Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Reki nie chorował zbyt często. Był znany z wysokiej odporności i nawet kiedy wszystkie jego siostry cierpiały na jakieś przeziębienie to on dbał o ich komfort. Dlatego pobudka następnego dnia z zatkanym nosem, bólem głowy oraz wysoką gorączką była dla niego niebywałym zaskoczeniem. Tak ciężkim do uwierzenia, że próbował po raz kolejny wybudzić się ze snu, który nim nie był. Boleść w całym ciele oraz zawroty utrudniły mu wstanie z łóżka, ale po jakimś kwadransie chłopakowi udało się pokonać tą słabość. Idąc powoli przez pokój musiał podtrzymywać się ściany, aby czasem nie upaść. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak ciężko chory, możliwe że taki precedens nie miał miejsca.

Schodzenie po schodach było wyzwaniem, ale Reki nie chciał uwierzyć w coś takiego jak przeziębienie. Nie mógł być chory patrząc na to, że miał szkołę, pracę oraz...problem, który był jedną z przyczyn jego złego samopoczucia. Dalej wydawało mu się to wszystko paskudnym koszmarem. Wczorajsze ubrania, które wciąż nie wyschły po mocnym deszczu były niechlubnym dowodem tego co się wydarzyło w nocy. Dowiedzeniu się o istnieniu nadnaturalnych istot oraz o tym, że jedną z nich był Langa...to było zbyt wiele dla nastolatka, który do tej pory swoje dni poświęcał na myśleniu rodzinie oraz pasjach.

– Reki! – jego mama krzyknęła wypuszczając czyste pranie na drewnianą podłogę.

Kobieta od razu znalazła się przy nastolatku, aby pomóc mu do końca zejść na parter. Drżącą dłoń przyłożyła do jego czoła. Reki próbował skupić na niej wzrok, ale wciąż obraz się rozmywał. Czuł się jakby był na jakiejś łodzi a zewsząd otaczała go mgła odbierająca możliwość zobaczenia czegoś dalej niż czubek własnego nosa. Próbował się uśmiechnąć, aby zapewnić kobietę, że wszystko było w porządku, nie miał jednak na to siły. Zanim zdał sobie z tego sprawę zaczął się osuwać na ziemię i tylko refleks jego mamy wychowującej czwórkę dzieci uchronił go przed zranieniem sobie głowy. Kobieta pomogła mu usiąść na schodku, a chłopak walczył o każdy oddech jakby powietrze było teraz najtrudniejszym do zdobycia skarbem.

– Przepraszam – powiedział czując łzy spływające po policzkach. Nie wiedział dlaczego je ronił, ale był niezwykle słaby w tym momencie. Nienawidził tego uczucia. Tego momentu, że stawał się ciężarem dla własnej rodziny. Dodatkowo wczorajsza utrata przyjaciela, odkrycie że istniały wampiry. Wszystko było zbyt intensywne jak na jego pogrążone w gorączce ciało – Przepraszam, że jestem chory.

– Ale to nie jest powód, żebyś o cokolwiek mnie przepraszał – uśmiechnęła się czule kobieta odgarniając z czoła jego włosy – Tak się zdarza. Jesteśmy tylko ludźmi i chorujemy. Zaraz zadzwonię po lekarza, a ty idź się połóż do łóżka. Pomóc ci w tym?

– Nie, dam sobie radę – powiedział powoli podnosząc się.

Dotarcie do pokoju było trudne, ale jeszcze cięższe było wyrzucenie z głowy tych ciężkich myśli. Naprawdę czuł się paskudnie z myślą o tym, że jego mama wyda niepotrzebnie pieniądze na wizytę lekarza. Dziewczynki chciały się zapisać na zajęcia z rysunku, więc potrzebne były na to dodatkowe środki. Przez to, że wyląduje na jakiś czas w łóżku nie będzie mógł chodzić do pracy. Nie zarobi i dołoży własnemu szefowi roboty w ostatniej chwili pozbawiając go pracownika. Im więcej Reki sobie przypominał rzeczy, których nie zrobi przez głupią chorobę tym gorzej się czuł, a łzy które w tym momencie nie były żadną pomocą wyłącznie nasilały jego złe samopoczucie.

Chłopak zacisnął mocniej powieki próbując usnąć do momentu, aż nie zjawi się lekarz. Chciałby się choć trochę lepiej poczuć, aby móc dowiedzieć się czegoś więcej o tym co odkrył. Choć przerażały go takie historie, unikał ich jak ognia, to niewątpliwie został w taką wmieszany. Langa był wampirem. Jego oczy nie przypominały żadnych ludzki, a zęby były ostre i chłopak był pewny, że gdyby tylko chciał to mógłby mu zrobić nimi krzywdę...a jednak do tej pory tak się nie stało. Dlaczego? Czy było prawdą co wtedy mówił? Czy tamten chłopak, który go uratował przekazał mu całą prawdę?

– Jestem wykończony!

Reki rozłożył się na trawie i spojrzał na rozgwieżdżone niebo. Obok niego ułożył się niedawno poznany chłopak. Zerknął na niego, a kiedy dostrzegł, że tamten też mu się przegląda, speszony odwrócił wzrok. Znowu przyglądał się widokowi, który był niezwykle piękny i widoczny wyłącznie o zmroku w miejscach, gdzie światło miasta nie było, aż tak intensywne. Nastolatek kochał tą ciszę, spokój i wolność jaką dawało mu to miejsce, jazda na desce. Czasami marzył o tym, aby czas w takich chwilach się zatrzymywał.

– To moja wina – usłyszał cichy głos Langi. Nowy znajomy niezbyt wiele mówił, dlatego Reki spojrzał na niego zaskoczony. Nastolatek wpatrywał się w niego szmaragdowymi oczami, których jeszcze nigdy wcześniej u nikogo nie widział. Fascynowały go, podobnież jak cała postawa chłopaka. Wydawał się z jednej strony bardzo zagubiony i wycofany, a z drugiej wręcz przeciwnie, zdawał się być niezwykle przyzwyczajony do obecności drugiej osoby oraz przekraczania barier.

– Nie no co ty. Nauka ciebie to świetna zabawa. Jestem jednak zaskoczony, że w ogóle nie jesteś zmęczony. Uprawiasz jakiś sport?

– Nie.

– Więc jesteś naturalnie tak wytrzymały – jęknął zawiedziony Reki. Nie chciał być zazdrosny, ale jednak wiele by dał za taki talent – Dobrze ci. Też bym tak chciał. Ła! O ile by wtedy było prostsze życie.

– Uważam, że jesteś bardzo wytrzymały – uśmiechnął się do niego nastolatek. Jego twarz wtedy nabierała delikatnego wyglądu. Rekiemu wydawał się on wtedy, aż nierealny. Jeszcze nigdy nie spotkał tak ładnej osoby, w dodatku takiej która mogłaby być zainteresowana jego towarzystwem. Miał nadzieję, że te całe spotkania na deskę nie były tylko kiepskim żartem. Langa wydawał się jednak bardzo szczerą oraz godną zaufania osobą, dlatego od razu z głowy wyrzucił tak głupie myśli – Pomimo tak wielu zadań w ciągu dnia znajdujesz jeszcze czas, aby uczyć mnie jeździć po zmroku. Nie znam nikogo takiego jak ty.

– Weź przestań – mruknął zawstydzony chłopak czując jak jego policzki robią się czerwone, ale nie przejmował się tym zbytnio o tej porze. Ciemność dawała mu cień prywatności nawet przed intensywnym spojrzeniem znajomego – Kocham jeździć. Im więcej osób będzie to robić tym będzie fajniej.

– Dlaczego tak to lubisz?

– Bo...to świetna zabawa – zaśmiał się zdając sobie sprawę, że ten argument nie był górnolotny, ale najszczerszy jaki w tym momencie mógł podać – Kiedy jeżdżę na desce czuję się wolny. Tak jakby nie było żadnych granic, które by mnie ograniczały poza moją własną wyobraźnią. Chciałbym móc tak przez wieczność jeździć i na desce odkrywać nowe miejsca, poznawać nowych ludzi, zarażać ich pasją oraz radością...Byłoby naprawdę wspaniale. Ja wiem, że to głupie...

– To nie jest głupie Reki – przerwał mu Langa – To wspaniałe marzenie...ale czy naprawdę chciałbyś tak przez wieczność? To dużo czasu. Nieskończenie wiele.

– Kiedy się coś kocha – uśmiechnął się w jego stronę Reki – to nawet wieczność wydaje się zbyt krótka.

...

Po dwóch dniach w końcu Rekiemu udało się pokonać gorączkę. Był to jednak ciężki czas, ponieważ jego umysł co rusz podsuwał mu obrazy z przeszłości, o których nie chciał pamiętać. Najchętniej wymazałby je na zawsze. Życie jednak nie posiadało takiej funkcji, dlatego jedyne co mu pozostało to dowiedzenie się jak najwięcej o istotach, które do tej pory znał wyłącznie z filmów i to również powierzchownie. Nienawidził wszystkiego co nadnaturalne. Przyprawiało go to o strach oraz przyśpieszone bicie serca powoli zbliżającego się do zawału. To czego nie dało się wyjaśnić naukowo było przerażające, a czytanie o tym informacji – niepokojące.

Chłopak odwiedzał różne strony internetowe i większość to były zwykłe opowiadania napisane przez fanów takich wątków. Znalazł wyłącznie pięć portali, które podobnie opisywały naturę wampirów, dzięki czemu mógł sobie w łatwiejszy sposób poukładać w głowie zdobytą wiedzę. Odrzucała go ona jednak. Nie mógł sobie wyobrazić jak ktoś mógłby chcieć pić czyjąś krew. Przed oczami stanął mu moment, kiedy Langa zlizał jego krew i ponownie po ciele przeszły go ciarki. Tamto doświadczenie było zbyt bliskie...zbyt intymne. Poza tym, czy jeśli wampir by go wtedy ugryzł to zabiłby go? Przemienił? A może tak po prostu zostawił?

Pomimo tego, że Reki bał się to wciąż nie mógł powstrzymać swojej ciekawości. Im więcej czytał, dowiadywał się, tym bardziej chciał poznać prawdę o tym czy był wyłącznie zabawką. Pamiętał Langę zaprzeczającego temu, ale nie potrafił już mu zaufać. Tak samo jak nie umiał wyrzucić z głowy tych wspólnych wieczorów. Spojrzał na telefon, który od dawna samotnie leżał na biurku. Nie kontaktował się z wampirem, ani tamten nie dawał o sobie w żaden sposób znać.

Z jednej strony w sercu chłopaka była ulga, ale z drugiej nieuzasadniona irytacja, której źródła nie mógł odnaleźć. Rozdarcie to bolało, ponieważ nie potrafił się skupiać na niczym innym. Zauważały to jego siostry, mama oraz babcia, ale jak zawsze milczały. Każdy wiedział, że zawsze dawał sobie ze wszystkim radę sam, jednak tym razem żałował, że nie było nawet jednej osoby, która wyciągnęłaby w jego stronę pomocną dłoń.

Zajęło mu to tydzień, ale w końcu postanowił udać się miejsce gdzie zazwyczaj spotykał się z Langą. Noc była dla niego bardziej niepokojąca niż zwykle. Niemal na każdy niepokojący szmer reagował paniką, a opadające cienie drzew w jego oczach przekształcały się w straszliwe potwory, które wyłącznie czekały na jego nieuwagę. Im bardziej zagłębiał się w parkowe alejki, tym mocniej biło jego serce. W końcu zatrzymał się w miejscu gdzie najczęściej czekał na niego Langa. Nikogo jednak nie dostrzegł. Ulga oraz zmartwienie. Znowu dwie skrajne emocje, ale od wielu dni był niczym podzielony na dwie części. Walka odbywająca się w jego sercu trwała już zbyt długo, a doczekanie się na to co wygra zdawało się odległym życzeniem.

– Miło cię znowu widzieć Reki – usłyszał za sobą znajomy głos, a kiedy się odwrócił spostrzegł postawnego mężczyznę o zielonych włosach i miłym uśmiechu.

– Joe – powiedział zaskoczony, nie spodziewając się, że po raz kolejny spotka właściciela włoskiej restauracji – Co ty tu robisz?

– Czekam na kogoś – podszedł do niego, a chłopak poczuł irracjonalny lęk, który zrzucił na rzecz poprzednich wydarzeń. Z Joe spotkał się za dnia, więc nie było możliwości, aby również był wampirem.

– O tej porze? To pewnie jakaś późna randka – zaśmiał się chłopak.

– Jakbym nazwał to randką to mój partner mógłby wpaść w lekką...furię – podrapał się nerwowo po policzku.

– Nie wiedziałem, że kogoś masz. Wybacz, więc na kogo czekasz? Chyba, że jestem zbyt wścibski to wybacz.

– Nie musisz być do mnie tak zdystansowany – zaśmiał się mężczyzna i nachylił tak, aby jego oczy oraz Rekiego były na tym samym poziomie – Tym bardziej, że osobą na którą czekałem jesteś właśnie ty, Reki.

– Ja? – spytał zaskoczony chłopak i cofnął się ze strachem, kiedy na chwilę oczy mężczyzny zmieniły kolor i zalśniły niczym złoto – Czym ty jesteś?!

– „Czym" – mruknął mężczyzna – To tak trochę wrednie zabrzmiało. Ale jesteś jeszcze młody i w sumie mamy bardzo niewiele czasu na wyjaśnienia, więc powiem wszystko w bardzo wielkim skrócie. Jestem wilkołakiem, a ty Reki jesteś w tym momencie jedyną osobą, która może ocalić Langę.

– Co z nim?!

Reki zasłonił swoje usta, bo to nie powinno być teraz najważniejsze. Właśnie się dowiedział, że mężczyzna stojący przed nim jest wilkołakiem, a jednak zmartwiła go informacja o tym, że z jego byłym przyjacielem działo się coś złego. Nie mógł jednak ukryć niepokoju. Przez te dni, kiedy był sam z chorobą miał zbyt wiele godzina na myślenie. Były one ciężkie i wciąż zbaczały na tory, na które racjonalność Rekiego nie pozwalała. Spojrzał na Joe, który z miłym uśmiechem dalej mu się przyglądał. Był kolejna istotą nadprzyrodzoną, która mogła go skrzywdzić, a jednak tego nie robił.

– To, że się o niego martwisz dało wielkie nadzieje, że uda ci się mu pomóc.

– Nie martwię się o niego – mruknął zaciskając pięści – Oszukał mnie.

– Powiedział ci prawdę i jak wyglądała twoja reakcja? – powiedział mężczyzna trochę chłodniejszym głosem. Zbliżył się do chłopca i ułożył dużą dłoń na jego ramieniu – Nikt cię nie wini za strach...Jednak miałeś chyba tyle czasu, aby uświadomić sobie, że był on nieuzasadniony. Nic ci nie zrobimy. Może dla ciebie wydawać się to dziwne, ale my wierzymy w nasze instynkty, które nas nigdy nie oszukają. Jesteś cenny Reki, a dla Langi w tym momencie niezastąpiony.

Reki czuł się jakby ponownie był w gorączce. Jego nogi drżały, a przed oczami mieniły się gwizdy. Z łatwością mógłby w tym momencie zemdleć i być zdanym na łaskę, bądź niełaskę wilkołaka. Jednak wbrew pozorom nie odczuwał strachu. To było coś innego, czego nie potrafił do końca nazwać. Uniósł spojrzenie na smutnego mężczyznę. Miał wzrok, który do niego nie pasował i który nie podobał się nastolatkowi.

Wziął głęboki wdech i wydech. Wiedział, że może będzie żałował podjętej decyzji, ale nigdy nie potrafił pozostawić innych w potrzebie. Nieważne jak zły był człowiek zawsze doszukiwał się w nim dobra, więc dlaczego tym razem w potworach nie mógł się doszukiwać człowieczeństwa? Tym bardziej, że również ono posiadało w sobie cząstki zła nieraz przeważające to co powinno być najlepsze.

– Powiesz mi o co chodzi?

– Możemy to zrobić po drodze? Czas nawet dla nieśmiertelnych nie zawsze jest łaskawy.

Chłopak tylko kiwnął głową i idąc ramię w ramię z wilkołakiem słuchał o tym co się przydarzyło Landze. Dowiedział się, że ten odmawiał pożywiania się i nikt go nie mógł przekonać do tego. Dla wampira brak krwi był porównywalny do zapadnięcia w śpiączkę. Jednak ci uśpieni we własnych umysłach przeżywali najprawdziwsze piekło z grzechów jakie dokonali przez wieki. Każdy z nieśmiertelnych starał się uciekać przed tym stanem. Langa zdawał sobie sprawę z konsekwencji, a jednak odrzucał każdą pomoc. Joe nie chciał Rekiego nachodzić w jego domu, zdając sobie sprawę z tego, że nastolatek powinien sam dojrzeć do decyzji i podjąć ją z własnej nieprzymuszonej woli.

– W jaki sposób ja mam go przekonać do wypicia krwi? – spytał po wysłuchaniu całej historii.

– Jesteś dla niego ważny.

– Nie mogę być dla niego ważny! Odrzuciłem go...przestraszyłem się – dodał cicho Reki.

– Możesz nie widzieć tego światła w sobie, ale my je dostrzegamy. Langa je spostrzegł i chciał się do ciebie zbliżyć.

– Nie mam w sobie nic wyjątkowego. Jestem najzwyczajniejszym nastolatkiem na świecie.

– Nie jestem tym, który ma cię uświadomić o twojej wartości – powiedział Joe, kiedy znaleźli się przed pięknie wyglądającym, tradycyjnym japońskim domem – Jesteśmy na miejscu. Langa zamknął się w piwnicach, więc mam nadzieję, że nie boisz się ciasnych i ciemnych miejsc.

– Boje się nawet stania przy tobie – powiedział szczerze Reki, a wilkołak roześmiał się – To nie jest śmieszne. Serio jestem przerażony.

– A jednak tu jesteś.

– Bo jestem równie głupi co przerażony – mruknął – Prowadź.

Mężczyzna kiwnął głową i przepuścił nastolatka jako pierwszego w drzwiach. Reki niepewnie wszedł i zatrzymał się, kiedy zobaczył przed sobą wysokiego mężczyznę. Miał on długie, różowe włosy oraz ostre spojrzenie mogące zabić. Chłopak ze strachem chciał się cofnąć, ale natrafił na umięśniony tors Joe, który tylko poklepał go po plecach, aby w jakiś sposób dodać otuchy.

– To Cherry – wskazał na dalej milczącego mężczyznę – Jest właścicielem tego domostwa oraz zarządzającym tymi terenami wampirem.

– Dobry wieczór – przywitał się chłopak grzecznie woląc nie irytować tak niebezpiecznej istoty.

– Miło, że postanowiłeś się w końcu zjawić – odparł chłodno wampir.

– Przepraszam.

– No już, już – wszedł między nich Joe – Nie stresuj dzieciaka. To nie jego wina.

– Już wiem czemu go tak lubisz – warknął wampir odwracając się do nich plecami – Jesteście równie głupi i nieodpowiedzialni. Zabierz tego dzieciaka do kolejnego głupka. Jeśli dzisiaj tego nie naprawicie to możecie być pewni, że nie będę dla was łaskawy.

– Ale czemu mi też się ma oberwać? – jęknął Joe.

– Bo ty wziąłeś odpowiedzialność za to ludzkie dziecko.

Reki przyglądał się jak ubrany w eleganckie kimono wampir odchodzi razem z podążającymi za nim sługami. Nie rozumiał zbytnio co się właśnie stało poza tym, że chyba wszyscy go znali, a on niewiele osób. Dodatkowo najwidoczniej jego pierwsze spotkanie z Joe nie było tak do końca przypadkowe. Spojrzał na mężczyznę, który obdarzył go uśmiechem. Nie podobało mu się to wszystko, był zagubiony, ale już nie mógł się wycofać.

– Cherry nie jest zawsze, aż tak oschły. Po prostu troszczy się o swoich przyjaciół czasami zbyt mocno. Chodźmy teraz jednak do Langi, bo aż tutaj słyszę jego cierpienie.

Rekeimu nie spodobało się napomknięcie o odczuwanym przez jego byłego przyjaciela bólu. Ruszył za wilkołakiem przyglądając się pięknie wyglądającemu otoczeniu. Również mieszkał w tradycyjnym domostwie, jednak nie było ono tak obszerne i wystrojone w typowy japoński sposób. W końcu stanęli przed drewnianym drzwiami, a kiedy Joe je otworzył ukazały się kamienne schody prowadzące w kompletne ciemności. Reki niepewnie wyciągnął swój telefon i włączył w nim lampkę, aby mieć jakąkolwiek widoczność.

– Langa tam jest?

– Tak – kiwnął głową mężczyzna.

– Czy...czy zrobi mi jakąś krzywdę? – spytał niepewnie.

– Jedynym, którego krzywdzi to on sam. Pójść z tobą?

– A jak sądzisz?

– Jeśli będzie ci coś zagrażać znajdę się przy tobie wciągu sekundy – powiedział wilkołak – Jednak wierzę, że Langa nie odważy się wyrządzić ci krzywdy. Jesteś pierwszą osobą, którą dopuścił tak blisko.

– Więc niech się dzieje – mruknął Reki wchodząc na pierwszy stopień.

Bał się, to było jedyne czego był pewien. Powoli schodząc w nieznane czuł powoli ogarniający go chłód. Do jego uszu z każdym krokiem coraz bardziej dochodziły jakieś dziwne dźwięki. Na początku nie potrafił ich zidentyfikować, ale im niżej schodził tym bardziej przypominały mu jęki pełne cierpienia. Kiedy w końcu znalazł się na dnie piwnicy za pomocą lampki zaczął oglądać całe pomieszczenie. Było ono bardzo obszerne, a kiedy tylko znalazł się na samym dole hałas został zatrzymany tak jakby Langa nie chciał, aby ktokolwiek słyszał jego ból. W końcu Reki natrafił na jego sylwetkę. Opuścił dłoń z latarkę, kiedy spostrzegł, że światło przeraziło wampira.

– Langa – powiedział niepewnie. Odłożył telefon tak, aby strumień światła skierowany był na wysoki sufit. Piwnica ta przypominała bardziej loch z filmów, które oglądał o starych zamkach zamieszkiwanych przez panów feudalnych.

– Re...ki – wyszeptał wampir.

Chłopak przyglądał się jego przerażonym, błyszczącym czerwieniom oczom. Skór wampira wydawała się być jeszcze jaśniejsza niż zwykle. Siedział skulony na ziemi drżąc, ale nastolatek nie wiedział czy to było z zimna, czy z bólu. Nie rozumiał jak funkcjonują ciała tych istot. Sam nie miał pewnej władzy nad sobą osaczony przez chłód oraz strach. Langa mógł czuć to samo. Być równie słaby co Reki. Podobny. Im więcej tego typu myśli przepływało przez głowę chłopaka tym mocniej żałował, że zareagował tak gwałtownie w momencie, kiedy przyjaciel wyznał mu prawdę. W końcu Langa był Langą.

– Jestem tutaj – uśmiechnął się niepewnie, a kiedy chciał podejść, wampir nagle krzyknął i ukrył twarz w dłoniach.

– Nie zbliżaj się! – załkał przenosząc dłonie na włosy i mocno za nie szarpiąc.

– Nic ci nie zrobię – powiedział cicho nie wiedząc co powinien zrobić. W końcu po piwnicy poniósł się cichy śmiech, który przesycony był niesamowitym bólem oraz żalem.

– Jak zawsze myślisz o innych tylko nie o sobie – Reki niemal zapomniał jak się oddychało, kiedy czerwone tęczówki spotkały się z jego. Pragnienie przepełniało spojrzenie Langi. Tak nienasycone, że nawet nastolatek potrafił oddzielić to uczucie od innych – Jeśli podejdziesz skrzywdzę cię.

– Dlaczego nie napijesz się krwi?

– Dlaczego? – Langa opuścił wzrok – Bo nie chcę być potworem...Nie chcę, żebyś jeszcze bardziej się mną brzydził.

– Langa...ja przepraszam – zaczął cicho Reki, bo widok tak skrzywdzonego przyjaciela nie był wart tych słów, które padły. Ktoś kto tak cierpiał nie mógł być zły. Osoba potrafiąca się cieszyć wspólnie spędzanym czasem nie mogła być pozbawiona wszelkich emocji – Ja nie powinienem był tak reagować. Bałem się. Strasznie się bałem, ale teraz...teraz boje się jeszcze bardziej, bo cierpisz i to moja wina...Przepraszam.

– Nie, Reki nie – wyszeptał Langa i powoli wstał. Choć nie ufał sobie to jednak nie mógł znieść widoku łez spływających po policzkach drobnego nastolatka, który miał odwagę stanąć przed nim – Proszę cię, nie płacz.

Nastolatek nie zdawał sobie sprawy z własnych łez, póki nie uświadomił go o nich wampir. Dotknął swojego policzka i spojrzał na pozostałości kropli na dłoni. Przeniósł spojrzenie na Langę, który widocznie cierpiał. Jego nogi drżały, podobnie jak ręce. Wyglądał jakby w każdej chwili mógł po prostu upaść i po prostu nigdy nie wstać. Reki zdawał sobie sprawę, że to wszystko było jego winą. Skrzywdził kogoś kto tak naprawdę jedyne czego może pragnął to podobnie jak on mieć przyjaciela, kogoś z kim będzie mógł spędzić czas, porozmawiać.

– Czy moja krew może ci pomóc? – spytał ocierając łzy i spojrzał z pewnością w oczach na zaskoczonego wampira.

– Nie...nie możesz – zaczął się cofać i przez nieuwagę oraz brak energii upadł na kamienna podłogę. Reki chciał do niego podbiec, ale powstrzymała go wyciągnięta dłoń – Nie zbliżaj się.

– Dlaczego?

– Czy wiesz z czym wiąże się ugryzienie? – spytał ponownie łapiąc się za włosy. Po piwnicy poniósł się jego krzyk. Reki przyglądał się jak jego kły wysuwają się i chowają ponownie, również tęczówki zmieniały barwę z rubinów na szmaragdy. Wyglądało to jakby chłopak każdą cząstką ciała walczył ze swoją wampirzą naturą.

– Nie – pokręcił chłopak naprawdę niewiele wiedząc o nadnaturalnym świecie, do którego został wrzucony jakiś czas temu.

– Powstaje więź – powiedział ciężko Langa ostatkami sił starając się pozostać bliższy człowieczeństwu, niż przekleństwu jakim został obdarzony – Wampir i jego ofiara...łączą się...Jeśli cię ugryzę będziesz mój...będziesz robił co ci każę...będziesz mnie lubił...bo więź będzie ci tego kazać...Nie mogę...Nie mogę na to pozwolić...Nie chcę twojej sztucznej przyjaźni...Nie chcę.

Reki z żalem przyglądał się skulonej sylwetce. Do tej pory Langa wydawał mu się idealną figurą wykutą w marmurze. Nawet kiedy się uśmiechał było to stonowane. To był pierwszy raz, gdy chłopak widział w nim, aż tak wiele emocji. I nie podobało mu się to, ponieważ jego przyjaciel nie powinien cierpieć. Powoli zaczął iść w stronę wampira, a kiedy ten to dostrzegł zaczął się cofać. Gdy Langa natrafił na ścianę, Reki przy nim przykucnął i niepewnie złapał go za dłonie, aby ten przestał się krzywdzić. Smutny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Widział przed sobą niemal lustrzane odbicie, kogoś kto wymagał od siebie zbyt wiele, aby nie zawieść innych.

– Więź...jeśli to jedyny minus to nie ma strachu, bo...bo zdążyłem cię już polubić i dlatego tutaj jestem. Jesteś moim przyjacielem Langa – uśmiechnął się radośniej, a w oczach wampira zalśniło zaskoczenie – Przepraszam, że cię zawiodłem.

– Ale co z panowaniem nad tobą? – spytał niepewnie i dalej w szoku.

– Nie wykorzystasz tego przeciwko mnie, prawda?

– Nie! Nigdy bym cię do niczego nie zmusił...Jesteś ważny...zbyt ważny.

– Więc chodź – zanim Langa zdołał zareagować, Reki przyciągnął go do siebie. Jego usta znalazły się w pobliżu szyi chłopaka. Czuł jej słodki zapach, a w uszach niczym wygrywana melodia przepięknie brzmiało serce nastolatka.

Langa starał się jeszcze przez chwilę ze sobą walczyć, ale był zbyt spragniony, by wciąż uciekać przed tym cudownym zapachem. Na początku delikatnie polizał fragment skóry Rekiego, aby po chwili wysunęły się jego kły i jak najostrożniej wgryzł się w chłopaka. Choć był niewiarygodnie głodny to jednak starał się nie skrzywdzić go. Nie wybaczyłby sobie gdyby po raz kolejny doprowadził nastolatka do łez.

Krew, które przepełniła jego usta była słodka i najlepsza jaką przez całe długowieczne życie pił. Niemal jęk przyjemności uciekł z jego ust. Objął Rekiego bliżej siebie tak jak od samego początku pragnął, gdy po raz pierwszy go zauważył. Miał rację, że tylko jeden raz będzie wystarczył, aby w pełni uzależnił się od niego.

Mógłby cieszyć się tym smakiem przez wieczność, ale do jego uszu doszedł dźwięk spowolnionego bicia serca chłopaka. Ze strachem otworzył oczy i spojrzał na twarz nastolatka. Reki patrzył się na niego przymglonym spojrzeniem, na jego ustach błąkał się nikły uśmiech. Langa był przerażony, że pozwolił sobie na zbyt wiele, ale kiedy poczuł na policzku ciepłą dłoń trochę się uspokoił. Wpatrywał się w piękne bursztynowe oczy i zastanawiał się jak można było być tak idealnym.

– Wszystko w porządku? – spytał spokojniej czując jak jego zmysły powracają do równowagi.

– Bez zmian – zaśmiał się słabo chłopak, a Langa wziął go na ręce, bo ciemna piwnica nie była dobrym miejscem na wypoczynek – Chodzić raczej potrafię.

– Jesteś słaby.

– Ale ty już nie – przemknął oczy nastolatek.

– Dzięki tobie. Dziękuję Reki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro