Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Langa przyglądał się młodemu chłopakowi z uporem wykonującemu jakieś triki na desce. Choć nastolatek wciąż upadał to jednak podnosił się i po raz kolejny próbował. To był pierwszy raz, kiedy widział w kimś tak niezachwianą wolę walki. Minęły wieki odkąd zainteresował go jakiś żywy człowiek. Z ciekawością przyglądał się błyszczącym, bursztynowym oczom, zmarszczonemu w irytacji czołu oraz mocno zaciśniętych ustom. Czerwone włosy co rusz były rozwiewane przez wiatr i tylko granatowa bandana chroniła chłopaka przed niepokornymi kosmykami. Był późny wieczór, więc nikogo poza nimi nie było. Wampir zdawał sobie sprawę, że był niezauważony. Skryty w cieniu mógł bez obaw przyglądać się ciekawemu zjawisku jakim był ten ciężko pracujący chłopak.

- No cholera! – warknął w końcu nastolatek unosząc do góry deskę. Wyglądało to jakby miał nią uderzyć o ziemię, ale w ostatniej chwili się powstrzymał i ułożył ją spokojnie na równym, betonowym podłożu – Raz jeszcze. Ostatni!

Langa uśmiechnął się, ponieważ chłopak powtórzył to już pięciokrotnie tylko w ciągu ostatniej godziny. Wampir oparł się swobodnie o pień drzewa i z przyjemnością przyglądał się kolejnym próbom. Niby nic się ciekawego nie działo dla postronnych, ale dla niego to był najurokliwszy widok jak widział od lat. Zawsze otaczały go kreatury starsze od niego, których oblicza już dawno zastygły jakby były z marmurów. Wampiry w większości cierpiały na chorobę – nudę. Dopadała ich po kilku wiekach chodzenia po tym świecie. Jedni wcześniej na nią zapadali, inni później. Było to nieuchronne patrząc na to jak wiele wieków musieli koegzystować ze światem.

Jedni postanawiali zapadać w wieczny sen, aby nie cierpieć już na ten niedomiar emocji, inni zgadzali się na ten los zamieniając samych siebie w bezuczuciowe figury czerpiące jedyną przyjemność z pozbawiania kolejnych ofiar krwi. Były też takie wampiry jak Langa, które dalej niestrudzenie poszukiwały swojego celu. Chłopak zdecydował się na wieczną tułaczkę, aby znowu odnaleźć jakiś sens, który uchroniłby go od grożącej mu tragedii. Nie potrafił zdać się na los jaki był mu pisany od chwili, kiedy pierwotny wampir określany przez samego siebie Adamem przemienił go, gdy ten był jeszcze nastolatkiem. Choć minęły trzy wieki od tego zdarzenia to Langa dalej odczuwał ten bolesny ból rozrywanej przez ostre kły szyi.

Jego stwórca przez pierwsze półwiecze opiekował się nim. Darzył go czymś na wzór miłości, ale widząc że młody wampir nie odwzajemniał tego uczucia postanowił opuścić go. Langa ostatni raz słyszał o nim dwadzieścia lat temu, kiedy to jeden z pradawnych poinformował go o śmierci Adama. Podobnież tamten zginął od ostrza jakiegoś łowcy wampirów, ale ta informacja była tak nierealna, aż chłopak sam postanowił przeprowadzić śledztwo. Prawda był niedaleka od tego co zasłyszał. Adam został zabity przez łowcę, którego sam przemienił w wampira. Później ten sam mężczyzna popełnił samobójstwo oddając się promieniom słońca. Podobnież byli kochankami jeszcze jak tamten był śmiertelnikiem, znienawidził jednak Ainosuke po tym jak odebrał mu śmiertelne życie, które cenił bardziej ponad wieczność.

- Aua – Langa wyrwał się z myśli i spojrzał na skrzywionego w bólu chłopaka. Do jego nozdrzy doszedł słodki, hipnotyzujący zapach. Jego kły wysunęły się bez jego ingerencji. Już od dawna nie czuł takiego pożądania. Przez lata nauczył się panować nad głodem, jednak ten zapach był obezwładniający. Dłońmi ujął gałąź znajdującą się nad nim, ale ta ułamała się przez nieludzką siłę. Hałas ten sprawił, że czerwonowłosy nastolatek w końcu zauważył intruza – Kto tutaj jest?!

Laga zastanawiał się czy powinien się ujawniać w momencie, kiedy jego myśli zawładnięte były głodem. Racjonalna strona kazała mu uciekać, ale od zawsze wiadome było, że bestia w jego ciele dyktowała warunki. Wynurzył się z zarośli i w milczeniu zbliżył się do siedzącego na ziemi chłopaka. Dostrzegł krew wylewającą się z pod jego nogawki. To ona pachniała tak słodko. Pragnął jej skosztować nawet w tym momencie. Przykucnął jednak i zmusił swoje kły do powrotu do pierwotnej wersji. Nastolatek nieufnie mu się przyglądał, ale nie można było go o to winić. Dochodziła niemal pierwsza w nocy, a park zdawał się być opustoszały.

- Pomogę ci – wyciągnął przed siebie dłoń i delikatnie uśmiechnął się chcąc chłopaka uspokoić – To nie wygląda dobrze.

- Spoko, spoko – machnął chłopak ręką z uśmiechem tak ciepłym, że przez dosłownie sekundę Langa czuł się jakby znowu mógł ujrzeć słońce. Niemal wirowało mu w głowie od tak wielu uczuć, których już od dawna nie doświadczał. Był upity tym pięknem oraz zapachem. Gdyby nie to, że w jego żyłach płynęła krew pierwotnego to na pewno zaatakowałby urokliwego chłopaka wbijając się w tą delikatną i słodko pachnąca skórę – Nie takie upadki mi się zdarzały. Co ty w ogóle tu robisz? Nie jesteś chyba jakimś mordercą, prawda?

- Mogę cię spytać o to samo – powiedział, jednak pomagając nastolatkowi wstać na równe nogi i podprowadzić do drewnianej ławki stojącej nieopodal. Park o tej porze był niezwykle cichym, spokojny, ale też wywołującym niepokój miejscem. Langa kochał ten stan i aż zawahał się czy czasem ten piękny chłopak nie był zwykłą iluzją utworzoną przez ten magiczny klimat.

- Jestem tylko zwykłym nastolatkiem ćwiczącym na desce – zaśmiał się oglądając swoje kolano, które było widoczne przez dziurę jaka zrobiła się na spodniach – Chyba będę żył.

- Raczej tak – przyglądał mu się Langa i trochę speszył się, kiedy chłopak obdarzył go kolejnym promiennym uśmiechem – Czy to fajne?

- Jazda na desce? – upewnił się nastolatek, a kiedy odpowiedziało mu niewielkie kiwnięcie głową wyższego chłopaka poczuł się szczęśliwy, że będzie mógł podzielić się z kimś swoją pasją – Oczywiście, że tak! Jazda na desce jest najlepsza na świecie! Czujesz się wolny, możesz skakać i robić przeróżne triki. Najlepszy sposób na zabicie nudy.

- Ty też czujesz nudę? – wampir zrobił zaskoczoną minę, ponieważ nie pamiętał już jak to było być człowiekiem. Tamte czasy były dla niego jak sen. Równie dobrze mógłby nie mieć tej przeszłości i żyłby dalej jak do tej pory, tułając się po świecie i licząc na to, że gdzieś tam będzie jego lekarstwo.

- No oczywiście, że tak – wzruszył ramionami jakby to była prawda nad prawdami – Każdy tak ma, ale dzięki desce udaje mi się ją zabić. Powinieneś spróbować jeśli się nudzisz. Choć patrząc na to, że włóczysz się o tej porze bez celu po mieście to raczej pewna pewność, że nie jesteś zbyt szczęśliwy. Trafiłem?

- Tak – uśmiechnął się delikatnie wampir i z czułością w oczach spoglądał na chłopaka, który nie wiedział jak bardzo był bliski niebezpieczeństwa. Z każdą minutą Landze coraz trudniej było panować nad pragnieniem. Miał na wyciągnięcie ręki najcudowniejszą istotę jaką do tej pory spotkał. Jeszcze nigdy żaden człowiek samą swoją obecnością nie spowodował, że czuł się odurzony czyjąś bliskością.

- Oki! No to może chcesz się nauczyć jeździć?

- Nie wiem czy to dobry pomysł - zawahał się nie wiedząc jak długo utrzyma bestię w sobie przy tym młodym chłopaku. Zapach jego krwi coraz mocniej przypominał Landze o odczuwanym głodzie.

- Jeśli się boisz, że się trochę poobijasz, czy coś to nie bój żaby. Patrz jak ja wyglądam i żyję. Obiecuję, że jak raz spróbujesz to się uzależnisz!

Langa miał ochotę coś złamać, aby pozbyć się tej frustracji. Nastolatek będący przed nim nie wiedział nawet jak bardzo dwuznacznie brzmiały te słowa. Zdecydowanie wampir chciałby spróbować jego krwi, wbić się w tą nienaruszoną szyję i zasmakować go. Sprawdzić czy w smaku był równie cudowny co w zapachu. A jeśli okazałoby się to prawdą i uzależniłby się od tego posiłku to sprawić, aby chłopak był już zawsze jego. Rozkochać w sobie tą cudowne stworzenie i pielęgnować, aby niczego mu nie brakło i był wyłącznie jego. Widział ich dwójkę zamkniętą w pokoju i leżącą obok siebie tak, że nie było widać gdzie kończyło się jedno ciało, a zaczynało drugie. W końcu Langa postanowił brutalnie uderzyć się z otwartej dłoni w twarz, aby wybudzić się z tych urojonych marzeń. Nastolatek otworzył z zaskoczenie usta i wpatrywał się w niego jak w szaleńca możliwe, że żałując swojej propozycji.

- Chcę spróbować – powiedział jak najbardziej poważnie bojąc się bardziej utraty tego chłopaka, niż własnej kontroli.

- Okey – mruknął niepewnie chłopak – ale nie będziesz się już bił z nieznanych nikomu powodów?

- Nie...obiecuję.

- Dobra – zaśmiał się nastolatek – Jesteś dziwny jak diabli, ale trudno się mówi. Nie wszyscy musimy być normalni. Zresztą ja też czasami mam takie odchyły. No to jak mamy ustalone już, że będę cię uczył to może się sobie przedstawmy. Jestem Kyan Reki, a ty?

- Hasegawa Langa – ujął drobniejszą dłoń, która była niezwykle ciepła, a kiedy ją puścił zauważył, że na jego własnej pozostało trochę krwi chłopaka. Zacisnął mocniej pięść i z uśmiechem spojrzał na Rekiego, nie dając po sobie poznać jak bardzo chciał tego spróbować.

- To co ty na to, żeby od jutra zacząć nasze lekcje? Miejscówka może być tutaj, ale jak godzinowo? Szkoła jest rano, później ja po południu pracuję...

- Pasuje mi tak jak dzisiaj – wtrącił się Langa.

- Nie za późno? – spytał niepewnie Reki – Może lepiej ci się będzie uczyło przy lepszej widoczności.

- Mam uczulenie na słońce – powiedział swoją typową wymówkę – Lepiej się czuję w takich warunkach.

- O kurczę. Jesteś pierwszą osobą jaką spotykam i cierpi na taką chorobę. No ale to już mamy odpowiedź dlaczego jesteś taki blady. W ogóle to ty nie jesteś stąd, przeprowadziłeś się?

- Jestem z Kanady – powiedział przypominając sobie jak się teraz nazywa kraina z której pochodził.

- Wow, to nieźle! – krzyknął podekscytowany Reki, a jego oczy znowu zabłyszczały w piękny sposób – Nigdy nie byłem dalej niż poza moje miasto, więc taka wycieczka to by było dopiero coś.

- Mogę cię kiedyś tam zabrać – powiedział Langa szczerze, bo już wiedział, że ten chłopak był jego możliwością na zabicie nudy. Tym od wieku poszukiwanym przeznaczeniem mogącym ochronić go od destrukcji własnego ja na rzecz wiecznego snu, bądź utraty wszelkich emocji.

- Czy my się czasem nie znamy od jakiś dziesięciu minut? – zaśmiał się chłopak, a wampir gdyby tylko potrafił to oblałby się rumieńcem. Na jego szczęście ciało miał chłodne. Odwrotnie od serca, które zdawało się jakby odrodziło się na nowo i pomimo dalszego bezruchu Landze wydawało się jakby biło przy każdym uśmiechu, który wysyłał w jego stronę chłopak.

- Wybacz.

- Nie no ja jestem za – powiedział Reki wstając z ławki – Nauczmy cię jednak najpierw jeździć na desce. A no i sprawdźmy jak długo ze mną wytrzymasz. Podobnież zbyt dużo mówię. Przygotuj się na prawdziwy wyciski Langa!

- Nie mogę się doczekać.

- Dobra, ja muszę lecieć. Ta noga mnie coraz bardziej boli – wskazał na kolano, z którego dalej sączyła się krew – Ty też zbyt długo tutaj nie spaceruj. Bezpiecznie, ale co tak samemu robić o tej porze. Na razie Langa.

- Papa Reki – powiedział cicho do odchodzącej postaci.

Przyglądał się nastolatkowi, póki całkiem nie zniknął z pola jego widzenia. Dopiero jak miał pewność, że pozostał sam to rozchylił dłoń, na której pozostała krew chłopaka i powoli ją zlizał. Smak był nieporównywalny do żadnego jaki kiedykolwiek zasmakował. Z rozkoszą przymknął oczy ciesząc się przyjemnością rozlewającą się po jego wnętrzu. Kiedyś Adam opowiadał mu, że jak raz zasmakuje zakazanego owocu żaden inny nie ugasi jego pragnienia. Kosztując krwi chłopaka skazał siebie na wieczne szaleństwo jeśli ten cudowny smak nie pozostanie wyłącznie jego.

- Wyglądasz jak zboczeniec w tym momencie – usłyszał za sobą znajomy głos. Był tak zaabsorbowany nowym doznaniem, że nawet nie spostrzegł, kiedy pojawił się inny przedstawiciel jego gatunku. Spojrzał na wampira w ciele chłopca. Miya pomimo tego, że z wyglądu przypominał czternastoletnie dziecko to tak naprawdę miał już ponad wiek. Po raz pierwszy spotkali się czterdzieści lat temu na jednym z bankietów organizowanych dla najlepszych z ich rasy. Nie byli w bliskiej relacji, ale obaj mieli podobny pogląd na ich długowieczne życie i nie zgadzali się we wszystkich kwestiach jakie próbowali im przekazać pierwotni.

- Śledziłeś mnie?

- Nie do końca – zaśmiał się powoli niczym kot okrążając go jakby szykował się do ataku – Ten chłopak jest ciekawy.

- Nie zbliżaj się do niego – warknął, a jego do tej pory szmaragdowe oczy zalśniły czerwienią – Jest mój.

- Ty wiesz, że pokazując mi swoją irytację sprawiasz, że tylko bardziej chcę ci dokuczyć – zaśmiał się niewzruszony złością starszego wampira – Ale spokojnie. Nie ruszę go, nie jestem głupi żeby z tobą zaczynać. Chodzi tylko o to...nie przypomina ci czasem słońca?

- Tęsknisz za nim? – spytał trochę się uspokajając.

- Czasami – wzruszył ramionami – Ty nie?

- Nie pamiętam już go – mruknął spoglądając na granatowe niebo, które dzisiejszej nocy zdawało się być niezwykle blisko. Tak jakby wystarczyło sięgnąć dłonią, aby złapać jedną z gwiazd – ale chyba było jak on.

- Będziesz chciał go przemienić? – spytał podejrzliwie Miya.

- Będę chciał się z nim zaprzyjaźnić.

- Ten punkt chyba już możesz odhaczyć – zaśmiał się – Raczej jesteś już jego psiapsi. To niezwykle prosto myśląca istota. Lubisz deskę jesteś przyjacielem. To co następne będzie?

Langa uśmiechnął się do siebie i raz jeszcze spojrzał na niebo. Przymknął oczy i wydało mu się jakby znowu ujrzał błękit oraz złociste promienie. Jedno spotkanie wystarczyło, aby wróciło do niego życie, które desperacko gonił, aby nie pogrążyć się w agonii cierpienia. Nie potrafił do końca nazwać tego co będzie następne po uzyskaniu przyjaźni. Najważniejsze było dla niego po prostu utrzymanie przy sobie Rekiego, poznanie go lepiej oraz ujrzenie świata za pomocą tych bursztynów wydających się najszczerszymi tęczówkami jakie kiedykolwiek spotkał.

- Przyszłość pokaże.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro