35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po jakimś czasie zobaczyłam cień męskiej sylwetki w mojej ręce pojawił się płomień. Obróciłam się widząc Parabatai ogień zniknął a kilka osób mi się przyglądało.

-Zaczyna się - Powiedziała Isabelle

-Miejmy to za sobą-Wstałam kierując się na salę gdy wszyscy się usadowili konsul poprosiła mnie o podejście do barierki wstałam robiąc co karze chwyciłam miecz anioła

-Macie jakieś postępy?

-Valentine ma moc kielicha tworzy nocnych łowców

-To wiemy!! - krzyknął ktoś z tłumu

-Przymknij się staruchu jeszcze nie skończyłam - Wróciłam wzrokiem do konsul-Morgenstern był niedawno w nowym Jorku

-Spotkała go pani?-Dopytała konsul

-Nie zupełnie

-Co to znaczy?-Kontynuowała

-Wysłał na mnie swoich ludzi-Wyjaśniłam

-Po co? chcą panią porwać?-Dopytała zaciekawiona

-Nie, chcą mnie zabić w sumie nie dziwię się im - Uśmiechnęłam się lekko - Chce prosić o kolejny tydzień na schwytanie go-Poprosiłam czego praktycznie nigdy nie robię

-To za długo ma pani trzy dni-Odparła surowo konsul

-Jak chcecie, przyprowadzę go-Wzruszyłam ramionami 

-Skąd ona może wiedzieć gdzie jest?!-Krzyknął ktoś z tłumu

-Sam po mnie przyjdzie gbury-Odpowiedziałam pewna siebie

-Uważaj na słownictwo panno Williams- Spojrzałam ostro na konsul

-Nazywam się Rosemarie Gold i zaznaczam odkryłam to praktycznie sama bo wy mieliście to gdzieś,-Warknęłam zła

-Zabierzcie ją - Obok mnie pojawił się portal

-Do zobaczenia  - Wskoczyłam do portalu lądując przed posiadłością Wayland'ów weszłam do środka gdzie zobaczyłam Jonathan'a opierającego się o ścianę.

Ominęłam go wchodząc do wielkiej biblioteki

-Nawet nie podziękujesz?-Spytał uśmiechnięty

-Nie-Odpowiedziałam krótko, Coś ciągnęło mnie do jednej z pułki chwyciłam książkę szafka się przesunęła zrobiłam krok w tył wpadając na Jonathan'a.

-Uważaj- Wywróciłam oczami 

Schodząc schodami w dół były strome a moje buty tego nie ułatwiały. Zachwiała się a na mojej talii pojawiły się ręce chłopaka. Schodziłam dalej trzymając jego rękę. Na samym dole dostrzegłam anioła i klęczącego obok Valentine'a blondyn zniknął.

-Zabieram cię stąd - Moje skrzydła się rozwinęły dotknęłam łańcucha który się stopił anioł spojrzał na mnie.

"Dziękuję"

Ziemia się za trzęsła a on wyprostował skrzydła. Nie wiem jak to się stało ale Valentine był owinięty łańcuchami. Budynek zaczął się zapadać chwyciłam Valentine'a lecąc w górę. Gdy stanęłam z nim przed budynkiem ten się rozpadł.

-Czas na zemstę Valentine- Złapałam go mocniej a po kilku minutach wylądowałam przy wielkiej sali otworzyłam drzwi.

-Popełniasz błąd-Szepnął w moją stronę

-Zamknij się!!- Weszłam do sali skupiając na siebie uwagę wszystkich

-Jonathan cię zniszczy-Szepnął uśmiechnięty

-Trudno- Zobaczyłam zaskoczoną twarz Clary i Jocelyn oraz konsul i reszty

-Proszę macie go!- Pchnęłam Valentine'A na środek sali wszyscy patrzyli z niedowierzaniem

"On ucieknie za kilka dni aniołku"

"Nie szkodzi"

Schowałam skrzydła Valentine wstał. Podeszłam do barierki zabierając miecz podałam mu go.

-Czy Jace jest twoim biologicznym synem?!- Ten spojrzała na mnie wściekle

-Nie!-Warknął

-W takim razie czemu go tak nazywasz?-Spytałam 

-Bo go wychowałem- Zabrałam mu miecz

-Możecie sobie go wziąć tylko tyle chciałam wiedzieć -Mówiąc to podeszłam do konsul odkładając miecz przed nią

Valentine spojrzała na mnie uśmiechając się

-I tak zginiesz!!!-Krzyknął w moim kierunku 

-I wice wersa-Odpowiedziałam poważnie, Minęłam go rzucając pod jego nogi płomień z którego zrobił się okrąg.

-On jest gorszy ode mnie-Zaczął 

-Uczeń przerósł mistrza nie dziwi mnie to - Uśmiechnęłam się patrząc na konsul ta przetarła oczy kiwając głową żebym usiadła.

-Instytut w nowym Jorku wywiązał się z umowy danej Clave, dostarczając nam Valentine Morgensterna- Usiadłam między Alec'iem a Isabelle.

-Jak to zrobiłaś? - Szepnął mi do ucha niebieskooki

-Nie ciesz się zbyt wcześnie-Odpowiedziałam krótko

-O co chodzi?-Spytał zaskoczony

-On w każdej chwili może uciec-Dodałam 

-Panna Gold dostarczyła nam Valentine'a przesłuchamy go dzisiejszej nocy, to koniec na dziś proszę o zostanie opiekunów instytutu reszta może się rozejść

Wstałam wychodząc z sali, po czym usiadłam przy fontannie. Zaczęłam myśleć o słowach Valentine'a "i tak zginiesz, on jest gorszy ode mnie" może i jest ale przy mnie jest lepszy widzę to... Nie tylko ja na niego wpływam on na mnie też czuje coś do niego ale nie umiem tego wyjaśnić on ma podobnie to wszystko jest poplątane.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro