78.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-Lydia wyjechała a Marisa zajmie się na razie instytutem Rose to moja przyjaciółka nie zostawi jej samej - zaczął Alec 

-Chyba ktoś więcej - Powiedział Jace a ja stanęła. Przy nich pociągając nosem

-Hej - Powiedziałam przyglądając się parabatai

-Rose? - Zaczął zszokowany Alec

-Płakałaś- Stwierdził Jace marszcząc przy tym brwi

-Co się stało? - Spytał Jace

-Możemy porozmawiać u mnie? - Mówiąc to obróciłam się za siebie otarłam łzy i spojrzałam na nich

-Tak- Powiedzieli jednocześnie idąc ze mną do budynku

Byliśmy już w moim pokoju pierwsze co o zajrzał pod łóżko nikogo nie był potem do łazienki szafy i nic westchnęłam zerkając na parabatai.

-Chodźmy - Zaczęłam kierując swój wzrok na ścianę 

-Ale gdzie? - Spytał Alec a ja podeszłam do ściany kreśląc stelą swoje imię na zniknęła

-Powiem na miejscu- Ci ruszyli za mną ciemnym korytarzem gdy znaleźliśmy się w mojej mini bazie usiadłam na kanapę

-Co to za miejsce? - Spytał Alec

-Moja kryjówka- Wyjaśniłam

-A dlaczego płakałaś? I jakim cudem wyzdrowiałaś - Kontynuował Alec

-Wyzdrowiałam dzięki leku od Magnusa w sumie próbce eksperymentu, nie ważne lepiej mi- Odparłam nerwowo bawiąc się palcami u dłoni

-Płakałaś-Zaczął Jace

-Tak bo będę za wami tęsknić- Odpowiedziałam nie spuszczając wzroku z dłoni

-Dlaczego -Spytał Alec - Wpakowałaś się w coś?

-Jonathan zaczepił mnie gdy tu szłam do niedzieli mam opuścić nowy Jork inaczej zrobi coś wam - Wyjaśniłam zła wykręcając sobie palca

-Żebym ja mu czegoś nie zrobił- Zaczął  zły Jace

-Już raz go zabiłeś i skończyłam w piekle - Prychnęłam patrząc na blondyna zła

-Ale tak nie może być już raz cię straciliśmy - Zaczął Alec -Jesteś dla nas ważna i...

-I powinniście zrozumieć moje decyzję jutro się pakuję, a po jutrze wyjeżdżam nie pozwolę żeby komuś stała się krzywda, nie z mojej winy-Odpowiedziałam pełna powagi 

-To pół demon pół nocny łowca to jego wina nie twoja-Zaczął Jace- Daj sobie pomóc nie chcemy patrzeć kolejny raz na twoje martwe ciało, tym razem już na prawdę martwe

-Możesz zawsze zamknąć oczy - Dodałam uśmiechając się do niego

-Rose mówimy poważnie - Zaczął Alec - Myślałaś co będzie czuć Isabelle, Max, Jece, Magnus ja i Clary - Skrzywiłam się na imię rudowłosej wstając

-Spędziłam kilka tygodni w piekle z Lilith potem Jonathan'em przeciwieństwem tego kim jestem.  Gdy wróciłam i załagodziła jej przesłuchania ta postawiła mnie przed radą. Ona będzie zadowolona z tego, że zastąpi moje miejsce nie znosi mnie odkąd dowiedziała się, że ukrywałam jej brata- Wyjaśniłam

-Poprawka był twoim chłopakiem - Zaczął blondyn 

-To była przykrywką - Wyjaśniłam-Coś jeszcze chcesz wiedzieć Jace?

-Spałaś z nim?- Mówiąc to podszedł do mnie

-Nie - Ten zmarszczył brwi mierząc się ze mną wzrokiem

-Dlaczego?- Dopytał

-Bo nie - Odpowiedziałam wzruszając ramionami

-Dlaczego? - Powtórzył

-Bo był to udawany związek, i nie mogła bym zrobić tego Alec'owi

-Bo?- Dopytał wpatrzony w moje oczy

-Bo coś do niego czuje, ale muszę to ignorować najważniejsze jest teraz to żebyście byli bezpieczni- Odpowiedziałam szczerze 

-Powiedziałaś to - Zaczął wesoły Jace zerkając w bok podążyłam jego wzrokiem widząc wpatrzonego we mnie Aleca

-Chyba powinniśmy już iść - Stwierdziłam ruszając do wyjścia ci poszli za mną a przejście zniknęło

Jace usiadł na moim biurku a obok niego czarnowłosy.

-Coś jeszcze chcecie wiedzieć? - Spytałam a w tym mopedzie drzwi się otworzyły a w nich stanęła Isabelle

-Rose - Westchnęła- Max zaginął - Powiedziałam spanikowana

Wybiegłam z pokoju kierując się do sypialni Jonathana. Otworzyłam drzwi widząc jak ten rzuca ciałem chłopca o biurko krzyknęłam patrząc wściekła na blondyna.

-Coś ty narobił!- Krzyknęłam wściekła 

-To ostrzeżenie! - Warknął znikając a ja podbiegłam do zakrwawionego Maxa był nieprzytomny i miał słaby puls zauważyłam ogromna dziurę na brzuchu.

-Max oddychaj będzie dobrze-Zaczęłam kładąc rękę na ranie przejęłam cały jad po czym zdjęłam sweter rozrywając go i zatrzymując krwawienie chłopca

-Powiedz Alec'owi,  że dobrze wybrał kocham ich- Mruknął Max

-Alec!!!! Jace!!!! Izzy!!!! - Krzyknęłam czując jak odpływam złapałam chłopczyka za rękę zabierając jego ból, jego rana się zmniejszała a jego obrażenia przeszły na mnie. Usłyszałam kroki potem najzwyczajniej w świecie odpłynełam.

UWAGA! WIADOMOŚĆ DLA CZYTELNIKÓW BĘDĘ ROBIĆ PRAWDOPODOBNIE DRUGĄ CZĘŚĆ , CHCECIE KONTYNUŁACJE ?

(TU PRAWDOPODOBNIE POJAWI SIĘ JESZCZE JEDEN ROZDZIAŁ)

NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA 9 gwiazdek

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro