Szminka i chusteczka.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Śpiącą Larę zbudziło delikatne pukanie do drzwi. Z niechęcią otworzyła oczy i czekała nieruchomo, aż natręt ponowi próbę, wyobrażając sobie, z jaką złością go zbędzie, lecz pukanie się nie powtórzyło.

Pragnęła ułożyć się i zasnąć, ale ciekawość postawiła na swoim, stawiając ją do pionu, choć nie policzkując. Otworzyła drzwi by wyjrzeć na korytarz, gdy coś sfrunęło na podłogę. Pod jej nagimi stopami leżała zalakowana koperta. Czy to kolejny adorator? Westchnęła. Po zamknięciu drzwi korytarz nadal pachniał mydłem i świecił pustką. Zapaliła papierosa i rozcięła list, oczekując najgorszego. Wpatrywała się beznamiętnie, zaciągając się aksamitnym, gęstym dymem "Djarum".

"Lodołamasz Jej Królewskiej Mości stanie za dwa dni na wodach Zatoki Ernesta. Poranek będzie przejrzysty i chłodny, można jednak spodziewać się załamania pogody. Znam Jego Ekscelencję Gubernatora osobiście na tyle długo, iż jestem skłonny mówić o naszej więzi przyjaźni, jako o braterstwie dwóch prawdziwych dżentelmenów z ostatniej takiej generacji, więc oferuję się dostarczyć Pani zapewnienie, że kwestia pozwolenia na pobyt zostanie zaakceptowana ad hoc, zwracam jedynie uwagę, że Pani dokumenty są odrobinę niekompletne i przeto chciałbym wyjaśnić pewne wątpliwości, które od czasu, gdy dwoje łysych pokłóciło się o grzebień, rozwiewa się zazwyczaj na kontynencie. Proszę, wręcz nalegam Panią, aby dołączyła dziś wieczór do grona moich bardzo dystyngowanych (most elegant) gości. Wydaję na mostku kolację, o jedenastej."

Sir Charles Nicholas O'Donovan.
Kapitan HMS Fortitude.

Zaniepokojona usiadła, zaciągając się dymem. Faks został potwierdzony rozmową międzynarodową. Bardziej przykry i dość niewygodny był fakt, że jej suknia wieczorowa była akurat niedysponowana bardziej niż ona. Jej matka mogłaby dodać, "dość zawstydzający". Cóż. Mogła i to przewidzieć. Czy szanujący się dżentelmen z maszynowni mógłbyż poratować a really fine lady in question, i pospieszyć jej z pomocą, pożyczając żelazko? Mh-mhm.

Może chrzanić tę suknię. Kapitan i jego goście... Nie ośmieli się. Postanowiła zadziałać oportunistycznie, acz asekuracyjnie. Otworzyła walizkę i wyciągnęła mały dyktafon, otwierając jeden z kompletów nowych baterii, przewinęła świeżo rozpakowaną kasetkę na ołówku i zamknęła kieszeń. Włożyła urządzenie na dno torebki. Usiadła nad nią, migając palcami w powietrzu. Przykryła go brudną ścierką.

Minęła lustro, otwierając usta, przebiegła językiem po zębach, szybko wydłubawszy wykałaczką pozostałość skromnego podwieczorku. Nie była pewna tego, czy jej się chce wyglądać dziś olśniewająco. Czuła się wykończona porannymi wyścigami z rozedrganym żołądkiem pragnącym pozbyć się obiadu, niczym irlandzka zakonnica... nieważne. Lodołamacz miał ponad trzy tysiące ton wyporności, niestety, zwodowany został w latach pięćdziesiątych dla duńskiej marynarki wojennej, więc rozcinał brutalnie morskie fale tak, jak nóż rybacki filetuje chińską pangę, za nic sobie mając potrzeby wrażliwszych pasażerów, przyzwyczajonych do łagodniejszego ślizgu nowocześniejszych rejsowców. Na szczęście kabina znajdowała się na środkowym pokładzie i była wyposażona w prywatną toaletę, hej ho.

Nie zabrała ze sobą wiele. Przypomniał jej się nagle i niespodziewanie odległy w czasie wyjazd z rodzinnych stron. Cmoknęła, krzywiąc usta w grymasie, odszukała szpilki. Wyjęła włoską szminkę, rozcierając sobie na nadgarstku, przyglądając się ciemnoczerwonej plamie z fascynacją. Wytarła ją jedwabną chustką, którą nader przezornie wrzuciła na samo dno przy rejestratorze dźwięku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro