ᴅʏᴍ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Lekki wietrzyk uniósł pasma jego czarnych włosów i dym wydobywający się z ust. Powietrze wpadło pod za dużą białą koszulę, śmiesznie ją nadymając, ale chłopakowi to nie przeszkadzało. Był zbyt oczarowany panoramą nocnego miasta z balkonu, na którym stał i smakiem palonego zioła. No, może bardziej tym drugim niż pierwszym, bo jego umysł został już lekko zamglony przez używkę.

Zanim zaciągnął się po raz kolejny, odetchnął głęboko rześkim powietrzem, a potem przymknął oczy. Mimo to nie spowiła go ciemność, bo wciąż majaczyły mu za powiekami światła miasta i błyski z kolorowych billboardów. I tak to kochał. Kochał miasto, wysokość, zioło, echo tętniących życiem ulic daleko pod sobą i pewnego chłopaka, który właśnie stanął za zasłoną w progu balkonowych drzwi i uważnie przyglądał się Rayowi.

— Wydawało mi się, że już rozmawialiśmy na temat palenia — powiedział, a jego głos poniósł się echem, jak po pustej, nieskończonej powierzchni, a może to brunet słyszał to w taki sposób przez, do połowy wypaloną, używkę. W każdym razie słyszał, nieważne jak, ale mimo to nie zamierzał się odezwać czy chociażby odwrócić w stronę Normana.

A wyższy wiedząc doskonale, że ze swojej obecnej pozycji nic nie wskóra, podszedł do Raya i stając za nim, przytulił go od tyłu. Ku jego uciesze brunet przynajmniej go nie odepchnął.

— Nie wolisz wrócić do środka? Nie jest zbyt ciepło, przeziębisz się — powiedział troskliwie, ale znowu odpowiedziała mu głucha cisza. Ray kompletnie nie zwracając na niego uwagi, znowu się zaciągnął, a potem powoli wypuszczał dym. Dalej się gniewał. — Przepraszam. Bardzo przepraszam, Ray. Nie kłóćmy się już, dobrze?

— To ty zacząłeś — mruknął oschle Ray, a potem poczuł, jak Norman opiera swoje czoło na jego ramieniu.

— Ja zwróciłem ci uwagę. Ty zacząłeś krzyczeć — naprostował spokojnie białowłosy, co spotkało się ze zdenerwowanym prychnięciem niższego. A już zdążył się uspokoić.

— Jeśli zamierzasz mnie teraz obwiniać, nie potrzebnie przepraszałeś. Możesz darować sobie i wrócić do łóżka.

— Ciągle jesteś na granicy wybuchu. Przyszedłem, żeby na spokojnie z tobą porozmawiać — odparł Norman, a potem westchnął ciężko i rzucił okiem na blanta, którego Ray trzymał w palcach. — Wiesz, że nie lubię, jak palisz to świństwo — dodał cicho, mocniej przytulając bruneta, żeby poniekąd ogrzać go, ale i siebie. Mimo tego, co powiedział, to z ich dwójki właśnie jemu groziło szybsze rozchorowanie się, już od dziecka cierpiał na słabą odporność i na przekór zapewnieniom lekarzy, nie wyrósł z tego, mimo że miał już dziewiętnaście lat.

— A ja nie lubię kiedy mi ciągle zwracasz uwagę. Zupełnie jakbym był gorszy — mruknął brunet, ale teraz już całkiem spokojnie. Może nawet za spokojnie jak na niego, jakby z cieniem zrezygnowania pobrzmiewającym w zachrypniętym głosie.

— Bzdury. Nigdy nie będziesz gorszy — odparł od razu Norman. Chwilę później Ray westchnął ciężko, a potem odwrócił się tak, aby być przodem do swojego chłopaka i wieloletniego przyjaciela. — Martwię się, dlatego zwracam ci uwagę — dodał, czując przypływ nowej energii do ciągnięcia tej rozmowy, skoro Ray wykazał jakieś zainteresowanie.

— Zupełnie jakbyś był moim rodzicem. Denerwuje mnie to — wyznał brunet. Po raz pierwszy od dawna na spokojnie powiedział o tym, co czuje, i nie o miłych czy przyjemnych emocjach, a właśnie o tych trudnych, co białowłosy od razu dostrzegł i docenił jako krok do przodu w ich relacji. Ray czasem był bardzo skomplikowany i często trzeba się było domyślać, o co mu chodzi.

— Jesteś dorosły i nie musisz się słuchać rozkazów rodziców. Ja proszę cię tylko o wysłuchanie, jako ktoś, komu bardzo na tobie zależy. Wiesz, że chcę dobrze — powiedział Norman, a potem posłał Rayowi delikatny uśmiech. Chłopak spuścił wzrok z błękitnych oczu partnera, w których na pewno odbijałyby się gwiazdy, gdyby nie fakt, że niebo zostało przysłonięte przez chmury.

— Przepraszam, że się uniosłem — mruknął.

— W porządku. Wybaczam — odparł Norman, a potem jego dobry humor został przygaszony i ze zrezygnowaniem przyglądał się, jak Ray wkłada koniuszek używki do ust, potem się zaciąga, a potem doznał lekkiego zaskoczenia, kiedy brunet wyrzucił jeszcze całkiem użytecznego skręta za barierkę. Już chciał go pochwalić, kiedy ten dmuchnął dymem prosto w jego twarz.

— Ograniczę — oznajmił, uśmiechając się niemrawo. Doskonale wiedział, że to będzie droga przez mękę, ale jeśli ma to uszczęśliwić Normana, to był w stanie podjąć tę walkę. Białowłosy w końcu mógł odetchnąć, bo wiatr rozgonił dym.

— Czasem jesteś nieznośny, ale nie mogę cię nie kochać — odpowiedział, odwzajemniając uśmiech, a potem korzystając, że jego dłonie wciąż są na talii Raya, teraz przyciągnął go jak najbliżej do siebie i pocałował.

— Prawie jak z filmów romantycznych — zaśmiał się brunet, kiedy się do siebie odsunęli. Czuł wewnętrzny spokój, że pogodził się z Normanem. Mimo że nie kłócili się za często, a na pewno nie tak często jak by mogli, to zawsze kiedy to następowało, stawał się jeszcze bardziej poddenerwowany, chociaż mogło to być też wynikiem używek.

— Wracajmy do łóżka, zimno mi — odparł Norman, po tym jak jeszcze raz złożył krótkiego, czułego buziaka na ustach bruneta, po czym złapał go za rękę i pociągnął w stronę balkonowych drzwi. 
_________________________________________

Kocham Norray i szczerzę mówiąc ubolewam, że nie ma więcej ff z nimi, dlatego postanowiłam dołożyć swoją małą cegiełkę.

Dzisiaj jest pierwszy dzień maratonu, który trwa na moim profilu i do wtorku codziennie będą pojawiać się nowości. Nie tylko one shoty, ale też ff m.in Eruri, także zapraszam wszystkich <3

Zostawcie gwiazdę, jako motywację, dla Raya, który tak dzielnie chce rzucić zioło ;)

Do usłyszenia w następnych pracach!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro