Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Reki czuł się bardziej wypoczęty niż zwykle. Nawet jeśli kończył właśnie zajęcia to w porównaniu do poprzednich dni, dalej miał w sobie trochę energii. Naprawdę wiele mu dały te ostatnie przespane noce bez wymykania się, aby pojeździć na desce. Tęsknił jednak za tym, podobnież jak za towarzystwem małomównego nowego przyjaciela, który swoim uporem zmusił go do odpoczynku. Już dawno nie czuł się przy kimś tak swobodnie jak przy Landze. Miał i ma znajomych, z którymi od czasu do czasu porozmawia o czymś, a nawet spędzi wolne popołudnie nie było to jednak aż tak ekscytujące jak kolejne godziny spędzone z małomównym Kanadyjczykiem. Dalej nie wiedział zbyt wiele o nim, ale tak naprawdę łączyła ich wspólna jazda i nic więcej. Wychodził z założenia, że jeśli Langa będzie chciał o czymś powiedzieć to o tym powie. Sam też nie był wylewny w opowiadaniu o sobie, więc byli na równo.

Jadąc powoli niezbyt zatłoczonymi uliczkami swojego miasta nie mógł pozbyć się z buzi uśmiechu. Dzisiejszy dzień wydawał mu się piękny. Nawet niebo, które codziennie było identyczne w tym momencie zdawało się mieć jeszcze intensywniejszy odcień niebieskiego. Przypominało mu o przyjacielu. Reki był ciekawy czy ten naprawdę ćwiczył jazdę tak ciężko jak się zarzekał podczas wymiany ich wiadomości. Nie mógł się doczekać efektów. Kochał kiedy ktoś oddawał się czemuś równie gorliwie co on. A jeśli jeszcze sprawiało to przyjemność to już całkiem był w siódmym niebie. Nastolatek wychodził z założenia, że żyć powinno się własnymi pasjami, a nie przypisanymi rolami.

- Przepraszam bardzo, że cię zatrzymuję – Reki spojrzał z zaskoczeniem na wysokiego, dobrze umięśnionego mężczyznę w hawajskiej koszuli. Jeszcze nigdy nie widział nikogo o takiej posturze. Czuł się jeszcze mniejszy niż był w rzeczywistości, a i tak miał dość poważny kompleks dotyczący własnego wzrostu – Czy mógłbym cię prosić o pomoc?

- Pomoc? – spytał niepewnie przyglądając się uśmiechniętej i mile wyglądającej twarzy nieznajomego. Nastolatkowi wydawało się, że mniej więcej kojarzył każdego ze swojej dzielnicy, ale najwidoczniej mężczyzna musiał być nowy w tych okolicach.

- Tak! Dokładnie! Bo widzisz – zaśmiał się nerwowo – Niedługo otwieram tutaj włoską restaurację, ale nie jestem stąd i nie mam kogo spytać o opinię co do dań. Ludzie w każdym regionie mają inne zamiłowania do kuchni i bardzo mi zależy, żeby tutejsi mieszkańcy pokochali moją kuchnię. Czy zgodziłbyś się zostać moim pierwszym gościem? Oczywiście to wszystko za darmo.

- No nie wiem – zaczął niepewnie Reki uciekając przed proszącym spojrzeniem. Nastolatek posiadał okropną wadę. Nie potrafił odmawiać innym. Często przez to kończyło się to na jego niekorzyść, dlatego i tym razem starał się być dość mocno zdystansowany co do propozycji – Nie znam się na jedzeniu i raczej moja opinia nie będzie zbyt pomocna.

- Nie musisz się znać. Wystarczy, że powiesz mi czy jest smaczne, czy nie – nalegał mężczyzna – Spójrz. Tutaj jest właśnie moja restauracja. Jak widzisz lokal nie jest jeszcze do końca wykończony, ale kuchnia jest już w pełni wyposażona. Naprawdę byłbyś dla mnie ratunkiem. Jesteś w ogóle jedyną osobą, która postanowiła ze mną porozmawiać.

- Ciężko uwierzyć patrząc na to jak pan wygląda – spojrzał jeszcze raz na mężczyznę i nie mógł powstrzymać ukłucia zazdrości, bo ten wyglądał naprawdę dobrze nawet w tak obciachowej koszuli, której już chyba nikt nie nosił.

- No nie powiem, że nie podchodziły do mnie kobiety, ale bardziej im chodziło o mój numer telefonu niż pomoc przy testowaniu. Więc uratujesz staruszka?

Reki nie wiedział jak to się stało, że w końcu wylądował we wnętrzu restauracji. Czuł się trochę przytłoczony jej elegancją, ale starał się tego po sobie nie pokazać. Już i tak zbyt mocno się zbłaźnił, bo choć się zarzekał, że się nie zgodzi to skończyło się jak zawsze. Mógł od początku nie stawiać oporu to przynajmniej może miałby już z głowy to całe posiedzenie. Nie znaczyło to jednak, że po jakimś czasie nie był zadowolony ze swojej decyzji. Joe, jak mężczyzna kazał na siebie mówić okazał się wspaniałym kucharzem. Reki już od dawna nie jadł tak pysznych potraf i naprawdę nie sądził, że ktoś kiedykolwiek pokona kuchnię jego mamy. Mężczyzna wydawał się szczęśliwy każdym komplementem.

- No to został już wyłącznie deser – powiedział stawiając przed chłopakiem pucharek lodów – Ręcznie robione. Mam nadzieję, że nie masz na nic uczulenia.

- Nawet jakbym miał to to za dobrze wygląda, żebym zrezygnował ze spróbowania – zaśmiał się nastolatek przyjmując łyżeczkę – To jest niebo.

- Cieszę się, że ci to smakuje. Naprawdę kamień z serca – powiedział mężczyzna opierając się o ścianę i z uwagą przyglądał się uśmiechniętej twarzy nastolatka – Wyglądasz teraz o wiele lepiej.

- Słucham?

- Mówię, że wyglądasz teraz o wiele lepiej. Jak na początku cię zawołałem to wydawałeś się strasznie zmęczony i zamyślony.

- Serio? – zdziwił się Reki odkładając łyżeczkę – Raczej czułem się dzisiaj dobrze...tak, dzisiaj był dobry dzień.

- Inne były złe?

Rekimu drgnęła dłoń, kiedy chciał ponownie unieść łyżeczkę. Spojrzenie wbił w do połowy zjedzone lody. Na języku dalej czuł słodki posmak mango oraz wanilii. Przez dłuży moment zastanawiał się czy powinien coś powiedzieć. Nigdy nie przepadał za żaleniem się innym ze swoich problemów. Nie widział w tym większego sensu. Był też przepełniony obawami czy przez swój egoizm nie zraniłby drugiej strony. W końcu nikt nie był pozbawiony problemów. Każdy dzień w dzień walczył z jakimiś demonami i czasami ciężko było stwierdzić, która osoba sobie z tym radziła, a która nie. Duża część społeczeństwa była na tyle przystosowana już do życia, że wszystko co złe dusiła w sobie. Reki był właśnie taką osobą i większość postrzegał w podobny sposób jak siebie. Przeniósł wzrok na Joe, który z cierpliwością i delikatnym uśmiechem wyłącznie czekał. Nastolatek czuł jakieś ciepło od tego mężczyzny. Wydawał mu się typem starszego brata, który zawsze był gotowy wesprzeć własne rodzeństwo.

- Nie powiedziałbym, że złe – westchnął i wbił spojrzenie w podłogę trochę zawstydzony tym jak postanowił się otworzyć przed zupełnie obcym człowiekiem – Bo czasami chcę zrobić naprawdę wiele, ale nie mogę przez różne powody. Trochę to dołuje, ale nie mogę się zbyt długo użalać nad sobą.

- Kto tak powiedział? Każdy ma prawo do chwili słabości. Nie ujmuj sobie tej przyjemności popadnięcia w dołek, aby wszystko przemyśleć i stać się silniejszym.

- Żeby to tak działało – zaśmiał się smutno – Wydaje mi się, że jakbym już tam wpadł to bym siedział do końca świata i jeden dzień dłużej.

- Dlatego w takich chwilach ma się przyjaciół i rodzinę. Wystarczy unieść dłoń, a znajdzie się druga, która cię wyciągnie.

- Skąd wiesz, że mam kogoś takiego?

- Bo wyglądasz na osobę, której się nie da nie lubić – powiedział Joe sprawiając, że Rekiego policzki zrobiły się trochę różowe. Nie potrafił przyjmować komplementów, a mężczyzna był dosyć bezpośredni, pomimo ich krótkiej znajomości – Sam z chęcią bym ci zaproponował pracę u siebie. Jestem pewien, że jakbyś tu był to klienci by się nie kończyli.

- Miła propozycja – zaśmiał się szczerze Reki – ale chyba by mi doby nie starczyło na jeszcze jedno zajęcie.

- Czyli jesteś typem pracoholika. Znam jednego takiego. Strasznie upierdliwy jak już leci na oparach – wzdrygnął się mężczyzna jakby przypomniał sobie o czymś strasznym.

- Nie nazwałabym tego pracoholizmem. Po prostu są takie sprawy, którymi tylko ja się mogę zająć.

- Nie jesteś za młody na takie przemowy? – podszedł do niego mężczyzna. Reki przyglądał mu się z uwagą nie wiedząc jakie tamten miał zamiary. Duża dłoń opadła na czerwone włosy i chłopaka został delikatnie po nich poklepany w sposób jak sam często robił swoim młodszym siostrom żeby je pocieszyć, albo pochwalić za coś – Wrzuć trochę na luz i ciesz się młodością. Życie ludzkie jest naprawdę bardzo krótkie. Nie zmarnuj go.

- Daję radę – mruknął zawstydzony – Zawsze się tak troszczysz obcymi?

- Ugościłem cię, więc możemy się już nazywać przyjaciółmi – zaśmiał się mężczyzna odsuwając się trochę – Drzwi tej restauracji na pewno będą dla ciebie zawsze otwarte.

- Czyli będę mógł liczyć na jakieś rabaty?

- W ogóle nie jesteś uroczy.

- Oczywiście, że nie jestem. W końcu jestem mężczyzną – wskazał na siebie i szeroko się uśmiechnął – Cieszę się, że się zgodziłem pomóc. Fajnie było cię poznać Joe, ale muszę lecieć już, bo się spóźnię do pracy.

- Dokończ chociaż te lody, póki się całkiem nie roztopiły – wskazał na pucharek – Musisz mieć dużo energii, aby nie paść po drodze.

- Tak jest! – zasalutował łyżeczką, którą podniósł ze stolika.

...

Reki jechał na spotkanie z Langą szybciej niż zazwyczaj. Już z daleka widział wysoką, szczupłą postać chłopaka. Kiedy w końcu przed nim stanął uśmiech nie mógł zejść z jego twarzy. Jego rówieśnik również wydawał się zadowolony z tego spotkania. Noc była dzisiaj przyjemnie ciepła, dlatego obaj mieli na sobie luźne ubrania delikatnie poruszające się pod wpływem niewielkiego wiatru. Park jak zawsze o tej porze był opustoszały, a jedyny dźwięk pochodził od kółek deskorolki.

- Mam nadzieję, że jesteś gotowy na test, który ci zrobię! – wskazał na Langę podekscytowany Reki – Zobaczymy czy nie kłamałeś przez ten cały czas o swoich ćwiczeniach.

- Wydajesz się pełen energii.

- Oczywista oczywistość. Po takim wypoczynku to jestem pewien, że uniósłbym nawet górę jednym palcem – zaśmiał się chłopak – Przejedziemy się trochę dalej. Pokaże ci trasę, którą będziesz musiał pokonać, ale spokojnie będę cały czas obok ciebie w razie czego.

Obietnica jaką Reki złoży Landze miała dwa znaczenia. Jedno wynikające z troski o bezpieczeństwo niebieskowłosego, a drugie z faktu, że nastolatek nie czuł się zbyt pewnie w strasznych miejscach. Tamta lokalizacja za dnia w ogóle nie przerażało go, ale w nocy wszystko wydawało się jakieś takie niepokojące i chłopak wolał mieć kogoś blisko. Cudem dla niego było nie umieranie ze strachu w parku, ale w sumie był on całkiem nieźle oświetlony i jakoś znosił wszelkie swoje obawy.

Co do trasy, na którą się wybierali to już nie miał takiej pewności, że nie wyskoczy na niego jakiś przerażający duch chcący odebrać mu duszę. Tak, Reki bał się wszystkich paranormalnych rzeczy, dlatego nigdy nie odważył się obejrzeć żadnego horroru, albo filmu fantastycznego zawierającego w sobie zbyt dużo istot, których się nie dało wyjaśnić w sposób naukowy.

- To tutaj? – spytał Langa, kiedy w końcu zatrzymali się na niewielkim wzgórzu, a ich jedynym źródłem światła był księżyc, który coraz bardziej zbliżał się do fazy pełni.

- Tak mój drogi uczniu. Ta trasa posiada trochę zdradzieckich zakrętów, które sprawdzą twoją koordynację. Ja będę jechał po zewnętrznej części na równi z tobą, żeby w razie czegoś nie pozwolić ci spaść. Niby nie jest tutaj wysoko, ale raz mi się zdarzyło stoczyć po tych skałkach. Nie polecam. Zdecydowanie nie polecam. To jak, przerażony?

- Nie – odpowiedział od razu Langa z tą swoją typową powagą.

- Mógłbyś chociaż udać przerażenie – westchnął Reki – No, ale trudno się mów. To na trzy, cztery i ruszamy!

Reki właśnie w taki sposób zawsze sobie wyobrażał idealne spędzanie czasu. Jeszcze parę tygodni temu zrobiłby wszystko, aby to się urzeczywistniło wcześniej. Jazda w samotności dawała frajdę. W końcu to była jego pasja, ale dopiero dzieląc ją z kimś pojął, że może to być jeszcze zabawniejsze i intensywniejsze. Wciąż jego oczy napotykały te szmaragdowe, wymieniali się uśmiechami, rozmawiali o głupotach pokonując kolejne zakręty.

Nastolatek był pełen podziwu umiejętności przyjaciela. Jeździł z taką łatwością jakby robił to od wieków. Reki nie pamiętał swoich początków, ale nie wydawało mu się, aby tak szybko nabrał takiej płynności. Poczuł ciepło na sercu i nie była to zazdrość, ale jeszcze większe szczęście, że napotkał w życiu kogoś kto może pozostanie przy nim na dłużej i nie znudzi się tak szybko jego towarzystwem, ani tym hobby.

- I jak oceniasz moją jazdę? – spytał Langa, kiedy pokonali przedostatni zakręt na ich trasie.

- Jesteś wspaniały! – powiedział szczerze spoglądając na chłopaka. Nie mógł wyjść z podziwu jak szybko ten chłonął wiedzę. To był prawdziwy talent i Reki już nie mógł się doczekać co pokaże po kolejnych lekcjach – Naprawdę najlepszy Langa!

- To ty jesteś wspaniałym nauczycielem, Reki – uśmiechnął się do niego niebieskowłosy powodując, że po raz kolejny tego dnia policzki nastolatka zaczerwieniły się i cieszył się, że był w miarę ciemno przez co jego przyjaciel na pewno nie mógł tego dostrzec.

- Weź nie zawstydzaj człowieka – mruknął – Cholera!

Był tak zaabsorbowany jazdą Langi, że nie dostrzegł drobnych kamieni na swojej trasie. Starał się je unikać i kiedy myślał, że już wszystkie miał za sobą jeden osamotniony trochę większy kamień natrafił na kółka jego deskorolki i zanim Reki zdążył zareagować leżał już na ziemi czując paskudny ból w większości części ciała. Towarzyszący mu nastolatek od razu zszedł ze swojej deski i podbiegł do przyjaciela. Pomógł wstać czerwonowłosemu, który powoli zaczął otrzepywać swoje ubranie z drobinek kurzu oraz ziemi.

- Nic ci nie jest? – spytał zmartwiony Langa.

- Raczej jak żyję to jeszcze nie umrę – zaśmiał się Reki przyzwyczajony do takich upadków. Wiele ich już odbył w życiu, więc ten nie był dla niego wielkim zaskoczeniem – No nie patrz tak na mnie. Wszystko jest ok.

- Czuję krew – powiedział zaskakując tym chłopaka.

Zanim Reki zdążył zareagować, Langa chwycił go za dłoń i podwinął długi rękaw cienkiej bluzki, którą miał na sobie. Obaj dostrzegli na łokci nastolatka nieładnie wyglądające zranienie, z którego sączyła się krew. Reki skrzywił się. Nie bał się tego widoku, ale nie było to coś co chciał ujrzeć, tym bardziej wyjątkowo nie posiadając przy sobie żadnych bandażów, ani plastrów. Chciał zakryć zranienie, ale Langa dalej mocno go trzymał. Kiedy uniósł wzrok na towarzyszącego mu chłopaka z przerażeniem spostrzegł, że jego tęczówki przybrały czerwony odcień. Reki zamrugał parę razy wystraszony, że musiał się uderzyć jeszcze w głowę i miał halucynację.

- Langa, twoje oczy – powiedział drżącym głosem nie potrafiąc nad nim zapanować.

Chłopak nie zareagował. Uniósł bardziej do góry dłoń Rekiego. Nastolatek śledził poczynania przyjaciela nie rozumiejąc transu, w który ten wpadł, ani tego co widział przed oczami. Wszystko wydawało mu się nierealnym snem, a utwierdziło go w tym, kiedy poczuł mokry język zlizujący z jego łokcia krew. Wzdrygnął się, próbował wyrwać się z uścisku, ale siła Langi była nieporównywalna z żadną jaką do tej pory napotkał. Jego serce zaczęło coraz mocniej bić ze strachu. Miał nadzieję, że to był wyłącznie koszmar. Wybudzi się i będzie leżał dalej na ziemi po nieszczęśliwym wypadku. Kiedy w końcu Langa przestał lizać miejsce jego zranienia ich oczy się spotkały. Rekiemu ukazała się pusta czerwieni nieuwypuklona żadnymi emocjami. Tak jakby miał przed sobą pozbawione duszy naczynie. Choć bał się tego spojrzenia to nie potrafił od niego oderwać wzroku. Nagle jego oczy zostały zasłonięte chłodną dłonią zatapiając go w ciemności.

- Śpij – usłyszał szept i jak posłuszna marionetka wysłuchał rozkazu.

Langa złapał osuwające się ciało czując paskudne wyrzuty sumienia. Obwiniał się o to, że nie potrafił powstrzymać pragnienia, kiedy w końcu dostał sposobność po raz kolejny poczuć słodki zapach krwi Rekiego. Najgorsze było, że gdy już jej spróbował to czuł się jak pijany i nienasycony jeszcze. Im więcej kropli próbował, tym zachłanniej pragnął wydobyć kolejne. Jedyne co go powstrzymało przed wgryzieniem się w ciepłe ciało przyjaciela to jego lękliwie bijące serce. Langa nie chciał, żeby Reki się go bał. Było tak wiele innych emocji, które od niego pożądał, ale strach na pewno nią nie był. Przyglądał się pogrążonej we śnie postaci martwiąc się co się stanie, gdy chłopak się ponownie przebudzi.

- Kaoru cię ostrzegał – usłyszał za sobą poważny głos. Nie musiał się odwracać, aby wiedzieć, że znajdował się w pobliżu wilkołak.

- Nie zaatakowałem go.

- A jak to nazwiesz?

- To...nie twoja sprawa – powiedział chcąc wziąć na ręce nieprzytomne ciało, ale powstrzymała go dłoń na jego ramieniu.

- Ja go wezmę.

- Dlaczego? – warknął ze złością spoglądając na niewzruszone oblicze Joe. Nie podobała mu się myśl, że ktoś inny miałby trzymać jego Rekiego – Dlaczego w ogóle tu jesteś? I dlaczego od początku spotkania z Rekim czułem na nim twój zapach?

- Po kolei odpowiadając na twoje pytania – westchnął mężczyzna naprawdę nie pojmując tej zaborczości wampirów oraz ich przywiązania do ofiar – Chcę go wziąć za ciebie, ponieważ dalej masz głód w oczach. Wolałbym żebyś go nie skrzywdził nieświadomie po drodze. Kaoru poprosił mnie o sprawdzenie go, dlatego spędziłem z nim trochę czasu.

- Jeśli coś mu zrobicie... – spojrzał z nienawiścią na wilkołaka przyciągając bliżej siebie drobną postać chłopaka.

- Ma moją opiekę. Osobiście wstawiłem się za nim przed Cherry'm. Nic mu nie grozi z naszej strony, co do twojej aktualnej formy to nie byłbym taki pewien. Jeśli nie chcesz go skrzywdzić to radzę ci zdobyć jakiś substytut. A teraz daj mi go. Przysięgam, że nie zrobię mu krzywdy. Słyszysz moje serce, więc wiesz, że nie kłamię.

Langa spojrzał na pogrążoną we śnie twarz chłopaka. Naprawdę nie chciał go komukolwiek innemu oddać, ale dalej na języku czuł smak jego krwi. Widział jak pod skórą szybko pulsująca żyła. Gdyby teraz wysunął kły, wgryzł się w szyję, poczułby ponownie tą słodycz. Przerażony tymi myślami pozwolił Joe'mu podnieść nastolatka, który wydawał się jeszcze drobniejszy w ramionach potężnej bestii jaką był wilkołak. Wampir uważnie śledził każdy ruch mężczyzny gotowy zaatakować jakby ten próbował wyrządzić jakąkolwiek krzywdę Rekiemu.

- Będę cały czas przy tobie, więc nie próbuj nic dziwnego – powiedział podnosząc swoją oraz przyjaciela deskę.

- Mi to nie przeszkadza – wzruszył ramionami Joe i spojrzał na niedawno poznanego nastolatka – Ciekawego sobie człowieka znalazłeś.

- Czego chciał od niego Cherry?

- Tylko sprawdzić, czy nie stanowi zagrożenia.

- Powiedziałem prze...

- Tak powiedziałeś – przerwał mu Joe, kiedy ruszyli powoli przed siebie – ale twoje słowa nic dla niego nie znaczą. Jesteś zbyt mocno zafascynowany tym dzieciakiem...i w końcu rozumiem dlaczego. Jest wyjątkowy.

- Jest – kiwnął głową i wzrok wbił w śpiącego nastolatka. Nie mógł powstrzymać cisnącego się na jego usta uśmiechu.

Joe przez chwilę przyglądał się wampirowi. Jak długo znał Langę tak to był pierwszy raz, kiedy widział w nim tak wiele emocji. Jego rasa nie była zbyt dobra w wyrażaniu ich. Większość z nich traciła je wraz z resztkami człowieczeństwa, aż w końcu w pełni zapominali co to znaczyło. Cherry'emu również sporo czasu zajęło ponowne nauczenie się ich odczuwania i, i tak niechętnie je okazywał. Tak naprawdę wyłącznie wilkołak mógł być ich świadkiem, jakby wyrażanie ich było czymś złym, bądź wstydliwym.

- Co teraz zrobisz? Widział cię. Masz dwie opcje.

- Jakie?

- Powiedzieć mu o sobie prawdę, albo udać że to był wyłącznie jakiś koszmar. Co wybierzesz?

- Nie wiem – powiedział szczerze trochę markotniejąc. Joe uśmiechnął się na widok jego zagubienia. Choć wampir był od niego starszy to jednak w sercu zdawał się być dalej nastolatkiem.

- Cokolwiek zadecydujesz, ale pamiętaj, że nie będziesz mógł go oszukiwać na zawsze. No chyba, że to chwilowe.

- To nie jest chwilowe.

- To tym bardziej powinieneś się zastanowić nad tym co z tym fantem zrobisz. Pamiętaj, że Reki jest człowiekiem. Będzie się starzał, kiedy ty będziesz wyglądał tak jak teraz. W końcu zauważy te różnice tym bardziej w tym wieku, kiedy ludzkie dzieci bardziej się zmieniają.

- Wiem to...dlaczego ludzie nie mogą żyć wiecznie?

- Ponieważ nie doceniali by tego co mają w danym momencie.

- Niektórzy tego nie robią.

- Bo cierpią. Ludzie kochają życie, ale nienawidzą bólu. Uciekają przed nim...przynajmniej tak mi się zdaje. W końcu każdy przed czymś ucieka. Wy przed nudą, wilkołaki przed naszą zwierzęcą naturą.

- Czy Reki ucieknie ode mnie jak powiem mu prawdę?

- Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale twoja śpiąca królewna już tak. Musisz tylko znaleźć w sobie odwagę.

- Dziękuję – wyszeptał cicho zamykając się już we własnej w głowie, aby odnaleźć rozwiązanie tej sytuacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro