Rozdział 24 (1/2)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cherry mierzył wzrokiem młodego wilkołaka. To nie był pierwszy raz, kiedy widział szczenię z tej rasy, ale jedyny gdy darował życie takiemu osobnikowi. Teraz głowił się co dalej począć z problemem, bo raz już podjętej decyzji nie miał w zwyczaju zmieniać. Przyglądał się więc chłopakowi, który bez lęku wpatrywał się w niego ciemnymi oczami. Zaskakujące było dla niego jak mało w sobie strachu posiadał ten szczeniak. Wielu potężniejszych od niego drżało na jego widok.

Był szaleńczym wampirem, który znudzony wiecznością polował i mordował bez znaczenia czy to była własna rasa, czy też obca. Sama możliwość panowania nad czyimś bytem i niebytem była dla niego fascynująca i wykrzesywała w nim minimalne pokłady emocji. Od tak wielu wieków spacerując po tym świecie nie pamiętał już czym były szczere uczucia. Choroba już mu nawet odebrała możliwość powrotu do czasów początku. Tego pierwotnego, który wszystkich powołał do życia i przeklął mianem dzieci nocy.

– Dlaczego taki szczeniak jak ty ryczał samotnie w lesie? Gdzie twoja wataha?

Chłodny głos przeciął ciszę. Cherry nie pamiętał, kiedy ostatnio mówił coś spokojnie. Nawet rozmowy z równie wiekowym co on Adamem kończyły się nie raz kłótniami. Wampir miał irytujący sposób bycia oraz postrzegania świata co niezmiernie irytowało Kaoru. Często był zbyt blisko ludzi, a ostatnimi czasy w szczególności umiłował sobie pewną rodzinę łowców. Pradawny wyczuwał, że kiedyś ta zabawa w kotka i myszkę skończy się źle, ale był zmęczony kolejnymi awanturami.

Nie pojmował uczucia miłości, o którym Adam tak kwieciście prawił jakby było to prawdą objawioną. Cherry nigdy nie kochał, a przynajmniej nie przypominał sobie takiego momentu w życiu. Jedyne co zawsze mu towarzyszyło zamiennie to bezkresna nuda lub wściekłość na cały świat. Poza tymi emocjami nic więcej nie czuł pogrążając się coraz bardziej w samotności.

– Nasz alfa oszalał – powiedział chłopiec, o którego egzystencji przez chwilę zapomniał. Zatopienie w rozmyślaniach odcinało go od świata – Popadł w chorobę i zabił wszystkich. Mi się udało uciec, ale nikt nie przeżył.

– Dlaczego nie zginąłeś z resztą?

– Dlaczego miałbym umierać?

– A po co masz żyć jak nie ma nikogo kogo obchodziłby twój los? Jesteś sam szczeniaku. Młody wilk bez watahy nie przetrwa. Zabije cię pierwszy lepszy wampir lub inny wilk.

– Ty mnie nie zabiłeś. Nie mogę zostać z tobą?

– Oszalałeś? – warknął patrząc z niedowierzaniem na głupie spojrzenie wilkołaka. Już dawno nie spotkał tak pozbawionej rozumu istoty. Wiedział, że ten gatunek miał mięśnie zamiast rozumu, ale po raz pierwszy przekonał się o tym na własnej skórze – Nie będę niańką dla głupiego psa.

– Nie jestem psem, tylko wilkiem – fuknął chłopak.

– Jak dla mnie możesz być nawet gorylem. To że cię nie zabiłem nie oznacza, że znaczysz dla mnie coś więcej, niż nic. Zaciekawiło mnie to jak bardzo głupi możesz być. Przekonałem się już, że nie posiadasz w tej dziedzinie granic, więc możesz znikać.

– Ale jak nie chcę.

Cherry nienawidził, kiedy ktoś nie wykonywał jego rozkazów. Był przyzwyczajony do tego, że poza Adamem każdy drżał na dźwięk jego głosu i bez słowa robił to co było mu rozkazane. Tego typu zachowanie było dla niego obrazą, więc szybciej niż wilkołak mógł mrugnąć znalazł się przy nim. Złapał chłopca mocno za gardło, a jego oczy błysnęły czerwienią, kły wysunęły się, podobnie jak paznokcie, które raniły skórę chłopca.

Nuda została zastąpiona złością, a po chwili zaskoczeniem. Mierzył się na spojrzenia ze swoją ofiarą i podobnie jak przy ich pierwszym spotkaniu, nie potrafił dojrzeć w wzroku wilkołaka strachu. To był pierwszy raz, gdy natrafił na tak dziwną istotę. Tylko trochę poluzował uścisk, kiedy ostry szpon przebił się przez ciemną skórę i kropla krwi spłynęła po szyi chłopaka.

– Dlaczego się nie boisz?

– Pierwszy raz z bliska widzę tak piękną istotę – uśmiechnął się delikatnie chłopak nic nie robiąc z tego, że jego życie wisiało na włosku – Rodzice mówili, że wampiry to krwiożercze, bezduszne istoty, ale ty jesteś piękny, więc nie możesz być zły.

– Głupi szczeniak – warknął puszczając chłopca – Co ma wygląd do charakteru?

– Chyba wiele, jeśli jeszcze żyję – zaśmiał się.

Cherry nie pojmował zachowania wilkołaka. Przyglądał się jego dziecięcej, uśmiechniętej buzi i nie wiedział już, które z ich dwójki było szalone. Westchnął ciężko. Nie miał żadnego planu. Zadziałał pod wpływem impulsu i to samo przeczucie nie pozwalało mu zabić chłopaka. Nie określiłby tego litością, ale też nie wiedział jak w inny sposób zakwalifikować to uczucie.

Szukał możliwości i jedyną logiczną było jego znudzenie. Widział w wilkołaku możliwość oderwania się od nudy, która coraz mocniej odznaczała się na jego zdrowiu. Nawet pradawny był zagrożony na tą chorobę, której źródła nikt nie znał, ale każdy wiedział, iż lekarstwem było odnalezienie sensu. Spojrzał z powątpiewaniem na głupi wyraz twarzy wilkołaka. Nie sądził, aby to psisko było w jakiś sposób mu pisane, ale mógł je wykorzystać, aby urozmaicić samotne noce. W końcu ludzie przygarniali zwierzęta, więc mogło coś być w tym patologicznym zachowaniu.

– Pozwolę ci przy mnie zostać, ale ustalimy kilka zasad, które będziesz musiał absolutnie przestrzegać. Jeśli przyłapię cię na złamaniu chociaż jednej to licz się z tym, że twoja głowa zostanie oderwana od korpusu i rzucona psom na pożarcie. Wyraziłem się dość jasno?

– Tak!

– Ale zanim to – Cherry spojrzał z powątpiewaniem na chłopaka i zmarszczył nos – Pójdziemy cię umyć, bo śmierdzisz. Kiedy ostatni raz się myłeś?

– Nie pamiętam.

– A jadłeś?

– Też...nie pamiętam – powiedział już nieco ciszej chłopiec.

– Poczekasz tu, a ja coś ci przyniosę. Najpierw zjesz, później się umyjesz, żebyś nie zemdlał. Co takie szczeniaki jak ty jedzą?

– Lubię króliki – uśmiechnął się chłopak.

– Mam ci upolować królika? – warknął Cherry i westchnął ciężko po raz kolejny tego wieczoru – Jakby Adam to usłyszał to by umarł ze śmiechu.

– Kim jest Adam?

– Nieważne. Nie ruszaj się stąd.

Zostawił chłopaka w swojej siedzibie samemu udając się na polowanie. Nigdy nie ruszał na łowy na coś innego niż ludzie. Kochał gdy ciepła krew rozpływała się mu na języku. Ciepło towarzyszące piciu posoki dodawało mu nowej energii, a później możliwość kontroli swojej ofiary. Wielokrotnie doprowadzał takich nieszczęśników do szaleństwa lub też z pasją tworzył dla nich coraz to nowsze sposoby samobójstw. Uwielbiał też niektórych namawiać do dziwnych zachowań, aby ci byli brani za czarowników i mordowani przez własnych sojuszników. Swąd palonych ciał nie był niczym dla niego przyjemnym, ale krzyki bólu wynagradzały mu to.

Chodząc po lesie udało mu się uchwycić dwa śnieżnobiałe króliki. To nie było dla niego trudne biorąc pod uwagę prędkość jaką umiał z siebie wykrzesać. Uznał więc polowanie na te niewielkie istoty za nudne i mało satysfakcjonujące. Miał więc nadzieję, iż był to jego ostatni raz. Kolejny będzie popisem tego szczeniaka, którego dalej nie potrafił rozgryźć. Nie miał zbyt wielkiego kontaktu z wilkołakami. Zazwyczaj jego spotkania z tymi istotami kończyły się potyczkami i śmiercią słabszych oraz ucieczką tych nieco mocniejszych. Będzie więc musiał włożyć trochę więcej wysiłku w poznanie natury tych dzikich psów, którymi gardził.

– Co jest? – warknął do siebie nasłuchując. Był niemal pewny, że usłyszał krzyk i wołanie.

Nie zastanawiając się zbyt długo jak najszybciej ruszył w kierunku swojej posiadłości. Posiadał kilka rozsianych po kraju i zmieniał je co parę lat, aby ludzie nie wywnioskowali kim tak naprawdę był. Nie miał zamiaru obudzić się kiedyś z kołkiem wbitym w serce. Gdy znalazł się przy jej murach wyraźnie słyszał jak młody wilkołak wołał jego imię.

Nie czekając przebił się przez ściany i znalazł w pomieszczeniu, w którym zostawił chłopca. W ostatniej chwili zdążył rozerwać znajdującego się tam wampira, który wisiał nad szarpiącym się wilkiem. Bezwładne, pozbawione głowy zwłoki wbiły się w drewnianą ścianę częściowo ją naruszając. Cherry zmęczony po szybkim biegu przyglądał się z odrazą wampirowi, który postanowił naruszyć jego ostoję. Dopiero później wzrok przeniósł na zakrwawione dłonie, które drżały lekko. Nie rozumiał dlaczego.

– Nic ci nie jest? – spytał spoglądając na chłopaka i z szokiem przykucnął przy nim.

To nie był pierwszy raz, kiedy widział łzy. Ludzie często płakali, kiedy błagali go, aby darował im życie. Nigdy to nie działało. Co nie zmieniało faktu, iż fascynowało go skąd się brały te mokre krople. To była magia, której sam nie potrafił.

Chłopiec rzucił się na niego i zanim wampir zdołał go odrzucić ten wtulił się mocno w jego szaty płacząc głośno, irytująco, niepotrzebnie. Cherry w bezruchu czekał, aż wilkołak się od niego odsunie, ale ten wciąż łkał, a gdy zamilkł dalej był do niego przyczepiony. Z rosnącą złością spojrzał na chłopca i zamarł. Głupi wilk usnął ze zmęczenia, dalej nie lękając się tego, że nawet jeśli Cherry zabił tamtego wampira to nie znaczyło, iż mógł czuć się przy nim bezpiecznie.

– Głupi szczeniak – mruknął do siebie i wziął chłopca na ręce, aby zanieść go do pokoju gościnnego.

...

Cherry nigdy nie zwracał uwagi na lata. Nie liczył ich, ponieważ dla kogoś pozbawionego strachu przed śmiercią czas nie istniał. Pojęcie to ginęło i zanim wampir zdał sobie sprawę obecność wilkołaka była równą stałą co wieczne życie. Na początku nie potrafił znieść entuzjazmu młodego wilka, ale po dłuższym czasie przywykł do tego, że kiedy tylko się budził witał go szeroki uśmiech oraz cały zbiór opowieści dotyczących dnia Kojiro. Wampir ze znudzeniem, czasami trochę z większym zainteresowaniem wsłuchiwał się w te historie i dopytywał niekiedy o to co działo się za dnia.

Odkąd wziął pod swoje skrzydła osieroconego wilkołaka jego życie coraz bardziej się zmieniało, podobnież jak on sam. Starał się ignorować te różnice, ale bezapelacyjnie istniały. Nie chciał określać siebie jako pozbawioną kłów bestię tak jak lubił sobie z niego żartować Adam. To było coś innego czego nie potrafił nazwać, ale też nie miał odwagi nikogo o to zapytać.

Brał więc to co dawał mu los i starał się podążać tym nurtem. Oczywiście nie znaczyło to od razu, iż stracił wolę zabijania oraz rywalizacji. Dalej wybierał się na brutalne polowania, ale jednak unikał możliwości napotkania Kojiro po takim. Wiedział, iż wilkołak nie przepadał za widokiem krwi po tym co się stało z jego watahą. Wampira zaskakiwało jak pełen spokoju w niektórych sprawach był chłopak. Jego rasa była znana z brutalności i podążania instynktami. On jednak drżał za każdym razem, kiedy Cherry rzucał pod jego nogi upolowaną sarnę, bądź dzika – bo wilkołak dalej sam nie potrafił zapolować, ani przemienić się.

– Nie ma szczeniaka? – spytał po przebudzeniu służącą odpowiedzialną za opiekę nad posiadłością. Była to jedna z kobiet, którą ugryzł i zamiast zabijać postanowił zrobić z niej pomoc domową.

– Panicz przebywa dalej w swoim pokoju. Od rana odmawia kontaktu z kimkolwiek.

– Co on odwala? – warknął Cherry pod nosem wymijając służącą.

Przez ostatnie lata Kojiro zawsze był przy nim, kiedy ten wybudzał się ze snu. Tym razem było inaczej i zaalarmowało to wampira. Szybkim krokiem kierował się w stronę sypialni wilkołaka i wtargnął do niej nie przejmując się pukaniem. Zastał niecodzienny widok, bo zwiniętego w kulkę chłopaka. Nieco spokojniej podszedł do niego i przykucnął. Chłodną dłoń ułożył na czole wilkołaka, które było rozpalone. Cherry nie chorował tak jak ludzie, czy też inne rasy. Niestraszne mu było nic poza drobnymi wyjątkami w postaci słońca lub też silniejszych urazów.

– Kaoru – cichy szept bólu wyrwał się spomiędzy ust młodego wilka.

– Co ci jest?

– Nie wiem. Źle się czuję.

– To widzę, ale potrzebuję konkretów.

– Zęby tak strasznie bolą – jęknął Kojiro – Jest mi też tak strasznie gorąco...jakbym się palił.

Cherry przeanalizował otrzymane informacje i roześmiał się w końcu pod nosem zaskakując tym wilkołaka. Odsunął dłoń od chłopaka i wstał, aby otworzyć drewniane nakładki nałożone na wszystkie okna posiadłości. Gdy światło księżyca wpadło do pokoju z ust wilka wyrwał się bolesny skowyt. Cherry ze spokojem oraz pewnego rodzaju ciekawością przyglądał się wijącemu z bólu chłopakowi.

Był właśnie świadkiem pierwszej przemiany swojego młodego wychowanka. Był to okres, kiedy szczenię w pełni stawało się wilkołakiem i osiągało dojrzałość. Towarzyszył temu ból wyrzynających się kłów, które zastępowały poprzednie – słabsze. Ciało toczyła gorączka, ponieważ przyzwyczajało się do nowej formy. Kolejny wrzask wyrwał się z ust Kojiro, a wampir uśmiechnął się widząc zmianę koloru tęczówek wilkołaka. Złoto pasowało temu krnąbrnemu dzieciakowi, podobnie jak ból malujący się na całej twarzy.

– Witaj wśród dorosłych – zaśmiał się – Idź za mną, a jeśli nie możesz to czołgaj się. Nie chcę, żebyś pozbawiony wszelkich zahamowani zdemolował mi rezydencję.

Nie czekając na odpowiedź wilkołaka wyszedł z pokoju i kierował się do wyjścia z posiadłości. Po chwili usłyszał za sobą powolne, ciężkie kroki. Kiedy wyszedł na zewnątrz ujrzał księżyc w pełni, a gdy odwrócił się za siebie dostrzegł, iż przejął on już pełnię władzy nad wilkołakiem.

Cherry wycofał się trochę i przyglądał jak Kojiro powoli zrzuca z siebie odzienie. W końcu staje nagi, a poświata księżyca pada na jego ciało. Wampir w końcu widząc go w trakcie przemiany zdał sobie sprawę, że to nie było już to dziecko, które przygarnął. Stał przed nim młody mężczyzna, który na ludzkie lata mógł mieć osiemnaście. Zaśmiał się pod nosem zdając sobie sprawę jak to musiało absurdalnie brzmieć, kiedy zwracał się do niego jak do szczeniaka.

W końcu proces się zaczął w pełni. Ciało chłopaka zaczęło stawać się bardziej zwierzęce, aż przed posiadłością znalazł się wielki wilk. Zawył do księżyca i ruszył w las, który wołał dziecko na swoje łono. Cherry nie miał zamiaru podążać za wychowankiem. Nie wiedział jakby zareagował na jego bliskość. Zazwyczaj ten proces kontrolowany jest przez alfę, ale on nie był częścią watahy chłopaka.

Skierował swoje kroki w stronę posiadłości, aby posilić się jedna ze służących, kiedy w zaroślach usłyszał szelest i wyskoczył na niego ogromny wilk. Wampir nie przestraszył się. Zdawał sobie sprawę, iż ten nie miał z nim szans. Mierzyli się więc spojrzeniami, podobnie jak to miało miejsce, gdy wilkołak był tylko szczeniakiem.

– I co głupi szczeniaku? Dlaczego wróciłeś? – spytał, a bestia zbliżyła się do niego.

Cherry uniósł dłoń i ułożył ją na wilczym łbie. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy stworzenie zamruczało niczym kot. Nie wiedział po co wrócił do niego, ale trącany przez wilka nosem postanowił podążyć z nim w głąb lasu. Przyglądał się jak Kojiro w postaci zwierzęcia szaleje goniąc za ptakami, zającami i innymi mieszkańcami głuszy. Co jakiś czas obracał łeb, aby upewnić się czy Cherry był za nim. Wampir wtedy uśmiechał się do niego, choć sam nie wiedział dlaczego to robił. Od lat obecność wilkołaka wpływała na niego w dziwny, nie do końca dla niego zrozumiały sposób. Dawny on odszedł, podobnież jak powoli atakująca go choroba. Obecność tego dzieciaka przyniosła mu atrakcję i sprawiła, że szaleństwo mniej ujmowało mu jestestwa.

Po kilku godzinach błądzenia za wilkołakiem po lesie oraz otrzymaniu kilku zabitych saren pod swoje nogi Kaoru zauważył, że jego wychowanek powoli zaczyna opadać z sił. Wampir nie był zaskoczony tym faktem. W końcu to była jego pierwsza przemiana dodatkowo bez przewodnictwa w postaci alfy watahy. Normalnie młode wilki nie dożywały takiego momentu. Kojiro był jednak wyjątkowy.

Cherry przyglądał się jak powoli wraca do postaci człowieka i dostrzega jak jego ciało w ciągu tych paru godzin zmieniło się. Zwiększyło swoją masę mięśniową, włosy się nieco wydłużyły. Stał przed nim nagi, ale pewny siebie. W oczach błyszczało złoto i siła, które niemal przestraszyły wampira. Był przed nim mężczyzna. Potężny, niedoświadczony i choć Cherry próbował uniknąć tej myśli to ona jednak wciąż wracała. Mianowicie ta nakazująca mu docenić piękno młodzieńca stojącego na tle wielkiego księżyca będącego w pełni.

– Cherry – wybudził się z transu, kiedy do jego czułych uszu doszedł głos niski, niepodobny do tego, którym zazwyczaj przemawiał jego wychowanek – Dziękuję.

– Za co? – spytał nonszalancko, próbując pozbyć się tej dziwnej fascynacji mężczyzną, którego wychowywał od szczenięcia.

– Że byłeś przy mnie.

– To nic wielkiego.

– Nie – zaprzeczył od razu wilkołak powoli podchodząc do wampira i ten zdał sobie sprawę, że nagle to dziecko, które pamiętał z przeszłości było wyższe od niego. Musiał zadrzeć głowę, aby spojrzeć w te znajome, ciepłe oczy – Czułem, że potrzebuję alfy i ty byłeś.

– Nie jestem sierściuchem jak ty.

– Nie – zaśmiał się Kojiro – ale jesteś moim alfą.

– Czyli mam władzę nad tobą? – spytał uśmiechając się z lekką kpiną, ale również satysfakcją.

– Tak – odpowiedział wilkołak, a Cherry'ego to wyznanie pozbawiło możliwości mówienia, więc napięcie odwrócił się i zaczął kierować w stronę posiadłości – Powiedziałem coś nie tak?!

– Po prostu nie mam chęci dłużej patrzeć na gołego goryla – warknął wampir chcąc jak najbardziej oddalić się od Kojiro.

– Goryla? Ej! Nie jestem gorylem! – podbiegł do niego wilkołak.

– Jesteś.

– Wcale nie!

– Jak ja mówię, że jesteś to jesteś i nie kłóć się ze mną! Poza tym masz do wysprzątania las! Wszędzie walają się truchła zwierząt! Czy naprawdę nie dało się powstrzymać z tą bezsensowną zabawą?!

– Nie chciałem ich zabić!

– Nie, no oczywiście, bo jak wbijasz komuś pazury to chcesz tylko się przytulić – powiedział z sarkazmem wampir.

– Jesteś wredny – mruknął wilkołak.

– Jak ci coś nie pasuje to zawsze się możesz wynieść.

– Nie, bo będziesz wtedy samotny – zaśmiał się Kojiro za co mocno oberwał od wampira przez co wylądował na drzewie – Ale to było niepotrzebne!

– Jak dla mnie idealnie się złożyło. Goryl, drzewo, czy jest lepsze połączenie?

Cherry ignorując nawoływania Kojiro oddalał się coraz bardziej od wilkołaka, aż w końcu zaskoczony przystanął. Przez chwilę nie wiedział co się działo, ale po chwili po prostu się roześmiał. Nie pamiętał czy kiedykolwiek to robił. Jego śmiech niósł się wraz z echem i kiedy w końcu udało mu się opanować znowu przy nim był wilkołak, który patrzył na niego jakimś dziwnym spojrzeniem i z delikatnym uśmiechem na ustach. Wpatrywali się tak w siebie, póki chłopak nie postanowił jako pierwszy przełamać ciszy.

– Na co dzień jesteś piękny, ale kiedy się uśmiechasz jesteś jeszcze piękniejszy.

– Niby ci się urosło, ale dalej mówisz jak ten głupi szczeniak, którego znalazłem.

– O! Za to też ci nigdy nie podziękowałem.

– Za co?

– Dziękuję, że mnie znalazłeś.

Kojiro ujął kosmyk długich, różowych włosów i złożył na nich krótki pocałunek. Powoli uniósł spojrzenie i ciepłe, ciemne oczy napotkały te jaśniejsze. Cherry nie wiedział co powiedzieć. Żadne słowo mu nie pasowało i też nie chciał niszczyć tej atmosfery, która była między nimi. Nie pojmował tego co się działo. Tak samo jak ostatnich lat w trakcie, których jego zachowanie uległo zmianie. Wszystkiemu winny był ten chłopak, który teraz z niewinnym uśmiechem patrzył się na niego i czekał – lecz wampir nie wiedział na co. Zawiał silniejszy wiatr, poruszył koronami drzewa, a oni stali we dwójkę tak jak wtedy, gdy napotkał tego płaczącego szczeniaka i nie zabił go, choć taką miał naturę.

– Wracajmy już – powiedział cicho wręcz nie jak on.

– Dobrze – przytaknął Kojiro tak jakby lepiej wiedział co się działo w głowie wampira, niż on sam – Będę mógł dzisiaj z tobą spać?

– Już nie jesteś małym dzieckiem.

– No proszę – Cherry zerknął na maślane oczy, które robił w jego stronę wilkołak.

– Ale umyj się, bo śmierdzisz.

– Okrutny – jęknął Kojiro – ale i tak cię lubię.

– Tak bardzo boisz się, że cię wyrzucę?

– To też – zaśmiał się wilkołak i ruszyli dalej w drogę powrotną do posiadłości.

...

No to jeszcze jedna część o tej dwójce nas czeka 😉 Mam nadzieję, że będziecie jej wyczekiwać 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro