65.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Stałam już przed gabinetem Marisy. Zapukałam do środka słysząc "proszę" weszłam do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi.

-Tak pani Lightwood? - Spytałam patrząc na kobietę..

-Proszę usiąść i zdać mi raport z wczorajszego wieczoru-Usiadłam naprzeciw jej patrząc kobiecie w oczy

-Wieczoru o które zdarzenie dokładnie pani chodzi?- Spytałam

-Dostałam z rana podziękowania od stada w nowym Jorku za zabicie demona który dręczył jedną wilczyce a dokładnie Maia Roberts- Odparła pełna powagi

-Dobrze, wyszłam się przewietrzyć usłyszałam krzyk pobiegłam tam widziałam demona zabiłam go i obie się rozeszłyśmy- Wyjaśniłam

Ta spojrzała na mnie zamyślona jakby zastanawiała się czy zadać mi pytanie, o coś co ją nurtuje zmarszczyłam brwi a ta się odezwała.

-Wiem o twojej wymianie zdań z Lydią zachowałaś się okropnie powinnaś ją przeprosić

-Wszystko sobie wyjaśniłyśmy jakieś 30 minut temu- Wyjaśniłam zadowolona 

-Ominęłaś trening - Powiedziała oburzona-Co było powodem?-Spytała

-Spałam, z resztą dzisiaj wybieram się na obchód z....- Ta spojrzała na mnie

-Alec jest zajęty sprawami instytutu Lydia też Izabella musi trenować z Sebastianem, pójdziesz z Jace'm po czym zdacie mi raport jasne?-Spytała marszcząc czoło

-Tak-Wstałam z zamiarem wyjścia

-Rose jest jeszcze jedna kwestia - Cofnęłam się łapiąc grzbietu krzesła na którym wcześniej siedziałam- Między tobą i Alec'iem jest coś dziwnego jako jego matka chce go chronić i zapewnić mu jak najlepszą przyszłość Lydia jest idealną kandydatką proszę uszanuj to i nie mieszaj mu w głowie a za dwa tygodnie przenosimy cię do los Angeles to tyle możesz wyjść

Wyszłam zamykając drzwi moje runy zaczęły świecić wzięłam kilka głębszych oddechów po czym ruszyłam do Jace'a ten siedział obracając w ręku pierścień Harendale'ów.

-Alec'a tu nie ma - Zaczął patrząc na mnie

-Wiem, wieczorem idziemy razem na zwiady - Ten spojrzał na mnie zaskoczony-To polecenie Maris'y nie moje

-Polecenie? Od kiedy ty się ich słuchasz?-Spytał zdziwiony 

-Szanuje jej zdanie i tyle- Wyjaśniłam wzruszając ramionami 

-Coś mi tu nie gra- Zaczął podejrzliwie Jace

-Do zobaczenia- Mówiąc to opuściłam jego pokój

 Idąc korytarzem minęłam się z Alec'iem który mnie zatrzymał

-Wszystko w porządku? Widziałem jak wychodzisz z gabinetu matki- Zaczął zmartwiony

-Tak jest w porządku wybacz ale śpieszę się do Magnusa - Obróciłam się po czym znowu spojrzałam na niebieskookiego - Mam dla ciebie radę- Zaczęłam chodź sama nie wierze ,że coś takiego powiem

-Jaką? - Spytał zaskoczony

-Pokaż Lidii instytut pewnie jeszcze wszystkiego nie widziała- Zaproponowałam

-Zrobiłem to rano, Rose na pewno wszystko w porządku? Wczoraj byłaś....- Zaczął ale mu przerwałam

-Przepraszam nie rozmawiajmy o ty to był błąd , ja jestem błędem - Z mojego nosa zaczął lecieć strumyk krwi

-Rose idziemy do skrzydła szpitalnego wezwę cichego brata - Wytarłam krew dłonią

-Nie przejmuj się to nic - Ten przekręcił głowę w bok co znaczyło, że mi nie wierzy-Czasem tak mam. Magnus na mnie czeka muszę iść pa

-Pa-Odpowiedział

Wyszłam przed instytut tworząc portal pojawiłam się w mieszkaniu Magnusa ten siedział na kanapie przeglądając księgę.

-Muszę z tobą porozmawiać- Ten spojrzałam na mnie odkładając księgę po moim policzku spłynęły automatycznie łzy

-Płaczesz? - Spytał zaskoczony-Leci ci krew - Stwierdził a w jego oczach widziałam zmartwienie - Co się stało?- Spytał a ja Wzięłam głęboki wdech starając się zapanować nad mocą

-Zrób mi lepiej herbatę na uspokojenie nie chce wysadzić ci mieszkania-Odpowiedziałam starając się uspokoić 

-Dobrze-Odparł idąc do kuchni

Po kilku minutach popijałam ciepły napój patrząc na Magnusa.

-Za dwa tygodnie odsyłają mnie do los Angeles- Wyjaśniłam

-Dlaczego? Zrobiłaś coś?- Spytał zdziwiony

-Jestem problemem dla cleve i marisy, chcą mnie tam wysłać żebym nie psuła planu marisy - Ten zmarszczył brwi-Chce związać Alec'a i wysłanniczkę cleve lydią.... Wkurza mnie ale nie jest taka zła z resztą Marisa ma rację jest idealna dla Alec'a odpowiedzialna a ja? Zwykła sierota działająca impulsywnie, buntowniczka....

-Nie mów tak...-Przerwał mi

-To prawda traktowali mnie jak śmiecia potem okazałam się bronią a gdy nie jestem już potrzebna odsyłają mnie jak najdalej- Odparłam zmęczona

-Możemy cię tu zatrzymać zostaniesz u mnie wezmę cię pod opiekę nie zostawię rozumiesz?- Spytał patrząc mi prosto w oczy

-Clave się wścieknie - Zaczęłam ocierając łzy - Nie odpuszczą ci tego

-Rose nic mi nie zrobią nie zaryzykują straty kogoś z moimi zdolnościami - Ten spojrzał na mnie spokojnie-Wróć do instytutu odpocznij w dniu wyjazdu stwórz portal do los Angeles gdy wskażą ci pokój wejdź do niego wymyśl coś po czym wróć do mnie razem coś wymyślimy

Kiwnęłam głową poszłam przemyć twarz po czym przeteleportowałam się do instytutu. Weszłam do środka widząc w centrum pełno nocnych łowców. Zobaczyłam konsul stojącą na środku. Kiwnęłam żebym podeszła a ja przeklinałam w myślach mój stan.


KOCHANI WIEM DŁUGO NIE BYŁO ROZDZIAŁÓW. SKUPIŁAM SIĘ NA INNYCH OPOWIADANIACH ALE POSTARAM SIĘ DLA WAS WRZUCIĆ KILKA ROZDZIAŁÓW W CZASIE FERI.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro