Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Joe z głębokim smutkiem przymknął drzwi. Zajrzał dosłownie na moment do pokoju Langi, aby sprawdzić jak się czuł Reki. Chłopak przebywał u nich od dwóch dni i za każdym razem, kiedy wilkołak go widział ten marniał w oczach. Oczywiście na twarzy utrzymywał swój promienny uśmiech, ale nikogo nie mógł nim oszukać. Tym bardziej, że był Panną Wyklętych. Każda nadnaturalna istota wyczuwała ten ból i smutek. Żadne z nich nie potrafiło się radować z życia, ponieważ ta najważniejsza osoba była przepełniona nieskończonym żalem oraz wyrzutami sumienia. Joe potrafił to zrozumieć ze względu na nieco lepiej rozwiniętą empatię, niż wampiry. Langa oraz Cherry podchodzili do tego chłodno, logicznie, jednak on posiadający geny wilków - rozumiał czym było przywiązanie do rodziny, stada.

- Zamartwianie się nic ci nie da - usłyszał za sobą głos wampira. Spojrzał na jego spokojne, niczym niewzburzone spojrzenie. Czasami zazdrościł mu tego, choć z drugiej strony zdawał sobie sprawę jak wielkie było to przekleństwo.

- Wiem, ale nie potrafię tak po prostu wyłączyć myślenia - powiedział opierając się o ścianę.

Pod przymkniętymi powiekami znowu ujrzał twarz zapłakanego Rekiego, którego podtrzymywały silne dłonie Langi. Dalej pełen bólu, ale uśmiechnięty poinformował ich o złym przebiegu rozmowy. Joe widząc w tamtym momencie, że Cherry miał ochotę już to skomentować na swój sposób. Postanowił więc szybko zabrać parę i co najważniejsze nakarmić nastolatka. Wiedział, że wampir poinformowałby całe otoczenie, iż był pewien takiego zakończenia. Nie było to potrzebne w tej sytuacji. Joe zdawał sobie sprawę, że tym zachowaniem jego partner chciałby w pewien sposób pomóc, ale roztrzęsiony nastolatek nie pojąłby tego.

- Nie ma o czym myśleć. To było do przewidzenia. Ludzie nie potrafią nic innego, niż bać się nieznanego.

- Reki uwierzył.

- Ale na początku zachował się w dokładnie taki sam sposób. Dodatkowo on jest Panną Wyklętych. Nie jest zwykłym śmiertelnikiem. Istnieje po to, żeby utrzymywać równowagę.

- Nie mów o nim jakby był tylko pozycją, którą zajmuje w świecie - warknął, ale po chwili złagodniał zdając sobie sprawę, że ostatnim czego pragnął to konflikt z partnerem - Nie dziw się dzieciakowi, że nie chciał oszukiwać osób, które kocha. Nikt tego nie lubi bez względu na to kim jest.

- Czasami sekrety są potrzebne.

- O! Czyli mam rozumieć, że ty również masz jakieś przede mną?

- To coś zupełnie innego.

- Nie, to dokładnie to samo - westchnął wiedząc, że ciężko było uświadomić wampira, że czasami mógł się mylić - Najważniejsze teraz to zapewnić mu jak największy komfort.

- Langa o to zadba - wzruszył ramionami i spojrzał na jeden punkt. Joe podążył za nim spojrzeniem, ale niczego ciekawego tam nie zobaczył - Oraz pewien śmierdzący szczur.

- Wypraszam sobie. Jestem szlachetnym kitsune.

Joe z zaskoczeniem dostrzegł materializującą się przed nimi postać. Nawet jego wilczy węch nie wyłapał nowego osobnika dodatkowo nie skojarzonego z tym domostwem. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło chyba, że w grę wchodziły jakieś łowieckie sztuczki. Nie wyczuwał jednak nawet drobnych zmian w aurze nieznajomego. Lisi duch, na którego ustach igrał kuglarski uśmiech był potężny, ale dalej nie na tyle, aby oszukać jednego z pradawnych.

- Podły kłamca jak cały twój gatunek. Jeśli postanawia się odwiedzić czyjeś domostwo to kultura nakazuje przywitać się i nie wchodzić po kryjomu.

- Jestem pewien, że od samego początku wiedziałeś o mojej obecności - zaśmiał się kitsune - Co więc cię skłoniło, aby jednak oszczędzić tego miłego liska?

- Fakt, że jesteś opiekunem Panny Wyklętych - powiedział chłodno wampir - Choć chyba nie wywiązujesz się zbyt dobrze ze swoich obowiązków. Wszystkie istoty cierpią przez to, że Reki został skrzywdzony.

- Tak jak powiedziałeś. Jestem jego opiekunem, nie panem. Taka była decyzja Rekiego. Znał cenę jaką będzie musiał zapłacić za prawdę. Teraz jedyne co można zrobić to czekać, aż będzie lepiej i dawać mu oparcie.

- Ma od tego Langę, więc po co tu jesteś? - spytał Cherry, dalej uważnie lustrując demona.

- Taki jest mój obowiązek - powiedział kitsune, a na ustach wampira pojawił się pełen wyższości uśmiech.

- Żałosna istota. Pozwalam ci tu być, ale jeśli pójdziesz dalej niż ten korytarz lub pokój Langi, zabiję cię.

Joe z zaskoczeniem przyglądał się jak Cherry tak po prostu pozostawia nieznajomego w pobliżu pomieszczenia, gdzie znajdował się jego wychowanek oraz Reki. Wilkołak nie krył zdziwienia, ponieważ zbyt dobrze znał charakter wybranka. W normalnych okolicznościach taka osoba już dawno pozbawiona byłby przynajmniej jednej kończyny, albo możliwości powiedzenia choćby słowa. Z pytaniami powstrzymał się jednak do czasu, aż nie zostali wyłącznie we dwójkę w obszarze należącym wyłącznie do nich. Nikt nie śmiał zakłócać im wspólnych chwil, kiedy znajdowali się właśnie w tym miejscu.

- Dlaczego pozwoliłeś mu zostać? - spytał, powoli zrzucając z siebie kolejne części garderoby. Zawsze gdy byli wyłącznie we dwójkę preferował chodzenie nago. Czuł się wtedy bardziej wyzwolony, a jego napięte mięśnie nie musiały ocierać się o materiał i tak za małej jak wszystkie koszuli. 

- To jest opiekun. Jeśli my się wszyscy jeszcze jakoś trzymamy to dzięki temu, że jest on w pobliżu. W pewien sposób jest mocniej połączony z Rekim i choć chłopak o tym nie wie to pomaga mu kontrolować moce. Raczej zbyt długo nie uda mu się utrzymywać tego w harmonii. Jest zbyt słaby.

- Co?! Jak możesz o kimś takim mówić, że jest zbyt słaby? Ledwo go wyczułem.

- Dalej to nie oznacza tego, że jest silny - z lekko ironicznym uśmiechem Cherry zaczął kierować się w jego stronę. Ułożył zaborczo dłoń na podbródku wilkołaka i zmusił go do uniesienia nieco wyżej głowy, przez co czułe miejsce jakim był kark wilka zostało całkowicie odsłonięte - To ty mój drogi jesteś zbyt słaby, ale bez obaw, obronie cię.

- Dlaczego mi się wydaje, że w tym momencie jesteś moim największym zagrożeniem? - zaśmiał się nerwowo Joe czując dyskomfort z powodu pozycji w jakiej się znaleźli. Kochał Kaoru, ale czasami jego chęć dominacji była równie przerażająca co podniecająca.

- Bo to prawda - mruknął całując delikatnie zagłębienie szyi partnera - Ale nie masz się czego bać. Jesteś mój.

...

Joe ciężko westchnął otwierając drzwi swojego lokalu. Noc spędził zbyt aktywnie i nawet on chętnie zrehabilitowałby siły. Nie miał jednak takiej możliwości będąc jedynym pracownikiem restauracji. Czasami zastanawiał się czy by kogoś nie zatrudnić, ale wtedy nie mógłby czerpać tak wielkiej satysfakcji jak do tej pory. W kuchni nie chodziło wyłącznie o gotowanie, ale również czynny udział w życiu lokalu. Rozmowy z klientami, układanie dekoracji, czy też dobór muzyki. To wszystko było niezwykle istotne, aby zwykły lunch zamienił się w niesamowite doznania.

Cieszyło go, że choć lata mijały to w nim było niezmienne. Niekiedy obawiał się, że dojdzie do takiego momentu w swoim długim życiu, iż nic nie będzie sprawiać mu radości. Początkowe pasje staną się nudne i zostanie zmuszony poszukiwać innych. Tak jednak się nie stało. Podobnie jak miłość do wampira, pasja do gotowania zdawała mu się wieczna. Niekiedy żartował sobie, że kiedy umrze to właśnie nastąpi to wśród garków i składników, ale Cherry'ego nie bawił ten temat. Wilkołak w pewien sposób potrafił to zrozumieć. Nawet jeśli on odejdzie to wampir dalej będzie trwać, ale zanim dojdzie do takiego wieku to minie jeszcze parę wieków. Aktualnie na ludzkie miał dalej poniżej trzydziestki, a na wilkołacze to już dawno się pogubił.

- Dzień...dobry - już dodał z mniejszym entuzjazmem, kiedy zobaczył kto przekroczył próg jego lokalu.

Nie spodziewał się, że mama Rekiego będzie jego pierwszym klientem. Zdawał sobie sprawę, że nie przyszła tutaj na obiad, ale i tak nie mógł wyjść z zaskoczenia. Sądził, iż nie odważy się zbliżyć do tego miejsca w jakiś sposób podejrzewając go również o bycie istotą nadprzyrodzoną. Najwidoczniej jednak troska o dziecko wygrała z lękiem, więc wilkołak przybrał na twarz jak najdelikatniejszy uśmiech, aby kobieta nie obawiała się co do jego intencji. 

- Przepraszam, że nachodzę - powiedziała cicho unikając kontaktu wzrokowego - Ale nie mam jak inaczej skontaktować się z Rekim. Nie wziął telefonu, a też nie znam do niego hasła, żeby zadzwonić do...Langi.

- Mogę do niego zadzwonić - zaproponował.

- Proszę mi dać tylko numer. Chciałabym to zrobić sama - mówiła dalej słabym głosem, a wilkołak zobaczył ciemne ślady będące pod jej oczami. Zrobiło mu się żal kobiety.

- Jasne, proszę usiąść - wskazał na wysokie krzesło stojące przy barze.

- Ale zanim to - w końcu uniosła spojrzenie i spojrzała prosto w oczy mężczyzny - Czym jesteś?

- Piękno kobiety tkwi w jej sercu i głowie - zaśmiał się i błysnął złotymi tęczówkami - Jestem wilkołakiem, dlatego w porównaniu do Langi mogę poruszać się za dnia, ale proszę mi uwierzyć wolę włoskie jedzenie od zwierząt, czy ludzi. 

- Więc to wszystko prawda - ułożyła dłoń na ustach i powoli na drżących nogach podeszła do baru - Naprawdę mnie nie zabijesz?

- Gdybym próbował coś takiego to już dawno nie miałbym głowy - zaśmiał się - Jest pani mamą mojego przyjaciela, to oczywiste, że nie pozwolę, aby chociaż włos z głowy pani spadł. Proszę mi wierzyć, ale nie krzywdzimy ludzi. Na pewno nie tych, których znam. Dam teraz pani mój telefon, ale nie obiecuję, że Langa odbierze. Jeśli się tak nie stanie to wtedy przekażę pani jego numer i spróbuje pani bliżej wieczora.

- Dziękuję.

Joe widział jak bardzo kobiecie drżały dłonie, kiedy odbierała od niego urządzenie. Nie skomentował tego. Po prostu zajął się wycieraniem szklanek, aby mieć jakieś zajęcie w oczekiwaniu, aż kobieta skończy. Tak jak podejrzewał wampir nie odbierał. Reki również zmęczony bezsenną nocą spędzoną na cichym płaczu w koszulę swojego chłopaka. Widząc zawód na twarzy matki nastolatka nie potrafił jej obwiniać za to co się wydarzyło. Rozumiał, że bała się. On sam odczuwał strach, kiedy chodziło o bliskie mu osoby. 

- Możliwe, że mam trochę lepszy pomysł - powiedział widząc z jak wielkim żalem kobieta oddała mu telefon - Wróci pani tutaj trochę przed zamknięciem i razem się udamy do chłopaków. Jestem pewien, że cokolwiek chce pani im przekazać, nie jest odpowiednie na telefon. No chyba, że jednak ma pani zbyt duże obawy mi zaufać.

- Czym jest strach przed istotami z baśni, kiedy skrzywdziłam własne dziecko? - spytała z gorzkim uśmiechem, a po jej policzkach spłynęły łzy - Kiedy zostawił mnie mąż z czwórką dzieci myślałam, że to już koniec. Nie poradzę sobie, ale Reki był zawsze przy mnie. Pomagał mi przy dziewczynkach, a kiedy tylko zyskał odpowiedni wiek to zaczął pracę dorywczą...Kiedy się dowiedziałam, że się zakochał to naprawdę byłam przeszczęśliwa. Ja wiem jak wiele od niego wymagałam niewiele dając od siebie. Miłość mu się należała jak nikomu innemu. Boje się. Dalej ciężko mi to pojąć, ale czy istnieje cokolwiek wartego, aby matka poświęciła swoje dziecko?

- Proszę nie płakać - powiedział chcąc przytulić kobietę, ale zdawał sobie sprawę, że to nie byłoby odpowiednie - Reki jest mądrym dzieciakiem i tęskni za panią. Jak się tylko spotkacie to nawet nie będziecie potrzebować słów. A co do pani strachu. Kto by się nie bał? Ja jako dziecko byłem straszony groźnymi ludźmi, którzy mogą mnie zabić, obedrzeć ze skóry i uczynić trofeum. Jak ja się bałem jak po raz pierwszy spotkałem człowieka. Myślałem, że się popłaczę. Gdyby nie było przy mnie Cherry'ego to chyba bym umarł ze strach. No ale wtedy byłem młodym szczeniakiem.

- Cherry?

- To mój partner i tak jakby opiekun Langi. Wziął go pod swoje skrzydła jak jego stwórca popełnił samobójstwo.

- Wampir popełniający samobójstwo? Dlaczego? - spytała kobieta nie umiejąc powstrzymać ciekawości przez co niezwykle przypominała Rekiego. Joe uśmiechnął się.

- Pokochał łowcę ze wzajemnością, ale nie umiał sobie wyobrazić życia bez niego, więc postanowił go przemienić. Ten nienawidząc tego co mu zrobiono zabił się. Tracąc miłość stracił sens istnienia. Oszalał i jedyną ulgę znalazł w zakończeniu wiecznego życia, które mu podarowano.

- Czy Reki...czy on...

- Nie będzie wampirem - powiedział widząc ulgę na twarzy kobiety - To trochę inna historia, ale pozostanie człowiekiem. 

- Nie chce być już zawsze z Langą?

- Lubi pani go?

- Lubię sposób w jaki patrzy się na mojego syna i to jak delikatny jest kiedy bawi się z dziewczynkami - uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienia ich wspólnych dni - Reki zawsze był bardzo towarzyski, ale w sposób, który nie pozwalał mu znaleźć kogoś bliskiego. Martwiło mnie to, ale pojawił się Langa i poczułam się bezpiecznie. Pomyślałam, że nawet jeśli coś mi się stanie to będzie ktoś po jego stronie.

- Jest pani niezwykła - powiedział po chwili - Nawet szybko pani postanowiła zmienić zdanie i to jak pani potrafi mówić o Landze.

- Nie będę żyła wiecznie - zaśmiała się - Tak naprawdę nawet jutro mnie już może nie być. Mam umrzeć w żalu za stratą dziecka?

- Niektórzy by tak uczynili.

- To niech się nie nazywają rodzicami. Wrócę tu, więc proszę mnie zabrać do moich chłopców. Muszę ich przeprosić.

- Nie - pokręcił głową - Niech ich pani po prostu przytuli. To dalej dzieciaki. Nawet jeśli Langa ma te swoje wieki to nawet jak na wampira jest zbyt wyobcowany. Potrzebuje ciepła i rodziny. To będzie dla niego niezwykle ważne i proszę mi zaufać. Mam podobny egzemplarz na karku, ale trochę starszy.

Joe pożegnał się z kobietą i choć był zajęty pracą to nie mógł się doczekać jej powrotu. Najchętniej już w tym momencie zabrałby ją do chłopaków, aby wszystko skończyło się tak jak powinno od początku. Już nie mógł się doczekać miny jaką zrobi Cherry, kiedy się dowie, że jednak ludzie nie byli tacy źli za jakich ich uważał. Godziny mijały wolno, klientów było zbyt dużo co normalnie by go cieszyło, ale nie tym razem. W końcu kiedy udało mu się wszystkich pożegnać, posprzątać - kobieta już na niego czekała. Jego podekscytowanie jedynie wzrosło, choć nie chciał po sobie nic pokazać. Nienawidził konfliktów, a takiej niespodzianki był pewien, że nikt się nie spodziewał.

- Nie powiedziałem im, że się pojawimy - powiedział uśmiechnięty do kobiety idącej obok niego.

- Czy to nie jest niegrzeczne z mojej strony tak przychodzić bez zapowiedzi?

- Spokojnie. Najważniejsza osobistość wie. Kazałem mu zaprowadzić chłopaków przed dom.

- Bardzo lubi pan tego typu niespodzianki - zaśmiała się lekko, ale dalej widać było, że była niezwykle spięta.

- Tylko jak są dobre.

Joe czuł jak ekscytacja wzrasta z każdym krokiem. Ze swoim wilczym wzrokiem mógł zobaczyć czekające na nich sylwetki Rekiego, Langi, Cherry'ego, a nawet Miyi. Kobieta dalej była nieświadoma oczekujących na nią mężczyzn. Im bliżej jednak byli tym bardziej zwalniała kroku. Wilkołak na początku nie wiedział czy to co chciał zrobić było właściwe, ale zaryzykował. Ujął jej drobną dłoń. Na początku wystraszyła się, ale widząc jego uśmiech odpowiedziała na gest i w taki sposób doszli do grupki. Joe puścił oczko lekko zdenerwowanemu wampirowi, który tylko fuknął na jego zachowanie. Wilkołak liczył jednak na to, że tym razem zostanie mu wybaczone.

- Mamo - powiedział nastolatek, a kobieta bez słowa po prostu rzuciła się w jego ramiona.

- Przepraszam - powiedziała głośno płacząc, a po chwili chłopak dołączył do niej.

- Czy ludzie muszą być tak głośni? - mruknął najmłodszy z wampirów.

- A ty co w ogóle tu robisz? - spytał Joe stając obok nich, aby Langa, Reki i jego mama mieli trochę przestrzeni dla siebie.

- Nie mogłem wytrzymać jego smutku - mruknął zawstydzony.

- Na ciebie też zadziała...

- W nosie mam czy jest tam jakąś Panną, czy nie. Reki to Reki. Czyli wiecznie uśmiechnięty głupek i jak jest smutny to coś nie tak. Nie nadpisuj sobie nic.

- Dobrze już dobrze - zaśmiał się.

Przyglądali się jak kobieta przestała przytulać nastolatka i przeniosła swoją matczyną miłość na Langę. Na twarzy wampira dosłownie na sekundę pojawiło się zaskoczenie, ale po chwili pozostał wyłącznie delikatny uśmiech. Wszystkich otuliło dziwne ciepło i każdy pojął, że ten który utrzymywał równowagę w ich świecie znowu był szczęśliwy.

- Wybaczycie mi? - spytała kobieta.

- Nie ma czego, mamo - uśmiechnął się promiennie Reki - Wiesz, że cię kocham. Najmocniej na świecie.

- A mnie? - wtrącił Langa, w ogóle nie wyczuwając chwili.

- Ciebie też - zaśmiał się, a Joe pokręcił tylko głową.

- Wampiry zawsze będą nieogarnięte.

- Coś mówiłeś? - warknął w jego stronę Cherry.

- Nic kochanie. Przesłyszałeś się - zaśmiał się nerwowo - To może wejdziemy do środka!

- Co ty na to, mamo? - spytał niepewnie chłopak - Poznasz ich lepiej. Masz świetne wyczucie co do ludzi, więc pewnie na nich też będzie to działać.

- Jest późno - mruknęła niepewnie.

- Dla nas droga pani to dzień - powiedział Cherry podchodząc eleganckim krokiem do kobiety - Proszę przyjąć zaproszenie do mojej posiadłości. Posiadam odpowiednie produkty, aby przyjąć śmiertelnika.

- To...dobrze - powiedziała lekko onieśmielona kobieta chłodem i jednocześnie pięknem mężczyzny.

Wszyscy weszli do budynku i rozsiedli się w salonie. Na początku rozmowy niezbyt się kleiły, ale gdy w pomieszczeniu były tak słoneczne osoby jak Reki oraz jego mama to nie mogło trwać zbyt długo. Choć nastolatek dalej skrywał prawdę o swojej funkcji jaką pełnił w świecie to niezrażony opowiadał co wiedział o istotach nadprzyrodzonych - jakby był ich wieloletnim znawcą. Tylko co jakiś czas Miya podcinał mu skrzydła co wypadało komicznie i przy podobnych żartach nadszedł koniec spotkania. Reki pożegnał się wracając z mamą do domu oraz szkoły, którą przez ostatnie kilka dni opuścił. Joe z radością zmywał naczynia po spotkaniu nucąc pod nosem przypadkową melodię.

- I z czego się tak cieszysz? - spytał Cherry wchodząc do kuchni.

- Że jednak wszystko dobrze się skończyło - powiedział zakręcając kran - Ludzie jednak nie są wszyscy tacy źli.

- Jedna jaskółka wiosny nie czyni.

- Jak zwykle pesymista - westchnął Joe - Myślisz, że kiedyś jej powie o Pannie Wyklętych?

- Zbyt długo nie wytrzyma trzymać buzi na kłódkę. Gorzej jeśli ta informacja wpadnie w niepowołane ręce - powiedział wampir wyglądając przez okno - Łowcy znają legendę, ale nie wiedzą czy jest prawdą. Jeśli ta informacja wpadnie w niepowołane ręce może dojść do końca świata, który znamy.

- Ale tak się nie stanie, bo ma nas - podszedł do wampira i przytulił go do siebie. W momentach takiej zadumy Cherry wydawał mu się zawsze niezwykle kruchy oraz w pewien sposób samotny - Ochronimy Rekiego i nie dlatego, że jest cenny dla świata. Jest naszym przyjacielem. Jest członkiem naszego stada.

- Sentymentalny goryl - mruknął pod nosem wampir wtulając się mocniej w większe ciało.

- Nie przeczę mój drogi, nie przeczę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro