53
Po imprezie wróciłam do domu. Dwa tygodnie minęły strasznie szybko, Skupiłam się na treningach praktycznie nie opuszczałam sali treningowej.
Aktualnie wale w worek, ktoś celuje we mnie sztyletem obracam się zatrzymując go w powietrzu.
-Nieźle kochanie - Uśmiechnęłam się do Jonathana - Jesteś coraz lepsza
-Dzięki - Mówiąc to opuściłam salę zostawiając Sebastiana samego
Na korytarzu natknęłam się na Clary trzymającą szkatułkę.
-Izzy czuje, że Jonathan żyje jesteśmy związani czuła bym gdyby zginął. To kolejny podstęp Valentaina ma w zanadrzu mojego brata proszę schowaj to - Spojrzałam na schody ich rozmowę podsłuchiwał max.
-Clary Sebastian czeka na sali-Poinformowałam ją
-Już idę - Izzy spojrzała na mnie zmartwiona. Nie zamieniłam z Lightwood'ami ani słowa od nieszczęśliwej imprezy.
-Rose - Dziewczyna wsadziła szkatułkę do szafy patrząc na mnie - Porozmawiajmy Alec ma koszmary od kiedy Magnus powiedział nam o twoim wypadk- Wyjaśniła
-Czuje się lepiej, dzięki za troskę ale nie potrzebuje litości - Odeszłam kierując się do swojego pokoju
Wzięłam prysznic, przebrałam się w dżinsy i czarny tiszert włosy miałam związane w kucyk. Usiadłam na podłodze po turecku kładąc przed sobą sztylet. Spojrzałam na niego a ten uniósł się w powietrzu, spojrzałam na swoją dłoń łapiąc scyzoryk. Kolejna udana próba postanowiłam iść do kuchni spróbować czegoś nowego.
Zbiegłam na duł stanęłam przed szafką spojrzałam na nią ta się otworzyła. A z niej wypadło opakowanie leków które przyciągnęło jak magnes do mojej dłoni.
Odrzuciłam je do szafki a ona się zamknęła. Wyszłam przed instytut padał deszcz stanęłam na środku czując jak moknę. Spojrzałam na niebo pomyślałam o słońcu. Chmury powoli znikały pojawiło się słońce uśmiechnęłam się. Lecz po chwili spoważniałam czując czyjąś obecność. Obróciłam się widząc kogoś w oknie był to Alec odwróciłam wzrok. Nagle coś zaczęło lecieć w moją stronę. Zatrzymałam kule taką samą która rozwaliła bibliotekę kilka tygodni temu po czym ją podpaliłam ta wyparowała.
Poczułam jak serce bije mi mocniej zamknęłam oczy ujrzałam ciemne niebo a na nim krew po chwili wróciłam do rzeczywistości.
Machnęłam ręką myśląc o portalu ten się pojawił. Weszłam do niego lądując u Magnusa.
-Minęły dwa tygodnie - Zaczął Magnus - Clave jest w gotowości, a ty nadal nie dałaś mi dziennika
-To nie czas, coś się stanie- Zaczęłam przejęta
-Co?-Spytał zaciekawiony
-Nie wiem ćwiczę moc udało mi się zmienić pogodę odkryłam coś dziwnego - Powiedziałam przejęta
-Co takiego?-Dopytał
-Zobaczyłam ciemne niebo, gwiazdy i krew-Poczułam jak coś pcha mnie do przodu zamknęłam oczy na niebie zobaczyłam 19 gwiazd. Wróciłam spojrzeniem do Magnusa -Gwiazd było 19
Magnus dostał płomienny list patrząc na mnie zmartwiony.
-Skradziono miecz anioła-Odpowiedział pełen powagi
-Wojna rozpoczęła się dzisiaj - Skwitowałam tworząc portal wskoczyłam do niego lądując przed instytutem
Wbiegłam do środka jak burza. Weszłam do biblioteki gdzie siedział Alec patrzył w okno. Machnęłam ręką a w okno walnął długopis ten się obrócił patrząc na mnie.
-Słuchaj...-Zaczęłam a ten mi przerwał
-Umiesz mówić? - Udawał zaskoczonego
-Valentine ma miecz anioła, wojna zacznie się dzisiaj-Wyjaśniłam
-Przyśniło ci się coś - Zaczął olewając mnie szarpnęłam go - Nie mam czasu na bzdury
-To nie bzdury posłuchaj...
-Słyszysz się wariatko? Od dwóch tygodni nie odzywasz się praktycznie do nikogo. A teraz nagle masz pilną sprawę? Pytałem cię co stało się na imprezie udawałaś, że nic się nie stało
Odwróciłam wzrok zdając sobie sprawę, że zepsułam naszą relację.
-Nie jestem wariatką-Odpowiedziałam
-Spójrz na mnie i powiedz mi to w twarz-Spojrzałam w jego oczy
-Nie jestem wariatką Lightwood nie obrażaj mnie więcej-Ostrzegłam go
-Bo co? Nie ufam Ci- Serce mnie zabolało ale o to mi chodziło tak? Obróciłam się idąc do wyjścia
-Najlepiej unikać odpowiedzi! - Krzyknął za mną
Nie wytrzymałam obróciłam się chcąc zrobić mu krzywdę. Chłopak patrzył na mnie a za nim dostrzegłam lecącą w jego stronę kulę.
Spojrzałam na niego po czym pchnęłam go na bok. Kula o mało co go nie dotknęła, ten chciał wstać ale mu na to nie pozwoliłam narysowałam Iratzel na jego nadgarstku. Po czym go zostawiłam idąc do kuli. Uniosłam ją w powietrzu, podpalając ją ta spłonęła nie zostawiają żadnego śladu.
Spojrzałam na Alca podeszłam do niego kucając obok był draśnięty. Chciałam położyć rękę na jego ranie ale on ją złapał.
-Nie będziesz cierpieć za mnie - Powiedział poważnie
-Nie pozwolę ci umrzeć-Spojrzałam na niego przykładając rękę do jego rozerwanej koszuli
Poczułam jak jad miesza się z moją krwią. Alec wstał po czym podał mi rękę, przez jad zakręciło mi się w głowie prze co usiadłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro