34.
Wyjęłam nuż który spłonął w moich rękach moja bluzka była cała we krwi. Z resztą jak niektóre kosmyki włosów i ramiona podniosłam walizkę.
-Nic mi nie jest-Uprzedziłam Clary i resztę- O której konklawa?
-Za godzinę - Odezwał się Magnus
-To dobrze - Stwierdziłam oddychając ciężko
-Kto tam był? - Zaczął Jace
-Człowiek Valentin'a - Zrobiło mi się słabo
-Czego chciał? - Zaczął blondyn uśmiechnęłam się smutno
- Wiesz czego - Zerknęłam na Magnusa który podszedł do mnie zabierając walizkę
-Pogadacie sobie u Lightwood'ów dajcie jej odetchnąć-Zaczął Magnus
-Niech będzie - Powiedział Jace idąc przed siebie
Poszliśmy do rodzinnego domu Alec'a zabrałam walizkę od Magnusa wchodząc do pokoju. Wyjęłam z walizki sukienkę narysowałam Iratze i poszłam wziąć prysznic. Po czym się przebrałam, pomalowałam lekko a włosy wyprostowałam zarzucając do tyłu.
Ktoś zapukał do pokoju w chwili której ubierałam koturny.
-Proszę!- Do środka wszedł max
-Jace jest zły i krzyczy na Alec'a mówią coś o tobie i tej rudej dziewczynie- Założyłam naszyjnik na szyję wychodząc z pokoju
-Gdzie są?-Spytałam patrząc na dzieciaka
-U Alec'a
-Dzięki młody
-Pogodzą się?-Spytał zmartwiony
-Na pewno- Weszłam do pokoju Alec'a słysząc wrzaski chłopaków zamknęłam za sobą drzwi
-Czy wyście oszaleli?!-Spytałam zła
-A ty co tu robisz? - Zaczął czarnowłosy
-Max poprosił żebym was pogodziła o co znowu poszło? - Spojrzałam na jednego potem na drugiego
-Alec coś ukrywa - Spojrzałam na niebieskookiego
-Niby co?-Spytałam patrząc na blondyna
-Nick zauważył siniaki na szyi wcześniej ich nie miałaś a mój Parabatai unika cię wzrokiem
-Czy ty myślisz, że on mi to zrobił?-Prychnęłam
-Poszedł po ciebie do Magnusa a ty nagle wracasz posiniaczona Bane by ci tego nie zrobił-Kontynuował swoje spekulacje
-To nie Alec-Wyjaśniłam
-To kto?- Odwróciłam wzrok gryząc wewnętrzom część policzka gdy poczułam metaliczny smak puściłam policzek i spojrzałam na blondyna
-Natknęłam się na człowieka Valentine
-I co sama sobie z nim walczyłaś przecież Alec poszedł by za tobą w ogień-Zaczął zdenerwowany
-Tak sama, nie wiem jakim cudem go zauważyłam ale już go nie ma i po sprawie-Wyjaśniłam
-Czyli tego mi nie chciałeś powiedzieć? - Zaczął Jace
-Uspokój się! - Spojrzałam na niego groźnie-Wiesz wszystko podajcie sobie ręce na zgodę i...-Jace na mnie spojrzał
-Kto się zbliżył do portalu zanim nas tam wepchnęłaś?-Spytał uważnie mi się przyglądając
-Człowiek Valentine'a kolejny zabójca-Skłamałam ale nie mogę powiedzieć im prawdy nie teraz
-I wepchnęłaś swoich przyjaciół do portalu bo?-Dopytywał
-Chciałam żebyście byli bezpieczni moje rany szybciej się goją a wasze dłużej-Wyjaśniłam
-Ryzykowałaś dla nas?! Oszalałaś to moja działka!-Krzyknął na mnie Jace
-Nie oszalałam, nie pozwolę was skrzywdzić przez pierdolonych morderców którzy na mnie polują!- Jace się uciszył patrząc na Alec'a który stał patrząc na mnie smutnym wzrokiem
-Nie kłóćcie się z tak głupich powodów jak moje życie-Westchnęłam patrząc na dwójkę przede mną
-To nie głupi powód Rose jesteśmy rodziną mimo tego, że jesteś aniołem pomożemy ci- Zacząl blondyn
-Nie chce pomocy, na wojnie zawsze są ofiary a ja czuję że niedługo Valentaian zaatakuje-Spojrzałam na nich poważnie
-Nie pozwolę żeby mój ojciec cię skrzywdził - Skrzywiłam się na jego słowa to nie był jego biologiczny ojciec głową zaczęła mnie boleć
"Żyjesz? "
" Tak"
-Rose? - Zaczął Alec a ja się wzdrygnęłam
-Już wam nie Przeszkadzam-Wyszłam szybko z pokoju wychodząc na zewnątrz po drodze mijając Jocelyn zaczerpnęłam świeżego powietrza
-Uspokój się - Obróciłam się widząc jak Nicholas gada z jakąś laską
-Oświadczyłeś się! A teraz spotkałeś zasraną sierotkę i zmieniłeś zdanie
-Nie zmieniłem pomagam znajomej a ty się opanuj
Zaczęłam iść w stronę wielkiej sali po drodze mijając kilku nocnych łowców przyglądających mi się krzywo. Spojrzałam na nadgarstek runa Jonathan'a zaczęła świecić przymrużyłam oczy.
-Jeśli tu jesteś wynoś się - Powiedziałam szeptem zatrzymałam się przy wielkiej sali usiadłam przy fontannie patrząc na lecącą wodę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro