1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzę w jednym z szarych pokoi w instytucie, nudzę się niemiłosiernie. Gdy przyjechałam zastałam tylko karteczkę z numerem pokoju. Wypakowałam swoje rzeczy z braku jakiegokolwiek zajęcia.

Postanowiłam wymknąć się z instytutu, zabrałam sztylet a na palec włożyłam pierścień który miałam przy sobie gdy mnie podrzucono. Była na nim wygrawerowana róża z łodyga na której znajdowały się kolce. Konklawa i inkwizytor stwierdzili, że to zwykła pamiątka ale moim zdaniem to coś więcej. Ubrałam na siebie skórzaną kurtkę schowałam stele oraz sztylet do jej kieszeni. Wyszłam na dwór, było już ciemno, ale kilku osób przechadzało się chodnikiem.

Weszłam na ścieżkę i zaczęłam iść w nieznanym mi kierunku. Doszłam do starych garaży i do jakiegoś budynku. Coś mnie tam ciągnęło, nie umiem tego wytłumaczyć. Po prostu musiałam tam wejść. Zatrzymałam się przy jednych z drzwi i zapukałam do środka. Otworzył mi wysoki Azjata z zielono-żółtymi kocimi oczami.

-Co nocni łowcy ode mnie chcą? - Powiedział niezadowolony

-Ja nie wiem... Coś mnie tu... Głupio to zabrzmi proszę Pana, ale musiałam tu przyjść coś mnie tu tak jakby przyciągnęło-Ten spojrzał na mnie zaciekawiony

-Wejdź-Weszłam i usiadłam na czerwonej kanapie-Chcesz coś do picia?

-Nie dziękuję-Odparłam grzecznie 

-Przedstawisz się młoda damo?-Spytał mężczyzna przyglądając się mi 

-Rosamaria Williams

-Nie kojarzę tego nazwiska w śród nocnych łowców -Mówiąc to zmarszczył brwi 

-A Pan jak się nazywa?-Spytała zaciekawiona-Jesteś jakimś czarownikiem? Wróżysz z kart tarota ludziom?-Powiedziałam żeby trochę mu dogryźć, bolało mnie nawet wspomnienie i niewiedza czarownika o nocnych łowcach a bardziej o moim nazwisku....

-Magnus Bane wielki czarownik brooklynu-Spojrzałam w jego oczy, patrzył na mnie rozbawiony a ja  w jego tęczówkach wyglądałam jak naburmuszone dziecko 

-Jest Pan stary -Stwierdziłam, Magnus na mnie spojrzał

-Mów do mnie Magnus nie Pan Rose

-Więc wracając widziałeś to Magnusie - Wskazałam na pierścionek, ten wystawił dwie dłonie na każdym był jakiś pierścień.

-Nie chodzi mi o pierścionek, to mój sygnet rodzinny konklawa stwierdziła, że to przetopione białe złoto ale.. Wygląda jak sygnet rodzinną nocnych łowców.-Ten chwycił mą dłoń zaciekawiony

-Mogę-Chwilę się wąchałam ale pokiwałam głową ten zdjął pierścień przyglądając się mu-Widziałem gdzieś ten symbol, ale nie jestem pewien gdzie-Oddał mi pierścionek-Przykro mi

-Clave jest do dupy - Stwierdziłam - Mają gdzieś to skąd  pochodzę, mam być na każde ich zawołanie i się narażać na śmierć, a oni od siebie nic nie dają, chcą tylko brać garściami od innych, oni są popaprani chcą kontrolować wszystko to chore prawda?-Spojrzałam w stronę Magnusa który uśmiechał się do mnie

-Lepiej nie mów tego w towarzystwie innych

-Wiem wiem, ale przyznasz mi racie wielki czarownik brooklynu?

-Tak przyznam, Clave chce wszystko kontrolować ale myśli tylko o swoim dobrze a nie podziemia...

-To jest najgorsze zero kompletnie zero tolerancji-Powiedziałam oburzona, A Magnus się uśmiechnął

-Nie lubię nocnych łowców,  zaciekawiłaś mnie więc cię wpuściłem i dobrze zrobiłem, polubiłem  cię Rose

-Mam nadziej, że pod kontem relacje typu znajomy, koleżanka ,przyjaciółka a nie kochanka czy coś tego typu-Bane zaczął się śmiać a ja dołączyłam do niego gdy się uspokoiłam postanowiłam wyjść

-Wpadaj kiedy Chcesz- Zaproponował

-Dzięki staruszku -Odparłam śmiejąc się 

-A i jeszcze jedno jeśli chcesz pomogę ci z tym sygnetem

-Nie mam pieniędzy będąc sierotą i nie stać mnie  na usługi czarownika- Powiedziałam pełna powagi

-Nie chce od ciebie pieniędzy, wystarczy, że czasem wpadniesz mało kto umie poprawić mi humor 

-To do zobaczenia

Wyszłam z budynku kierując się do instytutu. Natknęłam się na jakiegoś kolesia omg chwila chwilą.. mam znak niewidzialności. Ten otworzył usta z których wystawały trzy języki i ostre kły miał rogi i czarną skórę. Kurwa demon, odskoczyłam w bok gdy ten zamachnął się na mnie pazurami.

Wyjęłam sztylet i rozcięłam mu twarz ten syknął odpychając mnie na jeden z budynków. Jego oczy były czarne ruszył na mnie podniosłam się i wycelowałam w niego bronią.

Chyba trafiłam bo zaczął się trząść a po chwili upadł po czym zniknął zostawiając po sobie posakę. Zabrałam sztylet umazany czarną krwią. Ruszyłam dalej, przed instytutem dostrzegłam blondyna o złotych oczach, piękną dziewczynę o czarnych włosach i ciemnych oczach oraz chyba jej brata miał takie same włosy ale oczy były niebieskie rozglądali się o czymś rozmawiając.

Przeszłam obok nich przekraczając próg instytutu.

-Kim jesteś?-Spytała dziewczyna

-Izy to pewnie ta nowa z Idrisu prawda? - Chłopak spojrzał na mnie swoimi niebieskimi oczami

-Tak to ja -Odparłam przyglądając się Czarnowłosemu chłopakowi 

-Jest sierotą jak ja - Stwierdził blondyn, co trochę mnie zabolało

-Jace- Warknął szatyn

-Nic nie szkodzi mówi prawdę- Odparłam trochę przybita faktem, że ma rację 

-No dobra pokarzę Ci mój pokój.. Chwilę jak się nazywasz?-Spytała tak zwana "Izy"

-Rosamaria Williams-Odpowiedziałam patrząc na ciemnooką 

-Jestem Isabelle Lightwood ten okropny blondyn to Jace Wayland a ten to mój brat Alec Lightwood skoro wszyscy się znamy chodźmy do mnie.-Dziewczyna pociągnęłam mnie do instytutu pokazała swój pokój, ciuchy kosmetyki i zaczęła mnie o wszystkim informować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro