Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy Reki się obudził Langa dalej wydawał się pogrążony we śnie. Chłopakowi było jednak ciężko odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ jak się przekonał wampiry nie posiadały pulsu, ani oddechu. Przez chwilę ogarnęła go panika, ale po chwili zauważył drobną zmianę na twarzy przyjaciela i dzięki temu mógł odetchnąć z ulgą. Rozbudzony zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Dalej nie wierzył w to co się wydarzyło, choć powolna świadomość coraz lepiej do niego dochodziła. Wpadł do magicznego, nieznanego świata i ze względu na Langę, który był jego częścią – nie chciał uciec. Po raz pierwszy zapragnął tak bardzo czyjegoś towarzystwa, że niemal wszystkie jego lęki stały się odległym wspomnienie.

– Widzę, że śpiąca królewna już wstała.

– Joe! – ucieszył się chłopak na widok mężczyzny, ale po chwili zasłonił usta i z obawą spojrzał na śpiącego przy nim wampira.

– Spokojnie, do zachodu słońca nic go nie obudzi. No chyba, że wyczuje jakieś zagrożenie, ale z naszej strony raczej to niemożliwe. Dobrze się trzymasz jak na osobę, która dowiedziała się o tym całym cyrku.

– Mówisz? – zaśmiał się Reki wstając z łóżka – Po prostu działa jeszcze na mnie ta adrenalina...Więc wilkołak.

– Dokładnie – uśmiechnął się Joe.

– I czym się różnisz od wampirów?

– No trochę tego jest, ale może przenieśmy się do kuchni. Nie jesteś głodny? – jak tylko skończył zadawać pytanie brzuch nastolatka dał o sobie znać co wywołało rumienieć na twarzy chłopca i rozbawienie u starszego mężczyzny – No więc znamy już nasz cel.

– Wybacz.

– Tak myślałem, że będziesz potrzebował jeszcze trochę pożywienia. Zawsze tak jest. Nie kręci ci się w głowie, ani nic w tym stylu?

– Czuje się dobrze.

Reki ruszył za starszym mężczyzną rozglądając się dyskretnie po korytarzach. Nie wiedział, że w jego mieście była tak duża posiadłość. Wydawało mu się, że znał wszystkie zakamarki, a tu jednak rodzinne strony mogły go dalej zaskoczyć. Zaczął obawiać się ile jeszcze było sekretów, które kryły się tuż zza rogiem. Z jednej strony był fanem odkrywania nowych rzeczy, ale głównie w przypadku jazdy na desce.

Musiał jednak powoli zmieniać swoje myślenie na trochę szersze, w końcu zdawał sobie sprawę, że jeszcze wiele tajemnic trzymał w sobie Langa. Chciał je poznać, aby lepiej zrozumieć przyjaciela. Zaakceptować go w pełni, bo może to była jedyna i niepowtarzalna okazja, aby zyskać kogoś na kim zawsze będzie mógł polegać oraz spędzać czas. Nie było już miejsca na strach wyłącznie na powolne naprawianie tego co się między nimi zepsuło.

Kuchnia, do której weszli była urządzona nowocześnie, w porównaniu do reszty posiadłości. Joe od razu podszedł do lodówki, z której wyjął jakieś składniki. Reki nie znał się na gotowaniu. Lubił jeść, ale nie przyrządzać potrawy. Czasami, kiedy mama była zbyt zajęta coś musiał sam przygotować sobie i siostrom, ale na szczęście były to rzadkie sytuacje. Ogólnie wolał się trzymać z dala, dlatego z fascynacją przyglądał się jak Joe sprawnie kroił składniki. Nawet jego mama nie potrafiła tak szybko operować nożem.

– Zamknij buzię – zaśmiał się mężczyzna nawet nie patrząc na nastolatka.

– Gdzie się nauczyłeś tego?

– Trochę się podróżowało po świecie.

– Dlaczego gotowanie?

– Fascynuje mnie ten cały proces i jako wilkołak mam bardzo wyczulone zmysły, dzięki czemu odkrywam za każdym razem przyjemność z próbowania nowych dań.

– Więc w porównaniu do wampirów nie musisz się żywić czymś...konkretnym?

– Nie muszę, ale nie odmawiam surowego mięsa – puścił mu oczko.

– Czy wszystkie dziwne istoty muszą mieć dziwne upodobania?

– Taka nasza natura – zaśmiał się.

Reki w milczeniu przyglądał się dalszej pracy wilkołaka. Dość mocno wahał się czy powinien zadawać więcej pytań. Nie czuł się na tyle pewnie. W końcu nie znali się długo. Prawie w cale, ale cała ta sytuacja szła zbyt dynamicznie przez co jednocześnie czuł zmieszanie jak i nienasyconą ciekawość. Ciężko westchnął. Nie radził sobie w takich sytuacjach, choć uważał, że i tak nieźle mu szło. Równie dobrze mógł mdleć co pięć sekund na myśl o otaczających go dziwnych istotach.

– Joe...

– No co jest dzieciaku? Nie bój się mówić. Nikt cię tu nie zje.

– Nie zabrzmiało to zbyt wiarygodnie patrząc na wasze upodobania – zaśmiał się.

– Dalej się boisz, że zrobimy ci krzywdę?

Reki spojrzał na swoje splecione dłonie. Siedział przy wyspie blisko mężczyzny i jedyne co w tym momencie odczuwał to podziw względem jego umiejętności. Nie czuł strachu. Było to absurdalne, ale jednak prawdziwe. Nie wiedział czym było to spowodowane. Może był zbyt naiwny, ufny, ale chciał wierzyć, że jego intuicja go nie zawodziła. Joe pomimo swojej postury miał przyjemny uśmiech, troskliwe spojrzenie oraz w tym momencie nawet robił mu jedzenie. Czy było to częścią jakiejś gry? Reki odrzucił ten pomysł. Nie był nikim istotnym kto mógłby im w jakikolwiek sposób zagrozić, nawet nie miałby odwagi, powodu.

– To nie tak – zaczął powoli pod czujnym spojrzeniem wilkołaka – Po prostu...No hej. Jestem zwykłym nastolatkiem jakich pełno i nagle się dowiaduję, że kumpel z którym mi się świetnie jeździ, rozmawia jest wampirem...No to nie jest normalne. No i ty. Gościu, którego raz widziałem nagle informuje mnie, że coś jest nie tak, trzeba szybko ratować...Jestem zagubiony, ale nie przerażony...Dziwne, bo na samym początku byłem. Serio. No kurczę wampiry! Wilkołaki! A teraz...teraz siedzę i czekam na jedzenie.

– Nie możesz narzekać na nudę.

– Nie mogę – przytaknął z delikatnym uśmiechem Reki – Ale wy chyba też.

– I tu jest różnica między ludźmi a nami – powiedział Joe wyciągając patelnię, aby podsmażyć pokrojone składniki – Długie życie bywa bardzo nużące. My wilkołaki starzejmy się wolniej niż ludzie i nie cierpimy tak bardzo jak wampiry, ale uwierz mi, że ich zabija ta długowieczność. Czas płynie, a oni stoją w miejscu.

– Dlaczego więc nie... – Reki ugryzł się w język, ale Joe musiał zrozumieć o co chciał zapytać, bo dał odpowiedź na to niewypowiedziane pytanie.

– Wszyscy się boją śmierci. Nieważne kim jesteś. Nieznane jest tak samo przerażające. Wydaje mi się, że wampiry mogą jeszcze bardziej się jej obawiać, ponieważ z nas wszystkich byli jej najbliżej. Aby zmartwychwstać trzeba najpierw umrzeć. Ale nie rozmawiajmy może o dołujących sprawach. Zaraz kończę mój pokaz i jestem ciekawy twojej opinii. Naprawdę dobrze jest mieć w końcu dla kogo gotować.

Reki nie mógł się zbyt długo cieszyć posiłkiem oraz rozmową z Joe. Telefon, który został podłączony do ładowarki dał mu znać o wielu nieodebranych wiadomościach od mamy i wiedział, że był już martwy. Nawet kiedy włóczył się nocami to jednak zawsze starał się wracać w takich godzinach, żeby jego ucieczki były wyłącznie niewielkimi figlami. Tym razem jednak dochodziła godzina czternasta, a on w pośpiechu szykował się do opuszczenia wielkiej posiadłości przy akompaniamencie śmiechu wilkołaka.

– To naprawdę nie jest śmieszne! – oburzył się Reki poprawiając bandanę na głowie.

– Wróć tutaj po zmroku...jak oczywiście przetrwasz spotkanie z mamą.

– Obawiam się, że to będzie ciężki bój.

– Powiem Landzie, że będziesz jednak...tak na wszelki wypadek, żeby się nie martwił.

– Przeproś go, że nie mogłem zostać do momentu, aż się obudzi.

– Na pewno przekażę mu te słowa – pomachał do niego Joe – Ostrożnej drogi.

– Na razie!

...

Langa nie chciał otworzyć oczu, ponieważ wiedział, że nie było przy nim Rekiego. Leżał w pościeli dalej przesyconej zapachem promieni słonecznych i nie myślał o niczym jak o cieple, które jeszcze parę godzin temu było po drugiej stronie łóżka. Nigdy nie sądził, że czyjaś obecność będzie tak właściwa. W słuchiwanie się w oddech Rekiego, powolne bicie jego serca było uzależniające – podobnie jak smakowanie tej słodkiej krwi. Langa przez wieki spróbował już wielu ofiar, ale to był pierwszy raz, kiedy pożywianie wydało się tak dobre. Chciałby móc wziąć więcej, jednak to zagrażałoby jego przyjacielowi. Z dwojga złego wolał dalej walczyć z pragnieniem, niż skrzywdzić kogoś tak cudownego kto nie bał się mu dać drugiej szansy.

– Wstawaj – poczuł na swoim ramieniu drobne szarpnięcie. Niechętnie otworzył oczy i spojrzał na chłopaka przed sobą.

– Miya – mruknął sennie.

– Ogarnij się, bo Reki ma się niedługo pojawić.

– Reki! – wampir zerwał się co wywołało wielkie rozbawienie u młodszego wampira. Langa niepewnie spojrzał na niego obawiając się, że dał się ponieść zbyt wielu emocjom – Żartujesz?

– Nie – pokręcił głową – Serio ma niedługo się zjawić. Słyszałem od Joe, że dostał szlaban, ale jakoś udało mu się wymknąć.

Langa uśmiechnął się. Nie mógł się doczekać, aż znowu go zobaczy. Wszystkie jego myśli głośno krzyczały imię nastolatka. Kochał je, ponieważ kojarzyło mu się z czymś dobry, ciepłym, bezinteresownym. Podążając za Miyą czuł podekscytowanie, tak jakby adrenalina buzowała w nim po dużym wysiłku. Dalej nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Reki go nie zostawił, wybaczył mu, a nawet chciał dalej utrzymywać ich znajomość. Chciał mieć go już blisko. Znowu poczuć słoneczny zapach. Ujrzeć uśmiech, który przyćmiewał wszystkie klejnoty świata. Nie pojmował do końca tego co się z nim działo, ale to nie było istotne, kiedy już niedługo miał znowu stanąć twarzą w twarz ze swoim przeznaczeniem.

– No i wstał nasz książę – zawołał radośnie Joe.

W tradycyjnym, japońskim salonie, oprócz niego nie mogło zabraknąć Cherry'ego, który bez większych emocji przeglądał jakieś zapiski. Rzucił tylko krótkie spojrzenie młodszemu wampirowi. Langa przywykł do takiego zachowania, dlatego bez większej krępacji zajął wolne miejsce na poduszkach. Miya usiadł obok niego wyciągając z kieszenie grę, której dźwięk wypełnił pomieszczenie. Langa nie przepadał za tego typu rozrywką, ale co jakiś czas zerkał na niewielki ekran. Nie mógł się jednak skupić nawet na tym. Wciąż nerwowo stukał palcami o tatami.

– Zaraz zrobisz w nich dziury – usłyszał głos różowowłosego.

– Przepraszam.

– Przyjdzie – wtrącił się Joe – Obiecał.

Langa uśmiechnął się delikatnie. Większego zapewnienia nie potrzebował. Czas upływał zbyt wolno, ale kiedy w końcu pojawiła się służąca zapowiadająca przybycie Rekiego nie potrafił powstrzymać ekscytacji. Zerwał się z miejsca i jak tylko czerwonowłosy przekroczył próg on znalazł się już przy nim. Bursztynowe oczy wpatrywały się w niego z tą samą radością co na początku ich znajomości. Przywitali się w sposób jaki tylko oni robili i czas się zatrzymał. Gdy Langa dotknął tej ciepłej skóry zdał sobie sprawę, że żaden inny człowiek nie miał jej tak idealnej. Rekiego dłonie były pokryte bliznami, zranieniami, ale były to piękne znaki tego w jaki sposób potrafił oddawać się pasji. Kochać coś...czy i kogoś z takim zaangażowaniem by potrafił?

– Reki – oderwali oczy od siebie i przenieśli je na czarnowłosego.

– Jesteś tym dzieciakiem z wtedy!

– Jestem starszy od ciebie – mruknął Miya.

–Wybacz, ale ciężko mi w to uwierzyć – zaśmiał się Reki, a kiedy to zrobił na twarzy każdej ze zgromadzonych osób pojawił się delikatny uśmiech. Tak jakby chłopak posiadał nad nimi władzę – Dzięki za wtedy. Bardzo mi pomogły twoje słowa.

– Nie ma za co – powiedział wyraźnie zawstydzony.

– Jak jesteśmy już wszyscy to przejdźmy do konkretów – miłą atmosferę przerwał poważny ton głosu Cherry'ego – Kyan Reki.

– Tak! – Langa spostrzegł jak ramiona chłopaka spinając się. Nie podobało mu się to, ale wiedział też, że nie istniało żadne zagrożenie ze strony starszego wampira. Poza tym zawsze w przypadku ochrony Rekiego miał po swojej stronie również Miyę. Obaj stali na tyle blisko, aby zareagować w każdym momencie.

– Nie lubię się bawić w niedomówienia, więc będę mówił konkretnie i na temat. Dowiedziałeś się o naszej tajemnicy i akceptuję ten fakt patrząc na to, że masz poparcie większości. Nie zmienia to jednak faktu, że od teraz obowiązywać cię będę reguły, których złamanie może się skończyć twoją śmiercią.

– Śmiercią – wyszeptał coraz bardziej przerażony chłopak.

– Dokładnie – oczy wampira błysnęły czerwienią, a atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała – Jestem odpowiedzialny za moją rodzinę. Ruch przeciwko nim to ruch przeciwko mnie. Dlatego też kategorycznie zabraniam ci mówić komukolwiek o naszym istnieniu. Jeśli dowiem się, że jakakolwiek informacja została ukazana opinii publicznej to osobiście urwę ci głowę i sprawię, aby każdy głupiec zastanowił się dwa razy czy jest sens z nami zaczynać.

– Rozumiem – powiedział drżącym głosem Reki. Langa podszedł i ułożył dłoń na jego plecach, aby dodać mu trochę otuchy – Czy coś jeszcze?

– Nie – odpowiedział spokojnie wampir otwierając piękny wachlarz.

– Czyli to tylko tyle? – upewnił się.

– Tak.

– Myślałem, że umrę! – cała czwórka z zaskoczeniem spojrzała na chłopaka, który osunął się na podłogę i był blady jak ściana – Nie straszcie mnie tak więcej.

– Nie ignoruj tych ostrzeżeń – podkreślił Cherry.

– Spokojnie – uśmiechnął się chłopak do zaskoczonego wampira. Cherry budził grozę nawet wśród własnego gatunku, dlatego nie był przyzwyczajony, aby ktoś spoza rodziny okazywał mu tak wiele ciepła – Nie mam powodu z nikim innym rozmawiać o tym. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciele nie wygadują swoich sekretów.

– Co za prostolinijne dziecko – westchnął pradawny ukrywając niewielki uśmiech zza wachlarzem – Możecie się rozejść. Róbcie co chcecie tylko, żeby nikt więcej nie dowiedział się o tym wszystkim.

Langa oraz Miya nie czekali zbyt długo, aby wyciągnąć Rekiego z salonu. Obaj mówili na raz próbując uzyskać uwagę rozbawionego nastolatka. W końcu skończyło się na tym, że cała trójka wybrała się razem ze swoimi deskami do pobliskiego parku. Okazało się, że najmłodszy z wampirów również nauczył się jeździć podpatrując ich ćwiczenia. Nastolatek nie mógł wyjść z podziwu, kiedy ujrzał drobny pokaz umiejętności Miyi. Langa nie chcąc pozostać w cieniu, również pokazał jak wiele nauczył się przez ten krótki okres czasu i Reki nie wiedział czy był to naturalny talent, czy jakieś zdolności istot nadnaturalnych.

– Ale wam zazdroszczę – powiedział szczerze z lekkim uśmiechem spoglądając na swoją deskorolkę – Robicie takie rzeczy, które ja się uczyłem po kilka miesięcy.

– Miałem dobrego nauczyciela – podszedł do niego Langa i usiadł obok. Miya stał trochę w dalszej odległości zdając sobie sprawę, że Reki nie należał do niego. Musiał zadowolić się wyłącznie takimi momentami, ponieważ nie miał szans w walce ze starszym oraz bardziej doświadczonym wampirem – To wszystko dzięki tobie Reki.

– Cicho – mruknął ukrywając twarz w dłoniach, aby nie zdradzić swoich zarumienionych policzków – Nie chwalimy o takie głupoty. Zakazuję.

– Ale ja lubię mówić dobrze o tobie. Jesteś wspaniały, wiec dlaczego mam milczeć w tej sprawie?

– Czy ty nie masz żadnego wstydu? – spytał dalej onieśmielony chłopak.

– Nie wiem.

– Jest po prostu nieświadomy jak brzmią te słowa – wtrącił Miya bawiąc się w utrzymywanie balansu na desce – Ale zdecydowanie są prawdziwe, więc lepiej je przyjmij, bo nie skończy.

– Ok, ok przyjąłem do wiadomości – westchnął Reki i spojrzał na dalej wpatrzonego w niego niczym w ósmy cud świata Langę – Jestem wspaniały.

– Tak – uśmiech na twarzy wampira poszerzył się i niemal przyćmił wszystkie gwiazdy znajdujące się na niebie.

– Czy bycie wampirem wiąże się z byciem super przystojnym? – mruknął Reki – Żadne z was źle nie wygląda.

– Może być to spowodowane tym, że często przemiany są wywołane miłością – powiedział Miya. Rekigo uwagę przykuł smutek z jakim chłopak to powiedział – Obsesja, żądza, strach przed utratą. To powoduje, że inny wampir stara się przemienić kogoś. Te miłości są jednak płytkie. Wynikające z czegoś ulotnego i kończą się po tym jak już przemiana się dokonuje...Jeśli ktoś naprawdę by kochał to nie skazałby ukochanej osoby na ten los.

Reki nigdy nie zastanawiał się nad miłością. Uważał, że jego nie dotyczyła – przynajmniej ta romantyczna. Zawsze oddawał się pasji, rodzinie, przyjaciołom. Nie mógł więc postawić się na miejscu kogoś kto kochał. Nie wiedział czy wieczność była czymś dobrym dla tego uczucia. Wydawało mu się, że jak chciało się z kimś być to i upływ czasu nie robił znaczenia. Z drugiej strony życie ludzkie było bardziej ulotne. Miłość mogła trwać raptem parę lat, miesięcy zanim zostałaby zniszczona przez śmierć jednej ze stron. U wampirów musiało to wyglądać inaczej. Czym dla nich to było, kiedy wiedzieli, że trudno było pozbawić ich życia?

– Też tak uważasz? – spytał do tej pory milczącego Langę.

– Nie kochałem.

– Więc nie jestem w tym sam – powiedział odchylając głowę do tyłu, aby spojrzenie wbić w bezchmurne, granatowe niebo. Wydawało się on być dzisiaj wyjątkowo blisko. Tak jakby wystarczyło wyłącznie wyciągnąć dłoń, aby ukraść jedną z gwiazd – Może coś w tym może być, że wieczność zabija uczucie. W końcu jak się ma pewność, że czegoś się nie straci z byle słabości, to nie szanuje się tego jakoś bardzo. Ale jakbym wziął pod uwagę jazdę na desce, którą kocham to taka wizja wiecznej jazdy byłaby świetna.

– Nawet jakbyś przez wieki nauczył się wszystkiego co byś mógł? – spytał go Miya i chłopak przeniósł spojrzenie na smutne, zielone oczy.

– Tylko, że w desce nie chodzi wyłącznie o naukę nowych, super trudnych trików. Tu chodzi o zabawę, spotykanie nowych ludzi, ściganie się z nimi...ale znowu gadam z mojej perspektywy. Nic nie wiem o wieczności i może masz rację, że w końcu bym się tym znudził...nie chciałbym chyba nigdy poczuć jak to jest przestać kochać coś co przez tak długi okres czasu dawało wolność.

– Ale na razie nie musisz się dołować – przykucnął przed nim Miya i uśmiechnął się – Na twoje szczęście jesteś człowiekiem, więc prędzej umrzesz niż przestaniesz kochać jeździć.

– No dzięki ci – zaśmiał się chłopak – Wiesz jak pocieszyć człowieka.

Langa w milczeniu przysłuchiwał się temu wszystkiemu. Reki był istotą ludzką i choć do tej pory to wiedział to w tym momencie ten fakt uderzył w niego mocniej. Nie żył tak długo jak oni. Był również bardziej zmienny. W tym momencie był z nimi, ale za jakiś czas może postanowi ich zostawić. Będzie zmęczony nocnymi wizytami, bo był dzieckiem światła, a oni wyłącznie potworami zamieszkującymi mrok.

Wampir pojął, że ograniczony czas wyłącznie wzmocnił jego pragnienie. W końcu nie wiedział jak długo będzie mógł się cieszyć tym promiennym uśmiechem, radosnym głosem i słodką krwią. Zdał sobie sprawę jak ulotną istotę w pewien sposób umiłował, bo nie chciał określać tego miłością. Jeśli ona powodowała, że wampir skazywał na wieczną tułaczkę wybraną osobę to prędzej wolałby się samemu zabić, niż zrobić coś takiego Rekiemu. On był stworzony do życia, a nie błąkania się po pustce, w którą popadały nieśmiertelne istoty.

– Langa – wybudził go z zamyślenia głos przyjaciela. Spojrzał na wyciągniętą dłoń. Nawet nie zarejestrował, w którym momencie Reki wstał – Urządźmy wyścig!

– Jasne – pokiwał głową, ponieważ przez ten czas, który mieli chciał widzieć wyłącznie uśmiech na twarzy tej jedynej i cennej dla niego osoby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro