𓆱☽THREE☾𓆱

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Październik rok 2014 Korea Południowa

Był wampirem. 

To stwierdzenie siedziało mi w głowie przez ten cały czas. Kiedy zamykałem oczy, przed sobą miałem jego wściekłe spojrzenie. Dlatego nie spałem. Nawet jak zostałem wepchnięty jak szmaciana lalka do furgonetki. Po ogłoszeniu sprzedaży wszystko działo się szybko. Yeji wraz z innymi stworzeniami wyciągnęli mnie z klatki, rozkuli i nałożyli nowe kajdany. Jednak tylko na ręce. Nie odzywałem się. Szczerze mówiąc nawet nie miałem ochoty. Gdy pojazd ruszył, znów zacząłem bezgłośnie płakać. Co się ze mną teraz stanie? Czy tak naprawdę ten mężczyzna jest po mojej stronie? Czemu od razu założyłem ,że jest moim sprzymierzeńcem? Był na licytacji, wykupił mnie, a przede wszystkim jest pierdolonym wampirem.  Jak krwiopijca może być po mojej stronie. Tym bardziej na podziemnej licytacji, gdzie głównym towarem są ludzie. 

Co wampiry mogą ze mną zrobić? Wyssać mi tyle krwi aż zostaną ze mnie tylko zwłoki? Zjedzą mnie? Nie mam bladego pojęcia. Czytałem tylko jedną książkę o wampirach w moim całym życiu. I tylko pierwsza teoria wydaje się sensowna. Muszą czymś się żywić. Jednak jedna myśl cały czas nie daje mi spokoju. Skoro ten wampir widział mnie wcześniej ,czemu wtedy mnie nie zabrał? Byłem bezbronny gdy za nim poszedłem, mógł mnie ogłuszyć, unieszkodliwić i wziąć ze sobą. Nie mam na to wytłumaczenia.

Furgonetka się zatrzymała, a ja przestałem już dawno płakać. Przez wymyślanie sensownych wyjaśnień do zaistniałej sytuacji odwróciło moją uwagę od poczucia czasu. Siedziałem skulony w kącie. Instynktownie stwierdziłem ,że tam będę bezpieczny. Co za ironia. 

Drzwi od bagażnika się otworzyły i dostrzegłem dwójkę mężczyzn. 

-Znów to samo. Czemu oni zawsze tak daleko uciekają.

-Stary nie narzekaj, ostatnim razem jeden prawie nam zwiał. Wejdź tam i go wyjmij.

Szansa? Szansa na ucieczkę. Nie. Nie będę głupi, to przecież wampiry, nie da się od nich uciec.

Wstałem posłusznie gdy ta dwójka dalej się kłóciła. Zjawiłem się tuż przed nimi, uniosłem głowę i spojrzałem prosto na nich.

-Idziemy czy dalej będziecie gadać? 

Sam nie do końca rozumiałem moją postawę. Przed chwilą wylewałem łzy w tej furgonetce. Obmyślałem co mogą ze mną zrobić. Mogę umrzeć. Właśnie... i  tak umrę, prędzej czy później. Moja historia się kończy. Nikt nie wierzy w wampiry, nikt nie zechce mnie szukać. Skoro Yeji jest magiem czy tam czarodziejem mogła zrobić coś mojej rodzinie. Chociaż czy byłoby to potrzebne? Najwyżej trafię na listę zaginionych nastolatków. I moja sprawa nigdy nie zostanie rozwiązana. Akta trafią do stosów o tej samej kategorii. Nie pozostało mi nic innego jak pokazać ,że się nie boje. Chociaż miałem wielka ochotę uciekać i schować się tam gdzie mnie nie znajdą.

Oboje mężczyzn było w szoku. Jeden z nich pokazał dłonią ,w którym kierunku mam iść. Poszedłem na ścieżkę ,która prowadziła w głąb lasu. Po chwili już byli za mną. Nie musieli mnie trzymać. Nie musieli być wcale blisko. To był ich teren więc nie miałem już gdzie uciekać. Jedyną opcją była ucieczka gdy mnie przewozili. Przegapiłem minimalna szansę. Mój jeden procent szybciej zniknął niż się pojawił.

-Już nie jesteś taki wyszczekany? Zabrakło języka w gębie?

Nawet nie wiem w jakim momencie jeden z nich znalazł się około mnie. Wzdrygnąłem się ,na co ten się zaśmiał. Zauważyłem je. Białe ,ostre kły. Ciekawe ile razy wbijały się w ciała ludzkie i jak wyglądał cały ten proces. Będzie mnie boleć? Czy doznam takiej euforii ,że nie będę w stanie kontaktować? Były takie śnieżnobiałe. Podobne do ich koloru skóry. Chyba zbyt długo się na nie patrzyłem, bo dostałem tak mocno w tył głowy ,że upadłem na ziemie. Uderzył mnie czymś ciężkim? Kamieniem? Uniosłem głowę do góry, popatrzyłem na jego dłonie. Nic w nich nie miał. Dlaczego to tak mocno bolało. 

-Było się trzeba nie lampić na moje zęby. Ludzie, obrzydlistwo. Jak na was patrzę to rzygać mi się chce. Jesteście jak stado owiec umieszczone w zagrodzie. Nie potraficie nic oprócz wpierdalania trawy, spania i srania gdzie popadnie. Dobrze ,że po aukcji dalej trwa zaklęcie byście nie musieli się wypróżniać. Gdybym musiał to sprzątać, dostałbym szału. Prawda Strzała?

Drugi zjawił się natychmiast po mojej lewej stronie.

-Przestań narzekać. Musiałeś go walnąć tak mocno? Będziemy musieli go przez to nieść. Trafiłeś mu w potylicę.

-Nie moja wina ,że jego gatunek to słabe ścierwa.

Wzruszył ramionami i obje wzięli mnie pod ramię. Nie podobało mi się to. To jak o mnie mówił, to co mi zrobił, że mnie dotkali. To oni są potworami nie ja. Nic im nie zrobiłem. Zostałem porwany i wystawiony na nielegalna aukcję. A moje życie przestało mieć już znaczenie. 

-Jestem ciekawy jakiej decyzji dokonasz. Będąc na miejscu szefa ,żadnej bym wam nie dawał. Ohyda.

-Chciałem ci przypomnieć ,że twoja matka była człowiekiem.

-Dlatego ją zabiłem-roześmiał się tak głośno ,że głowa mnie rozbolała jeszcze bardziej. 

-Nie śmiej się tak ,może młody wybierze tą opcję i będziesz go widywał codziennie.

-On?-czułem jak ocenia mnie wzrokiem.

-Tak. Krwawnik przestań być takim głupkiem. Popisujesz się, by ciebie się bał. Wiem ,że uwielbiasz wywoływać w nich strach ,ale jak widać ten tutaj tego ci nie okaże.  Dlatego wcześniej go walnąłeś.

-Nie. Uderzyłem go bo się lampił na moje kły.

-Dowiedział się dopiero dzisiaj, że wampiry jednak istnieją tak jak i inni. Nic dziwnego. Też tak mieliśmy. Nie zapominaj o tym. I przestań być taki arogancki bo szef znów wyśle cię do najgorszej roboty.

Krwawnik przewrócił oczami i w ciszy zaprowadzili mnie pod opuszczoną fabrykę. Znajdowaliśmy się na totalnym wysypisku, myślałam ,że zaraz znikąd wyjdą inne wampiry jednak Strzała, kucnął przy ziemi i otworzył kamienne drzwi. Zeszliśmy na dół. 

∗*∗٭∗*∗

Miałem wrażenie ,że znalazłem się w innym świecie. Podziemie było wyłożone grubą cegłą. Z góry schodów można było dostrzec całe małe uliczki. Jakbym znalazł się w nowym miasteczku. Widziałem małe wampiry jak i te o wiele, wiele starsze. Gdzie ja właściwie byłem i o czym mówił Strzała. Z resztą dziwne mają imiona.

Spojrzałem do góry. Spodziewałem się jakiegoś betonu. Jednak nic takiego nie było, znajdowało się tam ciemne niebo wraz z czerwonym księżycem, znajdującym się w pełni. Byłem w innym świecie, nie docierało to do mnie. 

Gdy przechodziliśmy uliczkami, reszta wampirów nie zwracała na mnie uwagi. Jakby to była norma. Dostrzegłem ,że czas się tu zatrzymał. Większość osób było poubieranych w stylu dziewiętnastego wieku. Czarne kamizelki, białe koszule z falbanami, spodnie z wysokim stanem u mężczyzn. Kobiety były ubrane w wielkie falbaniaste suknie bądź koronkowe czarne koszule z dobranymi do tego spodniami. Jedna wampirzyca na straganie sprzedawała gorsety o różnych rozmiarach, kolorach i wzorach. Inni sprzedawali herbatę, kawę czy zestawy porcelany. Nie umiałem skupić uwagi na jednej rzeczy. Jednak nie wszyscy byli ubrani w europejskim stylu. Niektórzy mieli na sobie hanboki. Mężczyźni nosili czarne gaty*, a kobiety różnorodne otgoreum*. Tradycyjne stroje koreańskie z tych lat. Każdy nosił co innego. 

Nie wiem kiedy znaleźliśmy się pod wielkim zamkiem. Nie zdążyłem się mu przyjrzeć bo zawiązali mi na oczach opaskę. 

-Zaprowadzimy cię do szefa. Nie możesz się odzywać nie proszony. Nawet nie próbuj uciekać czy planować ucieczkę. Nic ci to nie da. Chociaż sądzę ,że zdałeś sobie już z tego sprawę, wcześniej. Jednak i tak muszę to powiedzieć, takie procedury. Reszty dowiesz się tam. 

Powiedział w moją stronę Strzała. Kiwnąłem tylko głową i po chwili rzucili mnie na lodowatą ziemie. Już? Znalazłem się przed ich szefem? Czyżby do przeniesienia użyli swojej szybkości?

-Rozwiążcie mu tą chustę. Po jakiego w ogóle mu to założyliście-odezwał się ktoś inny. Ten głos z kimś mi się kojarzył. Czy to ten mężczyzna? Usłyszałem go tylko jeden raz, jak wymawiał kwotę za którą mnie wykupuje. Mój wzrok był skierowany do podłoża. Pierwsze co ujrzałem to lśniącą czarną podłogę i czyjeś mokasyny- Czemu jego potylica krwawi? Krwawnik?

-To nie moja wina. On sam sobie to zrobił.

-Krwawnik, dostajesz dodatkową robotę w arboretum. Mnie się nie okłamuje. 

Jego głos wcale nie był przyjemny. Gdy mówił, ciarki po moim ciele pojawiały się co chwilę.  Mimo tego chciałem zobaczyć jego twarz. Bałem się jak nigdy dotąd. Jednak chce widzieć kto odbierze mi życie. Chcę zapamiętać jego rysy twarzy by chociaż tym sprowadzić go do piekła.

Uniosłem głowę i spojrzałem na osobę stojącą nade mną. Z bliska jego oczy były jeszcze bardziej intensywne. Gdy skierowały się na mnie, miałem ochotę skulić się w sobie byle by na mnie nie patrzyły. Jednak teraz, gdzie poza śmiercią nie zostało mi nic innego, nie odrywałem od nich wzroku. Coś nagle się stało. Głosy, które wcześniej były donośne, przycichły, jakbym się od nich sam oddalał. Byłem teraz tylko ja i on. Zmarszczył po chwili brwi, a dźwięk głosu Krwawnika stał się wyraźniejszy. Mężczyzna o czarnych jak smoła włosach odwrócił się idąc w stronę tronu, na którym ktoś siedział. 

-Krwawnik, Strzała możecie odejść. Zostawcie to Stworzycielowi i mnie.

To, nazwał mnie tym czymś. 

Poczułem jak się rozpadam. Dlaczego myślałem ,że jestem dla niego kimś? Czemu mój umysł stwierdza, że będzie traktował mnie jak równego sobie. Czemu trzymam się uparcie swojej intuicji ,a nie realnych faktów. W jego jak i ich oczach byłem rzeczą. Wykupioną, za sporą sumę pieniędzy tylko po to by stać się ich prywatną maszyną do jedzenia. Będą mnie hodować jak świnię. 

Słyszałem jak tamci odchodzą, ale nie spojrzałem ich stronę. Wzrok miałem skierowany, na wampira siedzącego na tronie. Miał blond włosy i czarne oczy. Posiadał pełno biżuterii, czy to na uszach czy rękach. Nawet pasek wokół talii był z czystego srebra. Jego paznokcie były pomalowane w tym samym kolorze co jego oczy. Ubrany był w podobny strój do chłopaka, który stanął po jego prawej stronie. 

Chwila, czemu ten blondyn ma na sobie srebro? Czy to nie tak ,że ono wypala im skórę? 

Ten jakby dobrze zdawał sobie sprawę o czym myślę, skierował wzrok na swój pasek i zaczął bawić się nim w dłoni. 

-Wy ludzie sądzicie ,że ta biżuteria robi nam krzywdę. Jest tyle mitów, które mają jakieś ziarenko prawdy jednak wcale nią są tak w stu procentach korzystne. Zabić wampira może tylko inny wampiry i stworzenia trzecie. Człowiek nie jest na siłach by to zrobić. Może kiedyś była taka możliwość. Bodajże w trzynastym wieku. Jak mawiał mój pradziadek. 

Nie odezwałem się , tak jak nakazał mi Strzała. 

Po co on do mnie w ogóle o tym gada?

-JK co może zabić wampira?-wzrok skierował na chłopaka stojącego obok. Ten nie odwracał ode mnie wzroku  jednak odpowiedział.

-Spalenie go żywcem gdy będzie związany cierniami róży. Tymi jadowitymi, które rosną na czwartej alei w Valinjadzie. Chyba ,że jakimś sposobem wylądujemy w krainie elfów bądź syren. Tam też znajdują się rośliny dla nas śmiertelne. Jest jeszcze sposób bardziej siłowy, skręcenie karku i również spalenie go od razu byśmy się nie odrodzili. Plus wyrwanie rąk, tak na wszelki wypadek. 

Wyrecytował jakby uczestniczył w jakimś konkursie. Gdyby spytali mnie o jakiś utwór poetycki też bym tak śpiewał. Z resztą po co mi mówią jak się ich pozbyć?

-Zapomniałeś jeszcze oddać ,że śmiertelnym zagrożeniem są dla nas Strażnicy Aniołów, Elfy i Syreny. Wilkołaki to mniejszy problem. Chociaż magów też bym do tego zaliczył-podrapał się po skroni-Przejdźmy teraz do twojego tematu owieczko.

Jesteście jak stado owiec umieszczone w zagrodzie. Nie potraficie nic oprócz wpierdalania trawy, spania i srania gdzie popadnie.

Słowa Krwawnika krążyły mi po głowie. Miał racje, byłem tylko głupią owcą ,która trafiła w sidła wilka. Skierowałem wzrok na chłopaka obok, zdawało mi się czy blondyn skierował się do niego imieniem JK? Chyba ,że to ksywka.  

-Czemu tak bardzo przyglądasz się mojej prawej ręce?-zesztywniałem. Wampir siedzący na tronie cały czas mnie obserwował. Oceniał? Jaki ja jestem głupi-Odpowiadaj.

Przełknąłem głośno ślinę i znów spojrzałem na Stworzyciela.

-Tylko jego widziałem na aukcji. 

-Bo tam go wysłałem. Aaa rozumiem, chcesz za jego pomocą się stąd wydostać? Tak? Nic z tego kochanieńki. Jeon Jungkook jest moim wiernym powiernikiem. Tak jak wszyscy w tym zamku. Nikt mi się nie sprzeciwi, nikogo nie oczarujesz. 

-Nie chce uciekać.

Ugryzłem się w język. Miałem się nie odzywać jak mnie nie prosi. Już po mnie.

-Nie?

Mimika twarzy mu się zmieniła. Zaczął się mną interesować. Już nie byłem tylko zwyczajną białą owcą wyciągniętą ze stada. Byłem tą czarną.

-W takim razie skoro nie chcesz uciekać, to o czym myślisz?

Długo zastanawiałem się nad odpowiedzią. Czułem na sobie wzrok ich obojga. Jednak więcej pytań miałem do Jeona Jungkooka niż samego Stworzyciela. Kim był? Dlaczego pojawił się na pogrzebie mojej prababki? Czemu mi się przyglądał. Skąd w nim tyle gniewu ,którym nawet teraz mnie obdarowuje.

-Jak umrę.

Odpowiedziałem.

-Czy to ty odbierzesz mi życie, czy ten obok. Będziecie mnie torturować? A może wsadzicie do klatki i będziecie mnie hodować jak świnię. Byle moja krew była dla was pożywna. Wsadzicie mnie do jakiegoś pomieszczenia pełnym pułapek i wytestujecie. Będziecie przy tym wspaniale się bawić-zapadła cisza, po której dodałem-Która śmierć jest dla mnie?

Nic oprócz śmiechu Stworzyciela nie było słychać. Przetarł twarz i usiadł w rozkroku, opierając się rękami o oba kolana. 

-Jesteś naprawdę niezwykły Parku Jiminie.

Wiedział jak się nazywam. Skąd? Nie powinien mnie traktować jak rzecz? Przecież Jeon Jungkook tak mnie chwilę temu opisał.

-Teraz nie żałuję decyzji Jungkooka. Jak zwykle dobrze się spisałeś. Nigdy nie zawodzisz. Jesteś coraz to lepszy-wstał i poklepał go po ramieniu, następnie podszedł do mnie i kucnął. Miałem wrażenie ,że w tamtej chwili nie oddychałem- Nikt cię tu nie zabije chyba ,że ty sam. Wybieraj. Chcesz śmierć czy zostać jednym z nas?

Nigdy nie sądziłem ,że dostanę drugą szansę, która będzie zależeć tylko ode mnie. 

~~~

 otgoreum*- pasek w hanboku w strojach kobiety w Korei Południowej.

 gaty*-tradycyjny kapelusz u mężczyzny w Korei Południowej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro