9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***

Ostatnie dni spędzałem u Cyno. Nic nowego. Tradycyjnie zalegałem na jego łóżku, układając program żywienia dla mojego kolejnego pacjenta. Białowłosy w tym czasie eksplorował nowo wydaną grę przygodową o otwartym świecie. Oparłem się wygodnie plecami o ścianę i co jakiś czas zerkałem w jego kierunku. Był nad wyraz skupiony, jego oczy nie odrywały się od ekranu monitora, nawet gdy głośno wzdychałem. To chyba jedyny taki moment w życiu, gdzie Cyno bierze coś na poważnie — nowa gra. 

W przeciwieństwie do Cyno, który tryskał energią, ja byłem wykończony. Mimo że spałem ponad osiem godzin, to i tak wydawało mi się, że jest to za mało dla mojego organizmu. Próbowałem zdiagnozować u siebie ten objaw zmęczenia, ale jedyne wyjaśnienie, na jakie wpadłem to zmiana pogody. Dlatego też wyjątkowo poprosiłem mężczyznę, by zrobił mi latte z ekspresu. Miałem nadzieję, że dodatkowa dawka kofeiny postawi mnie na równe nogi.

- I jak tam? Wyliczyłeś już te kalorie? - zapytał w przerwie na skupienie. 

- Skończyłem już jakiś czas temu. Teraz tylko patrzę, co robisz. - odpowiedziałem, a białowłosy odwrócił się w moją stronę. - Kawa mi się skończyła.

- Nie zrobię Ci już więcej kawy. To już Twoja trzecia. Jeszcze jedna i będę tańczył z Tobą Coffin Dance.

- Sam?

- A masz innych ciemnoskórych przyjaciół? - uniósł brew. - Z Twoim charakterem to powinienem zapytać, czy masz w ogóle innych przyjaciół.

Zmierzyłem go surowym spojrzeniem. Odstawiłem kubek po kawie na komodę i wolną ręką chwyciłem za granatową poduszkę. Z całej siły rzuciłem nią w mężczyznę, który w porę zdołał się zasłonić ręką. Zaśmiał się i odrzucił ją z podobną siłą.

- Uraziłem Cię?

- A jak myślisz? - zapytałem, po raz kolejny odrzucając poduszkę.

- Nie myślę. - mężczyzna złapał ją i wstał.

Wiedziałem, co to oznacza. Pośpiesznie chwyciłem kolejną pierzastą broń i z mieszaniną pisków oraz okrzyków radości, zaczęliśmy się bić poduszkami. Zachowywaliśmy się jak dzieci, ale nie przeszkadzało mi to. Kochałem tę młodzieńczą naturę, którą mnie zarażał. Dzięki niemu czułem, że żyję. Mogłem pozwolić sobie na odskocznię od codziennego, poważnego życia i przez krótką chwilę cieszyć się tym, co jest wokół mnie... I nie oszukujmy się, to był moment, w którym mogłem siedzieć bez skrępowania naprzeciw niego. Pomiędzy świstami poduszek, widziałem radosne, złote oczy Cyno i jego szeroki uśmiech. Podobał mi się. Tak cholernie mi się podobał.

Na dłuższą chwilę skupiłem się na jego oczach... I to był mój błąd. Moja defensywa spadła do zera, a Cyno korzystając z okazji, oddał swój ostateczny cios prosto w moją twarz. Normalnie by mnie to nie zraniło, ale pech chciał, że dostałem w oko rogiem poduszki. Moje oko automatycznie się załzawiło. Syknąłem pod nosem, wierzchem dłoni przecierając bolące miejsce.

- Boże Nari, nie chciałem! - białowłosy złapał moją twarz w dłonie i zaczął dmuchać na bolące oko. - Bardzo Cię boli? Widzisz mnie? Kurwa, przepraszam... Nari gniewasz się na mnie? Naprawdę nie chciałem, ja...

- Przestań panikować i dmuchać w to oko. Tylko bardziej je podrażnisz. - mruknąłem, dłonią odsuwając od siebie jego twarz. Jeszcze chwila i bym się zarumienił. - Lepiej zaparz rumianku i zamocz w nim gazik.

- Zaraz wrócę!

Mężczyzna z prędkością światła pobiegł do kuchni. Słyszałem, jak się krząta w panice i rozwala po drodze wszystkie garnki. Nic takiego się nie stało, po chwili samo by mi przeszło... Ale widok dramatyzującego Cyno był na tyle uroczy, że musiałem wykorzystać tę okazję. Już sama myśl, że się o mnie martwi sprawiała, że moje serce łopotało. 

Gdy czekałem na jego powrót, po pomieszczeniu rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Uniosłem go i zobaczyłem SMS-a od Kaveha. 

,,Hej Tighnari! Wiem, że nadal jesteś wściekły, ale Al niedługo będzie kończył pisanie swojej powieści. Fajnie by było, gdybyśmy mogli razem to świętować~ ♥"

Skrzywiłem się na samą myśl o Alhaithamie i naszej ostatniej kłótni. Jeśli do tej pory nie zmądrzał, to nie wiem, czy jest powód, byśmy razem świętowali. Mężczyzna był sam sobie winny. Mógł wziąć sobie moją radę do serca, a nie dodatkowo mnie oczerniać. Chciałem dla niego... dla nich jak najlepiej.

Westchnąłem i odpisałem krótkie:

,,Zastanowię się."

- Co tak wzdychasz?

Obok mnie pojawił się Cyno z nasączonym w rumianku gazikiem oraz miseczką z zaparzonym naparem. Jedną ręką odgarnął moją grzywkę, a drugą przyłożył opatrunek do mojego oka. Był przy tym taki delikatny i skupiony... idealny materiał na chłopaka.

- Napisał do mnie Kaveh. Al kończy niedługo pisanie książki i prawdopodobnie miałbym się z nim pogodzić.

- Najwyższa pora. - prychnął, za co dostał z pięści w udo. - No co? Źle mówię? Nie możesz obrażać się do końca życia! Al ma swoje... Odskocznie... Ale jest naszym przyjacielem. Musicie ze sobą porozmawiać.

- Ta... Dzięki. Później znowu usłyszę, bym się nie wpierdalał w jego życie.

- Nariś, dobrze wiesz, że pierdolił głupoty. On sam wie, że się o niego martwisz, ale nie możesz mu wiecznie matkować. Chciałbyś, żeby to on mówił Ci, z kim masz się umawiać i co jest dla Ciebie lepsze?

- Nie. - mruknąłem. - Jest na to za głupi.

- Nari...

Spojrzał na mnie tym wzrokiem, któremu nie potrafiłem się sprzeciwić — duże, złote oczy wpatrywały się we mnie ponaglająco. Były jak dwie monety, które hipnotyzowały mnie i mówiły, bym wykonał jego rozkaz. Przekląłem pod nosem.

- Tak wiem, że masz rację i muszę... Ugh, przeprosić. - wyciągnąłem język, jakbym chciał zwymiotować.

Mężczyzna zaśmiał się głośno, ściągając gazik. Wsadził go do miski i ponownie ujął moją twarz w dłonie. Złapałem za nie, próbując się uwolnić. Nie rób tak ty debilu, nie widzisz, że to tylko daje mi złudne nadzieje?  

- Jesteś uroczy, wiesz? - parsknął. - Wszystko ogarnę, ty masz tylko tam wejść, przeprosić i nie przyjebać mu na samym wstępie. Dobrze?

- Będzie ciężko.

Ale dla Ciebie się postaram.



***

Yoo~

Uwaga, uwaga... Wbiło mi 2 tys. obserwujących ♥

Bardzo dziękuję za Wasze wsparcie, gwiazdki i komentarze ^^ Jestem Wam bardzo wdzięczna, bo to właśnie Wy napędzacie mnie do działania.

Do napisania,
Sashy ;3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro