Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Langa ułożył Rekiego na łóżku. Służący Cherry'ego zostali wcześniej poinformowani o przygotowaniu pokoju w najbardziej oddalonej części posiadłości, aby nikt nie zakłócił odpoczynku młodego chłopaka. Pomieszczenie było skromnie, ale elegancko przestrojone obrazami przedstawiającymi kwitnące śliwy. Langa przysunął sobie drewniane krzesło tak, aby postać śpiącego nastolatka mieć na wyciągnięcie ręki.

Słyszał powoli bijące serce, ale nie zmniejszało to jego obaw. Nie pożywiał się od zbyt długiego czasu przez co jego kontrola była mniejsza niż zwykle. Nie skrzywdziłby go jednak i dlatego w ostatnim momencie powstrzymał się. Teraz przyglądał się spokojnej, pogrążonej we śnie twarzy i modlił się, aby nie był to zwykły sen, z którego się wybudzi i znowu otaczać go będzie wyłącznie pustka.

Kiedy tamtej nocy Reki go odrzucił, przestraszył się, nagle wampira zalało zapomniane uczucie. Dotyczyło ono przeszłości, która była niezwykle odległa, ale zaskakująco bliska, gdy rozpacz zaciskała się na krtani dusząc wszelkie słowa jakie chciałby ulecieć. Było to paręnaście lat po jego przemianie. Langa w miarę szybko zaakceptował nową rzeczywistość. Nigdy nie przykładał do niczego zbyt wielkiej uwagi. Zmiana jaka nastąpiła w jego życiu nie była czymś godnym uwagi, bo tak naprawdę nigdy go nic nie cieszyło i nie widział nadziei w zmianie tego stanu. Pojawienie się przed nim Adama było po prostu kolejnym żartem losu skazującym go na wieczne poszukiwanie czegoś czego nie znał, ale w jakiś sposób przyciągało go.

Na początku życie z szalonym wampirem przyprawiało go o ekscytację. Podziwiał siłę, mądrość oraz kreatywność pierwotnego, lecz nie trwało to wszystko długo. Jego stwórca znalazł nowy obiekt zainteresowania i Langa poszedł w odstawkę. Nie zabolało to, ale również nie ucieszyło młodego wampira. Szukanie ratunku na własną rękę, kiedy nie potrafiło się nawiązywać relacji było niezwykle trudne.

Samotność, nuda były truciznami przenikającymi przez każdą komórkę ciała wampira. Wieki tułaczki wyłącznie, dzięki charakterowi Langi nie zakończyły się jego przedwczesną chorobą. Światełkiem na jej uniknięcie stał się Reki i przez te wspólne tygodnie wampir chciał wierzyć, że już zawsze będzie tak – wyłącznie ich dwójka, księżyc górujący na niebie oraz dźwięk jadących desek.

Stało się jednak inaczej po tym jak Langa wyznał prawdę i nagle wszystkie piękne wizje zaczęły rozbijać się niczym lustra, w które uderzały kamienie. Twardymi głazami było każde słowo uciekające z pomiędzy ust chłopaka. Rekiego smutek, poczucie zdrady, strach, przepełniało powietrze wokół nich. Dusiło wampira, ponieważ wiedział, że gdyby tylko nie był potworem, a takim samym nastolatkiem jak jego przyjaciel, to wszystko byłoby znacznie prostsze.

Powrót po tamtej kłótni był dla niego wyłącznie cieniem wspomnień i przebłyskiem obrazów. Zamknięcie w ciemnej piwnicy ratunkiem przed tym, aby powstrzymać się przed pożywianiem się żywymi. Wiara w to, że jeśli nie napije się już niczyjej krwi to może Reki mu wybaczy i zaakceptuje go, tak długo trzymała wampira przy zdrowych zmysłach, aż w końcu znowu mógł ujrzeć swojego słonecznego chłopca.

Zanim jednak pojawił się nastolatek tamte dni w ciągłym pragnieniu były powolnymi torturami. Dla wampira nie było nic gorszego, niż odmawianie sobie picia krwi. Zabijało to nieśmiertelnego wyłącznie na siłach fizycznych. Umysł pogrążał się w popełnionych grzechach i zmuszał do odtwarzania wszystkiego co najgorsze. Pragnienie w ten sposób kusiło, aby zaprzestać karania się. Langa jednak nie potrafił nie piętnować własnej egzystencji, ponieważ ona zraniła pierwszego człowieka, który przyniósł do jego nudnego życia światło. I ujrzał je schodzące powoli po schodach, idące w jego stronę. Poczuł gdy wbił kły w miękką skórę, usta przepełniła krew, a przyjemność stała się uzależnieniem.

Na ustach Langi ukazał się niewielki uśmiech, kiedy ponownie spojrzał na śpiącą twarz chłopaka. Dalej nie wierzył, że on naprawdę był przy nim, pokonał strach i stanął przed własnym koszmarem. Znał historię, gdzie śmiertelnicy wracali z łowcami przepełnieni obawą, że istoty, z którymi do tej pory się przyjaźniły nagle stanowiły zagrożenie. Reki jednak taki nie był. Dobroć, bezinteresowność to tylko jedne z niewielu cech, które opisywały nastolatka.

– Przyniosłem dla niego posiłek jak się obudzi – spojrzał w stronę drzwi. Stał w nich Joe trzymający tackę wypełnioną różnego rodzaju przekąskami tak jakby sam się nie mógł zdecydować co by najbardziej zasmakowało chłopakowi. Powoli nie widząc ze strony wampira niechęci, podszedł do stolika znajdującego się przy łóżku i odłożył jedzenie. Jego spojrzenie również zatrzymało się na śpiącym chłopaku – Wiedziałem, że ci pomoże.

– To było niebezpieczne. Mogłem go zabić.

– Nie pozwoliłbym ci – błysnęły złotem tęczówki wilkołaka.

– Zdążyłbyś?

– Nie sądź, że jak raz ze mną wygrałeś to znaczy, że jesteś lepszy – powiedział mężczyzna i usiadł na skraju łóżka – Stał się twój. Jak się z tym czujesz?

– Nie jest mój – pokręcił głową Langa – Wampiry mogą mieć władze nad swoimi ofiarami, ale nie muszą.

– Nie kusi cię?

– Nie każdy jest takim zboczeńcem jak ty – usłyszeli kolejny chłodny głos, a do pomieszczenia wszedł Cherry, który przelotnie wyłącznie spojrzał na twarze mężczyzn, aby w ostateczności zatrzymać go na dłużej na śpiącej twarzy nastolatka – Powinien się obudzić za parę godzin, ale nie jestem pewien czy uda mu się to przed naszym snem. Będziesz za niego odpowiedzialny Joe.

– Czyżbyś kolejnego szczeniaka przygarnął pod swoje skrzydła? – zaśmiał się wilkołak za co dostał po głowie tradycyjnym, pięknie pomalowanym wachlarzem.

– Czy ja ci wyglądam na przytułek? – warknął, a jego tęczówki zalśniły czerwienią – Po prostu nie chcę, żeby jakiś nadaktywny nastolatek kręcił się po mojej posiadłości. Nie można ufać ludziom.

Langa z Joe spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się delikatnie. Obaj dobrze wiedzieli, że pradawny nigdy by się nie pofatygował ze swoich pokoi, aby dać wyłącznie te instrukcje. Najwidoczniej sam chciał sprawdzić stan zdrowia chłopaka, ale ukrywanie troski było czymś z czego słynął po tym jak po raz pierwszy doświadczył tego uczucia względem wilczego chłopaka, którego znalazł pozostawionego na śmierć w lesie, a następnie przygarnął, żeby teraz samemu nie udusić wilkołaka za niektóre czyny.

– Reki jest inny – powiedział Langa spoglądając na zarządcę terenów. Wiele zawdzięczał Cherry'emu, ale nie w jego stylu było dziękowanie tak samo jak nie w gestii pradawnego przyjmowanie wdzięczności. Obaj woleli w sposób minimalistyczny wyrażać swoje uczucia. Nie zawsze to szło na ich korzyść, ale chcieli wierzyć, że jeśli ktoś miał pojąć o co im chodziło to prędzej czy później robił to.

– Zdecydowanie Reki jest inny – przytaknął Joe.

– Zastanawia mnie – mruknął różowowłosy powoli podchodząc do śpiącego nastolatka – O co z nim chodzi.

– To znaczy? – zmarszczył brwi wilkołak i z uwagą spojrzał na zamyśloną twarz swojego partnera.

– Przyciąga nas wszystkich w pewien sposób – powiedział ostrożnie dobierając słowa samemu po raz pierwszy do końca nie wiedząc, dlaczego pomimo nienawiści względem ludzi tego jednego potrafił tolerować, a nawet dawać teraz schronienie – Jest to niezwykłe dla ludzi. Czy jak piłeś jego krew wyczułeś coś dziwnego?

– Nie – pokręcił głową Langa wiedząc i jednocześnie nie o co chodziło Cherry'emu.

– A jak smakowała?

– Jak...szczęście – powiedział po chwili, a pozostała dwójka mężczyzn wymieniła wyłącznie między sobą zaskoczone spojrzenie. W końcu odpowiedź, którą dał im wampir nie należała do najpowszechniejszych, ale zdecydowanie była w jego stylu.

– A jak smakuje szczęście? – dopytał Joe przyzwyczajony do tego typu odpowiedzi.

– Jak Reki – odpowiedział całkiem poważnie, a pozostała dwójka zdała sobie sprawę, że nigdy nie dostaną odpowiedzi na to pytanie.

– Wiele to nam pomogło – zaśmiał się wilkołak i przeczesał swoją zieloną zbieraninę włosów, które jak zawsze poskręcały się we wszystkie strony tylko dlatego, że zapomniał je upiąć – Może po prostu niektórzy ludzie mają w sobie coś takiego i tyle, albo wszyscy za czymś tęsknimy co on może posiadać.

– Głupota – oburzył się Cherry – Niby ten śmiertelnik może mieć coś czego ja nie posiadam? Mam wszystko.

– A co sprawia ci szczęście? – spytał cicho Langa.

– To... – wampir zawahał się spojrzał na Joe, później na własne dłonie, w których trzymał wachlarz, ponownie na wilkołaka i z oburzeniem wyszedł z pomieszczenia powodując na twarzach pozostałych mężczyzn niewielkie uśmiechy.

– Nigdy nie będzie szczery ze sobą – pokręcił głową wilkołak – Dlaczego to pytanie?

– Wydało mi się dobre – powiedział wyłącznie tyle, choć wiele mógłby o tym prawić. Był jednak zmęczony, zmartwiony i chciałby, aby Reki w końcu otworzył oczy, spojrzał na niego i uśmiechnął się w ten niepowtarzalny sposób.

– Niech ci będzie. Zostawię cię teraz samego. Jak młody się nie obudzi, póki ty tu jesteś to później ja zajmę się jego pilnowaniem, żeby czasem nie miał wielkiego szoku.

Langa tylko kiwnął głową i wrócił spojrzeniem na twarz pogrążonego we śnie Rekiego. Joe z niewielkim uśmiechem jeszcze przez chwilę przyglądał się tej scenie. Już dawno nie widział na twarzy młodego wampira, aż tak wielu emocji. Znał naturę tych istot, zdawał sobie sprawę jak przez te wszystkie wieki tracili to co kiedyś łączyło ich z ludzką naturą. Cieszył się, że ten chłopak mógł w sobie zachować te drobne cząstki. Sam uważał, że życie bez emocji było tylko smutnym przechodzeniem z jednej sceny do kolejnej. To one nadawały koloru i choć często przyprawiały o ból, to jednak w większości przypadków uczyły oglądania świata w zupełnie inny sposób – ciekawszy, pozwalający nieprzerwanie przeżywać przygody.

Wampir pozostawiony ze swoim przyjacielem nie potrafił już ukrywać strachu, który czuł. Dalej prześladowała go wizja budzącego się z krzykiem Rekiego uciekającego przed nim. Langa potrafił wiele przejść, ale nie odrzucenie ze strony osoby, która nauczyła go na nowo pragnąć, bawić się, być lepszym cokolwiek to znaczyło. Do tej pory nigdy nie przejmował się swoim wizerunkiem, czynami – był na nie obojętny. Jednak kiedy zobaczył codzienne starania Rekiego względem rodziny, przyjaciół, samego siebie. Ten chłopak z dnia na dzień chciał się stawać lepszym człowiekiem, powodować uśmiechy na twarzach innych. Langa również miał zamiar podążyć tą drogą byle być bliżej swojego przeznaczenia i szczęścia wiążącego się z tym.

– Langa...

Dźwięk słabego głosu wyrwał go z zamyślenia. Zerwał się z krzesła niemal je wywracając, kiedy zobaczył powoli otwierające się bursztynowe oczy. Piękno ich nie tkwiło w kolorze, ale w tym w jaki sposób patrzyły na niego. Spodziewana nienawiść przepełniona była radością oraz czułością. Wampir nie mógł się powstrzymać. Po prostu przytulił chłopaka, który próbował się podnieść. Wziął go w ramiona jako najcenniejszy skarb. Nie znalazłby przedmiotu, ani kwoty która równałaby się ze wszystkimi dobrami, które posiadał w sobie chłopak.

– Tak bardzo przepraszam – powiedział układając brodę na ramieniu nastolatka, który dalej lekko zaspany starał się oddać uścisk.

– Ale za co?

– Za wszystko – odpowiedział wiedząc, że lista jego grzechów była zbyt długa na ten krótki czas, który pozostał zanim zaśnie.

– Dalej uważam, że nie masz za co – westchnął Reki, a kiedy ciepło jego oddechu dotknęło skóry wampira, ten zadrżał i przyciągnął jeszcze mocniej do siebie nastolatka – Już lepiej z tobą?

– Tak – kiwnął głową, odsuwając się od chłopaka, na którego ustach znajdował się przepełniony niepewnością, ale również radością uśmiech – Dzięki tobie. Dziękuję Reki.

– Następnym razem nie rób sobie tego.

– Nie mogłem pić niczyjej krwi – pokręcił głową.

– Ale teraz już możesz...To dalej dla mnie kosmos...jakiś sen, ale obudziłem się już raz i dalej jesteś, więc chyba muszę przyjąć do świadomości, że istnieją wampiry...i wilkołaki...i pewnie jeszcze wiele innych dziwnych istot...Czy są duchy? – zapytał niepewnie, a Langa parsknął pod nosem widząc ten strach.

– Nigdy żadnego nie spotkałem.

– Kamień z serca – odetchnął z ulgą Reki.

– Ale to nie wyklucza tego, że gdzieś się mogą ukrywać – powiedział poważnym głosem patrząc prosto w oczy przerażonego nastolatka. W końcu jednak nie wytrzymał i roześmiał się – Żartowałem.

– Weź mi nie skracaj życia!

– Przepraszam – uspokoił się i spojrzał na lekko naburmuszonego chłopaka – Joe naszykował dla ciebie jedzenie.

– Chwała wszystkiemu – ucieszył się Reki, a Langa z podziwem przyglądał się jak jego twarz potrafi szybko przenosić się z jednych emocji na drugie. Po raz pierwszy widział taką szczerość w każdym uśmiechu, zmarszczeniu nosa. Z przyjemnością oglądał jak chłopak ze smakiem próbował posiłek. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz coś tak trywialnego sprawiało mu radość, jednak wszystko przy Rekim nabierało zupełnie innych barw – To jest przepyszne.

– Cieszę się, że ci smakuje.

– Langa... – chłopak odstawił na bok tackę i spojrzał na wampira – Czy moja krew...była...dobra?

– Najlepsza – powiedział szczerze z zaskoczeniem przyglądając się jak na policzkach nastolatka powstają drobne rumieńce – Coś się stało?

– Nie! Nic! – od razu zaczął machać rękoma z paniką i z powrotem położył przed sobą tackę z jedzeniem – Tak mnie tylko to zaciekawiło...I w sumie...to będę mógł mieć do ciebie więcej pytań?

– Oczywiście – uśmiechnął się delikatnie, widząc tą niepewność w zachowaniu chłopaka. Nigdy nie spodziewał się, że jego przyjaciel może być tak nieśmiały. Od ich pierwszego spotkania był kulą pozytywnej energii, a teraz zdawał się być przestraszonym stworzeniem stojącym w obliczu drapieżnika. Langa nie uważał się za zagrożenie dla Rekiego, ale mógł być bardzo nieobiektywny w tej kwestii.

– Więc... – mruknął niepewnie – Jak zostałeś...wampirem?

– Zostałem przemieniony.

– Czyli to nie jest tak, że się nim rodzisz?

– Pierwsi byli od początku wampirami – powiedział mając na myśli swojego stwórcę oraz Cherry'ego – Jednak nikt nie wie skąd się wzięli. Czy pojawili się w momencie, kiedy ludzie, wcześniej, a może później.

– Dlaczego ktoś postanowił cię przemienić? – spytał Reki bawiąc się trzymaną w dłoni poduszką, ponieważ nie wiedział na jak wiele mógł sobie pozwolić w tej rozmowie. Nie lubił być nachalnym, ale tym razem sytuacja była wyjątkowa, a chłopak siedzący w jego pobliżu nie był czymś co można było logicznie wyjaśnić.

– Adam...wampir, który mnie przemienił wciąż kogoś szukał. Kogoś kto go zrozumie. Było wielu przede mną, ale wszyscy kończyliśmy tak samo. Zostawiał nas na wieczność szukając dalej.

– Co z nim się stało?

– Znalazł tą jedyną osobę, która go rozumiała, ale sam nie zrozumiał tej osoby...Nie ma ich już. Mój stwórca został zabity, a ten którego wybrał popełnił samobójstwo.

– Jak wampir może umrzeć? – spytał Reki zanim ugryzł się w język – To nie tak oczywiście, że planuję na kogoś zamach! To tak z czystej ciekawości tylko.

– Słońce, broń łowców i nuda.

– Nuda? – zdziwił się chłopak – Ja wiem, że mówi się, że można od niej umrzeć, ale nigdy nie sądziłem, że tak dosłownie.

– Wiele wampirów popada na to chorobę.

– Ale tobie ona nie grozi, prawda? – spytał Reki, a Langa niemal zachłysnął się tą troską jaką nasycony był jego głos.

– Znalazłem moje lekarstwo. Nauczyłeś mnie jak zwalczać ten marazm, w który popadałem. Każdy wieczór, który razem spędzaliśmy zabijał tą chorobę we mnie. Byłeś i jesteś moim ratunkiem Reki.

– Przestań – mruknął zawstydzony chłopak nie przepadając, kiedy ktoś go chwalił – Chciałem mieć tylko partnera do jazdy. Nic więcej.

– A skończyłeś z wampirem...żałujesz?

Reki wbił spojrzenie w siedzącego na krześle obok łóżka chłopaka. Dalej czuł się zagubiony przez całą tą sytuację, dodatkowo senność która go dopadała nie pomagała mu zachować trzeźwości umysłu. Był pewny jednak jednego i to pozwoliło przywrócić na jego usta uśmiech. Nie chciał już niczego żałować. Tamte dni, które spędził w samotności w gorączce utwierdziły go, że nie liczyło się dla niego kim był Langa, ale jak wiele wprowadził do jego życia. Do tej pory Reki był samotny pośród tłumu, ale w tamte wieczory, kiedy byli wyłącznie oni, nauczył się czym była chęć posiadania przyjaciela i tej jednej osoby, która w pełni umiała odnajdywać się w jego własnym świecie, który był ucieczką przed codziennością.

– Gdybym żałował to by mnie tu nie było – powiedział patrząc prosto w oczy zaskoczonego wampira – Może i był to dla mnie szok...dalej jest, ale wiesz co jest najważniejsze dla mnie?

– Jazda na desce – bez zawahania odpowiedział Langa powodując śmiech u Rekiego.

– Tak, ale jazda na desce nie sprawia, aż takiej radości, kiedy robisz to samemu. Najważniejsze jest dla mnie mieć radość z osobą, którą uważam za przyjaciela. Jesteś nim Langa, więc jazda bez ciebie już nie byłaby taka sama. Potrzebuje cię.

– Ja też cię potrzebuję – odpowiedział niemal jak zahipnotyzowany słowami, które usłyszał. Reki mógł sobie nie zdawać z tego sprawy, ale dla niego zabrzmiały one jak wyznanie. Jak coś co zapewniało go w tym, że nieważne co się stanie słoneczny chłopiec zawsze przy nim będzie.

– Czyli jesteśmy skazani na siebie – uniósł do góry otwartą dłoń Reki – No przybij mi piątkę, bo mi tak głupio.

– A! Tak – zreflektował się Langa i uderzył delikatnie swoją dłonią o tą cieplejszą – Wybacz, nigdy tego nie robiłem.

– No to musisz się nauczyć prawdziwego przywitania! Najpierw uderzasz całą dłonią, później pięścią – poinstruował go nastolatek – Spróbujmy.

Langa niepewnie powtarzał gesty Rekiego, aż w końcu całkowicie załapał nowy sposób powitania. Po jego klatce piersiowej rozlało się nieznane do tej pory ciepło. Przejawiało się ono wyłącznie w towarzystwie nastolatka i było tak przyjemne, że wampir najchętniej nie pozwalałby się odsuwać chłopakowi. Nigdy nie spodziewał się, że będzie pragnął bliskości drugiej osoby tym bardziej, kiedy przez większą część swojego życia zawsze stronił od innych.

– Wydajesz się być dalej zmęczony – zwrócił uwagę, kiedy Reki po raz kolejny zasłonił usta, aby ziewnąć.

– Daję radę – machnął dłonią nieprzejęty zbytnio swoim stanem.

– Zbliża się świt – mruknął Langa – Ja też będę musiał zapaść w sen.

– Pójdziesz stąd? – spytał niepewnie Reki.

– A chcesz, żebym tu został? Joe miał do ciebie przyjść, żeby dotrzymać ci towarzystwa – powiedział Langa, ale dostrzegł, że nie pozbawiło to niepokoju u chłopaka – Chcesz, żebym został?

– A możesz?

– Pomieszczenie nie ma okien – powiedział rozglądając się po pokoju – Więc chyba nie ma problemu. Ale jesteś pewien, że chcesz mnie przy sobie? Nie boisz się?

– Do tej pory nic mi nie zrobiłeś, więc wątpię, żebyś zrobił szczególnie przez sen – mruknął Reki robiąc miejsce na łóżku – Chodź.

– Mam się położyć obok ciebie? – spytał niepewnie Langa.

– Powiedziałeś, że nic mi nie zrobisz – uśmiechnął się Reki – No chyba, że gadasz przez sen, albo co najgorsze chrapiesz.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo – powiedział powoli przenosząc się na łóżko. Jak tylko głowę przyłożył do poduszki to do jego nozdrzy uderzył intensywny zapach Rekiego. Z przyjemnością zanurzyłby się jeszcze bardziej w tkaninę, ale wiedział, że musiał się kontrolować i nie powodować dyskomfortu u nastolatka.

– No więc się dowiemy – uśmiechnął się do niego lekko sennym uśmiechem – Dobranoc Langa.

– Dobranoc Reki – powiedział cicho jakby się bał, że to naprawdę był wyłącznie sen, a to ciepło i otaczający go zapach wyłącznie iluzją.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro