Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Langa spacerował parkowymi alejkami. Choć tak wiele wieków minęło to wciąż między tymi starymi drzewami widział siebie z przeszłości. Wtedy jeszcze czuł. Posiadał namiastkę człowieczeństwa, choć był wampirem od tak wielu lat, że już nie pamiętał momentu przemiany, ani też tego kto był jego twórcą. Żywe były wyłącznie wspomnienia tych, których napotykał raz na jakiś czas na swojej drodze. Odnosiło się to głównie do jego przyjaciół. Pomimo tego, że każde z nich poszło własną drogą to jednak łączyło ich więcej, niż mogli się tego spodziewać, kiedy to po raz pierwszy się poznali.

Miya najmłodszy ze wszystkich wziął sobie na cel, aby zbadać wszystkie tajemnice jakie skrywał przed nimi świat. Wierzył, że ludzkość ukryła przed ich spojrzeniami tak wiele niespodzianek, że nawet długowieczne życie nie będzie stanowiło dla niego nudy. Joe oraz Cherry dalej trwali przy swoim boku, choć wilkołacze lata powoli przemijały niczym piasek w klepsydrze. Kochankowie jednak nie przywiązywali do tego wagi, nie mówili też o tym. Zdawali sobie sprawę, iż przechodząc ramię w ramię tak wiele wieków mogliby spocząć obok siebie bez żalu, ale dalej w miłości, która jeszcze przez wiele pokoleń upewniałaby innych, iż głębokie uczucie nie znało podziałów.

Co do sytuacji w nadnaturalnym jak i tym zwykłym świecie - wszystko miało swoje lepsze lub gorsze czasy. Zwycięska bitwa, której dowódcą był Toshi zmniejszyła konflikty pomiędzy rasami. Nadal bywały waśnie, jednak łagodne, ale stanowcze podejście głów wszystkich najistotniejszych klanów pozwalało tłumić bunty zanim w pełni się zaczynały. Langa nie pamiętał już ile wieków temu zmarł łowca. Wiedział tylko, że jego mogiła znajdowała się tuż obok tej należącej do kitsune, który oddał życie dla większego dobra. Łowca był wierny do końca Haru, który nie dowiedział się o uczuciu jakie ten do niego żywił. Jeśli jednak istnieli bogowie każdy był pewien, iż ta dwójka miała możliwość raz jeszcze wymienić zdania.

Langa przystanął spoglądając na czerwone liście klonów. Miały odcień jego boga. Wyciągnął dłoń i uchwycił piękny obiekt przypominający mu o straconej miłości. Z Rekim przeżył najpiękniejsze lata swojego długowiecznego życia. Jak tylko chłopak skończył szkołę to wyruszyli w podróż dookoła świata, w trakcie której jego ukochany zdobywał wiedzę i tworzył największe dzieła jakimi mogli się szczycić deskorolkarze, którzy jeździli na wykonanych przez niego deskach. Im mniej siły posiadał jego ukochany, tym też mniej przeprowadzek odbywali. W końcu osiedlili się w niewielkiej chatce leżącej u stóp gór. Kanada stała się miejscem końca człowieczeństwa Langi, jak i również życia jego ukochanego. Pożegnał tam go obietnicą, że kiedyś się jeszcze spotkają.

I wampir wierzył w to. Był przy każdej Pannie Wyklętych, ale żadna z nich nie była jego Rekim. Pomimo tego, że czasami wygląd był podobny lub jakieś cechy to dalej nie był on. Mijały wieki i Langa tracił nadzieję. Przestał nawet się obwiniać, aż w końcu nawet czuć. Dopadła go choroba, która niczym pasożyt wyniszczała go od środka. Nie chciał jednak pomocy od tych umiłowanych przez nadnaturalne istoty. Pragnął miłości wyłącznie jednego mężczyzny, który rozpalał w nim emocje. Tęsknił, ale nawet to zgasło. Pozostała pustka, samotność i wspomnienia będące tak samo odległe jak bliskie.

Wampir upuścił trzymany w dłoni liść. Szedł dalej ciemnymi alejkami. Łuna księżyca opadała na jego niebieskie włosy. Dawno temu jechałby na desce z niewielkim uśmiechem i wypatrywał czy tuż za nim podąża roześmiany chłopak. Choć wampir nie sądził, że jeszcze to potrafi to kącik jego ust drgnął nieznacznie. Sam zaskoczony tym faktem po raz kolejny przystanął, a kiedy to zrobił usłyszał dawno niesłyszany dźwięk. Ktoś jechał w jego stronę. Ciekawy, ponieważ pora była późna i raczej ciężko było spotkać kogoś o tej porze, skupił się na zbliżającej się postaci.

Był to młody chłopak. Mógł mieć około piętnaście lat. Miał nałożony na głowę kaptur, a jego bluza była tak duża, iż ciężko było określić posturę. Langa próbował odrzucić tą iluzję, która próbowała nałożyć się na nieznajomego, jednak widząc ten znajomy uśmiech było niezwykle ciężko. Nie chciał wierzyć, że osoba którą widział była tą, której poszukiwał od tak wielu wieków. Chłopak zatrzymał się i zszedł z deskorolki, którą zwinnie podrzucił i złapał dłońmi. Zrzucił kaptur i oczom wampira ukazały się roztrzepane, czerwone włosy.

- Reki? - wyszeptał imię ukochanego, które po tak wielu wiekach unikania brzmiało jeszcze cudowniej, niż jakiekolwiek inne słowo.

- E, nie? - zaśmiał się nastolatek - Rzadko spotykam kogoś tak późno tutaj. Jesteś nowy?

- Tak - odpowiedział wampir czując pierwsze od dawna emocje. Były nimi rozczarowanie oraz ból, którego obecności nie chciał już nigdy więcej doświadczyć. Ta krótka wymiana zdań była porównywalna do odzyskania czegoś cennego przy następnie gwałtownej utracie.

- Super, nie wiedziałem, że ktoś się ma wprowadzić, a raczej zawsze wiem kiedy, co, jak, na co, po co i tak dalej i w sumie pewnie za dużo mówię, ale to już taki mój styl bycia więc sorka, no taki już jestem i chyba w tym momencie powinienem przestać gadać - roześmiał się.

- Nie przeszkadza mi to - powiedział Langa, który nie chciał już tutaj być. Po raz kolejny nie chciał przeżywać tego samego. To nie mógł być przypadek. Chłopak był zbyt mocno podobny do Rekiego, więc po uzyskaniu pełnoletności pewnie dowie się o swojej roli. Musiał być Panną Wyklętych, ale tą zrodzoną z zupełnie nowej duszy. Kolejnej bez choćby cząstki wspomnień jego ukochanego - Wybacz, ale muszę już iść. Miło było poznać.

- No, ale się nawet jeszcze nie poznaliśmy! - usłyszał za plecami oburzony głos nastolatka.

- Nie ma takiej potrzeby.

- A umiesz jeździć na desce?!

- Nie - odpowiedział chcąc jak najszybciej uciec z tego miejsca.

- No i dlaczego kłamiesz...Langa.

Wampir powstrzymał się w półkroku. Nie potrafił się obejrzeć za siebie. Czuł, iż zwariował. Dopadła go w końcu choroba wieczności. Nie umiał inaczej tego wyjaśnić. Bał się. Strach opanował jego całe ciało i zmorzył się, kiedy oplotły go szczupłe ramiona. Do nozdrzy doszedł słodki zapach ludzkiej krwi. Nie wierzył w to co się działo.

- Reki?

- Chyba nie powinienem był sobie z ciebie tak żartować. Byłem jednak pewien, że usłyszysz moje kłamstwo. Czyżbyś przez ten czas stracił niektóre umiejętności?

- Reki!

Nie odpowiedział na pytanie. Po prostu odwrócił się i chwycił nastolatka. Wtulił się w to ciepłe ciało desperacko, tak jakby ten zaraz miał się rozmyć w powietrzu. Czekał tak wiele wieków na ten moment. Był mu zawsze wierny wierząc w to, że ten do niego powróci. Kochał go, pragnął nieważne ile czasu upłynęło. Reki był jego jedyną miłością, światłem, nadzieją i zatraceniem. Istniał dla niego. W nim znajdował ukojenie oraz ucieczkę przed wiecznością.

- Przepraszam, że tak długo musiałeś na mnie czekać.

- Reki - szeptał jego imię niczym gorliwy wyznawca święte teksty.

- To ja - nastolatek przyciągnął go jeszcze bliżej  - Cały ja. Tylko twój.

- Mój.

- Dokładnie - odsunęli się lekko od siebie, a wampir spostrzegł jak po policzkach chłopaka spływają łzy - Spokojnie, to tylko ze szczęścia.

- Tęskniłem - otarł je kciukiem czule i jak najdelikatniej, aby nie zrobić krzywdy chłopakowi - Tak bardzo tęskniłem.

- Ja też, skarbie - pocałował go w usta tak jak to robił gdy był nastolatkiem, później dorosłym, a nawet jako już podstarzały mężczyzna nie potrafił się oprzeć tym chłodnym wargą - Ale jestem.

- Jesteś.

- Obiecałbym ci, że na wieczność, ale jestem tylko człowiekiem z misją, której nie mogę porzucić.

- Wiem.

- Więc dalej mnie chcesz?

- Czekałem tak długo. Zdajesz głupie pytania, Reki - uśmiechnął się delikatnie Langa, tak jakby w jednej chwili powróciło do niego wszystko co kiedykolwiek czuł i nauczył się od tego niezwykłego chłopaka.

- Wybacz - zaśmiał się chłopak - Wróciłem.

- Witaj w domu - przyłożył czoło do tego chłopaka i przymknął oczy - Witaj znów przy mnie.

...

No i zakończyliśmy ten ff. Ja naprawdę nie wiem jak historia, która miała mieć max pięć rozdziałów tak się rozrosła. Przyznam wam szczerze, że przez nawał obowiązków przez ostatnie miesiące myślałam nad porzuceniem tego ff, ale wasze komentarze motywowały mnie za każdym razem i tak naprawdę to wasza zasługa, że doszliśmy do końca.

Mam nadzieję, że dobrze się tutaj bawiliście. Starałam się jak najlepiej oddać charakter bohaterów, jednocześnie wplatając coś od siebie. W niektórych rozdziałach wychodziło mi to lepiej, w innych znacznie gorzej, ale w każdą część tej historii wkładałam wiele serca oraz zaangażowania.

Serdecznie dziękuję Wam za czas, który poświęciliście na czytanie tego ff, pisanie komentarzy. Wiele to wszystko dla mnie znaczy, ponieważ pisanie jest aktualnie jedną z niewielu form rozrywki, a kontakt z Wami uczy naprawdę wiele o moich tekstach, o tym w którym kierunku powinnam się rozwijać oraz co poprawić. Jeszcze raz serdecznie dziękuję i mam nadzieję, że spotkamy się pod innymi moimi ff lub oryginalnymi książkami, które też czekają na wasze opinie.

Dziękuję, pozdrawiam i sekcję komentarzy jak zawsze oddaję w Wasze ręce :) 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro