5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tak po prostu?

- Tak po prostu. - powtórzyłem po nim. - Skoro się wydało, to nie widzę potrzeby, by owijać w bawełnę. Co chcesz wiedzieć?

Kaveh wziął głęboki wdech, zamykając przy tym oczy. Gdy je otworzył, zobaczyłem innego człowieka. Zupełnie jakby demoniczna siła zawładnęła jego ciałem, zmieniając rysy i wyraz twarzy. Jego krwiste oczy nabrały ostrości, nie uciekały niewinnie w bok, szukając kryjówki, jak to miały w zwyczaju... Nie znałem go za dobrze, nie wiedziałem, czego mam się po nim spodziewać.

- Najpierw odpowiedz na moje pytanie. Dlaczego tak Ci nie pasuje mój związek z Alhaithamem?

- Mam z tym tylko jeden problem. - uniosłem palec do góry. - Że to Alhaitham. Naprawdę nie było nikogo lepszego? Jesteś masochistą?

- Nie? - zmarszczył brwi. - Al jest Twoim przyjacielem. Powinieneś w niego uwierzyć.

- I właśnie dlatego, że jest moim przyjacielem, nie podoba mi się to. Znam go i dobrze wiem, jakie miał odskocznie w życiu. Teraz przez to całe poznawanie tęczowego świata, czuje się zagubiony i sam nie wie, jaka jest jego orientacja... Wplątał w to wszystko Ciebie, zapewne nie myśląc wiele o Twoich uczuciach. - zacisnąłem zęby. - Wiem, że się wpierdalam i wiem, że to, co teraz powiem, zabrzmi brutalnie... Alhaitham może znudzić się Tobą w każdym momencie. Nawet nieświadomie ten debil może zabawić się Tobą. Jesteś na to gotowy?

- Miałem gorsze związki, wiesz? Pełne przemocy i kłamstw. - uśmiechnął się gorzko. - Może Alhaitham nie jest idealnym partnerem życiowym. Może się rozmyśli, gdy dojdzie do czegoś więcej. Ale dopóki mogę być z nim szczęśliwy, nie chcę zaprzątać sobie tym głowy. Wtedy będę się martwił.

- Masochista jak patrzył...

- Mówiąc o tym... - kontynuował. - Rozumiem, że się o nas martwisz. Chociaż Twoje zachowanie pozostawia wiele do życzenia, to czuję się szczęśliwy, że jest ktoś, komu zależy na moim dobrym samopoczuciu.

Blondyn uśmiechnął się szczerze i szeroko. Poczułem, jak na policzku zaczyna piec mnie rumieniec. Odwróciłem głowę, klnąc pod nosem. Rozumiem, dlaczego Alhaitham się w nim zakochał. Jest konkretny, twardo stawia na swoim, a przy tym jest uroczy. Każdy by na to poleciał. Nawet teraz nie mam pojęcia, czy Kaveh mi podziękował, czy opieprzył okrężną drogą.

- A ty.. Masz jakieś przykre doświadczenia?

Nie chciałem odpowiadać na to pytanie. Spojrzałem na niego wymownym wzrokiem, mówiącym, by dał sobie spokój z tym tematem.

Na ten moment nie miałem o czym opowiadać. Bo, co mam powiedzieć osobie, którą ledwo znam? Że byłem prześladowany za bycie gejem? Że moje fikcyjne związki kończyły się fiaskiem, ponieważ chciałem dochować ich w tajemnicy? Że zakochałem się w Cyno, który jest odpowiednikiem Alhaithama? Nie miałem nic do powiedzenia...

Kaveh pokiwał głową ze zrozumieniem. Jego spojrzenie znowu się zmieniło, wyczuwałem w nim pewną nutkę melancholii. 

Zazdrościłem mu. Po tym, co mówił, z łatwością mogłem wywnioskować, że jest bardziej stabilny psychicznie ode mnie. Nie boi się wejść w kolejny związek i nie boi się porażki. Z łatwością podniósłby się, otrzepał, pokazał fucka i z uniesioną głową poszedł przed siebie. Mógł teraz udawać takie pewnego, niezależnego mężczyznę. Ale każdy jest człowiekiem, każdy w którymś momencie pęka... On jest po prostu jednym z tych silniejszych.

- Gdybyś miał problem z Alhaithamem, dzwoń. Chociaż czuję, że nie będziesz potrzebował pomocy. - uśmiechnąłem się gorzko.

Blondyn roześmiał się, wyciągając wysoko do góry.

- Będę dzwonić. Nikt inny nie sprzeda mi o nim informacji. - wysunął język, puszczając mi przy tym oczko.

Odwrócił się do mnie plecami i zaczął iść w stronę klatki. Zatrzymał się po dwóch krokach, drapiąc niezręcznie po karku. Spojrzał w moją stronę i dodał:

- To nie jest tak, że się nie boję zranienia. Boję się. Ale póki go kocham, chcę korzystać z tej miłości, którą mi daje.


***

Powrót do domu był dla Cyno koszmarem. Mężczyzna już od początku stwierdził, że nie wraca do siebie, tylko jedzie ze mną. Choć po rozmowie z Kavehem było mi lepiej, mój stan zmartwienia nie poprawił się ani trochę. Nie chciał teraz zostawiać mnie samego, więc posłusznie siedział na miejscu pasażera, znosząc moje docinki, przekleństwa i humory.

Kląłem całą drogę. Nie potrafiłem się na niczym skupić. Ani na światłach, ani na skrzyżowaniach, ani na przejściach dla pieszych. 

- Dwa debile. - mruczałem, rozglądając się w prawo i lewo. - No kurwa nie wychowam tego od nowa!

- Mhm... Masz zielone. - Cyno co jakiś czas informował mnie o faktycznym stanie na ulicy. - Stój, przejście.

- Jak on mógł mi tak powiedzieć? Przecież dobrze wie, że zależy mi na jego dobru! Niewdzięczny skurwysyn...

- Zielone.

- Czy ty mnie słuchasz, czy światła drogowe, to Twoje jedyne zainteresowanie? - warknąłem w jego stronę.

- Słucham, ale wolałbym, żebyś w jednym kawałku dowiózł nas do domu.

Mruknąłem coś pod nosem, dalej prowadząc pojazd. W pewnym momencie na przejście dla pieszych wjechał rowerzysta. Nie patrząc się, praktycznie wjeżdżając mi pod koła. Z impetem wcisnąłem hamulec, zaciskając przy tym ręce na kierownicy. Moje serce zaczęło bić szybciej.

- Kurwa, czy to jebany przejazd dla rowerów?! - krzyknąłem za gościem przez uchyloną szybę. - Wypierdalaj z tego chodnika!

- Nari... - Cyno złapał mnie za ramię. - Na pewno wszystko ok? Może ja poprowadzę?

Białowłosy wyglądał jednocześnie na zmartwionego i przestraszonego. Zagryzałem policzki od środka, by nie wybuchnąć histerią. Nie chciałem, by mnie takiego widział — nie byłem sobą. Dlatego chciałem go odwieźć i w samotności przemyśleć wszystko, co miało dziś miejsce. Że też musiałem mu ulec... 

Wziąłem głęboki wdech. Szepnąłem krótkie ,,przepraszam..." i ignorując wszystko, co mogłoby mnie rozproszyć, ruszyłem autem przed siebie. 

***

W domu rzuciłem się na kanapę, twarzą w poduszki. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Cyno pewnie nie chciał mnie denerwować, a ja sam czułem zażenowanie swoją osobą. Dlaczego nie potrafię się opanować, chociażby ze względu na mężczyznę, w którym się kocham? 

Poczułem delikatne stukanie w ramię. Podniosłem głowę, by zobaczyć, jak przede mną z kojącym uśmiechem kuca Cyno.

- A teraz psycholog Cyno wysłucha burzliwego Nariego. Co się dzieje i jak mogę Ci pomóc? - zapytał.

Podniosłem się i tuląc poduszkę, usiadłem wygodnie na kanapie. Cyno zajął miejsce obok mnie, zakładając nogę na kolano. Przez cały ten czas nie spuszczał ze mnie wzroku. Wiercił we mnie dziurę, jakby chciał w ten sposób dowiedzieć się, co siedzi w mojej głowie. Nadaremno.

- Nie jesteś mi w stanie pomóc. - mruknąłem, spuszczając wzrok.

- Mi też nie ufasz tak, jak Alhaithamowi?

To nie jest tak, że Ci nie ufam. Powiedziałbym Ci o wszystkim od samego początku. Jak bardzo mi na Tobie zależy, jak bardzo obawiam się o ich relację. Powiedziałbym o tym, że chcę Cię przytulić i pocałować. Tak. To z pewnością poprawiłoby mi humor. Gdybym tylko mógł to wszystko zrobić... Wygadać się i poczuć się kochanym. Byłoby o wiele lepiej.

Pogrążony w myślach nie zauważyłem, że Cyno wciąż czeka na odpowiedź. Milczałem za długo. Nie zauważyłem jego wyrazu twarzy. Mężczyzna wstał bez słowa. Zdenerwował się? Chciał mnie zostawić samego? Miał mnie dość?

Pośpiesznie złapałem go za materiał bluzy, zatrzymując go. Białowłosy spojrzał na mnie pytająco.

- Ufam Ci! - krzyknąłem trochę za głośno. - Proszę.. Nie wychodź.

Cyno przetworzył moje słowa i zaśmiał się krótko. Uniósł dłoń i czule poczochrał mnie po włosach. 

- Nie chciałem wyjść. Chcę tylko zaparzyć Ci herbaty. Puścisz mnie?

Niezręcznie spełniłem jego prośbę. Mężczyzna zniknął za drzwiami kuchni, a ja cały czerwony schowałem twarz w poduszkę. Jestem debilem...



***

Yoo~

Stało się i jestem chora :'D We wtorek przewiałam gardło na koncercie, a wczoraj zaczął mi się uporczywy katar. Nie wiem, jak będzie z kolejnymi rozdziałami, ale postaram się wszystko ładnie zaplanować ♥ 

Niektórzy już wiedzą (szczególnie Ci, co czytają Babylon) - jestem w trakcie malowania duużego obrazu, którym będę chciała się pochwalić :D Jeszcze nie wiem, czy wstawię sam obraz, czy siebie z obrazem :') Mam dylemat, haha... Chociaż kusi mnie zrobić typowe "the artist and the art".

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro