Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Stark

Patrzyłem oniemiały na wyjście. "Tacy przewidywalni". Ograł nas, jak dzieci. W momencie, w którym nie mógł polegać na mięśniach, zrobił coś takiego. Oszukał nas. Udał atak paniki. To było... kurwa, to było cholernie sprytne. Jednak, bolało mnie to, jak zagrał na moich emocjach. Specjalnie spojrzał w moją stronę. Wiedział, że to przerwę. Kazałem go puścić. Ja sam, zdecydowałem, żeby go uwolnić. Całkowicie wbrew sobie. Ale on tego chciał. I dokładnie tak się stało. Zrobiliśmy dokładnie to, czego od nas oczekiwał. Kopnął mnie w ich stronę, bo wiedział, że mnie złapią, zamiast spróbować go pojmać. Odwróciłem się do równie zaskoczonych mścicieli.

-Udawał...- powiedziałem cicho nieobecnym głosem i zaśmiałem się nerwowo. Dzieciak udawał. Jak on... te wszystkie emocje... drżenie rąk... łzy w oczach... cholera. Wiedział, że nie wytrzymam. Przejrzał mnie. Odkryłem się wtedy, kiedy poszedłem do jego celi i... jak on mógł to wykorzystać przeciwko mnie? Przecież... Peter nie jest tak bezwzględny. Nigdy nie był. Wciąż... nie mogę w to uwierzyć. To nie było w jego stylu. 

-Chodź, Tony- pozwoliłem Nat zaprowadzić się do Fury'ego. Usiedliśmy tam wszyscy. Byliśmy... w szoku.

-Dlaczego daliście mu uciec?- warknął Nick. Gdy nikt mu nie odpowiedział, dyrektor uruchomił nagranie z kamery. Oglądał to w milczeniu, a mnie dosłownie bolało, ponowne obserwowanie, jak Peter wpatruje się we mnie przerażony. Ale to nie była prawda. On udawał- cholera, dobry jest- stwierdził Fury.

-Dobry? Dzieciak jest diabelnie inteligenty- warknąłem- doskonale wyczuł, jak nas złamać.

-Wyczuł i nie zawahał się- stwierdził Steve- ale on... wyglądał tak...

-To już nie jest nasz Peter- powiedział słabo Clint.

-Nieprawda!- poderwałem się z krzesła- nie rozumiecie? To nasza wina! A szczególnie... ehh, moja. Powinniśmy bardziej okazywać mu, że jesteśmy z niego zadowoleni. Że jest potrzebny. Ale tego nie robiliśmy. Zrobił to Kingpin. Peter widzi w Fisku kogoś, kto był przy nim, gdy został zupełnie sam. Dlatego nie mamy z nim szans. Zostawiliśmy go... zostawiłem go w najtrudniejszym momencie jego życia. Chłopak mnie nienawidzi. Ale... wiecie, kiedy byłem w tym magazynie, jeden z ludzi Kingpina mnie uderzył. Peter... on się wściekł. Nawrzeszczał na niego i... przez chwilę miałem wrażenie, że nad sobą nie panował. On... obronił mnie. Nie pozwolił, by ktokolwiek mnie tam skrzywdził. A potem wygonił ludzi, którzy mieli mnie pilnować razem z nim. Wiecie, co to oznacza?

-On wciąż tam jest- powiedziała Nat z lekkim uśmiechem.

Gdy Fury, Nat, Clint i Steve wyszli, żeby spróbować dowiedzieć się, jak Peter to zrobił, ja stanąłem nad ekranem pokazującym obraz z kamer. Przeskoczyłem wizją na kamery z celi nastolatka i przewinąłem do momentu, w którym Steve położył go na łóżko. Przyszła jakaś kobieta i zajęła się rozciętym łukiem brwiowym. Potem narzuciła na chłopa koc i wyszła. Przyglądałem się, jak Parker śpi. Wyglądał wtedy tak spokojnie. Tak niewinnie. Uniosłem kąciki ust na ten widok. Przewinąłem kawałek. Nagle zatrzymałem obraz. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przewinąłem kawałek i puściłem to jeszcze raz w zwolnionym tempie. Moment, w którym przytulam dzieciaka. Chłopiec dostrzegł otwarte drzwi i dyskretnie upuścił... co to jest? Wygląda jak mały pajączek. O co chodzi? Co to jest? Jakiś robot? Poczułem ukłucie w sercu. Ja okazałem mu uczucia, otworzyłem się przed nim, a Peter po prostu wykorzystał ten moment, żeby uciec. Robił ze mną, co chciał. Każdy jego ruch jest zaplanowany. Nic nie robił bez przyczyny. Zwróciłem uwagę na fragment, w którym chłopak podszedł do szyby, żeby powiedzieć mi tamte straszne słowa. Jednak wbicie mi szpili, było tylko dodatkową rozrywką. W międzyczasie dyskretnie zbadał stopą wielkość otworu między drzwiami i podłogą. On jest... planuje wszystko. Dokładnie. Jest niesamowicie inteligentny, co w połączeniu z jego fizycznymi możliwościami daje naprawdę potężne połączenie. Dlaczego go nie doceniałem? Przecież... on jest zdolny do... właśnie. Do czego jest zdolny? Gdzie jest granica? Czy zabiłby kogoś? Jak daleko się posunie? Ile jest w stanie zrobić, żeby... w zasadzie, co on chce tym osiągnąć? Chce się na mnie zemścić? O to chodzi? W zasadzie, wyśmiał mnie, gdy to zasugerowałem. Muszę się tego dowiedzieć.

Pov. Peter

Oddałem tabliczkę Kingpinowi. Teraz on zabierze ją do Connorsa. Cały czas na moich ustach tkwił drobny uśmiech. Powiedział to. Jest ze mnie dumny.

Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego Stark mnie przytulił? Co on chciał tym osiągnąć? A najgorsze jest to, że... nie byłem zadowolony, kiedy mnie zostawił. To strasznie żałosne, ale pomogło mi. Ten głupi, ludzki gest sprawił, że przez chwilę poczułem się lepiej. A to, jak na mnie wtedy patrzył. Wtedy, przy wejściu. Gdy zorientował się, że to zwykłe kłamstwo. Był taki... nie. Przestań. Pamiętaj, że to twój wróg. Skrzywdził cię. Zranił. Bezwzględnie. Nie miał żadnych wyrzutów. Ty też nie możesz ich mieć. Masz się wziąć w garść. Zrobiłeś to, co musiałeś, żeby przeżyć.

Schowałem ręce do kieszeni i ruszyłem przed siebie. Ucieszyłem się, gdy zauważyłem, że Tarcza nie dobrała się do moich narkotyków. Straciłbym duże pieniądze, gdyby je zabrali. Nawet się nie zorientowałem, gdy dotarłem do Peronu. Zapukałem w wejście.

-Spike! Gdzie cię nosiło?! Już myślałem, że nie żyjesz- zawołał Brad, a ja uśmiechnąłem się.

-Spokojnie, mnie się tak łatwo nie da pozbyć- roześmiałem się i wszedłem do środka. Podbiegłem do schodów i zjechałem po poręczy.

-Spike wróciłeś!- zawołał ktoś, a ja się roześmiałem.

-Spokojnie, nie było mnie tylko dwa dni. Przecież znikałem na dłużej- powiedziałem przez śmiech. Jakaś dziewczyna podeszła do mnie i uwiesiła mi się na ramieniu.

-Już się bałam, że coś ci się stało, Spikey- westchnęła, a ja lekko ją od siebie odkleiłem.

-Jeszcze żyję- stwierdziłem wesoło.

-Gdzie cię nosiło, co?- spytał jeden z moich kolegów.

-Wszędzie i nigdzie- odparłem i uśmiechnąłem się niewinnie.

Nie miałem za bardzo ochoty upijać się z nimi, więc przeszedłem szybko do mojego "pokoju" i położyłem się na kanapie. Myślałem, że będę się inaczej czuł. Że będę zadowolony. Ale... on miał się mnie bać. Czemu tego nie robi? Czy nie pokazałem mu wystarczająco dobitnie, że jestem od niego silniejszy? Pod każdym względem. Powinien czuć strach.

Spokojnie, masz jeszcze czas.

Z tą myślą i uśmiechem na ustach pogrążyłem się we śnie.

Pov. Stark

-Fury, proszę cię, nie rób tego- biegłem za dyrektorem Tarczy przez cały korytarz. Ma zamiar przygotować jakąś obławę na tego dzieciaka.

-Tony, zrozum, nic nie zdziałasz. Nie przemówisz mu do rozsądku. A już na pewno nie, kiedy jest pod wpływem Kingpina- odparł, nie zatrzymując się.

-No tak, zamknięcie go tu z pewnością sprawi, że nam zaufa- stwierdziłem.

-To nie jest moim priorytetem- przewróciłem oczami.

-Nie rozumiesz, że to moja wina? Spieprzyłem sprawę i nie pozwolę, żeby teraz dzieciak za to płacił- powiedziałem, a on zatrzymał się na moment.

-Moim zadaniem nie jest dbanie o to, by nie męczyło cię poczucie winy, tylko zapewnianie bezpieczeństwa. Nie mogę pozwolić, żeby chłopak biegał wolno po mieście, po tym co zrobił tutaj. Sam dobrze wiesz, że potrafi naprawdę wiele, a przecież nie mamy pojęcia, do czego się posunie. Co jeśli pewnego dnia wymyśli, że zajmie się cyberterroryzmem i wysadzi twoją Wieżę? Może dzieciak po prostu ma pecha w życiu. Może jest zmuszony, żeby grać twardego i bezwzględnego. Ale nie mogę przymykać oka na to, że stwarza zagrożenie, ponieważ on tak naprawdę jest dobry w głębi serca. I wiesz, ja też się martwię. Wiem, że Spider man robił kawał dobrej roboty. Wiem, że Peter nie jest taki. I naprawdę, bardzo chciałbym, żeby ten dobry dzieciak wrócił.

-No proszę, Nick. Nie rób tego- posłałem mu błagalne spojrzenie- zobaczysz, uda mi się dotrzeć do Petera- mężczyzna przez chwilę się zastanawiał.

-Ehh, masz dwa tygodnie, Stark. Jeśli za czternaście dni Peter wciąż nie będzie chciał współpracować, zajmiemy się tym po mojemu, jasne?- uśmiechnąłem się triumfalnie.

-Jasne. Nie pożałujesz- odpowiedziałem i odszedłem zadowolony z siebie. Teraz mam dość trudne zadanie. Znaleźć Petera. Dzieciak skutecznie ukrywał się przez dwa miesiące. Swoją drogą, jestem ciekawy, jak udało mu się unikać miejskiego monitoringu, który jest prawie wszędzie? Chociaż, może nie w queens. A poza tym, właśnie się przekonałem, że stać go na naprawdę wiele.

Znalezienie chłopaka nie będzie takie trudne, w porównaniu do tego, co czeka mnie potem. Najpierw będę musiał w ogóle przekonać go do rozmowy. A potem... nie ważne. Cokolwiek to będzie, dam radę. Muszę mu pomóc. Czy będzie tego chciał, czy nie. To moja wina, więc muszę to teraz naprawić. A poza tym, czegokolwiek bym nie zrobił, będzie to lepsze od tego, co chce mu zrobić Fury.

***

Wszedłem do swojej pracowni i chwyciłem za butelkę  whiskey. Pociągnąłem pierwszy łyk i zmarszczyłem brwi. Przymknąłem powieki. Myśl. No dalej. Wymyśl coś. Cokolwiek. Musisz go znaleźć. Musisz mu pomóc. Nie wolno ci go znowu zostawić. Całkiem samego. Zagubionego. Bez kogokolwiek, kto by o niego zadbał. Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu. Przeze mnie się taki stał. Powinienem przy nim być, kiedy jego ciotka zmarła. Powinienem nie dopuścić do tego, żeby Kingpin odkrył jego tożsamość. Powinienem pochwalić go za zdobycie tej cholernej tabliczki. A teraz... teraz zaniesie ją do Fiska. On na pewno nie popełni mojego błędu. Powie Peterowi, że jest z niego dumny. Że dobrze się spisał. Dzieciak wyjdzie od niego z uśmiechem na ustach i tą iskierką radości w oczach. Bo nareszcie ktoś go docenia. Tylko że Kingpin nie jest wobec niego szczery. Nie zależy mu na Parkerze. Zależy mu na pracowniku, który ma wyjątkowe zdolności, a za wynagrodzenie wystarczy mu głupia pochwała. On tylko tego ode mnie chciał. Jednego pierdolonego uśmiechu i ciepłych słów. A ja... cholera.

Zacząłem analizować każde zachowanie, gest i słowo Petera. On nie robi nic, bez przyczyny. Każdy ruch jest zaplanowany. Jakby grał w jakąś grę. A jeśli chcę do niego dotrzeć, jedno jest pewne. Muszę to wygrać. A żeby wygrać, muszę zagrać na jego zasadach. Chociaż, czy manipulując mną, on już mnie w to nie wciągnął? Nagle przypomniały mi się jego słowa. "Robię tylko to, co muszę". Robi co musi, żeby... co? Co chce osiągnąć? Jeżeli nie chodzi mu o zemstę, to jaki ma w tym wszystkim cel? Na pewno nie zależy mu na pieniądzach. To nie ten typ człowieka. Chociaż... czy ja go wciąż znam? Kiedyś łatwo przywołałbym go do porządku, ale jak mam poradzić sobie z tą wersją chłopaka? Oczywiście, nie było nic trudnego w dyscyplinowaniu dzieciaka, który bał się za głośno oddychać w mojej obecności. Jednak teraz, Parker ignoruje moje polecenia, jest bezczelny, w żaden sposób nie boi się mi pyskować. Kpi sobie ze wszystkiego i wszystkich. Chociażby pobyt w bazie Tarczy. Śmiał się Fury'emu w twarz. Był pewny siebie i każdym swoim gestem wyrażał głęboką pogardę dla nas wszystkich. Stał się bezwzględny. Poza tym jednym momentem. W chwili, w której go przytuliłem, cała otoczka bezczelnego, "złego" nastolatka prysła. Chociaż, czy on nie udawał? Pokazał przecież, jakim jest świetnym aktorem. Ale z drugiej strony, jaki miałby w tym cel? Może to rzeczywiście go zdezorientowało? Nie sądzę, by ktokolwiek na ulicy okazywał mu ludzkie uczucia. Właśnie... na ulicy? Zarówno Peter jak i Kingpin wspominali o "domu" chłopaka. Co to za dom? Wiedziałbym, gdyby wrócił do sierocińca. Fisk na pewno by go nie przygarnął, więc... gdzie jest ten jego dom? Tego muszę się dowiedzieć w pierwszej kolejności.

Dopiero teraz przypomniało mi się to, co widziałem w magazynie. Nadgarstki chłopca. Jednak to wcale nie skrawek bandażu wystający spod rękawa nie był najbardziej niepokojący. Na drugiej ręce, odznaczał się mały tatuaż. Był to krzyż gotycki. Skoro wiem, że Peter nie robi niczego bez powodu, na pewno ma on jakieś szczególne znaczenie. Muszę się dowiedzieć, co symbolizuje. Może to mnie w jakikolwiek sposób naprowadzi. Chociaż... ten bandaż. Robi sobie krzywdę. Tnie się. Przeze mnie. Nie mogę tego tak zostawić.

Pov. Peter

Usiadłem na podłodze w swoim "pokoju". Wyciągnąłem z plecaka zapalniczkę, bandaż oraz mój najnowszy nabytek. Żyletkę. Tylko ona jest w stanie mi pomóc. Wygrzebałem z kieszeni paczkę papierosów i zapaliłem jednego. Przyłożyłem ostre narzędzie do mojego poranionego przedramienia. Zacisnąłem mocno powieki. Znów będzie bolało. Nie chcę tego. Ale muszę chociaż na chwilę się schować. Wykonałem pierwsze pociągnięcie i pisnąłem cicho. Boli. Mocno. Ale mimo to, uśmiechnąłem się. Ból był niewielką ceną, za ucieczkę od problemów. Naprawdę niewielką. Byłem gotowy, by ją płacić. Drugie pociągnięcie. Tak, czuję się dobrze. Wszystko jest dobrze. Musi być dobrze. Nawet jeśli w rzeczywistości nie jest dobrze. Ja nie mam prawa czuć się źle. Trzecie pociągnięcie. Jest dobrze. Bardzo dobrze. Jest dokładnie tak, jak powinno być. Czuję się świetnie. Czwarte. Zaśmiałem się, widząc krew. Moją krew. Pełno jej tu. Nie wiem dlaczego, ale w tamtej chwili, wydawało mi się to niezmiernie zabawne. Roześmiałem się. Głośno. Jakie to śmieszne. Mógłbym się tu wykrwawić, a nikt by się nie zorientował. Nikt nie odważyłby się tu wejść, bo jestem jebanym tyranem. Może znaleźliby się śmiałkowie, którzy przyszliby sprawdzić, co tak śmierdzi. Potem zakopali by mnie na jakimś śmietniku i tyle. Wróciliby tu, żeby się upić i naćpać. Nic by po mnie nie zostało. Jedynie wspomnienie Spike'a, na którym i tak nikomu nie zależało. Śmieszne. Naprawdę. A pan Stark, który zarzeka się, że mu na mnie zależy, zapomniałby o mnie jak zwykle. Ktoś u góry, kto kieruje moim życiem, musi mieć niezły ubaw. Przynajmniej wiem, że jeśli ciocia May i wujek Ben patrzą na mnie, dobrze się bawią, oglądając tą komedię. Łzy spływały po moich policzkach, gdy zanosiłem się histerycznym śmiechem.

Czuję się dobrze. Bardzo dobrze.

*****

2172 słowa

Hejka!

Noo, trochę się porobiło...

W sumie nie mam nic ciekawego do powiedzenia na temat tego rozdziału xD

Co powiecie na Q&A do bohaterów?

Przypominam, że dzisiaj na moim profilu pojawi się info dotyczące maratonu.

Mam nadzieję, że się podobało :)

Do zobaczenia<3<3<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro