Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Reki w końcu czuł się wolny. Dzisiejszy dzień należał tylko do niego i spożytkowywał go na własnych zasadach. O poranku nie musiał się wcześnie zrywać, aby pomóc mamie przy dziewczynkach. Później zadzwonił manager ze sklepu informując go, iż otrzymał dzień przymusowego urlopu. Nastolatek zdawał sobie, że zbyt wiele pracował, ale nie mógł nic na to poradzić. Lubił otaczać się deskami i takimi samymi pasjonatami jak on. Dlatego wolne wykorzystywał na jeździe. Z radością wykonywał w skatepark'u triki jakie już umiał, jak i te, których się dopiero uczył. Niekiedy kończyło się to bolesnym upadkiem, innym razem ogromną satysfakcją mającą swoje ujść w radosnym okrzyku i przyciąganiu wzroku zgromadzonych ludzi.

Czas płynął, a Reki nie zaprzestawał jazdy. Inni przychodzili, odchodzili, a on czuł się jakby mógł skakać jeszcze wyżej, jechać jeszcze mocniej. Naprawdę kochał swoją pasję i oddawał jej całe serce. Marzył, aby w przyszłości wykonywać deski na zlecenie. Chciał jak najwięcej osób przekonać do tego, że była to świetna zabawa. Posiadał wsparcie rodziny, przyjaciół, więc więcej nie potrzebował do szczęścia.

Miał tak trywialne marzenia, ale cenił je mocno, bo wiedział, że określały go jako człowieka i nadawały sens jego życiu. Nie chciał być wyłącznie reinkarnacją, czy innym bytem jakiejś postaci z przeszłości. Cieszył się, iż stanowił ważną część czegoś większego, ale nie chciał, żeby to w pełni przejęło nad nim władzę. Był sobą i to wystarczało. Posiadał przyjaciół, rodzinę, chłopaka i choć cieszyły go uczucia innych istot to nie chciał, aby zmonopolizowały to co teraz posiadał przynajmniej, nie jeśli nie wychodziłoby to bezpośrednio z serca Rekiego, a jakiegoś ukrytego przeznaczenia.

– Doprawdy niezwykłe umiejętności. Pierwszy raz widzę, żeby ludzie latali.

Reki kątem oka spostrzegł postać i przez własną nieuwagę zachwiał się, gdy był w powietrzu. Wiedział, że upadnie więc starał się ciało przystosować do upadku, ale gdy zamknął oczy nie poczuł bólu, ale przyjemne ciepło. Od razu rozchylił powieki i ujrzał nad sobą uśmiechniętą twarz kitsune. Rozejrzał się nerwowo. Spostrzegł deskę lekko obitą na asfalcie. Sam był trzymany w ramionach Haru jakby nic nie ważył. Zażenowanie uderzyło w niego niczym grom z jasnego nieba. Dodatkowo niechciany widz nie kwapił się, aby opuścić go na ziemię.

– Dzięki za ratunek.

– Co byłby ze mnie za opiekun, gdybym pozwolił mojemu cennemu panu zrobić sobie krzywdę. Miło cię wiedzieć ponownie, Reki.

– No ta jasne fajnie, ale mógłbyś mnie już postawić? – spytał nerwowo nastolatek.

– Dlaczego?

– Bo to krępujące i nic mi nie jest.

– Obawiam się jednak, że na razie będziesz musiał tak pozostać – odpowiedział kitsune, a jego oczy błysnęły neonową zielenią – Chciałbym cię zabrać w specjalne miejsce.

– Dokąd?

– Do świątyni. Zamknij oczy – ułożył na oczach Rekiego dłoń, aby ten posłusznie wykonał polecenie – Czas, abyś nauczył się jak ważny jesteś dla równowagi tego świata.

Reki poczuł jak otula go ciepło. Stan, który go objął był nie do opisania. Tak jakby wszystkie jego zmysły dosłownie na parę sekund się wyostrzyły i przez to zalała go biel, jakby cały świat był wyłącznie tym jednym kolorem. Gdy to uczucie zostało nagle przerwane otworzył oczy i spostrzegł, że był w miejscu, którego piękno zapierało dech. Spoglądał na pokrytą złotem świątynię, której filary mieniły się tęczą w promieniach słońca. Plac wokół budowli był przyozdobiony najróżniejszymi kwiatami oraz drzewami, których gałęzie uginały się pod ilością zdrowo wyglądających owoców. Ścieżki wijące się między krzewami utworzone były z kamieni mieniących się wszelkimi barwami. Gdy nastolatek napełnił płuca powietrzem zdał sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie czuł jego smaku będącego czystą euforią powodującą niemal zawroty głowy. Odstawiony bezpiecznie przez kitsune na drżących nogach niczym dopiero co narodzone ciele wykonał parę kroków nie wierząc, że gdzieś istnieje takie miejsce jak to.

– To...to jest...

Reki nie wiedział jak ubrać w słowa to co chciał powiedzieć. Patrzył na Haru, aż z jego oczu zaczęły płynąć łzy. Dodatkowo w sercu czuł ciepło, które tliło się tam wyłącznie, kiedy myślał o rodzinie oraz przyjaciołach. Kitsune do niego podszedł i zaczął spokojnie ocierać z jego policzków słone krople. Patrzył na nastolatka jakby wiedział o wiele więcej co to wszystko znaczyło, jednak chłopak nie miał odwagi spytać. Dalej czuł się porażony tą gamą emocji oraz otoczeniem w jakim się znalazł. Ubrany w żółtą bluzę wydawał się nie pasować do tego idealnego, wręcz utopijnego obrazka.

– Witaj w domu, mój panie – ukląkł przed nim na jedno kolano kitsune. Ujął dłoń nastolatka i złożył na niej pocałunek, a po chwili ciepłe światło ponownie objęło postać Rekiego. Zamiast wysłużonej bluzy miał na sobie teraz białą szatę przypominającą trochę tą należącą do Panny Wyklętych, ale znacznie bardziej przystosowaną do postury chłopaka.

– To szaleństwo – powiedział chłopak.

– Jestem pewien, że szybko się przyzwyczaisz. W końcu to nie jest twój pierwszy raz w tym miejscu.

– Mówiłem ci, że nic nie pamiętam i nie jestem tą osobą, o której wciąż myślisz.

– Wiem.

Kitsune nic więcej nie powiedział. Zaczął się po prostu kierować w stronę wejścia do świątyni. Reki bojąc się zostać samemu w nieznanym miejscu podążył za Haru. Gdy weszli do budowli zaskoczyła go jej skromność. Z zewnątrz prezentowała się niczym świątynia jakiegoś boga, natomiast wewnątrz znajdował się jedynie skromny drewniany ołtarz, na którym paliły się kadzidła. Na drewnianej podłodze znajdowało się kilka poduszek. Dopiero jak chłopak uniósł głowę dostrzegł na suficie niezwykłe malowidła. Badał spojrzeniem freski po chwili zdając sobie sprawę, iż przedstawiały one legendę jaką zasłyszał od Cherry'ego. Urzeczony śledził każdą scenę, jednocześnie czując emocje jakie były w niej zawarte.

– Czy to prawda? – spytał cicho znowu wracając spojrzeniem do kitsune.

– Prawda, czy nie – wzruszył ramionami i wskazał nastolatkowi, aby zajął miejsce na poduszkach – Jak sam wspominałeś jesteś teraz sobą. Pytanie, więc czy dalej chcesz zajmować się opieką nad istotami, czy może odciąć się na zawsze od świata nadnaturalnego.

– To znaczy? Mógłbym wycofać się z tej funkcji?

– Dokładnie, ale wiązałoby się to z usunięciem twoich wszystkich wspomnień oraz z możliwością wybuchu chaosu wśród istot nadprzyrodzonych. One potrzebują kompasu, który ich będzie prowadził w stronę normalności. Gdy ten zniknie lub przestanie prawidłowo działać popadną w szaleństwo, póki się nie narodzi kolejny.

– Wiesz, że to oznacza, że nie mam wyboru?

– Masz.

– Ale będzie się wiązało to z krzywdą dla innych.

– Nie będziesz o tym pamiętał. Będziesz żył dalej, jakby się nic nigdy nie zmieniło.

– Nie – powiedział Reki zaciskając mocniej pięści – Nie mogę tego zrobić. Obecny ja wie jakie to by było okrutne. Dodatkowo...mam wśród was przyjaciół...i chłopaka. Straciłbym ich, a to jest ostatnie czego chcę.

– Nawet za cenę własnego szczęścia?

– A kto powiedział, że jestem teraz nieszczęśliwy?! – uniósł trochę głos Reki – Nie wiem z czym się to wiąże, ale nie ma nic bardziej wartościowego dla mnie, niż Langa.

– Można pokochać kogoś innego – wzruszył ramionami kitsune.

– Pewnie, że można, ale po co jak mam już to o czym tak naprawdę nigdy nie śniłem. Słuchaj, nie jestem wybitnie przystojny, nie mam nadzwyczajnych zdolności. Jestem przeciętny do potęgi n i nic tego nie zmieni, nawet ta akcja z Panną Wyklętych. I pomimo tego wszystkiego Langa się mną zainteresował. Pokochał moją gapowatość, gadatliwość i wszystkie inne wady, a uwierz mi jest ich w ciul i trochę. Chłopaki tak samo mnie polubili, choć do tej pory nigdy nie miałem prawdziwych przyjaciół. Nieważna jaka jest cena tego cyrku. Nic nie będzie znaczyć więcej, niż to co obecnie posiadam.

– A co jeśli kochają cię tylko dlatego, że jesteś tym kim jesteś?

– Kiedy mnie poznali nikt o tym nie wiedział, więc nie próbuj mi zamydlić oczu. Jesteś kitsune i wiem mniej więcej już jakie są twoje gierki.

– Twój chłopak cię do edukował?

– Dokładnie.

Reki uśmiechnął się, choć nieprzyjemnie wspominał wykład jaki dostał o tej rasie. Langa chciał być pewny, że będzie trzymał się na dystans kitsune oraz nie da mu się w żaden sposób zmanipulować. Nastolatek nie chciał być już tak naiwny jak był do tej pory. Musiał chronić siebie i więzi, które zbudował. Choć Haru deklarował się jako jego opiekun to nie mógł mu do końca ufać.

– Łamiesz mi serce, mój drogi – ostentacyjnie złapał się za szatę pomarańczowowłosy – Szanuję jednak to, że nie trafił mi się pod opiekę żaden naiwny idiota. Będę miał mniej pracy.

– Nie rozumiem cię.

– To nie jest istotne. Jestem po prostu kitsune. Nic więcej, nic mniej. Ale nie spotkaliśmy się, żeby rozmawiać o mnie. Zacznijmy nasze lekcje, abyś lepiej zrozumiał swoją naturę i potrafił kontrolować na odległość istoty próbujące popaść w szaleństwo lub zamierzające się na zatracenie emocji.

...

Był późny wieczór, kiedy Haru odstawił go z powrotem na plac do jazdy na desce przywracając przy okazji oryginalny ubiór. Jego deskorolka dalej leżała porzucona na ziemi, co wywołało ulgę w chłopaku. Obawiał się, że zostanie przez kogoś zabrana, ale kitsune wyjaśnił, iż narzucił na nią zaklęcie maskujące. Reki trochę już rozumiejąc naturę tych istot wiedział, że były mistrzami iluzji oraz kłamstwa, dlatego tym bardziej upewnił się co do filtracji otrzymanych wiadomości.

– Będzie nas czekać jeszcze wiele lekcji – powiedział Haru.

– No fajnie, ale nie będę mógł tak non stop znikać – mruknął Reki – I mógłbyś jakoś okroić program nauczania. Czuje się jakby miał mi mózg wybuchnąć od nadmiaru informacji.

– Nie lubimy się uczyć – zaśmiał się kitsune.

– O! Zamknij się – chciał uderzyć chłopaka, ale ten złapał jego dłoń i przyciągnął do siebie – Co ty odstawiasz?

– Ja? Nic.

– Reki!

Chłopak poczuł szarpnięcie i uderzył o twardy tors. Spojrzał do góry i ujrzał wściekłą twarz swojego chłopaka. Przeklnął w myślach, bo nie chciał po tak ciężkim dniu żadnych kłótni i nieporozumień. Marzył wyłącznie o ciepłym łóżku oraz filmikach o jeździe. Widząc jednak pełen satysfakcji uśmiech kitsune miał ochotę przywalić mu w twarz, bo najwidoczniej ten spodziewał się pojawienia wampira. Czego już się nauczył o Haru to tego, iż uwielbiał robić innym żarty, wywoływać burzę oraz czerpać satysfakcję, kiedy komuś puszczały nerwy samemu pozostając ostoją spokoju.

– I pojawił się nasz rycerz na białym koniu. Witaj komarze.

– Paskudny lis – warknął Langa.

– Mów mi tak więcej – puścił mu oczko nie gubiąc swojego aroganckiego uśmieszku – Trochę wymęczyłem Rekiego, więc możesz zabrać swój umarły tyłek i wracać do trumny, albo grobowca. Gdzie zwykle śpisz? A może podwieszony na dachu jak nietoperz?

– A ty przyjąłeś już swoją szczepionkę na wściekliznę? – spytał Langa, a Reki spojrzał na niego zaskoczony, bo nie spodziewał się czegoś takiego po swoim chłopaku – Szkoda by było jakby cię ktoś odstrzelił.

– Oj, płakałby mały wampirek za takim uroczym liskiem? Słodziak z ciebie, aż chciałoby ci się dać bukiet z czosnku. Podasz mi adres? Zamówię ci taki jeden.

– Na rogu ulicy „nie zbliżaj się do mojego chłopaka" i „wal się".

– Chyba wiem gdzie to jest – pokiwał głową – dorzucę ci w takim razie jeszcze kolekcję kołków. Jak raz nie potrafiłeś umrzeć to może za drugim razem lepiej ci pójdzie.

Reki przysłuchiwał się temu wszystkiemu i coraz bardziej chciało mu się śmiać z tej absurdalnej wymiany zdań. W końcu nie wytrzymał i wybuchł śmiechem. Obaj kłócący się mężczyźni spojrzeli na niego zaskoczeni, ale nastolatek nie mógł się opanować. Całe zmęczenie zaczynało z niego uchodzić, a kiedy w końcu udało mu się uspokoić dostrzegł na twarzy Haru delikatny uśmiech, a Langa przypatrywał mu się już spokojniejszym spojrzeniem luzując uścisk jakim go do siebie przyciągnął. Reki się trochę od niego odsunął i ostatni raz parsknął śmiechem, żeby już w pełni się uspokoić.

– Niby jesteście starsi ode mnie, ale straszne z was dzieciaki.

– Błagam nie porównuj mnie do tego czegoś – machnął dłonią kitsune.

– Dokładnie – pokiwał głową Langa.

– O, nie wiedziałem, że się w czymś zgodzimy.

– Zgoda to za dużo powiedziane. Toleruję twoją opinię.

– Łaskawco – skłonił się przed nim teatralnie Haru – Medal ci dać?

– Możesz po prostu zniknąć i nie marnować powietrza?

– Nie potrzebne ci jest.

– Ale mój chłopak może się zarazić głupotą – powiedział przytulając Rekiego od tyłu.

– Jeśli do tej pory od ciebie nic nie złapał to znaczy, że jest uodporniony.

– Czy ja wam jestem tu do czegoś potrzebny? – wtrącił się Reki – Może się umówcie na jakąś kawę, czy coś takiego.

– Z nim nie ma szans! – powiedzieli na raz.

– No to przestańcie się kłócić. Co tu robisz Langa?

– Nie mogłem cię nigdzie znaleźć, ale wyczułem tutaj smród tego lisa, więc postanowiłem czekać. Jak mogłeś z nim pójść, kiedy cię ostrzegałem?

– To nie było z własnej woli! – od razu zaprzeczył chłopak.

– Ale nie zaprzeczysz, że było ci przyjemnie – uśmiechnął się niewinnie Haru.

– Jeśli nie chcesz tutaj zginąć to ja ci bym radził się nie odzywać – mruknął Reki wyczuwając zmianę nastroju u swojego chłopaka – Langa, kły ci wyszły.

– Mam ochotę kogoś zabić.

– Nie zabijaj – jęknął nastolatek – Nie warto sobie rąk brudzić. Haru po prostu zaczął mnie uczyć trochę o tym kim jestem i tak dalej, więc nie dawaj mu się sprowokować, bo jeszcze parę spotkań będę z nim musiał odbyć.

– Sam na sam.

– Zamknij się – powiedział do Haru Reki nie mając już siły z tą dwójką – Widzisz, że to kretyn i nikt przy zdrowych zmysłach by na niego nie spojrzał.

– Ej no!

– W sumie racja – pokiwał głową Langa.

– A ja tu stoję i was słucham i mi serce się rozpada na tysiące kawałków. Zaraz będę płakać.

Reki pokręcił głową. Langa z Haru znowu się zaczęli kłócić, ale już nawet nie miał zamiaru w to ingerować. Wyplątał się z uścisku swojego chłopaka i usiadł na ławce przyglądając się spektaklowi. Po chwili niemal dostając zawału serca zauważył przy sobie Miyę, który pojawił się równie niespodziewanie co wcześniej Langa.

– Popcorn by się przydał – mruknął wampir.

– I tak nie możesz go jeść.

– No wiem, ale tak dla klimatu. Zostawimy tych idiotów i pojeździmy?

– W końcu ktoś kto mówi z sensem.

Reki zabrał swoją deskę i podążył za Miyą, a kiedy Langa oraz Haru zmęczyli się wymyślaniem kolejnych obelg w swoją stronę zauważyli, że zostali dosłownie i w przenośni zignorowani. Spojrzeli po sobie zaskoczeni oraz niezadowoleni, że musieli zostać sami ze sobą. Zawiał mocniejszy wiatry i obaj w myślach ujrzeli tylko jedno rozwiązanie dotyczące ich dalszej znajomości.

– Nie polubimy się – powiedzieli jednocześnie.

...

Trochę komediowo nam się zrobiło pod koniec :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro