15.
"Zobaczyłam jak wychodzę z tego budynku i robię to samo temu chłopakowi mówiłam do niego Alec. Potem ktoś koło niego był jakaś dziewczyna strasznie podobna do niego, obok blondyn jakiś okularnik i rudowłosa dziewczyna,"
Odsłoniłam twarz
-Alec?-Chłopak patrzył na mnie zamyślony
-Tak to ja a to Magnus twój przyjaciel pamiętasz?
"Magnus Bane wielki czarownik Brooklynu a ty?"
"-Rose Williams"
"Przypomniały mi się spotkania z czarownikiem oraz kłótnia dotyczącą Aleca i blondyna moja ręka cała we krwi i szkle twarz Hiszpan kły wampira"
-Bane - Objęłam mężczyznę-Przepraszam
-Nic się nie stało-Powiedziała głaszcząc mnie po głowie
-Mówiłaś coś o Valentine wiesz gdzie on jest? To on ci to zrobił?-Alec zaczął zasypywać mnie pytaniami
-Nie męcz jej!- Magnus stanął w mojej obronie
-Muszę to wiedzieć teraz-Spojrzałam na chłopaka
-On ma trochę racji muszę sobie wszystko przypomnieć ale najpierw muszę się ogarnąć śmierdzę morzem- Wyjaśniłam
-W piątce masz łazienkę-Poinformował mnie przyjaciel z uśmiechem na ustach
-Dzięki mag- Odwzajemniłam uśmiech odchodząc
Weszłam do pokoju otworzyłam walizkę w środku były szczątki czegoś dziwnego zamknęłam ją otwierając szafę. Wyjęłam bieliznę dżinsy i czarną koszulkę, wzięłam prysznic przebrałam się i wyszłam. Ubrałam buty z szafki i ponownie otworzyłam walizkę. Nadal znajdowało się tam coś dziwnego nagle otworzyło oczy krzyknęłam cofając się do tyłu.
Do pokoju wbiegł Alec z mieczem przeciął potwora na pół wyszłam stamtąd idąc do salonu. Moje runy zaczęły świecić spojrzałam w lustro moje oczy były całe białe uniosłam się nad ziemią a wszystkie wspomnienia uderzyły we mnie jak fala. Przez co upadła bym gdyby nie mój refleks
Do salonu wszedł Alec
-Pamiętam wszystko - Wyciągnęłam w jego kierunku rękę a w moją stronę poleciał mój scyzoryk i stela
-Valentine tworzy armię musimy powiadomić resztę- Wyjaśniłam
-Przecież nie lubisz Clave- Zaczął złośliwie niebieskooki
-W dupie mam Clave on szkoli zwykłych ludzi, gdzie kielich anioła?- Dopytałam
-W instytucie Clary i Jace oddają go Hodge
-Bane teleportuj nas tam- Poprosiłam zerkając na Alec'a
Ten stworzył portal wskoczyłam do niego ciągnąć za sobą szatyna. Gdy byliśmy przed budynkiem wbiegłam do środka.
-Dlaczego biegniemy?-Spytał niebieskooki
-Valentine chce ukraść kielich-Wpadłam do gabinetu Hodge'a ten podał kielich łysemu czterdziestolatkowi
-Valentine! - Krzyknęłam a ten spojrzał na mnie
-Przeżyłaś - Uśmiechnął się do mnie - To świetnie naprawdę świetnie
-Oddawaj kielich-Ruszyłam w jego stronę rzuciłam w niego sztyletem ten zrobił unik
Stanęłam przed barierą obok której klęczała Clary razem z nieprzytomnym Jacem
-Nie przekroczysz bariery aniołku- Runy zaświeciły się na złoto a cała moja moc wypłynęła na zewnątrz przekroczyłam barierę odepchnęłam hodge'a na jej drugą stronę.
Wykorzystałam moment nieuwagi i zabrałam mężczyźnie kielich
Ten rozbłysnął w moich rękach oślepiając resztę w pomieszczeniu. Czułam jak moc kielich znika i wchłania się we mnie. Poczułam ukłucie ostrza Valentine chwycił mój nadgarstek i wyrzucił przez witraż wyrywając mi przy tym kielich. Spadłam na jedną z wieżyczek ogarnęła mnie wściekłość poczułam się jakbym miała eksplodować z moich pleców wyrosły skrzydła uniosłam się nas ziemią wpadając do pomieszczenia pozbawiona już skrzydeł. Skoczyłam na Valentine'a zabierając kielich ten rzucił we mnie scyzorykiem nasączonym krwią demona. Wrzasnęłam a on zniknął razem z kielichem narysowałam Iratze.
Rana zniknęła jak i bariera byłam wściekła na siebie złapałam hodge'a za fraki i rzuciłam nim o ścian.
-Zdradziłeś nas!!! Wiesz co narobiłeś?!!- Krzyczałam wściekłą
-To co musiałem-Odpowiedział poważnie
-Nie musiałeś!-Poczułam czyjąś rękę na ramieniu
-Spokojnie - Szepnął mi do ucha Alec
-Zajmij się nim i twoim Clave a mnie zostaw-Strzepałam jego rękę
-Rose...-Rozpędziłam się wyskakując przez wybity już witraż, usiadłam na jednej z wierzy rysując runę tropiącą
Zeskoczyłam na ziemię i zaczęłam biec za tropem. Jednak zgubiłam go w metrze przeklęłam kierując się z powrotem do instytutu.
Weszłam do środka gdzie zbierała się rada.
-Co mówili? - Spytałam Izabell
-Wysyłają nas do idrisu- Odpowiedziała wzdychając
-Gówno im to da- Powiedziałam zła
-Lepiej się pakuj jedziemy za godzinę- Poinformowała mnie przyjaciółka wchodząc do kuchni
Poszłam do siebie i zaczęłam pakować walizkę do puki ktoś nie zapukał.
-Proszę!- Krzyknęłam zostawiając walizkę
Do środka wszedł Jace zamknął za sobą drzwi. Usiadł na ziemi przy ścianie podeszłam do niego siadając obok.
-Co się stało?-Spytałam widząc zmartwionego przyjaciela
-Jestem Jonatanem Morgensternem-Powiedział zły
-To nie możliwe, on kłamie- Pomyślałam na głos
-Mam w sobie krew demona jestem potworem-Powiedział przybity
-Nie jesteś to, że cię wychował nie znaczy, że jesteś potworem-Wstałam on tak samo chwycił mnie za gardło i przygwoździł do ściany
-Mogłaś go zabić! Zabrać kielich, jesteś takim samym potworem jak on eksperymentem!-Wykrzyczał prosto w moją twarz
-Nie!! - Złapałam jego ręce próbując jakoś rozluźnić uścisk - Jestem jebanym aniołem rozumiem, że cierpisz ale nie wyżywaj się na mnie!-Do pokoju wparował Alec
-Jace co się dzieje?-Spojrzał na niego potem, na mnie Jace zabrał rękę z mojej szyi
-Nic - Odpowiedzieliśmy jednocześnie
Jace opuścił mój pokój a Alec mi się przyglądał.
-No co?-Ten zamknął drzwi i podszedł do mnie obejmując mnie co mnie zaskoczyło
-Za trzydzieści minut wyjeżdżamy lepiej się pakuj
-Muszę jeszcze coś załatwić-Odeszłam od niego kierując się do wyjścia
-Nie mogę cię puścić-Mówiąc to złapał moją dłoń -Jak znowu znikniesz, stracisz pamięć?!
-Trudno znowu ją odzyskam-Powiedziałam obojętnie patrząc w jego niebieskie oczy
-A jeśli nie? Jeśli ktoś ci coś zrobi, zabije cię?-Wyminął mnie blokując drzwi-Nigdzie nie wychodzisz
-zobaczymy
Pociągnęłam za drzwi te drgnęły a chłopak je przytrzymał.
-Pomocy...
Obudziłam się gwałtownie widziałam. Za oknami idris podeszłam tam jak za hipnotyzowana zobaczyłam wille i krzyki z niej dochodzące. Zatkałam uszy upadając na podłogę po chwili wszystko ustało, podeszłam zamykając walizkę.
-Jestem spakowana mam jeszcze te cholerne dwadzieścia minut zostaw mnie samą-Poprosiłam siadając na łóżku
-Co to miało być?- Spytał
-Anielskie sprawy nie muszę szukać Morgensterna sam mnie dopadnie idź już
Ten wyszedł zdezorientowany chciałam zadzwonić ale zorientowałam się, że nie mam z czego. Zamknęłam drzwi i nakreśliłam runę niewidzialności otworzyłam okno narysowałam runę szybkości z moich pleców znowu wyrosły skrzydła. Uniosłam się w powietrzu i pędem poleciałam do Magnusa. Byłam po niecałych dwóch minutach zapukałam do okna a ten mi otworzył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro