Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Pov. Peter

Pożegnałem się z chłopakami i poszedłem w swoją stronę. Skuliłem się lekko, przy pierwszym mocniejszym powiewie zimnego wiatru. Noce zaczynają się robić naprawdę chłodne. Czy pan Fisk specjalnie odciął mnie od pieniędzy właśnie teraz? Żebym doszczętnie to odczuł? Ehh, nieważne. W teorii mógłbym wrócić na Peron, ale to i tak nic nie da. Tam też jest zimno, a poza tym, z moimi wyostrzonymi zmysłami podwójnie czuję zapach alkoholu, narkotyków i słyszę wszystkie hałasy. A ja potrzebuję ciszy. Ciszy i spokoju. Żeby wszystko przemyśleć. Chociaż, czy tu naprawdę jest cokolwiek, nad czym się można zastanawiać? To moja wina. Ja zawaliłem. Pan Fisk wyraźnie powiedział, żebym nie kontaktował się z panem Starkiem, a ja go nie posłuchałem. Rozmawiałem z nim, mimo zakazu, więc logiczne jest to, że Kingpin mnie ukarał. Zasłużyłem na to, więc nie mam prawa się oburzać, prawda?

Nawet nie zauważyłem kiedy, dotarłem pod wieżowiec, na którym zawsze siedzę. Nie myśląc wiele wdrapałem się na dach i usiadłem na krawędzi. Od razu jednak skuliłem się z zimna. Uhh, czemu to wszystko się dzieje? Czemu nie mogę mieć normalnego życia? Normalnego domu, normalnej rodziny, normalnych problemów, jak na przykład sprawdzian z matematyki. To niesprawiedliwe. Po prostu niesprawiedliwe. Czym na to wszystko zasłużyłem? Czy naprawdę jestem aż tak zły? Przecież nie prosiłem o moje moce. Nie chciałem ich. Nigdy nie starałem się być wyjątkowy, więc dlaczego właśnie ja? Nie prosiłem, żeby pan Stark wkroczył w moje życie i zaczął w nim mieszać. To jest po prostu... niesprawiedliwe.

Pov. Stark

"Nie zniknę". Co to w zasadzie znaczy? Pozwoli mi się namierzyć? Wróci tu? W jaki sposób ma zamiar "nie zniknąć"? I przede wszystkim, czy to jest wciąż aktualne, mimo naszego ostatniego rozstania? Oby tylko nie przyszło mu do głowy odwiedzenie wieży. Steve, Clint i Natasha od razu wydali by go Fury'emu. Ja wiem, że nie mają złych zamiarów. Naprawdę to rozumiem. Wiem przecież, że ani dyrektor Tarczy, ani nikt z Avengers nie chce zrobić dzieciakowi krzywdy. Ale na miłość boską, dlaczego nawet nie starają się zobaczyć w tym chłopaku naszego dawnego Petera? Dlaczego widzą w nim tylko zagrożenie? Dlaczego nie widzą w nim tego co ja? Zagubionego, nieszczęśliwego chłopca, któremu po prostu trzeba odrobiny miłości i dobroci. Boże, on tylko chce, żeby ktoś mu powiedział, że jest z niego dumny. Żeby ktoś był z niego zadowolony i wyraźnie mu to powiedział. Nie dostawał tego ode mnie, a teraz, daje mu to Kingpin. Tylko dlaczego to musiał być akurat on?

Muszę się dowiedzieć, jak poinformowany jest Fury. Ten człowiek zapisuje wszystko, więc informacje na temat Petera też powinny być w ich bazie danych. Już nie raz się tam włamywałem, więc teraz też nie powinno być z tym problemu. Jednak problem się pojawił. Pojawił, w postaci czerwonego napisu na środku ekranu. "Odmowa dostępu".

-Co?- szepnąłem do siebie, marszcząc brwi. Dlaczego nie mogę sprawdzić danych?

-Przychodzące połączenie od Nicka Fury'ego- odezwała się sztuczna inteligencja. Głośno wypuściłem powietrze i przewróciłem oczami. Uśmiechnąłem się lekko, gdy zdałem sobie sprawę, że zachowuję się dokładnie tak, jak Peter.

-Ta, odbierz- mruknąłem- wyjaśnisz mi z łaski swojej, dlaczego nie mam dostępu do danych?- wypaliłem, nie siląc się na żadne przywitanie, gdy tylko Jarvis wykonał moje polecenie.

-Mówiłem ci już, że odsuwam cię od akcji- odparł dyrektor. Zmarszczyłem brwi.

-Od akcji, ale nie od informacji- powiedziałem i mogłem sobie tylko wyobrazić, jak przewraca oczami z irytacją wymalowaną na twarzy.

-Tak, oczywiście. Dam ci dostęp, a ty polecisz zaraz do dzieciaka i powiesz mu wszystko co wiemy- zacisnąłem dłonie w pięści i zamknąłem na chwilę oczy.

-I tak nawet nie wiem gdzie go szukać- zauważyłem.

-Stark, wiem, że go ostrzeżesz. Nie mogę na to pozwolić, szczególnie teraz, kiedy zaplanowaliśmy całą akcję- zmarszczyłem brwi.

-Jaką akcję?- zapytałem cicho. Chyba nie...

-Wiemy, gdzie za kilka dni będzie dzieciak. Razem z Fiskiem. Nie pozwolę ci tego zepsuć, rozumiesz?!- warknął.

-Fury, proszę, muszę tam być!- poderwałem się z krzesła.

-Tony, wybrałeś już strony. Jesteś z dzieciakiem, rozumiem to. Masz wyrzuty, czujesz się winny. Chcesz się nim opiekować i starasz się go chronić. Ale ja nie mogę sobie na to pozwolić. Chłopak jest niebezpieczny- zagotowało się we mnie.

-Peter nie jest niebezpieczny do cholery!- krzyknąłem- nie rozumiesz tego?! Robi co musi, żeby sobie jakoś poradzić, gdziekolwiek teraz jest, ale nie jest niebezpieczny! Nie skrzywdził by nikogo bez powodu!

-Dzisiaj- powiedział nagle, zbijając mnie lekko z tropu.

-Co?- mruknąłem.

-Dzisiaj rzeczywiście nie skrzywdził by nikogo bez powodu. Ale skąd wiesz, co mu strzeli do głowy za kilka dni? Jest niestabilny. Nieobliczalny. Trzeba działać, bo potem będzie za późno. Im więcej czasu mu damy, tym gorzej będzie.

-Dlaczego?- spytałem, marszcząc ponownie brwi.

-Nie widzisz tego? Nie widzisz, że jest coraz silniejszy? Z każdą walką jest trudniej. Ma coraz lepszą technikę, jest silny jak nigdy. Wiesz dlaczego? Wcześniej napędzała go chęć obrony słabszych. Teraz napędza go gniew. I jak widać, złość jest silniejsza, niż jego wcześniejszych wartości. A najgorsze jest to, że kiedyś zrozumie smutną prawdę. Nieważne, jak bardzo się stara. I tak nie dostanie tego, czego chce. A wtedy... lepiej nie myśleć, co się stanie. Nawet nie masz pojęcia, do czego jest zdolny zdesperowany człowiek- zbladłem. Nie. Nie Peter. Nigdy nie dostanie tego, czego chce? Przecież on chce tak niewiele. Chce tylko, żeby ktoś był z niego dumny. Ale... on nie wie, że już to ma. Ja jestem z niego dumny. Jak nikt inny.

-Ale wy w żaden sposób mu nie pomożecie. To, że zamkniecie Fiska, nic nie da. Wręcz przeciwnie. Chłopak nas znienawidzi. A poza tym, Peter nic wam nie powie. Kto jak kto, ale Parker jest lojalny- stwierdziłem.

-Tak? Zdradzenie Avengers przyszło mu wyjątkowo łatwo, jak na kogoś "lojalnego"- zmarszczyłem brwi, słysząc kpinę w jego głosie.

-Nie waż się tak o nim mówić- wycedziłem przez zęby, zaciskające pięści- dobrze wiesz, że to była moja wina. To ja spieprzyłem. Nic dziwnego, że w końcu pękł.

-To nic nie zmienia. Zdrada to zdrada. Bez wahania przeszedł na stronę Fiska. A skoro raz to zrobił, może to zrobić drugi raz. Będzie współpracował- oczami wyobraźni widziałem, jak wzrusza ramionami.

-Uwierz mi, chłopak nie przejdzie tak łatwo na naszą stronę...- zacząłem.

-Nie zrozumiałeś, Tony- przerwał mi, kiedy już miałem zacząć swój wywód o lojalności dzieciaka od nowa- kiedy mówię, że Peter będzie współpracował, mam na myśli, że ja go do tego przekonam. Osobiście- zmroziło mnie.

-Fury... co ty chcesz zrobić?- zapytałem cicho.

-Mówię ostatni raz. Nie wtrącaj się, jasne?- rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.

-Nie! Fury czekaj!

-Nick Fury zakończył połączenie- oznajmiła sztuczna inteligencja.

-Kurwa!- krzyknąłem, uderzając pięścią w biurko. Nie zastanawiając się, pognałem do windy i wyszedłem na dach. Gdy tylko zbroja oplotła moje ciało, wzbiłem się w górę. Muszę go znaleźć. Muszę go ochronić. Nawet jeśli nie będzie chciał ze mną rozmawiać. Cokolwiek planuje Fury... po prostu nie mogę na to pozwolić. Nie będzie zastraszać, ani szantażować mojego dzieciaka. Nikt nie będzie.

Oczywiście, pierwsze miejsce o którym pomyślałem, to wieżowiec, na którym Peter lubi przesiadywać. Miałem szczerą nadzieję, że on tam będzie. Poleciałem więc tam i nie mogłem powstrzymać triumfalnego uśmiechu, gdy zobaczyłem drobną postać skuloną przy krawędzi. Spojrzał na mnie przez ramię, gdy wylądowałem i wyszedłem ze zbroi, jednak nie wyglądał, jakby chciał sobie pójść.

Pov. Peter

Obserwowałem, jak pan Stark wychodzi ze swojej zbroi. Nie odszedłem. W końcu, ma uwierzyć, że będzie tak jak dawniej. Miałem się nie wahać, prawda? Pan Fisk tego ode mnie oczekuje. Nie wiem, co mi zrobi, jeśli zrezygnuję, ale wiem jedno. Nie zamierzam go zawieść. Powiedziałem mu, że jestem dość bezwzględny, by to zrobić. Czas to udowodnić.

-Cześć, dzieciaku- usiadł obok mnie. Wróciłem wzrokiem do ulicy pod nami. Nie mam zamiaru być przesadnie miły. To byłoby podejrzane- ehh, posłuchaj Pete. Naprawdę źle mnie ostatnio zrozumiałeś...- tak tak, tłumacz się. I tak już nic nie zmienisz. Wiem doskonale co chcę zrobić i zrobię to, bez względu na to, jaką tym razem wymyślisz wymówkę.

Nie słuchałem jego wywodu. Po prostu milczałem, co jakiś czas kiwając głową, żeby zdawało mu się, że jestem skupiony na jego monologu.

-... nie musisz mi mówić ani o Kingpinie, ani o tym całym Peronie, ani o niczym innym. Naprawdę. Naprawdę chciałbym ci... Nie zależy mi na informacjach. Zależy mi na tobie- zacisnąłem pięści, jednak nic nie powiedziałem. Niech sobie myśli, że mu wierzę. Potem i tak, prędzej czy później się przekona, jaka jest prawda.

-Ta, powiedzmy- mruknąłem, na co starszy westchnął i pokręcił głową.

Pov. Stark

Zmarszczyłem lekko brwi. To nie było dla niego naturalne. Wysłuchał mnie uważnie od początku do końca. Dlaczego? Dlaczego nagle postanowił dać mi szansę?

-Dobra, o co chodzi?- zapytałem.

-Musisz być bardziej konkretny- stwierdził wesoło.

-Nie przerwałeś mi, nie wyśmiałeś, nie rzuciłeś żadnego z tych swoich złośliwych komentarzy i nienawistnych spojrzeń. O co chodzi?- młodszy parsknął krótkim śmiechem.

-O nic takiego- wzruszył ramionami- jesteś uparty. I tak nie mam nic do stracenia, więc przyjmijmy roboczo, że ci wierzę. Proszę bardzo, pomagaj- powiedział od niechcenia. Uniosłem brwi. Czy on właśnie... czy on mówi serio?

-Skąd ta nagła zmiana?- uniosłem jedną brew.

-I tak nie mam nic do stracenia- powtórzył.

Pov. Peter

-Pete, posłuchaj- spojrzałem na niego- Fury... on... mają zaplanowaną jakąś akcję, na której chcą cię złapać- nie sądziłem, że to naprawdę będzie takie proste. Serio? Jest aż tak naiwny? Wystarczy jedno słowo i od razu mówi mi wszystko?

-Może sobie próbować- uśmiechnąłem się łobuzersko.

-Nie rozumiesz- pokręcił głową- to coś poważniejszego. Podobno Kingpin ma tam być- zmarszczyłem brwi. Czyżby Fury wiedział o tym, co stanie się pojutrze?

-Aa... kiedy dokładnie to ma być?- spytałem niepewnie.

-Nie wiem. Cholera, nic nie wiem. Odcięli mnie od informacji- przekrzywiłem lekko głowę. Ale...

-Dlaczego?- dokończyłem myśl na głos.

-To nie jest teraz istotne. Chcę tylko, żebyś wiedział i był przygotowany, rozumiesz?- w zasadzie... czemu mi to mówi? Naprawdę jest tak naiwny? Tak od razu mi uwierzył? A może też coś kombinuje?

-I tak nic mi nie grozi- wzruszyłem ramionami, udając obojętność.

-Jak to?- zamarszczył lekko brwi.

-Kingpin zadbał o to, by Tarcza miała fałszywe dane. Niedługo odbędzie się ważna wymiana towaru. Nie znam szczegółów, ale wiem, że Fury został celowo wprowadzony w błąd, ponieważ jego rzekomy informator, to jeden z naszych ludzi- powiedziałem, starając się brzmieć jak najwiarygodniej. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Nie dość, że zostali wprowadzeni w błąd, to teraz stracą informatora. Mogę się założyć, że pan Stark pobiegnie zaraz do Fury'ego, żeby powiedzieć mu o wszystkim, czego dowiedział się od naiwnego dzieciaka. No to się zdziwią.

-To dobrze, Pete- odetchnął z, zapewne udawaną, ulgą. Czyli co? Teraz obaj będziemy udawać, że nam zależy? Zabawnie...

Zadrżałem z zimna, co najwidoczniej nie umknęło uwadze milionera. Posłał mi zatroskane spojrzenie i okrył swoją marynarką. W pierwszej chwili miałem ochotę warknąć, żeby dał mi spokój, ale po pierwsze, skoro mam się nim zabawić, to zamierzam to zrobić, a po drugie, naprawdę jest mi zimno. Może to nie daje dużo ciepła, ale zawsze coś. Chwyciłem jej brzegi i naciagnąłem bardziej na ramiona.

-Dzięki- mruknąłem.

Pov. Stark

Uśmiechnąłem się lekko do dzieciaka i zmierzwiłem mu włosy. Dlaczego nie ma kurtki? No tak, rano było cieplej. Kogo obchodzi, jak dzieciak jest ubrany, gdy opuszcza... gdziekolwiek śpi...

Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, aż w końcu usłyszeliśmy, jak telefon dzieciaka dzwoni. Chłopak wyciągnął komórkę i przewrócił oczami, wydając z siebie przy tym jęk poirytowania.

-Czego?!- warknął. Uniosłem brew z zaskoczeniem. Chłopak ponownie przewrócił oczami- kto? Dobra... dobra, wyciągnę go- powiedział i rozłączył się- muszę wyciągnąć swojego człowieka z aresztu, zanim zacznie sypać- wyjaśnił, widząc moje pytające spojrzenie.

-I co chcesz zrobić?- spytałem z niepokojem.

-Mam parę sposobów- wzruszył ramionami i zrzucił z siebie moją marynarkę, po czym wstał. Podszedł do krawędzi z drugiej strony dachu.

-Peter?- zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię- co się dzieje, gdy ktoś zacznie "sypać"?- bałem się odpowiedzi, ale musiałem wiedzieć, czy on rzeczywiście jest do tego zdolny.

-A jak myślisz?- uśmiechnął się mrocznie- znika.

-J-jak to "znika"?- przeraziłem się. Dzieciak zaśmiał się krótko.

-Magik nigdy nie zdradza swoich tajemnic- rzucił.

-Przyjdziesz tu jutro?- spytałem błagalnie.

-Ta, przyjdę- mruknął i zeskoczył, znikając w ciemnych ulicach miasta. Wiem dokładnie, co ma na myśli. Znika. Jest likwidowany. Usuwany. Czyli po prostu zamordowany...

*****
2003 słowa

Hejka!

Tak, dobrze widzicie, rozdział bez Polsatu, podziwiajcie, podziwiajcie, bo to rzadkie zjawisko xD

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro