Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa tygodnie minęły, od kiedy po raz pierwszy porozmawiał z Rekim i niemal każdy wieczór spędzali razem. Towarzystwo tego uroczego śmiertelnika było tym czego potrzebował przez te wszystkie wieki. Zapomniane uczucia powracały za każdym razem, kiedy ten uśmiechał się w stronę wampira, dzielił się z nim wiedzą, wspomnieniami, marzeniami, uczył nowych rzeczy cierpliwie tłumacząc niektóre techniki po dwa razy. Langa zapominał o dzielących ich różnicach i w pełni oddawał się podziwianiu istoty, która w krótkim okresie czasu zawładnęła jego zmysłami, myślami. Nawet głód stał się odległym wspomnieniem. Odkąd wampir poznał Rekiego nie mógł się przemóc, aby napić się krwi innego człowieka.

Zatopienie kłów w skórze śmiertelnika wiązało się ze stworzeniem więzi między ofiarą a panem. Posiadając tą świadomość Langa zawsze wybierał osoby, które nie były warte życia. Połączenie można było zakończyć wyłącznie śmiercią jednej ze stron. Kosztowanie krwi niegodnych i ich zabijanie przychodziło mu niezwykle łatwo, bo wiązała się z tym świadomość braku balastu w postaci podążającej wszędzie za nim ofiary. Jedyną osobą, w którą chciałby się teraz wgryźć był ten niewinny chłopak. Sam zapach jego miękkiej skóry powodował u niego zawroty głowy, ale nie chciał jeszcze uczynić Rekiego swoim. Pragnął go w sposób szczery jak uśmiech, którym zawsze go obdarzał. Sztuczna więź nie była tym czego pożądał. Nawet świadomość jej płytkiego istnienia raniłaby jego świadomość.

Dlatego więc Langa musiał znosić te dni bez posiłków. Nie było to łatwe posiadając przy sobie tak cudownie pachnącą ofiarę, ale czasami im dłużej się na coś czekało, tym lepiej było zasmakować takiego owocu. Poza tym wampir nie miałby serca pozbawiać sił kogoś tak słabego jak Reki. Wiele razy prosił chłopaka, aby ten odpoczął jednak upór był jego niezmierzony. Zastanawiało to wampira skąd to się brało. W końcu, pomimo tego że brakowałoby mu chłopaka to jednak nie znaczyłoby, że po paru nocach zapomniałby o ich powoli kiełkującej przyjaźni. W Rekim mieszkała jednak jakaś obawa, strach, którego nie potrafił pojąć.

Nastolatek z tego względu wydawał się dla niego enigmą. Był cudowny, opiekuńczy, zabawny oraz niezwykle ciekawy, a jednak kiedy się o tym wspominało ignorował te komplementy i mówił o zupełnie innych osobach, które posiadały te cechy bardziej rozwinięte. Choć wyraźnie było widać zmęczenie i Langa wielokrotnie prosił go o odpoczynek to chłopak opowiadał o rzeczach, które musiał zrobić jakby nie było innych osób. Mówił o siostrach, mamie, sklepie, szkole. To były jego ulubione tematy. Zawsze stawiał innych jako głównych bohaterów opowieści, a siebie jako postać wspierającą.

Nie podobało się to wampirowi. Nie pojmował tej chęci pomocy oraz bycia dla innych. Niszczyło to Rekiego. Czuł tą słabość, zmęczenie, pragnienie odpoczynku oraz strach. To ostatnie było najintensywniejsze. Chciałby mu to odebrać. Zamienić z zupełnie innymi uczuciami, ale jednak nie potrafił. Nie wiedział jak powinno się opiekować kimś tak kruchym. Nigdy nie posiadał też nikogo kto by na tyle go zainteresował, aby przejmował się jego dobrem. Tak naprawdę odkąd opuścił go stwórca to był niemal zawsze sam. Ogarniał go chłód nieporównywalny z niczym innym. Wiele długich dekad błąkania się po świecie, aby w końcu znaleźć cel swej wieczności i stanąć w miejscu, bo nienauczony troski nie wiedział w jaki sposób powinien ją okazać.

- Nie spotykasz się dzisiaj z Rekim? – do niewielkiego mieszkania, które postanowił jakiś czas temu wynająć przez okno wkradł się Miya z tym swoim pełnym zadowolenia i lekko wrednym uśmiechem. Młodszy wampir podszedł i stanął przed nim, a z jego głowy opadł kaptur przyozdobiony kocimi uszami. Koty były jedyną słabością chłopaka i za każdym razem jak jakiegoś widział to nie mógł przejść obojętnie.

- Nie.

- Chyba nie był zbytnio zadowolony z twojej decyzji – zaśmiał się siadając na podłokietniku fotela, który zajmował Langa – Widziałem przez okno jego sypialni jak niezadowolony czyścił swoją deskę. Miał policzki jak chomik napompowane. Nie wiem czy bardziej był niezadowolony brakiem spotkania z tobą, czy niemożnością jazdy.

- Nieważne. Potrzebuje odpoczynku.

- Jaki troskliwy...ale w sumie dobrze zrobiłeś. On nie widzi tych cieni pod oczami? Wiem, że jest głupi, ale ślepy to się nie spodziewałem – mruknął niemal do siebie chłopak, ale wampiry miały niesamowicie wyczulony słuch przez co Langa bez problemu usłyszał jego słowa.

- Też się martwisz.

- Wcale nie! Po prostu nie lubię jak ludzie się głupio zachowują. Mają tak krótkie te życia, a marnują je w taki sposób. Później jak już maja umrzeć to ogarniają jak wiele złych decyzji podjęli.

- Lepiej podejmować nawet złe decyzje, niż pozostawać w zawieszeniu.

- No niby tak – westchnął – W ogóle to jak coś to ja nie przyszedłem tutaj z własnej woli. Cherry się upomina żebyś w końcu go odwiedził. Ty wiesz, że on i tak zbyt długo był dla ciebie miły. Powinieneś już na samym początku odwiedzić pierwotnego rządzącego tym terenem.

- Nie miałem czasu.

- No, bo całe noce stalkowałeś Rekiego. Myślisz, że byłby szczęśliwy jakby się o tym dowiedział?

- Nie robię nic złego.

- Dla ludzi byłoby to creepy, ale dość pogaduszek, bo jeszcze mi się oberwie przez ciebie. Wstawaj, bo Cherry bywa miły tylko do czasu.

Langa świadomie unikał konfrontacji z wampirem. Był jednym z pierwszych podobnie jak Adam. Spotykając się z nim znowu czuł się jakby był bliżej swojego stwórcy, którego chciał się pozbyć z pamięci. Już dawno temu pogodził się z bycia wampirem, ale to nie oznaczało, że początki były proste. Zmiany dla nikogo nie były łatwe. Tym bardziej, kiedy traciło się życie w świetle słonecznym na rzecz trwania wieczności w mroku. Teraz nie żałował tego. W końcu pozwoliło mu to spotkać Rekiego, jednak nie mógł wyrzucić z pamięci tych wszystkich chwil, kiedy nuda oraz samotność doskwierały bardziej, niż tęsknota za promieniami słońca.

Siedziba Cherry'ego mieściła się w tradycyjnym domu japońskim. To nie był pierwszy raz, kiedy Langa był w takim miejscu, ale jak zawsze był pełen pozytywnego wrażenia. Kochał tą egzotykę, której nie mógł zaznać w rodzinnych stronach. Posiadłość posiadała wielu służących, którzy byli jednocześnie ofiarami pradawnego. Idąc przez długie korytarze razem z Miyą przyglądał się pięknym kaligrafiom zdobiącym ściany. Każda przedstawiała inny znak. Langa nie był biegły w kanji dlatego były one wyłącznie dla niego pięknymi symbolami stworzonymi przez właściciele domostwa.

Kiedy weszli do przestronnego pokoju gospodarz już na nich czekał siedząc na wygodnych poduszkach. Ubrany w kimono koloru jego włosów przypominał eteryczną istotę i niewielu uwierzyłoby, że kiedyś te różowe kosmyki niemal co noc były zbroczone krwią. Cherry zyskał swoją sławę jako najokrutniejszy z pierwotnych. Zabijał dla przyjemności wszystkie istoty, które stawały na jego drodze i niewielu miało odwagę mu się przeciwstawić. Razem z Adamem wiele wieków temu stanowili najgorszą kombinację sprawiającą, że niemal nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. Wszystko się zmieniło i zasługa leżała po stronie siedzącego przy jego boku i delikatnie uśmiechniętego mężczyzny.

Niemal każdy znał tą historię jako legendę, ale Langa wiedział, że było to prawdą. Wydarzyło się to ponad wiek temu i akurat był wtedy w Japonii. Nie był bezpośrednim świadkiem, ale kilkanaście lat później Miya wyjawił mu prawdę, że zasłyszana historia była jak najbardziej prawdziwa. Zaczęła się ona nieznanego dnia, o nieznanej godzinie, kiedy to Cherry poszukiwał kolejnych ofiar do zabawy, a odnalazł zlęknione, wilcze szczenię. Nie miał oporów przed zabijaniem dzieci szczególnie zainfekowanym wirusem wilkołactwa, ale szczenię, które miał zabić nie było normalne. Patrzyło na niego bez lęku, choć ten niemal już przebił jego pierś. Drobna dłoń wysunięta w stronę wampira bez lęku chwyciła jego długie pasma włosów. Słowa niewinnie wypowiedziane przez dziecko zatrzymały chęć mordu i uchroniły przed końcem

Dziękuję, że ostatni raz dane mi było ujrzeć kwiaty wiśni.

Langa do tej pory nie pojmował co w tych słowach było tak magicznego, że powstrzymało bezwzględnego wampira. Nikt tak naprawdę do końca nie pojmował tej przemiany, ale najwidoczniej to był sekret tej dwójki, która połączyła swoje przeznaczenia bez znaczenia, że dzieliły ich różnice rasowe. Przekroczyli te granice żyjąc szczęśliwie w ciszy i spokoju, a ktokolwiek chciał przerwać ich utopię musiał się mierzyć z nieokiełznanym charakterem wampira oraz niezwykłą siłą wilkołaka.

- Więc w końcu postanowiłeś mnie odwiedzić. Jesteś równie bezczelny co twój stwórca – przywitał go Cherry.

- Yo Langa – pomachał do niego dłonią uśmiechnięty Joe. Jego usta nie zmieniły ułożenia nawet po tym jak jego partner z niezadowoleniem spojrzał w jego stronę.

- Witam – kiwnął głową i usiadł na poduszkach przygotowanych dla niego oraz Miyi – Nie miałem czasu.

- A może zdradzisz nam co było ważniejsze niż prośba o ochronę właściciela terenów, na których postanowiłeś pozostać? – spytał różowowłosy mężczyzna otwierając wachlarz przyozdobiony w przepiękne żurawie wzbijające się do lotu.

- Nieważne – mruknął patrząc prosto w oczy starszego wampira.

- Bezczelny jak zawsze – uśmiechnął się delikatnie – Ale szanuję cię za tą szczerość, dlatego tym razem ci wybaczę ten brak taktu. Cieszę się, że znowu możemy się spotkać mój drogi. Lat wiele minęło od naszego ostatniego spotkania.

- Tak – ponownie kiwnął głową nie lubiąc tej przytłaczającej aury jaka biła od starszego. Tak jak wszędzie, wampiry miały swoją hierarchię. Langa jako ktoś przemieniony przez pierwotnego mógł być określany jako szlachcic, natomiast siedzący przed nim mężczyzna figurował jako król lub cesarz patrząc na to, że jego tereny obejmowały kraj wschodzącego słońca.

- Wygadany jak zawsze, ale to miła odmiana być słuchanym – spojrzał na swojego partnera – Wiesz jak długo tutaj pozostaniesz?

- Nie.

- A jakie sprawunki cię tu przygnały?

- Nic konkretnego.

- Brzmisz jakbyś coś przede mną ukrywał – powiedział Cherry z głośnym trzaskiem zamykając swój wachlarz – Kiedy ostatni raz jadłeś? Czerwień przebija się przez szmaragd twoich oczu i to pierwszy raz, kiedy widzę coś takiego u ciebie. Mam nadzieję, że nie dopadła cię choroba. Jesteś jeszcze młody.

- Nie cierpię na nudę – uśmiechnął się delikatnie na wspomnienie nocy, kiedy mógł jeździć na desce razem z Rekim.

- Czy ma to coś wspólnego z tym dzieckiem, z którym spędzasz ostatnie wieczory?

Landze nie spodobał się ton głosu wampira. Spojrzał na niego nieufnie, bo nie wiedział co mógł znaczyć. Zdawał sobie sprawę, że nie można było przed nimi nic ukryć, ale jednak miał jakąś naiwną wiarę, że jego kontakt z Rekim nie stanie się interesującym tematem dla pierwotnego. Nigdy nie można było być do końca pewnym jakie ktoś będzie miał zamiary. Pomimo tego, że Cherry posiadał za partnera wilkołaka to nie znaczyło, że w pełni akceptował inne rasy. Tak naprawdę Joe był wyjątkiem, który już nigdy później się nie powtórzył. Ludzie dla wampira byli wyłącznie pożywieniem oraz zagrożeniem mogącym zniszczyć spokojne życie wielu z ich gatunku. W końcu śmiertelnicy potrafili stać się niezwykle okrutni jeśli dowiadywali się, że istniało coś ponad nimi.

- Czy to jest istotne?

- Wszystko jest istotne co wiąże się z kontaktami z ludźmi. To jest nasze pożywienie, czasem zabawki, ale wydaje mi się, że u ciebie postrzeganie tego chłopca jest w zupełnie innej kategorii. Jakie masz względem niego plany?

- Chcę się z nim zaprzyjaźnić.

- Niezwykłe wyznanie z twojej strony – zaśmiał się mężczyzna z kpiną – Podobne kiedyś powiedział do mnie twój stwórca, tylko on się nie silił na tak słabe kłamstwa. Wiesz co odpowiedział, kiedy spytałem go o tamtego łowcę?

- Nie.

- Chcę się z nim kochać i naznaczyć moim – odpowiedział z chłodem – Skończyło się to jego klęską.

- Reki nie stanowi zagrożenie – powiedział Langa patrząc prosto w złote tęczówki – Jest dobry i na pewno nie zrobi mi, ani nikomu od nas krzywdy. Nie potrafiłby.

- On może nie, ale jeśli dowie się o twojej prawdziwej tożsamości znowu na naszych karkach będą łowcy. Nie lubię wchodzić w kontakty z tymi robakami.

- Reki nie zdradzi.

- Więc dlaczego od razu nie wyjawiłeś mu swojej prawdziwej tożsamości? – starszy wampir wstał i bardzo powoli zaczął iść w kierunku Langi. Spojrzał na niego z góry, a jego złote oczy zalała czerwień – Boisz się, że się przestraszy, że nazwie cię potworem. Boisz się też, że sam utwierdzisz go w tym przekonaniu. Dlatego skorzystaj przynajmniej z jednej mojej rady i skorzystaj z moich sług. Możesz nawet jednego z nich zabić. Na miejsce danej osoby bardzo szybko pojawi się kolejna.

- Nie chcę nikogo innego niż Reki – powiedział z wyzwaniem za co oberwał złożonym wachlarzem w głowę.

- Głupi jak stwórca. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Szkoda że zawsze chcecie tych owoców, które są dla was zakazane – westchnął kręcąc głową – Skończymy już ten temat. Nie będę bezpośrednio ingerował w twoją relację z tamtym chłopakiem. Chyba, że zauważę z jego strony jakieś niebezpieczne ruchy. Dzisiaj już miło spędźmy ten wieczór. Dawno się nie widzieliśmy i na pewno mamy sobie wiele do opowiedzenia.

- Dziękuję.

...

Joe przyglądał się w milczeniu swojemu partnerowi, który wrócił do ich wspólnej sypialni po odprowadzeniu gości. Widział, że coś gnębiło wampira i miał pewne podejrzenia co mogło być tym czymś. Cherry choć nie mógł się pochwalić dobrą sławą w przeszłości to jednak z wiekiem trochę z potulniał. Wilkołak zdawał sobie sprawę, że w dużej mierze to jego wpływ działał tak na wampira, ale zawsze milczał w tej kwestii. Nie musiał się chwalić takimi zasługami, bo tak naprawdę jedyne co miało dla niego jakąkolwiek wartość kończyło się na postaci jego partnera, który właśnie usiadł przy pięknie rzeźbionej w drewnie toaletce. Pomimo tego, że nie było możliwości, aby jego odbijecie ukazało się w lustrze to jednak posiadał takowe w pokoju.

- Langa wydawał się niezwykle szczęśliwy dzisiaj – powiedział wilkołak przeciągając się na posłaniu, które dzielił z wampirem. Jego mięśnie przyjemnie rozciągnęły się. Nie lubił być ograniczony ubraniami, dlatego jak byli wyłącznie we dwójkę to nie zmuszał się do ich zakładania. Inaczej było z Cherry'm który posiadał na sobie wiele warstw materiału podkreślającego jego drobną sylwetkę. To było zabawne jak wygląd nie pasował do potęgi jaką w sobie posiadał.

- Znalazł sposób na nudę. To jedyne o czym marzy każdy wampir. Nic nas dobrego nie czeka, kiedy zapadniemy na tą chorobę – mruknął lekko zamyślony.

- Ale tobie nie pasuje, że jest tym sposobem ludzkie dziecko. Dlaczego?

- Nie lubię ludzi.

- Ty nikogo nie lubisz – zaśmiał się Joe.

- Zamknij się.

- Ajć chyba uderzyłem w czyjś słaby punkt – uniknął z wprawą lecącego w jego stronę wachlarza, który było nieodzownym dodatkiem do stroju jego partnera – No, ale nie próbuj mnie może przynajmniej raz zabić.

- Gdyby zabicie ciebie miało jakikolwiek sens to już dawno bym to zrobił.

- No co poradzić, że mam ten magnetyzm, któremu nie da się powiedzieć nie – puścił mu oczko.

- Zabicie cię po prostu byłoby zbyt proste.

- Jestem równie silny co ty.

- Chyba sobie ze mnie kpisz szczeniaku – warknął Cherry, a w jego oczach zapłonęła czerwień. Joe się jednak nie przestraszył, bo wiedział, że te wszystkie groźby nie miały żadnego pokrycia. Były wyłącznie ich grą wstępną, którą prowadzili od lat. Od momentu, kiedy wilkołak uzyskał w ich świecie pełnoletniość i Kaoru w końcu musiał przestać traktować go jak dziecko. Dalej zdarzało się, że był nadopiekuńczy, ale było to mniej natarczywe, niż w przeszłości jak dopiero zaczynał się uczyć opieki nad kimś innym.

- No, ale szczeniakiem to ja nie jestem przynajmniej od...zawsze miałem problemy z liczeniem.

- Idiota – fuknął wampir.

- Przynajmniej nie zachowuję się jak zazdrosna mamusia o synka, który znalazł sobie partnerkę i może wyniesie się z domu.

- Po moim trupie – warknął wampir, a Joe tylko się roześmiał, bo to był dla niego najbardziej uroczy widok na świecie. Wiedział jak wiele okrucieństwa było w jego partnerze, kiedy chodziło o obcych, ale też zdawał sobie sprawę z całej miłości, którą potrafił obdarzyć przyjaciół – Będę miał dla ciebie zadanie.

- Zaczyna się ciekawie – powiedział wstając i nie krępując się swoją nagością stanął przed wampirem. Mierzyli się spojrzeniami. Jedno było chłodne i niemal wyzbyte emocji. Drugie natomiast błyszczało jakby zamknięte były w nim wszystkie gwiazdy. Byli przeciwnościami, ale dzięki temu idealnie się uzupełniali – Słucham cię, więc uważnie.

- Masz sprawdzić tego całego Rekiego. Mam wiedzieć o nim dosłownie wszystko. Ciężko byłoby to zrobić w nocy, bo ma opiekę Langi oraz spostrzegłem, że również Miya ma do niego słabość.

- Tylko ja mogę go za dnia obserwować – uśmiechnął się wilkołak czując radość, że będzie mógł się na coś przydać swojemu partnerowi. Dodatkowo Cherry był dosyć zaborczą osobą, dlatego nieczęsto spuszczał go ze smyczy samopas. Wiedział, że będzie mógł w pełni wykorzystać te wolne godziny nie tylko na śledzeniu jakiegoś dzieciaka, który pewnie nie był w żaden sposób ciekawy – Nie mam wyboru tylko się zgodzić.

- To chciałem usłyszeć – na ustach wampira pojawił się niewielki, rzadko spotykany uśmiech.

- Ale nie ma nic za darmo – nachylił się wilkołak – Co mi dasz w nagrodę?

- A czego chcesz?

- Odpowiedź jest zawsze ta sama – ujął różowe kosmyki i pocałował je z czułością – Ciebie.

- Głupi szczeniak – mruknął Kaoru – Chodź do mnie.

- Z przyjemnością – wyszeptał i złożył pierwszy pocałunek na ustach ukochanego, który był wyłącznie prologiem do całej ich wspólnej nocy.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro