała mu pomóc. Mieszkała w małym mieszkanku kilka ulic dalej i już kilka razy u niej spał, kiedy poważnie pokłócił się ze swoim chłopakiem.

Teoretycznie mógłby na jakiś czas u niej zamieszkać, jeśli byłaby taka potrzeba, ale dobrze wiedział, że na dłuższą metę by to nie wypaliło — żadne z nich nie czułoby się komfortowo, a sąsiedzi mogliby zacząć szeptać między sobą, że sprowadziła sobie jakiegoś chłoptasia, który z pewnością nie był kimś ważnym, skoro mieszkali w małym apartamencie. NIe chciał, żeby słyszała od innych przykrych słów, bo może i była osobą, która nie da sobie wskoczyć na głowę, to mimo wszystko mogła sobie wziąć te słowa do serca. Wystarczało, że jej samoocena nie była najlepsza; wielokrotnie słuchał jej planów na temat operacji plastycznej i nigdy nie mówił, że ma tego nie robić, ale sądził, iż nie musi nic poprawiać. W jego oczach była naprawdę ładną dziewczyną.

Pamiętał, jak kiedyś Jungkook dopytywał się o nią, bo bał się, że on i Choi mają się ku sobie. Zapewnił, że kocha tylko jego i ta brunetka z granatowymi pasemkami jest tylko jego znajomą z pracy.

— Dobra, lecę, bo jeszcze minę się z twoim chłopakiem i cały romantyczny nastrój zniknie — rzuciła na odchodne i zaraz zniknęła za drzwiami.

Okna były zasłonięte, żeby mogli poczuć się, jakby wcale nie byli w miejscu publicznym. Kim żałował trochę, że je zasłonił, bo wtedy mógłby zobaczyć nadchodzącego chłopaka. A tak, młodszy mógł wejść z zaskoczenia.

Przyszedł kilka minut później. Chciał podejść i pocałować starszego, ale ten wykorzystał fakt, że stał za ladą i odsunął się trochę. Zabrał przyniesione ubrania na zmianę i zniknął za drzwiami, dokładnie je zamykając. Jeszcze tego mu brakowało, gdyby pan Shin podczas szybkiego przeglądania monitoringu wieczorem zobaczył, jak Jungkook się do niego dobiera.

Wrócił i zobaczył swojego chłopaka przyglądającego się z uwagą wiszącym na ścianie fotografiom. Jeszcze kiedy byli przyjaciółmi, młodszy uwielbiał chodzić na plażę wieczorami i robić zdjęcia albo zwyczajnie nosić ze sobą praktycznie wszędzie aparat. Teraz pracował w sklepie z elektroniką i czasami pokazywał klientom, jak dobrze ustawić sprzęt i takie tam. Taehyung czasami żałował, że ten dzieciak nie został fotografem, wtedy mógłby wkładać w swoją pracę całe serce.

— Podobają ci się? — zapytał, podchodząc do bruneta. — Pan Shin sam je robił.

Stali dość blisko siebie. Taka odległość była dla niego kiedyś niekomfortowa i teraz trochę też się taka robiła. Jakby zapomniał, jak dobrze się czuł, mając obok siebie swoją miłość.

Cisza trwała zbyt długo, więc spytał, co młodszy chciałby zjeść, bo właściciel zostawił im trochę jedzenia. Kilkanaście minut potem usiedli przy stolików i zabrali się za parujące tosty, jeden z wynalazków Arthura. Były dobre, choć nie tak pyszne, jak te w wykonaniu jego szefa.

Nie rozmawiali, po prostu jedli. Kim zastanawiał się, czy po skończonym posiłku któryś z nich się odezwie, ale nic z tego — pozmywał i posprzątał, a Jeongguk wciąż milczał. Znowu oglądał zdjęcia, jakby przyszedł do kawiarni jako zwykły klient, a nie na randkę ze swoim chłopakiem, żeby uratować związek.

Zirytowało go to. Naprawdę musiał go ignorować? A może to lepiej? Może dzięki temu będzie miał lepszy widok na sprawę...?

Siedzieli tak przez kolejną godzinę. Gdzieś koło dwudziestej pierwszej trzydzieści Taehyung zrobił im gorącą czekoladę i pół godziny później zabrali swoje rzeczy. Naprawdę nie wierzył, że zabrał ponad dwie godziny na zarobek panu Shinowi i nic to nie dało.

Cholera, powinien był zerwać z Jungkookiem już dawno.

***

Westchnął, obejmując mocniej... poduszkę? Nie, poduszka nie mogła być tak duża, ciepła i twarda... I z pewnością nie powinna się ruszać.

Otworzył oczy i prawie spadł z łóżka, kiedy zobaczył, że rzeczą, do której się przytulał, był... Jeongguk.

Zamarł. Nie wiedział, co zrobić. Leżeć dalej, jakby to było normalne? To powinno być dla niego normalne. W końcu byli parą, mieszkali razem... Ale po prostu bardzo dawno nie budził się obok Jungkooka, tak bez żadnego powodu, że nie pamiętał, jak to jest.

Zaryzykować i go objąć? Jakaś jego część bardzo tego chciała. Gdyby tak przyciągnąć Jeona do siebie, poczuć jego ciepło na swoim torsie i uspokajający zapach...?

Położył rękę na talii chłopaka i przytulił się do niego. Włosy bruneta łaskotały go delikatnie po twarzy. Jego bijące serce powoli się uspokajało, odprężał się.

Oh, Jungkook, jesteś taki...

Tylko on potrafił tak nagle, zwyczajnym przytulasem, uspokoić najbardziej wkurzonego Taehyunga, kiedy tego przytłaczało zbyt wiele. To było Kimowi potrzebne. Takie zatrzymanie się choć na chwilę, czerpanie szczęścia z małych rzeczy.

I nagle coś sobie przypomniał.

Nie pamiętał, żeby młodszy kładł się wczoraj do łóżka. Wrócili późnym wieczorem. Mimo pustek na ulicach, nie trzymali się za ręce; nikt nie wziąłby ich za parę, jedynie za przyjaciół. Byli zbyt zmęczeni, żeby rozmawiać, więc po prostu się wykąpali (oczywiście osobno) i poszli spać — Kim do sypialni, Jeon do salonu. Wyglądało na to, że w nocy przyszedł i położył się obok.Tęsknił? Tęsknił za nim i jego dotykiem?

Czuł, że może, może jednak...? Może jednak ta szansa nie była takim złym pomysłem? Może naprawdę mogło im się udać?

Jungkook poruszył się niespokojnie i Taehyung po raz kolejny zamarł. Chciał zabrać rękę, ale...

— TaeTae... — jęknął przeciągle brunet, przysuwając się do chłopaka. — Hm, jak wygodnie...

Zamrugał. Dobrze usłyszał? N-nie...

— Oh, Taehyungie, jesteś taki cieplutki... — Głos Jeona był zachrypnięty i, w połączeniu ze słodkim przeciąganiem imienia starszego, wydał mu się taki... seksowny.

Przełknął ślinę. Nie sądził, żeby był w stanie z nim rozmawiać. Pozostało mu tylko udawać, że śpi. Cholera, oby się udało...

— Śpisz? — Jungkook przekręcił się do niego twarzą.

Kim się nie odezwał. Czuł na sobie wzrok chłopaka i błagał, żeby przez przypadek nie otworzył oczu. Czekał tak przez kilka minut, dopóki materac nie przestał się uginać pod ciężarem młodszego, a drzwi nie zamknęły.

Kamień spadł mu z serca. Udało mu się, chyba Jungkook się nie zorientował. Przynajmniej taką miał nadzieję.

Przekręcił się na drugi bok i przytulił do poduszki. Gdy młodszy wyszedł, poczuł przenikliwy chłód, a żeby jego był bardziej rzeczywisty, musiał spać jeszcze przez jakiś czas. I zapewne by zasnął, gdyby Jeon nie wszedł do pomieszczenia i nie usiadł na nim okrakiem.

— Dzień doberek — szepnął mu do ucha, przyprawiając go o zawał serca. — Nie będę się do ciebie dobierał, spokojnie. Przecież wiem, że tego nie lubisz... — Położył się obok, dłońmi obejmując tors Kima i oplatając go nogami w talii. — Chciałem się tylko przytulić.

Leżał jak kłoda, nie tylko dlatego, że dalej udawał śpiącego, ale też dlatego, iż tak właściwie nawet nie wiedział, co zrobić. Z jednej strony chciał tak zostać, ale z drugiej...

— Złaź ze mnie — jęknął. — Niewygodnie mi.

Kłamał. No, dobra, może nie było mu aż tak niewygodnie, ale... Cóż, tyle kontaktu fizycznego z Jeonem po ostatnich miesiącach to było chyba trochę za dużo jak na raz.

Wyswobodził się z uścisku i już miał wstawać z łóżka, kiedy chłopak pociągnął go za koszulkę i Taehyung wylądował nad leżącym na plecach Jungkookiem. Ponownie tego dnia zamarł i tym razem chyba przestał oddychać. Jego dłonie znajdowały się na materacu po obu stronach głowy młodszego, który uśmiechał się, jakby cieszył się z tego, co zrobił chwilę temu. Włosy Kima w odcieniu mysiego blondu przysłaniały mu trochę widok na tego idiotę, bo w tamtym momencie był to jedyny epitet, którym chciał określić swojego chłopaka.

Normalnie powinien go pocałować i...

— Kocham się, Taehyung — wyszeptał Jeongguk, przyciągając jego twarz bliżej siebie i całując starszego w usta. — Mam dziś wolne, wiesz? Chciałbym spędzić z tobą jak najwięcej czasu i...

— Miałeś czas wczoraj — skwitował blondyn, chcąc się odsunąć, ale dłonie na jego karku nie miały ochoty go puścić.

— Myślałem nad czymś.

— To ty w ogóle umiesz myśleć? — warknął, ponownie próbując wstać, lecz nieskutecznie. Ten dzieciak zaczynał go naprawdę denerwować.

— Taehyung, nie obrażaj mnie. — Tym razem Jungkook odepchnął go i obaj znaleźli się w pozycji siedzącej. — Naprawdę nie możemy na chwilę zapomnieć o tych nieszczęsnych miesiącach, podczas których tak się oddaliliśmy od siebie? Wiem, że to moja wina, ale mógłbyś chociaż udać, że doceniasz to, jak się staram.

Zamilkł na chwilę.

— A jeśli nie umiesz zrobić nawet tego, to może faktycznie będzie lepiej, jeśli się rozstaniemy. — Jeon wstał. — Nie chcę żyć w toksycznym związku.

I wyszedł, zostawiając go w osłupieniu.

Słowa rozbrzmiewały w głowie Taehyhunga, boleśnie raniąc jego uczucia. Toksyczny związek? Przesłyszał się czy to tak Jungkook nazwał coś, w czym trwali już od ponad siedmiu lat? To naprawdę bolało. Bolało tak bardzo, że w jego oczach pojawiły się łzy.

Toksyczny związek...?

W którym momencie był toksyczny? Kiedy zrobił coś, co zraniło Jeongguka? Kiedy go odepchnął? Kiedy... Cholera, dlaczego był takim hipokrytą? Przecież dobrze wiedział, że nie był święty i wtrącił swoje trzy grosze do zakończenia tego związku.

Pojedyncza łza popłynęła po jego policzku i o ile wcześniej myślał nad ratowaniem tego wszystkiego, to teraz wątpił, że to ma jakikolwiek sens.

Kolejne łzy przedzierały się przez barierę jego rzęs, kiedy przymknął oczy. Siedział tak dłuższą chwilę, gdy nagle poczuł, że materac ugina się obok i ręce Jeona objęły go mocno.

— Taehyung, przepraszam, nie płacz, proszę — szeptał, również płacząc. — Nie chciałem tego powiedzieć, po prostu się zdenerwowałem, przepraszam... Tylko nie płacz, błagam cię.

Siedzieli tak przez dobre pół godziny. Jungkook schował głowę w zagłębieniu szyi blondyna i trzymał go kurczowo za rękę, jakby bał się, że ta chwila zaraz się skończy. I skończyła, bo brzuch młodszego dał o sobie znać.

— Chodź, zjemy coś — powiedział Kim, całując chłopaka w czoło.

Chyba jednak on też powinien zacząć się starać.

***

Spędzenie dnia z Jungkookiem bez otwierania zbyt często ust zrobiło mu dobrze. Znaczy, jedli sporo, bo młodszy zaproponował przygotowanie czegoś, na co znalazł przepis w książce kucharskiej, którą dostali trzy lata temu od Jina na Święta.

Jin był — teraz już — mężem Namjoona, bardzo inteligentnego chłopaka, który pomagał Jeonowi z angielskim w liceum. Wszyscy poznali się na siedemnastych urodzinach bruneta, a niedługo po tym para pełnoletnich Koreańczyków przeprowadziła się do Los Angeles i tyle ich widzieli. Jasne, spotykali się, ale bardzo rzadko; ostatni raz widzieli ich chyba we wrześniu zeszłego roku na imprezie urodzinowej młodszego. Był koniec kwietnia.

Taehyung uśmiechnął się półgębkiem na wspomnienie wczorajszego dnia. Chcieli jeszcze urządzić sobie wieczór filmowy, ale kiedy zaczęli wybierać produkcje, które chcieli obejrzeć, zorientowali się, że obaj mają następnego dnia na pierwszą zmianę i... cóż, nieszczególnie mogli posiedzieć do rana.

Zaparzył herbatę i postawił filiżankę obok ciasta na tacy i wyszedł z kuchni. Była czternasta, więc jego zmiana powoli się kończyła. Chciał jedynie zanieść zamówienia do stolików i wrócić do domu.

Uśmiechnął się do starszej pani i ukłonił, stawiając przed nią zamówione przez danie. Miał już odchodzić, kiedy poczuł czyjeś dłonie, łapiące go za boki. Cudem nie krzyknął, a jedynie podskoczył. Chwała temu komuś na górze, że taca była pusta.

Odwrócił się ze wzrokiem, który mógł zabić i zobaczył... Niech cię szlag.

— Idź się przebrać, zabieram cię do kina. — Uśmiech na twarzy Jungkooka był szeroki, a w oczach świeciły się iskierki szczęścia.

Nie mógł się na niego gniewać, po prostu nie mógł.

Odpowiedział uśmiechem i ruszył w stronę zaplecza. Przebrał się szybko, powiadomił szefa o swoim wyjściu i chyba wydawało mu się, że pan Shin puścił Jeonowi oko... Ale chyba mu się wydawało. Tak, pewnie tak.

Wyszli z kawiarni i Taehyung chciał ruszyć w prawo, w stronę ich mieszkania, ale młodszy pociągnął go za łokieć w przeciwną stronę. Spojrzał na bruneta ze zmarszczonymi brwiami.

— Z naszego wieczoru filmowego nici, bo jutro też masz na pierwszą zmianę, ale... — Spuścił głowę, uśmiechając się lekko. — Co powiesz na kino?

W tamtym momencie Kim chciał spleść ich dłonie, przyciągnąć Jeona do siebie i go pocałować, ale był środek dnia i na ulicy znajdowało się wiele osób. A dobrze wiedział, że nie mogli chociaż trzymać się za ręce w miejscach publicznych. Obiecali to sobie, żeby nie słyszeć niemiłych komentarzy.

Dlatego uśmiechnął się i zaczął iść we wskazaną przez chłopaka stronę. Rozmawiali trochę, ale na dość błahe tematy — jak było w pracy, czy są zmęczeni...

Kiedy dotarli do kina i zajęli swoje miejsca na sali, zaczęli milczeć. Może ta chwila szczęścia już się kończyła i zaraz wrócą do stanu przed?

Cholera, Taehyung, przestań, sam zaraz wszystko spieprzysz.

Wiercił się przez chwilę na siedzeniu i uspokoił dopiero, gdy światła zgasły, a na ekranie pojawił się film. Chyba potrzebował więcej czasu na przyswojenie sobie tego wszystkiego.

***

Nie wyspał się. Nie to, że bał się horrorów... po prostu nie mógł zasnąć. W dodatku dzisiaj też pracował od siódmej rano, więc nawet nie mógł pospać dłużej. Ziewał co kilka minut i oczy mu się kleiły. Z czasem jakoś sobie z tym radził, ale mimo wszystko niewyspanie sprawiło, że był zirytowany.

Błagał, żeby jego zmiana skończyła się jak najszybciej. Ach, naprawdę zazdrościł Jungkookowi, że on miał dzisiaj tylko zanieść jakieś papiery do szefa i mógł wrócić sobie do domu. To było niesprawiedliwe.

W drodze powrotnej słuchał jakichś kpopowych piosenek, nawet nie sprawdzając, kto śpiewa. Nieszczególnie go to interesowało, włożył słuchawki do uszu z przyzwyczajenia. Chciał jedynie wrócić do domu i najlepiej się zdrzemnąć.

Wszedł do mieszkania, uprzednio wpisując kod na ekranie. Zdjął buty i rozejrzał się po przedpokoju, bo coś zdecydowanie mu nie pasowało. Szafa na okrycia stojąca obok była otwarta. Zajrzał do niej. Hm... Dlaczego na górnej półce nie leżała walizka?

Zmarszczył brwi i poszedł do salonu. Zguba leżała na podłodze przy kanapie, otwarta i pusta. Taehyung coraz bardziej nie rozumiał zaistniałej sytuacji.

Nagle usłyszał jakieś odgłosy dochodzące z sypialni. Przełknął ślinę. Włamywacz? Nie, przecież mieli drzwi na kod... Ale i takie rzeczy się zdarzały. Wziął stojący na komodzie wazon i powoli ruszył w stronę pomieszczenia. Przygryzł wargę i uchylił cicho drzwi. Serce waliło mu tak mocno, że bał się, iż ten ktoś może go usłyszeć.

Cudem nie rzucił wazonem. Naprawdę, mało brakowało. I wcale nie powstrzymywało go to, że złodziejem był Jeongguk, raczej bardziej nakręcało.

— Ty idioto, przestraszyłeś mnie! — wrzasnął z wyrzutem. — Myślałem, że to złodziej!

— Hej, ja też tu mieszkam, nie moja wina, że jesteś jakiś przewrażliwiony — zaśmiał się młodszy, przez co dostał pięścią w ramię. — Au.

Kim usiadł na łóżku i przez kilka minut uspokajał oddech. Naprawdę się przestraszył. Kiedy już wszystko wróciło do normy, zauważył leżącą obok niego torbę sportową. Zajrzał do niej. Ubrania...?

— Jungkook? Co to? — zapytał. Jego głos drżał; od razu obstawiał najgorsze. — Chyba nie chcesz się... wyprowadzić?

Młodszy westchnął i usiadł na kolanach swojego chłopaka. Mogło to wyglądać komicznie, bo byli tego samego wzrostu i to Jeon miał zdecydowanie lepiej wyrzeźbione ciało, ale prawda była taka, że blondyn miał wystarczająco dużo siły, by bez problemu unieść dwudziestodwulatka. Objął bruneta w pasie, żeby przypadkiem nie spadł.

— Nie, oczywiście, że nie — zapewnił z uśmiechem, mierzwiąc włosy starszego. — Pamiętasz, jak dwa dni temu mówiłem, że nad czymś myślałem? No, to wymyśliłem.

Spojrzał na niego pytającym wzrokiem.

— Jedziemy na weekend do Busan!

Zamarł.

— Naprawdę? — Wstał, chwiejąc się lekko. — Nie żartujesz?

Jeongguk pokręcił głową i chwilę później znalazł się w żelaznym uścisku Taehyunga, który podniósł go kilka centymetrów nad podłogą i okręcił wokół własnej osi. Czuł, że jego chłopak jest szczęśliwy, cholernie szczęśliwy.

— Ale czekaj, ja mam przecież jutro pracę...

— Nie masz, załatwiłem ci wolny weekend — szepnął mu do ucha.

To dlatego pan Shin puścił mu oko...

Godzinę później siedzieli w pociągu. Głowa blondyna leżała spokojnie na ramieniu młodszego, który po prostu nie umiał przestać się uśmiechać.

***

Jeongguk założył koszulkę na krótki rękaw, czekając na kąpiącego się Kima. Wczorajsza, trwająca ponad pięć godzin podróż zmęczyła ich tak bardzo, że nie mieli nawet siły wejść pod prysznic. Młodszy zaplanował tę sobotę od A do Z. Ostatnio byli w Busan chyba rok temu, ale nie był do końca pewien.

Tak właściwie, to pewnie nie wpadłby na pomysł z przyjazdem tutaj, gdyby nie Hoseok. Poznali się w wakacje, kiedy Jeon pojechał do cioci do Gwangju. Któregoś dnia szedł ulicą i zobaczył tańczącego Junga, z którym bardzo szybko nawiązał kontakt. Często rozmawiali, wysyłali sobie nagrania z treningów czy nawet spotykali i razem ćwiczyli. Kiedyś głównymi tematami były taniec i ich zainteresowanie muzyką, ale ostatnio zeszło trochę bardziej na życie prywatne. Dwudziestopięciolatek wręcz błyskawicznie zaczął pocieszać młodszego, mówiąc, że wszystko między nim a Taehyungiem się ułoży. Choć znał Kima tylko z opowieści, zapewniał, że Jungkook nie musi się martwić. I to właśnie on zaproponował mu wycieczkę do Busan, skoro to właśnie tam para się poznała.

Wierzył, że Hoseok miał rację. Została mu tylko wiara w to, że blondyn nie zakończy ich związku.

***

Kiedy minęli kolejny stragan z pamiątkami niedaleko plaży, Taehyung poprosił, żeby się zatrzymali. Nie chciał nic kupować, tylko popatrzeć. Robił tak w dzieciństwie, gdy jeździł z rodzicami na wakacje. Lubił patrzeć na ładne rzeczy, skoro nie mógł ich mieć.

Wziął w swoje smukłe palce małą figurkę ptaka z herbu Busan. Była starannie wykonana, dlatego zastanawiał się, dlaczego tak mało kosztowała.

— Chcesz ją? — spytał Jungkook, patrząc na przedmiot przez ramię swojego chłopaka.

Pokręcił głową i odstawił figurkę na swoje miejsce. Nie kłamał. Wiedział, że ta ozdóbka przyda się komuś innemu. On najpewniej postawiłby ją w takim miejscu, że nawet by na nią nie patrzył.

Może i nie był artystą, ale zdecydowanie miał duszę godną artysty. Kochał krajobrazy, ale nie podróżował po kraju. Kochał ładne przedmioty, ale ich nie kolekcjonował.

— Pójdziemy na plażę? — zaproponował brunet z uśmiechem na twarzy. Chciał, żeby zamiast bieganiny po mieście spędzili razem trochę czasu w miejscu, które tak kochał. — No nie daj się prosić.

Na plaży było dużo ludzi. Gdzieniegdzie dzieci biegały za piłką, robiąc przy tym sporo hałasu i zamieszania, ale Kimowi to nie przeszkadzało. Nawet wręcz przeciwnie, nie miał nic przeciwko zabawom tych maluchów.

Ruszyli dalej, a wraz z kolejnymi pokonanymi przez nich metrami ludzi było coraz mniej. To właśnie w tej części plaży poznali Yoongiego. Jimin całował się ze swoim chłopakiem za dużym głazem i kiedy starszy o dwa lata nastolatek zorientował się, że ktoś ich obserwuje, wydarł się na parę niewinnych dzieciaków.

Tego dnia rówieśnik Kima umówił się z blondynem i Jungkookiem, żeby spędzić razem miło czas... Ale miał chyba lepsze zajęcie.

Taehyung pamiętał, jak wtedy przestraszył się krzyku Yoongiego, ale od razu odstawił swoje uczucia na bok, kiedy poczuł zaciskającą się na jego przedramieniu dłoń Jeona. Młodszy był wówczas wciąż nieśmiały, przez co taka gwałtowna reakcja obcej osoby sprawiła, że skulił się w sobie.

Kim był jedyną osobą, która potrafiła przywrócić wesołego Jeongguka w takich sytuacjach. Z czasem brunet nauczył zachowywać się w towarzystwie nieznajomych (nawet takich, którzy się na niego drą) i blondynowi czasami wydawało się, że nie był mu potrzebny.

Ale Jungkook chciał, żeby starszy z nim został.

Oboje chcieli spleść razem swoje palce, ale ludzie cały czas, zamiast się zbierać, rozkładali swoje ręczniki i szli kąpać się do wody.

— Wracamy? — zapytał Taehyung, zatrzymując się i łapiąc swojego towarzysza za łokieć. — Jestem trochę zmęczony.

Młodszy przytaknął. I tak dopiero jutro wieczorem miał zamiar pokazać mu najważniejszą i najlepszą atrakcję tej wycieczki.

***

Nie wiedział, dlaczego Jeongguk zasłonił mu oczy i gdzieś prowadził. Nie mógł zrobić nic innego, jak mu zaufać i poczekać na to, co miało się stać. Szli chwilę, usłyszał dźwięk otwieranego okna i delikatny powiew wiatru.

Kiedy wreszcie mógł otworzyć oczy, musiał zamrugać kilka razy, żeby przyzwyczaić się do światła... a raczej jego braku.

Stali na balkonie, a nad nimi rozpościerało się piękne, rozgwieżdżone niebo. Chyba przez chwilę przestał oddychać.

— I jak? Podoba ci się? — zapytał Jungkook, przytulając go delikatnie od tyłu, jakby bał się, że nie jest prawdziwy.

— Przecież wiesz, jak lubię patrzeć na gwiazdy.

To prawda. Jako mały dzieciak, jeszcze mieszkający na farmie babci, bardzo często wymykał się nocami i kładł na trawie za domem, żeby choć przez chwilę popatrzeć w gwiazdy. Kochał to dziwne uczucie, kiedy jasne punkty na nieboskłonie jednocześnie wydawały się być daleko i blisko niego.

Jeongguk zaśmiał się cicho do jego ucha.

— Dlatego cię tutaj zabrałem. — Położył głowę na ramieniu blondyna. — Chcę, żeby ta chwila trwała jak najdłużej, bo wiem, że zaraz wybije północ i zdecydujesz, czy chcesz dalej ze mną być, czy nie.

Na chwilę zapadła cisza. Taehyung nie wiedział, co odpowiedzieć. Patrzył cały czas w gwiazdy, szukając w nich odpowiedzi na najważniejsze pytanie, na które miał niedługo odpowiedzieć, a sam nie był pewien, czy zna odpowiedź.

— Chcesz wzbudzić we mnie poczucie winy? — Jego głos był cichy i niepewny.

Nagle poczuł, że oplatające go ramiona zniknęły, a Jeon stanął obok niego. Odwrócił się powoli, bojąc się tego, co zaraz powie młodszy.

— Nie, naprawdę boję się ciebie stracić. Ale jeśli odejście sprawi, że będziesz szczęśliwy, nie będę cię zatrzymywał — wyszeptał, spuszczając głowę i delikatnie, wciąż nieśmiało, trącając swoimi palcami palce chłopaka. — Ja cię po prostu kocham, Taehyung. Cokolwiek kiedykolwiek mówiłem i jakkolwiek się zachowywałem, to pokochałem cię długo przed twoim wyznaniem i kocham nieprzerwanie aż do teraz — zrobił pauzę — i uwierz, nie mam zamiaru przestać kochać cię aż do śmierci.

W oczach Jeongguka pojawiły się łzy i, jakby na zawołanie, pojawiły się także w oczach Kima. Cudem nie rozpłakał się, bo wiedział, że jeśli to zrobi, szybko się nie pozbiera. A przecież miał zaraz podjąć decyzję.

Młodszy wyjął z kieszeni telefon i sprawdził godzinę. Północ.

Drżącą dłonią schował przedmiot na miejsce i spojrzał wyczekująco na swojego chłopaka.

Przełknął ślinę. Musiał zdecydować. Teraz, w tej chwili.

Cholera, tak bardzo się bał.

Czuł, że żadne słowo nie przejdzie mu przez gardło.

Dłoń Jungkooka zacisnęła się na jego; drżał.

No, dalej, dasz radę...

I, zamiast coś powiedzieć, zmniejszył dzielącą ich przestrzeń i po prostu pocałował swojego ukochanego.

To było jedyne, co był w stanie wtedy zrobić.

***

— Dlaczego chciałeś się wtedy rozstać? — zapytał brunet, kładąc głowę na jego ramieniu i przymykając oczy.

— Uznałem, że brak powodów, by zostać, to dobry powód, żeby odejść — westchnął. — Ale potem dałeś mi tak dużo powodów, żeby zostać, że nie pozbędziesz się mnie aż do śmierci.

— Uwierz, nawet nie będę próbował.


THE END

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro