Rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Peter

-Mam pewien pomysł, panie Fisk- zacząłem, gdy wyszliśmy z magazynu.

-Słucham uważnie- uśmiechnął się do mnie.

-Tylko że... on jest chyba trochę zwariowany- stwierdziłem niepewnie.

-Tym bardziej słucham- zaśmiał się cicho.

-A więc, Tarcza ma tabliczkę. Obaj dobrze wiemy, że ciężko jest się tam dostać. Więc pomyślałem, że może zamiast włamywać się tam, pozwoliłbym się tam zabrać?-zmarszczył brwi.

-Czyli... chcesz dać się złapać? Specjalnie?- upewnił się, a ja kiwnąłem głową.

-Proszę mnie wysłuchać do końca- kiwnął głową, więc kontynuowałem- kiedy przyjdą po Starka, dam się pojmać. Oczywiście nic nie palnę na ewentualnym przesłuchaniu. Potrafię wyłączyć tam wszystkie zabezpieczenia. Ponadto, kiedy hakowałem ich system, zbudowałem to- wyciągnąłem z plecaka małego robocika w kształcie pająka- kiedy go wypuszczę, on znajdzie pierwszy komputer i sam wyłączy system. Będą bezbronni. Wtedy ja będę mógł bezproblemowo wyjść z celi, znajdę tabliczkę i ją panu przyniosę. Co pan na to?- uśmiechnąłem się niewinnie,

-To jest...- spuściłem wzrok- zdecydowanie najlepszy pomysł, jaki usłyszałem od pracownika. Peterze Parkerze, jesteś geniuszem- rozpromieniłem się, słysząc to. Pan Stark nigdy nie doceniał moich pomysłów- wziąłeś pod uwagę to, że cię przeszukają?

-Oczywiście. Robot jest tak zaprogramowany, że gdy schowam go pod rękawem, będzie uciekał przed każdą zmianą temperatury, czyli dotykiem, albo odsłonięciem- uśmiechnąłem się triumfalnie.

-Na pewno dasz radę?- spytał, a ja kiwnąłem głową- no dobrze. Zaskakujesz mnie, dzieciaku.

Wróciłem do magazynu, odtwarzając sobie w głowie słowa Kingpina. Jednak to co tam zobaczyłem, wyprowadziło mnie z równowagi. Jeden z podwładnych pana Fiska, a teraz także moich, wymierzył Starkowi silny cios z szczękę. Milioner jęknął z bólu, a mężczyzna chciał go uderzyć ponownie. Momentalnie znalazłem się obok niego i złapałem go mocno za nadgarstek.

-Co ty wyprawiasz?- wycedziłem przez zęby. On spojrzał na mnie ze strachem. Ludzie Kingpina wiedzieli już, że ze mną się nie zadziera.

-J-ja tylko...- zaczął.

-Ty tylko co?- zakpiłem, mrużąc oczy- jakim prawem go uderzyłeś?- spytałem spokojnie, jednak gotowało się we mnie. Nie wolno mu było tego zrobić.

-Nie wykonał polecenia. Chciałem mu po...- nie zdążył dokończyć.

-KTO CI POZWOLIŁ DO CHOLERY?!- wrzasnąłem, a on skulił się lekko- JA TU WYDAJĘ POLECENIA! A JEŻELI NIE KAZAŁEM CI GO UDERZYĆ, TO NIE WOLNO CI GO TKNĄĆ, ZROZUMIANO?! ŻADNEMU Z WAS NIE WOLNO GO SKRZYWDZIĆ!- krzyknąłem na trzech pozostałych pracowników.

-N-naturalnie... p-przepraszam p-panie Parker- wyjąkał.

-Zejść mi z oczu- prychnąłem i obrzuciłem ich pogardliwym spojrzeniem. Dopiero gdy mężczyźni zniknęli z magazynu, zdałem sobie sprawę, co tak w zasadzie się stało. Uniosłem brwi, zaskoczony samym sobą.

-Dzięki- powiedział Stark, patrząc na mnie z wdzięcznością, pomieszaną z rozbawieniem. Przymknąłem na chwilę powieki, by się uspokoić, a potem posłałem milionerowi najbardziej lodowate, zniechęcone i pogardliwe spojrzenie, na jakie mnie było stać.

-To nie było dla ciebie- prychnąłem i wycofałem się pod ścianę. Oparłem się o nią, zamknąłem oczy i osunąłem na ziemię. Czy to na pewno dobry pomysł, żeby dać się złapać? W końcu, jakby nie patrzeć, Tarcza nie bez przyczyny jest uznawana za najlepszą organizację antyterrorystyczną na świecie. I jeszcze ten wybuch. Pokazałem Starkowi, że jestem słaby. Muszę być absolutnie opanowany i skupiony. Nie mogę sobie pozwolić na coś takiego przy nim. W zasadzie, dlaczego to zrobiłem? Dlaczego to mnie tak rozwścieczyło? Przecież... ja nienawidzę Iron mana. A może... po prostu nie znoszę samowoli u moich podwładnych. Tak, właśnie o to chodziło. To mnie zezłościło. Tamten mężczyzna pozwolił sobie na zbyt wiele, a ja po prostu go zdyscyplinowałem.

Niewiele myśląc, wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, wyciągnąłem jednego i zapaliłem. Zaciągnąłem się dymem i uśmiechnąłem, czując jak drażni moje drogi oddechowe.

-Nie powinieneś palić- usłyszałem głos milionera.

-Zamknij się- mruknąłem, nie otwierając oczu.

-Zabijasz się tym świństwem- stwierdził.

-O nie- udałem przejęcie.

-To niezdr...- zaczął, ale przerwałem mu, gwałtownie wstając.

-Możesz się z łaski swojej zamknąć?!- krzyknąłem, a kiedy Stark zamilkł, usiadłem z powrotem na ziemię. Patrząc mu prosto w oczy zaciągnąłem się papierosem i wydmuchałem dym. Może było to dziecinne, ale poczułem satysfakcję, gdy łamałem jego zakaz, a on nie mógł z tym nic zrobić. Uśmiechnąłem się lekko, gdy Iron man się nie odezwał. Dobrze. Boi się mnie. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. Zamknąłem oczy i oparłem głowę o mur. Wciąż czułem na sobie jego wzrok. Jego oceniający mnie, karcący wzrok, którym daje mi do zrozumienia, że powinienem się inaczej zachowywać. Uchyliłem niechętnie powieki i zobaczyłem, że przygląda się moim nadgarstkom. Szybko naciągnąłem na nie rękawy bluzy- będziesz się tak na mnie gapił?- mruknąłem.

-A mam coś lepszego do roboty?- uśmiechnął się. Westchnąłem ciężko. Dlaczego to musi być takie cholernie trudne?- czemu to robisz?- zdziwiłem się trochę tym, co powiedział. Posłałem mu pytające spojrzenie- chodzi o jakąś zemstę? Byłem wobec ciebie nie w porządku, więc postanowiłeś pracować dla Kingpina żeby zrobić mi na złość?

-Ty myślisz, że ile ja mam lat?- zapytałem, marszcząc brwi- a poza tym, świat nie kręci się wokół ciebie- przeciągnąłem się i wróciłem do poprzedniej pozycji. Ile to jeszcze potrwa, zanim go znajdą?

-W takim razie o co chodzi?- uśmiechnąłem się lekko.

-Chcę tego, czego chcą wszyscy- wzruszyłem ramionami.

-Czyli?- nie dane mi było odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ do magazynu wpadł Kapitan Ameryka, Hawkeye, Czarna Wdowa, oraz kilku agentów Tarczy. No nareszcie!

Zabawę czas zacząć.

Pov. Natasha

Wpadliśmy do magazynu razem z kilkoma agentami Tarczy. Otworzyłam szeroko oczy, na widok, który tam zastałam. Nie spodziewałam się tego. Po minach moich towarzyszy, mogę łatwo stwierdzić, że oni też się tego nie spodziewali. Po jednej stronie związany Stark, a po drugiej, chłopiec, którego tak usilnie szukaliśmy. Ale... dlaczego on nie pomógł Tony'emu? Nie... on chyba nie... to niemożliwe. Jednak moment, w którym Peter wyciągnął nóż i rzucił nim, trafiając idealnie w stopę jednego z agentów, rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Wystrzeliłam w stronę nastolatka kilka pocisków. Zrobiłam to jedynie, żeby go lekko zdezorientować, ponieważ wiedziałam, że bez problemu ich uniknie. Oczywiście, zrobił to bez trudu. Kątem oka widziałam, jak Clint podbiegł do milionera, by go rozwiązać. Parker jakby w ogóle nie przejmując się ostrzałem ze strony agentów, wyciągnął kolejny nóż i nim ktokolwiek zdążył zareagować, ostrze znalazło swoje miejsce w dłoni Bartona, który krzyknął i zacisnął powieki.

-Peter, przestań!- krzyknął Stark, jednak chłopiec nic sobie z tego nie zrobił. Dalej bezlitośnie zasypywał agentów ciosami i miotał nożami na wszystkie strony. W pewnym momencie, tarcza z gwiazdą na środku uderzyła go w locie. Parker upadł bezwładnie na ziemię. Niepewnie do niego podeszliśmy. Był nieprzytomny, a z rozciętego łuku brwiowego lała się krew. W czasie kiedy Rogers wziął go delikatnie na ręce, ja poszłam rozwiązać Tony'ego. Syknęłam, widząc nóż wbity w ramię.

-Czy to...- zaczęłam, ale mi przerwał.

-Robota Petera- powiedział smutno.

W czasie drogi do Hellicarriera Tarczy, Stark opowiedział nam wszytko, czego się na razie dowiedział. Nie mogłam tego zrozumieć. Jak ten dobry, niewinny chłopiec mógł stać się taki? Nie, to nie był Peter. To niemożliwe. Dowiem się, co się stało z naszym Peterem. I sprowadzę go z powrotem.

Pov. Peter

Uchyliłem ciężkie powieki i skrzywiłem się. Nie dość, że strasznie bolała mnie głowa, to jeszcze światło w tym pomieszczeniu było tak oślepiające, że nie mogłem w pełni otworzyć oczu. Po chwili, gdy przyzwyczaiłem się do jasności, panującej w pokoju, rozejrzałem się. Cela. Zdecydowanie. Wykonana ze... szkła? W każdym razie, z czegoś przezroczystego. Poczułem na sobie zmartwione spojrzenia Avengers i karcące mężczyzny z przepaską na oku.

-Nick Fury?- spytałem, a on kiwnął głową. Usiadłem w siadzie skrzyżnym na łóżku, na którym spałem. Łóżko... nic mi się nie wbijało w plecy. Blizny tak nie bolały. Miła odmiana. Posłałem wszystkim dookoła rozbawione spojrzenie. Specjalnie zatrzymałem wzrok na zabandażowanej dłoni Clinta i opatrunku na ramieniu milionera. Uśmiechnąłem się kpiąco- powiecie coś? Czy przyszliście sobie popatrzeć?- spytałem i zabujałem się delikatnie na miękkim materacu.

-Wiemy, że pracujesz dla Kingpina, ale musimy mieć to nagrane. A więc pytam, na razie po dobroci, dla kogo pracujesz?- uniosłem jedną brew i parsknąłem śmiechem.

-A co jak nie powiem?- rzuciłem beztrosko.

-Nie będę taki uprzejmy- oznajmił Fury.

-Uuu, groźnie- zakpiłem.

-Po prostu to powiedz- westchnął.

-Potrzebujecie dowodu? Słowa pana Starka nie wystarczą?- spytałem i zaśmiałem się pod nosem.

-No niestety- stwierdził.

-A więc proszę bardzo. To ja zorganizowałem akcję, rozpyliłem środek usypiający nad Avengers, porwałem Iron mana, a na nożu, którym zadana była rana, są moje odciski palców- powiedziałem i uśmiechnąłem się triumfalnie.

-Cholera, po co go kryjesz?- warknął Fury.

-Kogo?- zapytałem słodkim głosikiem i posłałem mu niewinny uśmiech.

-Dobrze się bawisz?- był wyraźnie znudzony.

-Owszem- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

-Zobaczymy czy za kilka dni też będziesz taki wesoły- powiedział.

-Nie mogę się doczekać- zachichotałem, a on pokręcił głową z dezaprobatą i wyszedł, zostawiając mnie samego z Avengerami.

-Peter, o co tutaj chodzi? Możesz nam to jakoś wyjaśnić?- spytał Clint. Przygryzłem wargę i uśmiechnąłem się kpiąco.

-Co takiego?- udałem, że nie rozumiem.

-Pracujesz dla Kingpina?- czy oni mnie mają za idiotę? Posłałem im wymowne spojrzenie.

-Nie- wzruszyłem ramionami.

-Zostawicie nas?- poprosił Stark, a reszta wyszła. Przewróciłem oczami.

-Jeżeli chcesz teraz zacząć jakiś przydługi monolog o tym, jaki to jestem niedobry i nieodpowiedzialny, to daruj sobie. Nie zamierzam tego słuchać. Ja tylko robię to, co muszę- stwierdziłem.

-Nie, Pete. Nie zamierzam ci prawić kazań, ani na ciebie krzyczeć. Chcę po prostu... przepraszam, Pete- powiedział i posłał mi smutne spojrzenie. Trochę zbił mnie z tropu. Jednak po chwili przypomniałem sobie, że przecież on tylko udaje- chcę tylko wiedzieć, co się stało z naszym Peterem. Tym dobrym i niewinnym. Który wszystkim pomagał. Który poświęcał się dla innych i nigdy nie wszedłby w układy z jakimkolwiek przestępcą.

Podszedłem do szyby i stanąłem centralnie przed nim. Spojrzałem mu głęboko w oczy i wycedziłem przez zęby:

-Zabiłeś go.

Pov. Stark

Jeszcze nigdy, żadne słowa nie zabolały mnie aż tak. "Zabiłeś go". On ma rację. Kimkolwiek jest, naszego Pajączka już nie ma. Zabiłem go. Zabiłem całą wiarę w ludzi i nadzieję w tym chłopcu. Po prostu... jak ja mogłem? Jak mogłem nie dostrzegać jego bólu? Jak mogłem go tak niszczyć?

Ostatni raz spojrzałem w oczy nastolatka. Nienawiść. Tylko nienawiść i pogarda dla całego świata. Wyszedłem z pomieszczenia i od razu podszedłem do Nat, która widziała wszystko przez kamery.

-Oh, Tony- westchnęła i bez zbędnych słów, przytuliła mnie. Nie powiem, zdziwiłem się. Jednak, potrzebowałem tego. 

Nagle, uderzyła mnie pewna myśl. Ruszyłem do pokoju z celą Petera, który spojrzał na mnie z zaciekawieniem. Pewnym krokiem wszedłem do szklanego pomieszczenia. 

-Co ty...- zaczął nastolatek, ale nie czekając aż dokończy, chwyciłem go za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Zamknąłem chłopca w szczelnym uścisku. Peter zesztywniał. Czułem, jak każdy mięsień się napina, a drżący oddech powoli go opuszcza. Na początku starał się walczyć, a kiedy ustąpił, mocniej przytuliłem go do siebie. Nie oddał uścisku. Stał sztywno, jednak mnie to nie zraziło. Wiem, że gdyby tylko chciał, mógłby mnie uderzyć i uciec. Specjalnie zostawiłem drzwi otwarte. Oczywiście, gdyby tak się stało, zaraz obezwładnili by go agenci Tarczy. Jednak Peter nawet nie drgnął. Pogładziłem go po włosach. Chłopak zadrżał. Zaraz... czy on się boi? Chwyciłem go za podbródek i skierowałem tak, by patrzył na mnie. W jego oczach nie było tej kpiny dla wszystkiego i wszystkich. Był tam strach i niepewność. Ale... to chyba nie był strach przed tą konkretną chwilą. On się bał. Po prostu bał. Na moment przestał być tym bezczelnym, pewnym siebie nastolatkiem, którego poznałem wczoraj. Teraz stał przede mną przerażony, wychudzony, nieszczęśliwy chłopiec, z którym życie okrutnie się obeszło. Zmierzwiłem mu włosy i wyszedłem z celi, zostawiając go samego ze swoimi myślami. Musi to sobie przetrawić. 

Wiedziony ciekawością, podszedłem do małego ekranu, pokazującego obraz z kamery. Widziałem, jak Peter powoli siada na łóżko i wbija wzrok w podłogę. Drżącą ręką sięgnął do kieszeni. Wyciągnął paczkę papierosów. Zapomniałem mu ją odebrać. Jednak nie ma ognia, więc nie zapali. Nastolatek zaklął pod nosem, gdy sobie to uświadomił. W sumie, zrobiło mi się go żal. Ale to, że dzieciak mnie nie odrzucił, upewniło mnie w przekonaniu, że Peter Parker nie zginął. On żyje. Po prostu się zgubił. Ale ja go znajdę. Znajdę i przyprowadzę do domu.

Poszedłem do kuchni, by przygotować Pajączkowi coś do jedzenia. Pewnie jest głodny. Cały dzień nic nie jadł. Zabrałem się za robienie jajecznicy, gdy nagle zgasło światło. Wszystko wysiadło. Rozejrzałem się nerwowo. To raczej nie jest tu normalne. Usłyszałem kroki i krzyki. Chwila... to... to było zbyt proste. Peter nie jest głupi. Wiedział, że nie ma szans z Avengers i agentami Tarczy naraz. Dlaczego więc nie uciekł? Przecież pajęczy zmysł na pewno go ostrzegł. On... o Boże... on chciał tu być.

-Kurwa- warknąłem i na ślepo pognałem do pomieszczenia z celą Petera. Nagle światło wróciło. Przez chwilę mrużyłem oczy, żeby przyzwyczaić się do jasności. Zachwiałem się, gdy zdałem sobie sprawę, że cela jest pusta. Zniknął też plecak i pas z nożami. Boże... ten dzieciak jest... zdecydowanie bardziej inteligentny, niż sądziłem. Niebezpiecznie inteligentny. Pobiegłem szybko do pomieszczenia, w którym trzymana była tabliczka. Oczywiście. Nie ma jej. Czułem jak żołądek podchodzi mi do gardła. Ale... nie mógł jeszcze wyjść. Musi być w środku. Nie zdążył by. Nawet Peter nie jest tak szybki. Najszybciej jak tylko umiałem, odnalazłem resztę.

-I co?- spytałem.

-Rozpłynął się w powietrzu. Dosłownie- powiedział Steve.

-Cholera...- warknąłem. Muszę go znaleźć. Nie chodzi mi nawet o tabliczkę. Ja po prostu... muszę pomóc Peterowi. Nie mogę pozwolić mu odejść. Ten chłopiec... on potrzebuje pomocy. Nie jest zły. Na pewno nie chce taki być. On po prostu... trochę się zagubił. I ktoś musi go sprowadzić z powrotem.

-Obstawimy wszystkie wyjścia. Wasza czwórka główne. A na każde inne po dziesięciu agentów- rozkazał Fury. Kiwnęliśmy głowami i ruszyliśmy. Ucieszyłem się na wieść, że ludzie Tarczy naprawili już moją zbroję. Mogę się jedynie domyślać, kto przeciął te dwa małe, ale jakże istotne przewody. Tylko Peter mógł to zrobić. Dotarliśmy do wyjścia głównego, a tym samym momencie, s którym Peter wyskoczył z kanału wentylacyjnego. W zasadzie... jak to możliwe, że nie udało się go tam wykryć? Chłopak posłał nam zirytowane spojrzenie i cmoknął z dezaprobatą.

-Liczyłem, że trochę dłużej to potrwa- oznajmił.

-No widzisz- uśmiechnąłem się lekko.

-Peter, nie chcemy z tobą walczyć- stwierdził Ameryka.

-Ja z wami też nie- odparł nastolatek, a po chwili uśmiechnął się cwaniacko- dlatego lepiej już pójdę- spróbował wyskoczyć, jednak Steve był szybszy. Chwycił chłopca za plecak, pociągnął w swoją stronę i unieruchomił, chwytając mocno za przedramiona.

Pov. Peter

-Oddaj nam tabliczkę, Pete- powiedział miękko Kapitan. Szarpałem się, jednak on był silniejszy. Nagle, wpadłem na pewien pomysł. Skoro nie mogę polegać na mojej sile, muszę obrać inną taktykę. Stark postanowił zagrać mi na emocjach. Udaje skruchę. Próbuje mi wmówić, że mu przykro i że mu zależy. Szczególnie wtedy, gdy przyszedł mnie przytulić. Nie wiem, czego dokładnie chce, ale nie boi się ponownie mnie zranić, żeby tylko osiągnąć cel. A skoro on nie waha się, by zabawiać się moimi uczuciami, dlaczego ja miałbym tego nie zrobić? Odrobina manipulacji, żeby osiągnąć cel.

Na mojej twarzy wymalowało się przerażenie. Pisnąłem niemęsko z "bólu". Uśmiechnąłem się w duchu, widząc cień niepewności w oczach mścicieli. Posłałem milionerowi błagalne spojrzenie. Wciąż starali się być twardzi, choć widziałem, że Iron man, który miał na sobie tylko rękawicę, nie był już taki pewny. A skoro tak, to teraz wytoczę ciężką artylerię. Przełknąłem nerwowo ślinę i z całej siły ugryzłem się w język. Przez ból, w moich oczach zawirowały łzy. Cholera, czemu wciąż się wahasz, Stark? Nie widzisz, jak się boję? Zrób coś! Przerwij to! Przecież obaj wiemy, że nie wytrzymasz. Jednak on wciąż był nieugięty. Choć widziałem, że powoli pęka. Dobra, tak chcesz się bawić? Wiem, czego na pewno nie dasz rady oglądać bezczynnie.

-P-proszę...- wyjąkałem, a mój oddech stał się drżący i urywany. Wpatrywałem się z przerażeniem przed siebie. Zadrżałem. Kiedy to nie poskutkowało, zacząłem hiperwentylować. A przynajmniej sprawiłem takie wrażenie.

-Odsuńcie się od niego. Ma atak paniki- warknął Stark. Właśnie tak. Chodź tu i mnie ratuj. Pozwoliłem, by kilka łez spłynęło po nich policzkach dla wiarygodności. Avengers odsunęli się ode mnie, a milioner podszedł i pogładził mnie uspokajająco po włosach. Pozwoliłem na to, choć w tym momencie miałem wielką ochotę złamać mu rękę. Wyglądał, jakby chciał mnie przytulić.

Nawet. Nie. Próbuj.

Kątem oka zarejestrowałem, jak mściciele odsuwają się. Kiedy reszta była w takiej odległości, że nie zdążyli by mnie złapać, zrobiłem coś, czego absolutnie nikt się nie spodziewał. Wykonałem salto w tył, kopiąc przy tym czarnowłosego w szczękę i popychając go na resztę. Oni oczywiście zamiast mnie pojmać, zdecydowali się na złapanie milionera. W ułamku sekundy znalazłem się przy wyjściu.

-Tacy przewidywalni- rzuciłem rozbawionym głosem, ukłoniłem się nisko i wyskoczyłem ze statku. Z głośnym śmiechem spadałem w dół, by już po chwili zanurkować w ciemnych uliczkach Queens.

*****

2724 słowa

Hejka!

Zadowoleni takim obrotem wydarzeń?

A teraz uwaga uwaga... MARATON W DZIEŃ DZIECKA

Taki prezencik dla Was. Wszystkie informacje na moim profilu.

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro