Rozdział 19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Reki nie wiedział jak długo spał, ale jak tylko otworzył oczy, czuł się jakby wybudził się z naprawdę długiego snu. Ciało miał ciężkie i niezwykle powolne, kiedy starał się usiąść. Wspomnienia tamtego porwania były w jego głowie równie żywe co te dotyczące spotkania z tajemniczą kobietą. Pomimo tego, iż przekazała ma wiedzę, to dalej nie potrafił pojąć pełni odpowiedzialności jaka na niego spłynęła. Gdy przyłożył dłoń do miejsca, gdzie biło serce czuł uderzenia o wiele większej liczby istot – tak jakby w tym jednym organie istniały tysiące innych.

Kiedy przymknął oczy czuł dzieci, niedosłownie jego, ale mające z nim więź silniejszą, niż z własną rodziną. Co najdziwniejsze, nie przerażało go to w żaden sposób. Czuł się po prostu jakby odzyskał dawno skradzione fragmenty duszy. Uczucie nie do opisania i tak hipnotyzujące, że nastolatek niemal zapomniał o tym gdzie był oraz jak wiele miał do powiedzenia swoim przyjaciołom, których również wyczuwał. Ich emocje były dla niego teraz niemal materialne.

Wyszedł z sypialni i zastał całą czwórkę wpatrzoną w niego zmartwionymi spojrzeniami. Nieidealnie, ale potrafił odczytać jak bardzo przeżyli to co się wydarzyło. Reki z typowym dla siebie uśmiechem podszedł do kanapy, na której siedział jego chłopak oraz Miya i zajął miejsce między nimi. Naprzeciw na fotelach byli Joe oraz Cherry. Światła w pomieszczeniu były lekko przygaszone, ale nie sprawiało to, że atmosfera była równie ponura. Nastolatek nie widział powodu do smutku patrząc na to, iż wszyscy byli cali i zdrowi, a dla niego dobro tej czwórki było najważniejsze – może bardziej niż jego.

– Nie miejcie takich grobowych min – zaśmiał się – Żyję, mam się dobrze i w ogóle to dziękuję wam za pomoc. Normalnie mnie uratowaliście. To było mega straszne i musicie chyba mnie trochę lepiej doszkolić co jak w tym waszym świecie, bo raczej z kolejnym łowcą nie chcę mieć nic do czynienia. A w ogóle...to właśnie teraz do mnie doszło, że zabiliście go...Nie róbcie nigdy więcej czegoś takiego...Nie chcę, żebyście zabijali.

Ostatnie zdania dodał trochę ciszej. Do tej pory próbował ignorować ten fakt, ale nie mógł długo zbywać tej okropnej wizji. Na myśl o pozbawionym korpusie łowcy robiło mu się niedobrze. Przełkną nagromadzoną w buzi ślinę i spojrzał na zgromadzonych, którzy zdawali się być niewzruszeni jego prośbą. Westchnął tylko ciężko, bo czego więcej mógł się spodziewać po istotach już od samego początku nieufnie nastawionych do ludzi. Rekigo nawet naszła myśl, że ich przyjaźń mogła stać się prawdziwą tylko dzięki funkcji jaką pełnił w poprzednich wcieleniach i jaką będzie kontynuował ze względu na proces przypominania sobie faktów o tym kim tak naprawdę był.

– Jeśli my nie zbijemy łowcy, łowca zabije nas – powiedział Joe.

– To was nigdy nie doprowadzi do pojednania z ludźmi.

– A kto by się chciał z nimi dogadywać – prychnął Cherry – To nasi wrogowie, których tolerujemy. Między nami oraz łowcami nigdy nie było i nie będzie zgody. Możesz wyrzucić z głowy jakiekolwiek próby zmiany tego. Gdybyśmy nie zrobili tego co zrobilibyśmy...choć nie. Chciałem powiedzieć, że zostałbyś zabity, ale tak się stało. Jednak dalej tu z nami jesteś. Co ukrywasz, Reki?

– Coś co wiem, że już możesz podejrzewać – uśmiechnął się nastolatek wiedząc, iż wampir posiadał niewątpliwie ogromną wiedzę dotyczącą świata, w którym żyli.

– Powiedz to na głos – powiedział, a w jego głosie można było wyczuć coś desperackiego lub przepełnionego nadzieją. Chłopakowi było trudno jednak przypisać konkretną emocję. Cherry pomimo swojej rasy w tym momencie był niemal ludzki w czuciu.

– Dobrze – zaczął robiąc dłuższą pauzę, bo nie wiedział w jaki sposób zareagują jego przyjaciele – Trochę nie wiem od czego zacząć. To dziwne, ale też wiem, że mi uwierzycie. Więc tak bez zbędnego przedłużania. Gdy zostałem dźgnięty to serio umarłem, choć też mi ciężko było w to uwierzyć, ponieważ byłem w jakimś miejscu. Nie wiem czym ono było. Może jakieś zaświaty, ale mniejsza z tym. Kiedy tam byłem to spotkałem kobietę. Wyglądem dosyć mocno mnie przypominała, ale no była dużo bardziej kobieca. No i ona powiedziała, że jest Panną Wyklętych.

– Panna Wyklętych! – wtrącił Joe, którego oczy zrobiły się wielkie niczym monety.

– Kim ona jest? – spytał najmłodszy z wampirów.

– Podobnież to ona dała życie pierwszemu z nas. Pamiętam, że jak byłem szczeniakiem to Cherry często mi opowiadał tą legendę, żebym szybciej usnął.

– Nigdy nie chciałeś po niczym innym pójść w końcu spać.

– No wybacz, że mi nie odpowiadał do końca twój tryb życia – mruknął wilkołak – Ale przecież to tylko legenda.

– Dajmy dalej opowiadać Rekiemu – powiedział Cherry, którego tym razem twarz nie wyrażała żadnych uczuć, ale nastolatek wiedział, że to była wyłącznie fasada.

– Powiedziała mi kim jest i...kim ja jestem. Ochroniła mnie, ponieważ...ponieważ to zbyt wcześnie na moją śmierć. Nie mogę zostawić was oraz innych istot. Moja obecność utrzymuje pozwala wam cieszyć się względną normalnością. Dzięki mnie większość wampirów może czuć emocje, wilkołaki mogą utrzymywać ludzkie formy. W jakiś sposób wpływam na to, że każde z istnień moich dzieci jest bezpieczne, gdy czuje moją opiekę.

– Dzieci – zdziwił się Miya.

– Sorka – od razu podrapał się nerwowo po policzku chłopak – Odkąd ona się ukazała jakoś czuję, że powinienem mówić tak o tych, którzy są ode mnie oddaleni. No i poza jej emocjami i waszymi dalej posiadam własne. W moich oczach jesteście przyjaciółmi, a Langa moim chłopakiem. To trochę skomplikowane, jeszcze chyba nie wszystko się we mnie przebudziło, ale no najważniejsze jest chyba to, że żyję i jesteśmy bezpieczni. Prawda?

Reki patrzył po twarzach zgromadzonych istot. Czekał na jakąś reakcję z ich strony. Jako pierwszy wstał Cherry. Nastolatek z uwagą przyglądał się co postanowi ten pradawny wampir. To jednak co nadeszło było tak niespodziewane, że chłopak niemal krzyknął. W końcu nigdy się nie spodziewał mieć przed sobą tego dumnego mężczyznę klęczące na jednym kolanie z opuszczoną głową. Zaraz obok niego znalazł się Joe w tej samej pozycji, po chwili dołączył Langa i na końcu Miya. Reki przyglądał się im wielkimi oczami nie wiedząc co powinien zrobić. Nerwowo i gwałtownie wstał z kanapy czując się głupio przez to co przed momentem zrobili jego przyjaciele.

– No, ale przestańcie się wygłupiać – od razu podszedł do swojego chłopaka i próbował bez skutecznie go podnieść – No weźcie nie róbcie sobie ze mnie żartów.

– Reki – odezwał się Cherry, który jako jedyny uniósł głowę, a w jego spojrzeniu nastolatek zobaczył coś tak dziwnego, że w oczach pojawiły się łzy i spłynęły powoli po policzkach chłopaka opadając na drewniane panele – Jeszcze tego w pełni nie pojmujesz, ale dla nas odnalezienie cię to największy zaszczyt i szczęście. Od początku uważałem cię za dziwnego człowieka. Choć wszystkimi innymi gardzę to jednak do ciebie mnie przyciągało, podobnież jak resztę. Kochamy naszą panią. Choć wielu młodych już o niej nie pamięta, to ja jednak zawsze starałem się przekazywać legendę, aby nie zginęła. Dziękuję, że jesteś i wybacz za moje wcześniejsze zachowanie.

– Cherry – jęknął chłopak i ukucnął przed wampirem – Rozumiem, że Panna Wyklętych jest dla was ważna, ale ona już odeszła, a ja tak jakby podtrzymuję jej dziedzictwo. Nie jestem nią. Jestem wyłącznie tym wkurzającym nastolatkiem, który kocha deskę i którego zawsze opierdzielasz, żebym nie roznosił ci brudu po posiadłości. Nie musicie przede mną klękać, ani w jakikolwiek inny sposób się zachowywać. No proszę cię, bo się obrażę i tyle z tego będzie. Reszta też ma wstawać.

Reki z satysfakcję przyglądał się jak jego przyjaciele wykonali prośbę. Mówił prawdę. Dalej był sobą, a to co się wydarzyło mógł określić jakąś dziwną mocą. Podszedł do swojego chłopaka, który do tej pory był bardziej niż zwykle milczący. Langa tak jakby czytał w jego myślach, rozłożył ramiona i pozwolił się wtulić niższemu. Nastolatek z przyjemnością uspokajał się przy ukochanym. Najchętniej w ogóle by się od niego nie odsuwał, ale prawdą było, iż jak najszybciej chciał wrócić do normalności z przed porwania. Nie uważał, że był sens jakoś mocniej zagłębiać się w Pannę Wyklętych oraz jego prawdziwe ja. Jedyne o czym marzył w tym momencie to zapomnieć o wszystkim co było złe i wykorzystać te krótkie dni na pięknej wyspie razem z osobami, które szanował oraz uwielbiał.

– Ale kto by pomyślał – zaśmiał się głośno Joe próbując trochę rozluźnić atmosferę za co nastolatek był mu niezwykle wdzięczny – Że nasz dzieciak okaże się kimś tak ważnym. Langa wiedział kogo poderwać, ach gdybym tak był młodszy.

– To byś nic nie zrobił – zagroził mu Cherry kierując w stronę partnera zamknięty wachlarz, który w dłoniach wampira mógł się okazać śmiercionośną bronią.

Rozgrzała kłótnia między dwójką rozbawiła wszystkich i pozwoliła zacząć wszystko od początku. Reki poczuł jak między jego palce wplatają się inne, chłodniejsze. Spojrzał na splecione dłonie, a później na swojego chłopaka, który zrobił lekko nachmurzoną minę. Nastolatek roześmiał się i poklepał go po głowie. Trochę to udobruchało wampira i dwójka wraz z Miyą mogła dalej przyglądać się kłócącej parze licząc na to, że apartament będzie w całości, a przynajmniej, że szkody będą nieznaczne i żadna ze ścian nie zostanie naruszona.

– Dobrze już dobrze – wszedł między nich najmłodszy wampir – Mama i tata powinni się przestać kłócić przy dzieciach, bo to grozi ich złym samopoczuciem i problemami w przyszłości dotyczącymi kontaktów międzyludzkich.

– Kogo niby nazywasz mamą i tatą? – warknął Cherry niczym członek yakuzy gotowy nawet zabić jeśli w tym momencie nie uzyska haraczu.

– Was – fuknął Miya – Choć chyba po tej historii to na Rekiego powinniśmy wołać „mama".

– Ej, ja sobie nie przypominam posiadania tak wrednych dzieci – od razu zaprzeczył – Poza tym jestem na to za młody.

– W sumie też nie chcę mieć rodzica, który jest na poziomie Slime'a – wstawił język – A w ogóle ktoś mi powie tą legendę, bo chyba tylko ja w towarzystwie nic nie wiem o tej całej Pannie Wyklętych.

– To niech Kaoru zajmie się gadką, ja idę ugotować coś dla siebie i dla Rekiego – powiedział Joe znikając w stronę kuchni.

– Langa, ty znasz tą legendę? – spytał nastolatek patrząc z uwagą na swojego chłopaka, gdy zajęli miejsce na kanapie, aby wysłuchać tego co miał do powiedzenia najstarszy wampir.

– Nom.

– I co z tym?

– Nudne – mruknął tylko tyle, ale wystarczyło, aby rozbawić nastolatka.

– Czyli nie przejmujesz się, że w jakiś sposób mnie to dotyczy? – spytał się próbując upewnić, czy aby na pewno nic się nie zmieniło między nimi.

– Reki to Reki.

– Ale jednak ukląkłeś.

– Bo Cherry to zrobił – wzruszył ramionami – Poza tym to było przed tobą. Jesteś najważniejszy. Czy jako opiekun nas, czy jako mój chłopak. Jesteś dla mnie na pierwszym miejscu.

– No już skończcie te amorki – wtrącił się Miya – Ja chcę posłuchać o legendzie i iść na plażę. Przez to całe porwanie nawet jeszcze nie mieliśmy okazji wypocząć.

– No już, już – potargał mu włosy Reki – Cherry, jeśli byś mógł.

– Legenda została mi przekazana przez jednego z podróżujących wampirów, który poszukiwał Matki. Byłem wtedy inną osobą, niż teraz jestem, ale słowa tamtego wędrowca tak mocno na mnie wpłynęły, że przez krótki moment przypominając sobie je potrafiłem zachowywać spokój. Dawno temu jeszcze zanim wilkołaki, czy wampiry chodziły po tym świecie, dniem i nocą rządzili ludzie. Na ich czele stał władca, który był miłościwy oraz dobry. Posiadał on córkę, którą kochał najmocniej na świecie, lecz musiał się z nią rozstać, aby ta mogła wyjść za wielkiego pana sąsiednich ziem. W trakcie długiej i mozolnej podróży doszło do napadu. Córka władcy została porwana, a jej godność odebrana. Gdy ją odnaleziono, nikt nie dałby wiary, iż spotkało ją coś potwornego. Z pięknym uśmiechem podziękowała za ratunek i wróciła do krainy ojca. Lecz po paru miesiącach powróciło przekleństwo. Pod jej sercem rosła istota, która nie była porządna przez nikogo, ponieważ przypominała o porażce jaka dotknęła wszystkich wojowników chroniących córkę władcy jak i samego pana ziem. Kobieta jednak ze spokojem czekała na narodziny dziecka i przyszły one niespodziewanie wcześniej niż zakładano. W księżycową noc pani powiła dwójkę dzieci, gdy je zobaczyła poczuła radość, bo wiedziała, że będzie mogła stać się nauczycielką dla nich i przekazać im, aby nigdy nie zbaczały z drogi dobra. Pracujący tam słudzy mieli jednak inne zadanie. Odebrali jej dzieci, kiedy ona wyczerpana po porodzie nie mogła ich ochronić. Jedno z niemowląt zostało zrzucone z kamiennej wierzy, a drugie udało jej się pochwycić. Przytuliła do piersi narodzone dziecko i nie chciała oddać. Wściekli służący nie zważając na to, iż była to córka ich władcy zaczęli okładać ją tym co mieli pod ręką. Uważali, iż jej dzieci przyniosą przekleństwo, a ona była nośnikiem tego zła. Kobieta nie puszczała dziecka i poddawała się ciosom. Krew spłynęła do ust niemowlęcia, które płakało coraz mocniej, aż w końcu zamilkło, podobnie jak jego matka. Niemowlęta zostały zakopane pod sosną, a kobieta spalona na tratwie, którą puścili wzdłuż rzeki.

Według legendy następna noc przyniosła zgubę wszystkim mieszkańcom grodu. Zabite niemowlęta, choć ledwo narodzone zebrały w sobie całą nienawiść jaką czuły do oprawców i powróciły na ziemię pod innymi formami. Dziecko wyrzucone z okna wieży zostało pożarte przez dzikie psy i przyjęło formę jaką znamy teraz u wilkołaków, natomiast to które spróbowało krwi własnej matki stało się dzieckiem nocy posilającym się krwią śmiertelników. Kobieta z zaświatów widząc co się stało z jej dziećmi zapłakała nad ich losem i wtedy przyniosło im to ukojenie. Choć byli owładnięci nienawiścią to nie mogli zasmucać tej, która pomimo okrucieństwa jakie ją spotkało postanowiła przyjąć ich z miłością. Następnej nocy dziecko, a raczej młody mężczyzna, którym się stało po śmierci ruszyło na zachód, aby tworzyć sobie podobnych i żyć pełnią szczęścia z daleka od innych. Natomiast dzikie dziecko, pośmiertnie stające się młodą kobietą wybrało drogę na wschód i podobnie jak brat postanowiła zacząć od nowa pragnąc miłości takiej jaką obdarzyła ich matka jeszcze, kiedy żyli w jej brzuchu. To tyle.

– I to jest prawda? – spytał Miya Rekiego, który wsłuchiwał się w tą historię równie przejęty co najmłodszy z wampirów.

– Nie wiem – pokręcił głową chłopak – Raczej nie do końca...Wydaje mi się, że poza wampirami i wilkołakami czuję istnienia zupełnie innych istot. Chyba, że one powstały jeszcze później, ale zostały obdarzone miłością Matki przez to, że były równie samotne. Nie posiadam jeszcze innych wspomnień, nie wiem czy kiedyś będę je miał.

– Prawda, czy nie – powiedział Cherry – Matka dała początek nam wszystkim i dalej podtrzymuje w nas dobro. Jej strata jest dla nas równoczesna z zabiciem naszych wszystkich emocji.

– No, ale tym się nie musicie martwić, bo byłem już na tamtym świecie i jakoś niezbyt mi się tam podobało – zaśmiał się chłopak – Jak punkt legendy mamy odhaczony to co wy na to, że póki jest noc to wybierzemy się na plażę? Ale oczywiście po tym jak coś zjem, bo umieram z głodu.

Wampiry pokiwały głową, a Reki z zadowoleniem ruszył w stronę kuchni, z której unosiły się cudowne zapachy. Naprawdę nie wiedział czy legenda była prawdą. Nie chciał też zbyt wnikać w to co było w przeszłości. Z doświadczenia wiedział, iż najważniejsze było to co jest tu i teraz. Również zdawał sobie sprawę, że chce pozostać sobą, ponieważ kochał to kim jest. Był słaby, nieszczególnie uzdolniony w czymkolwiek, był mistrzem w byciu nie mistrzem, ale to właśnie spowodowało, że otaczał się tymi cudownymi osobami. Może gdyby nie to co do tej pory robił, to nigdy nie poznałby ich. Nigdy nie miałby sposobności pokochać Langi, a to byłoby naprawdę bolesne po tym jak zdał sobie sprawę czym była miłość.

Po posiłku całą grupą wybrali się na plażę. Reki jeszcze nigdy nie widział takiego nocnego widoku. Ilość gwiazd na niebie zaprała mu dech, a zapach słonej wody przyjemnie drażnił nos. Powoli spacerowali brzegiem mocząc stopy, które co jakiś czas obmywały fale. W końcu czuł pełnię spokoju i radości. Żyjąc w ciągłym biegu nie miał czasu na podziwianie otaczającego go świata, natomiast ten wieczór był inny. W końcu mógł się przyglądać pięknu, które najchętniej pokazałby każdemu. Nie mógł się odczekać, kiedy będzie miał więcej pieniędzy i zabierze w taką podróż swoją rodzinę. Był pewien, że mamie również spodobałby się taki widok, a dziewczynki zachwycone byłyby zabawami w piasku oraz w wodzie.

– Pójdę kupić sobie wodę – powiedział do Langi wskazując na automaty, które znajdowały się przy murku oddzielającym plażę od miasta.

Reki podbiegł do automatu i długo nie zastanawiał się nad wyborem napoju. Wybrał ulubiony smak, wrzucił odpowiednią liczbę monet i po chwili mógł się cieszyć chłodnym piciem, które było idealne na tak ciepłą noc. Kiedy skończył wrzucił puszkę do kosza i niemal dostając zawału spojrzał na Langę, o którego obecności nie zdawał sobie sprawy. Spojrzał na swojego chłopaka, który przypatrywał mu się nieodgadnionym wzrokiem. Nawet wiedząc już o tym, że potrafi wczuć się w emocje nadnaturalnych istot to Langi dalej zdawały mu się czymś trudnym do rozszyfrowania. Były takie jak on. Niczym chłodny płatek śniegu, ale ten piękny niewinny puch mógł nieść też ze sobą wiele niebezpieczeństw. Wszystko zależało od sytuacji w jakiej w danej chwili się znajdował.

– Ale ty wiesz, że nie musisz mnie wciąż tak pilnować? – zaśmiał się idąc po zdradliwym piasku w stronę przyjaciół, którzy może nie oddalili się zbyt mocno, ale i tak ich sylwetki dla ludzkiego wzroku były niezbyt dobrze widoczne w takiej ciemności.

Nie dane było mu zbyt daleko odejść, ponieważ nagle wokół jego tali znalazły się ramiona Langi. Wampir przyciągnął go do swojej klatki piersiowej i mocno przytulił. Reki przez chwilę nie wiedział jak powinien na to zareagować. Przeklinał jednak w myślach serce, które tak mocno waliło jakby chciało się wyrwać na zewnątrz. Nie wiedział czy kiedyś przestanie tak ekspresyjnie reagować na bliskość swojego chłopaka. Kiedy myślał, że już nawykł to ten go zawsze zaskakuje swoją gwałtownością, którą ukazuje w nieprzewidywalnych momentach. Langa dalej nie wykonywał żadnego ruchu, ale Rekiemu wydawało się jakby ciało wampira delikatnie drżało. Zaskoczony tym ułożył swoje ciepłe dłonie na tych ukochanego. Uniósł głowę chcąc spojrzeć na twarz, ale w tym momencie wampir skrył ją w zagłębieniu szyi nastolatka.

– Nie odchodź ode mnie.

– Poszedłem tylko po picie. Byłem blisko.

– Nie odchodź – powtórzył wampir.

– Jestem bezpieczny. Nic mi nie będzie – powiedział uspokajająco głaszcząc ukochanego po dłoniach – Nie musisz się bać.

– Muszę.

– Langa – westchnął Reki – Przecież nie możesz być ze mną dwadzieścia cztery godziny na dobę.

– Wiem...i to mnie przeraża. Co jak znowu ci się coś stanie? Co jak znowu cię zawiodę?

– Ale ty mnie nie zawiodłeś. Mówiłem ci zresztą już, że wszystko w porządku. Po prostu będę trochę bardziej uważniejszy i tyle. Łowca rozpoznał mnie po ugryzieniu, więc wystarczy, że będę je ukrywał. Nic wielkiego.

– Dlaczego ignorujesz to w jakim wielkim niebezpieczeństwie jesteś przeze mnie? Dlaczego nie wściekasz się za to co ci się przytrafiło? Nie rozumiem cię.

– Bo nie mam powodu rozpamiętywać przeszłości. Nie mam na to czasu – zaśmiał się gorzko Reki i spojrzał w rozgwieżdżone niebo – Jestem tylko człowiekiem. Może mam jakieś mocne, czy coś w tym stylu, ale dalej czeka na mnie śmierć. Na każdym kroku mogę umrzeć. Choroba, wypadek, morderstwo. Mam tego świadomość, ale nie mam też czasu na przypominanie sobie o tym. Wiesz dlaczego ludzie ignorują śmierć? Ponieważ jest ona nam pisana od chwili narodzin. Nieważne jak żarliwie gonimy za nowymi lekami, sposobami na przedłużenie sobie życia. To jest nasze przeznaczenie.

– Życie jest tak samo straszne jak wieczność.

– Chyba nie – powiedział nastolatek przymykając oczy i czując ból wszystkich istot jakie stąpają po tym świecie – Straszne jest pozostawienie tych, których kochamy i tylko tyle.

– Nie chcę cię stracić. Tak się bałem. Dalej się boję.

– Ja też się boję – otworzył oczy – Wciąż się boją każdego dnia, ale jednocześnie jestem podekscytowany co na mnie czeka. Zamiast myśleć o tym co będzie kiedyś, spójrz na to co jest teraz. Żyję i jestem przy tobie. Nigdzie nie odchodzę.

– Nie pozwoliłbym ci – Reki poczuł drobny pocałunek na swojej szyi – Jesteś mój. Kocham cię.

– Wiem to – wyszeptał nastolatek – Ja ciebie też. Tak super mocno, że nawet sobie tego nie wyobrażasz!

– Na pewno nie tak mocno jak ja.

– A właśnie, że tak!

– Nie.

– Tak.

– Nie.

– Nie pocałuję cię jak mi nie przyznasz racji.

– To było wredne – mruknął Langa w końcu puszczając Rekiego – Skąd w tak małym ciele tyle uporu i wredności?

– Nie jestem mały – warknął w końcu stając twarzą twarz z wampirem.

– Dla mnie tak – uśmiechnął się z wyższością.

– Tylko uważaj jak dorosnę! Na pewno będę wyższy od ciebie i bardziej męski.

– Niemożliwe.

– Wyzwanie przyjęte! – wskazał na Langę palcem – Będę tak super męskim mężczyzną, że inni będą mnie podziwiać i będziesz musiał żyć ze świadomością, że jestem obiektem zachwytu wszystkich ludzi!

– Jeśli coś takiego nastąpi...w co wątpię – nachylił się do niego wampir tak, że ich nosy niemal się stykały – To wtedy porwę cię gdzieś daleko, tak żebym tylko ja mógł się zachwycać tym jak jesteś piękniejszy niż teraz i zapewniam cię, że będzie ci wtedy tak dobrze, że sam nie będziesz chciał wracać do tych wszystkich ludzi.

– Dlaczego ty musisz mówić takie rzeczy – Reki zakrył twarz czując jak jego policzki robią się czerwone.

– Takie to znaczy jakie? – wyszeptał mu do ucha Langa.

– Wiesz jakie. Już się nie znęcaj nade mną. Cofam wszystkie groźby.

– Ale one mi się bardzo podobają – przyciągnął chłopaka do siebie – Raz rzuconych tak odważnie słów chyba już nie cofniesz?

– Cofnę – mruknął unikając rozbawionego spojrzenia wampira.

– Nie pozwolę.

– Nie potrzebuję twojej zgody.

– Nie...ale jestem pewien, że kiedyś przyjdzie moment, kiedy będziesz chciał o nią pytać.

– Co to znaczy? – spojrzał na niego zdezorientowany Reki.

– Kto wie – zaśmiał się Langa i pocałował chłopaka w usta – Przepraszam, że tak dramatyzuję.

– Nie no spoko, dobrze że nie zawsze ja jestem tym za dużo gadającym i nadpobudliwym – powiedział już spokojniej nastolatek – Ale naprawdę nie masz się co martwić. Wszystko będzie dobrze. Nie zginę tym bardziej, że jestem tu tak potrzebny. Urodziłem się dla was.

– Po prostu się urodziłeś jak każdy. Jesteś tylko sobą.

– Czyli naprawdę dalej w nosie masz tą całą legendę i te sprawy?

– Tak. Reki to Reki...przeszłość to przeszłość.

– Dzięki Langa – wtulił się w niego nastolatek – Jesteś najlepszy.

– Bo jesteś przy mnie.

– Bez przesady. Nie jestem, aż tak wyjątkowy czy coś.

– Jesteś.

– Znowu chcesz się kłócić?

– Tym razem nie pozwolę ci wygrać.

– Wyciągnę kartę pułapkę brak całowania.

– To w takim razie ja dam twojej siostrze twoje zdjęcie ubranego w strój pokojówki.

– Nie odważysz się – spojrzał na niego przerażony wiedząc, że siostra mu nie odpuści do końca życia.

– Założymy się?

– Nie, nie, nie – od razu pokręcił głową – Tym razem zawieszenie broni. Biała flaga. Ach, brakowało mi takiego luzu. Nie zmieniajmy się, ok?

– Nie widzę problemu.

– To cudownie – ucieszył się chłopak, bo naprawdę chciał, aby jak najdłużej mogli się cieszyć sobą nawzajem i łączącym ich uczuciem – Wracajmy do reszty, bo się zaczną martwić.

– Reki – zatrzymał go Langa i nastolatek spojrzał na wyciągniętą w jego stronę dłoń – Chodźmy razem.

– Jasne – ujął dłoń swojego chłopaka i ze szczęściem spojrzał na ten kontrast, który tak naprawdę był całością tak jak ich dwójka razem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro