2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Najgłupsze jest to że przegraliśmy wtedy tylko dla tego że skończyły nam się zapałki. - Opowiadał mocno rozemocjonowany Polska, żywo gestykulując. - zaczęliśmy podpalać więc jedną butelkę, od drugiej i tak wyrzuciliśmy je praktycznie wszystkie na raz, żeby nie po wybuchały po naszej stronie barykady.

- Zawsze mogliście rozpalić jakiś ognisko od niego podpalać. - Wzruszyła ramionami Słowacja, na co Polak pokręcił przecząco głową.

- Padało tak mocno że ledwo udało nam się zrobić miejsce w którym mogliśmy podpalać od zapałek, kiedy benzyna zaczynała się palić to płonęła nawet w deszczu, ale nie mogliśmy jej marnować na robienie "ognisk".

Słowacja nie wydawała się być usatysfakcjonowana jego tłumaczeniem, postanowiła jednak dać mu już spokój. Właśnie przekraczali próg jakiegoś londyńskiego pubu. Gdy tylko grupa przyjaciół weszła do pomieszczenia, natychmiast uderzyło w nich ciepło, jakby właśnie wpakowali się do rozżarzonego kominka. Na zewnątrz było zimno, i co niezwykłe jak na Londyn, nie padało, ale wszechobecna mgła, wspomagana wiatrem skutecznie potęgowała wrażenie że zimno przenika aż do kości.

Czwórka Słowian postanowiła wykorzystać ostatnią okazje na kulturalne spędzenie wieczoru, przed powrotem na własne zrujnowane ziemie. Odbudowy wewnątrz kontynentu trwały, ale poruszały się bardzo mozolnie. Długo to jeszcze potrwa zanim w Czechach, Słowacji, na Węgrzech czy w Polsce, będzie można znaleźć jakiś bezpieczny kąt do mieszkania. O ciepłej knajpce i dobrym piwie nie wspominając.

Zajęli stolik w pobliżu baru i zamówili po kuflu piwa.

- Składamy się? - rzucił Czech, jak na zawołanie wszyscy wstali z miejsc przetrząsają kieszenie odzieży w poszukiwaniu pieniędzy.

- Nie kolorowo. - przyznał Węgry, patrząc na pieniądze na blacie.

- A jeszcze przydałoby się opłacić za coś jakąś kwaterę na dzisiaj. - Skrzywił się Polska. - Nie mam nic przeciwko spaniu na dworcu, bo to i tak lepsze niż kanały, ale już widzę te nagłówki "Polityczni reprezentanci Słowian w schronisku dla bezdomnych"

Zapadła cisza. Najwidoczniej nikt o tym wcześniej nie pomyślał. Słowacja przebiegła po nich nasyconym dezaprobatą spojrzeniem.

- Mam pokój w hotelu niedaleko. - Zaproponowała w końcu. - Jednoosobowy, ale jest jeszcze fotel, kanapa i puchaty dywan.

W jej stronę powędrowały trzy błagalno-wdzięczne spojrzenia.

- Oh, nawet nie pytajcie. - Westchnęła przewracając oczami.

- Jesteś wielka. - Wyznał Polska siadając na swoje miejsce.

- Oczywiście jeżeli nie chcesz.. - Dodał szybko Czechy ale Słowacja uciszyła go jednym krótkim spojrzeniem.

- Nie rób przedstawienie. I tak bym was przyjęła. - Skomentowała krótko, utrzymując chłód w spojrzeniu, do puki nie prześliznęło się ono w kierunku dwóch pozostałych.

- Więc.. jak tam życie? - Zagadnął Węgry, bo od krótkiej wymiany zdań między skłóconym rodzeństwem nikt się nie odzywał, a cisza powoli zaczynała być denerwująca.

- Szczerze? Chujowo. - Westchnął Polska, odchylając się do tyłu, kiedy jego plecy zetknęły się z oparciem kanapy skrzywił się nieznacznie. - Po Jałcie całą Europa to jeden wielki pierdolnik, ale dalej mam wrażenie że oberwałem najbardziej - Narzekał. - Wszystko trzeba przestawić, z prawa na lewo i do tego dostałem jeszcze jakieś kurwa germańskie ruiny. - Zacząć się denerwować. - Już pierdolić że germańskie, ale po tym jak Armia Czerwona tamtędy przeszła nie został z tego kamień na kamieniu, i jeszcze ta Warszawa.. - Westchną ciężko, nie dokończywszy myśli oparł głowę na dłoni.

- Tak to jest jak pomagasz aliantom. - Skwitował kwaśno Czechy. - Pomagasz, a jak przychodzi co do czego to zostawią cie na lodzie.

- Jak to jest że największe skurwysyny zawsze dostają najwięcej władzy? - Spytał bardziej sam siebie Węgry.

- Może dla tego że są skurwysynami. - Odpowiedziała Słowacja, mrużąc oczy, co sugerowało że zaraz padnie jakiś filozoficzny wywód. - Nie patrzą nigdzie poza czubek własnego nosa, mają w dupie dobro innych i skupiają się tylko na sobie, przez co łatwiej im o siebie zadbać.

- Czyli egoiści mają najlepiej w życiu? - Zapytał z wątpliwością Polska.

- Łatwiej tak, ale czy na pewno lepiej.. - Zaczęła rozważać. - W końcu są całkiem sami, pomyśl, poszedłbyś do herbaciarza tylko po to żeby nacieszyć się jego towarzystwem?

Polska samą propozycją takiego rozwoju wydarzeni wydawał się całkiem rozbawiony, podobnie reszta.

- Ale on musi mieć smutne życie. - Stwierdził Węgier.

W tym momencie do ich stolika podeszła barmanka, wrażenie utykając na lewą nogę, rozlewając przy tym pianę po tacy. Postawiła trunki na stole. Czwórka Słowian wgapiała się w nią w milczeniu, jakby chcieli coś powiedzieć. Słowacja wywróciła oczami.

- Thank you. - Rzuciła szybko, z przepraszającym spojrzeniem, w odpowiedzi otrzymała krótkie skinienie głowy.

- Znasz angielski? - Zdziwił się Czech.

- Kilka podstawowych słówek. - Pochwaliła się na moment zapominając o tym kto zadał pytanie, kiedy tylko jej spojrzenie skierowało się w stronę rozmówcy uśmiech natychmiast zgasł a spojrzenie na powrót oziębło.

- No to za egoistów. - Ogłosił Węgry, podnosząc kufel. - Bo to smutasy bez przyjaciół i pewnie nikt nie pije za ich zdrowie.

- Ich zdrowie. - Zakrzyknął Polska.

Rozbrzmiał dźwięk zderzające go się szkła. Na moment biesiadujący zamilkli, delektując się jasno bursztynowym, musującym napojem. Słowacja oderwała się od kufla gdy pianka zaczęła ciec jej po brodzie.

- Słabe. - Oceniła, ocierając usta wierzchem dłoni.

- Nie narzekaj, w domu takich rarytasów nie dostaniesz. - Zaoponował Czechy.

Węgry i Polska również odłożyli na chwilę szklane naczynia.

- Czekaj, czy my właśnie wypiliśmy za zdrowie WB? - Polska wydawał się być zdziwiony własnymi słowami

- Być może.. - Węgry brzmiał jakby sam do końca w to nie wierzył. - Może potraktuje to jako jakąś "ofiarę", wiesz, my wypijemy jego zdrowie, a on przyspieszy zakończenie tego pierdolnika.

Polska pokręcił przecząco głową.

- Raczej wątpię, i tak nawet się o tym nie dowie, a co do tego pierdolnika to raczej nie skończy się jakoś szybko.

- Ciekawe, co mu, w ogóle, strzeliło do głowy. Rozumiem że na starość mogło mu coś paść na mózg, ale żeby bawić się w sądy z Trzecią-Kurwa-Rzeszą, to już jakaś przesada. - Zaczął rozemocjonowanym głosem Czechy, zrezygnował jednak z dłuższego wywodu na rzecz ponownego przyssania się do kufla, dopinając do połowy.

- Taa coś ewidentnie jest nie tak, i raczej wątpię że on to robi nieświadomie. - Dodała zamyślona Słowacja. - coś kombinuje, pytanie tylko co.. Rzesza nie ma już żadnej władzy, nie jest też nikomu potrzebny i ,z tego co wiem, jest na tyle ranny że pewnie umrze zanim ta sprawa dojdzie do skutku.

- Co? - Polsce prawie poszła piana nosem. Słowacja spojrzała na niego, bez słów zadając pytanie, która część jej wywodu tak go zadziwiła. - Co mu się stało, przecież oficjalnie mówili że był aresztowany?

- Jeżeli przez aresztowanie rozumiesz "Ostrzelanie jego ostatnie bunkra, w którym się ukrywał, z czołgów radzieckich" to tak, masz rację.

Szok nie znikną z jego twarzy.

- Myślałem bardziej o czymś jak, wyprowadzenie go w kajdankach. - Mruknął w końcu. - Skoro brali w tym udział czerwonoarmiści, nie dziwię że to się tak skończyło.

- Podobno jeszcze zanim bunkier się zawalił, z nimi wszystkimi w środku, on strzelił sobie w łeb. - Dodał od siebie Węgry, widząc zdziwione spojrzenia pozostałych dopowiedział - Austria mi opowiadała, mówiła że leży w jednym z jej szpitali, atak był blisko jej terytorium więc przewieźli do niej wszystkie ofiary.

- Widziałeś go? - Zaciekawił się Czechy.

- Nie, i ona też nie. To tylko informacja. - Zaprzeczył i pociągną spory łyk piwa.

- Ehh co za bałagan. - Westchnął Polska przejeżdżając palcami po wierzchu szklanego naczynia w zamyśleniu.

- Ale szczerze to nie wiem jak wy ale mnie to nie obchodzi. - Znów zabrał głos Węgry. - Marze tylko o tym żeby wrócić na swoje śmieci i trochę tam ogarnąć bo nie wiem jak wy ale u mnie to nie wygląda za dobrze.

W odpowiedzi usłyszał trzy zsynchronizowane westchnienia, mówiące więcej niż tysiąc słów.

- Taa.. już jebać tą całą zemstę, niech se robią z nim co chcą, ale jak słyszałem to całe pierdolenie o "sprawiedliwości" to myślałem że mnie coś trafi. - Zadeklarował Czech.

- Niby wojna się skończyła, powinniśmy świętować a nie robić z tego taką aferę. - Dodał Polska.

- Cholerni alianci. - Dołączył się Węgry.

- No cóż, nic na to nie poradzimy. - Słowacja rozłożyła bezradnie ręce. - Jak to ujął nasz drogi herbaciaż "róbcie co każe bo inaczej USA wam nie pomorze"

- Ciekawe jak to w ogóle będzie wyglądać. - Zamyślił się Czechy. - Cywilizowany, demokratycznych sąd nad psychicznie chorym masowym mordercą i dyktatorem który pewnie za niedługo umrze.

- I jeszcze Niemcy na adwokata. - Zakpił Węgry. - już to widzę, to będzie jakiś cholerny kabaret.

Wszyscy jak na zawołanie parskneli śmiechem, za wyjątkiem Polski który dalej wpatrywał się tylko intensywnie w swój kufel, błądząc myślami gdzieś daleko w przeszłości.

- Ciekawe jak sobie poradzi.. - Mruknął sam do siebie, jednak te personalne rozterki dosłyszał Węgry i postanowił podchwycić temat.

- Pewnie nie za dobrze, ta sprawa jest z góry przegrana. - Powiedział pocieszającym tonem, klepiąc Polskę po ramieniu.

Ale nie to było jego zmartwienie. Bez względu na to jaki wyrok dostanie Rzesza ta sprawa była mu obojętna. Chodziło o coś innego. Nie przyznałby tego głośno ale martwił się o niego.

Przez długi czas trwania wojny mimo przedwojennej przyjaźni Polsko-germańskiej był pewien że Niemcy się zmienił i że pomaga swojemu bratu, dla jego umysłu było to zupełnie irracjonalne i nierealistyczne bo Niemcy nigdy nie dał mu powodu by myśleć o nim jako o sadyście albo o pomocniku sadysty. Było jednak jedno wydarzenie, jedno spotkanie, jedna jedyna dobra rzecz jak go spotkała ze strony przeciwnika.

Ciemną nocą w obozie kiedy już mu się wydawało że umrze, ciężkie żelazne kraty jego celi dla więźniów politycznych rozstąpiły się. Stała w nich niewyraźna postać, zdecydowanie nie należąca do członów personelu placówki, zbyt wątła i zbyt przestraszona, no i strażnicy nie nosili ze sobą naręcza bandaży.

-Dlaczego mi pomagasz?
- Bo nie chce brać w tym udziału. - Westchnął ciężko, przykładając nasączony spirytusem wacik do poranionych pleców. - Chce tylko żeby to się skończyło, ale zrozum, to mój brat, nie mogę go tak zostawić.

Tamtej nocy jedna z cel opustoszała, a następnego ranka do drzwi jednej z powstańczych kryjówek zapukał ktoś kogo nikt się tam nie spodziewał.

- Polska! Poolska! - Usłyszał gdzieś z zaświatów, a jego mroczna wizja zaczęła się rozpadać, odkrywając rzeczywistość i dłoń Słowacji przesuwającą się w górę i w dół przed jego twarzą. Spojrzał na nią trochę zdziwiony.

- Co?

- Zamyśliłeś się trochę. - Uśmiechnęła się łagodnie. - Nie martw się o to, wcześniej czy później ta farsa się skończy i wszystko będzie jak dawniej.

- Szczerze? Wątpię, tego gówna z przed ostatnich pięciu lat nie da się naprawić, nawet jeżeli nie masz nad głową wizji bycia non stop mieszanym w alianckie intrygi. - Myślał na głos Czechy, z założonymi rękami wpatrując się w świecący pustkami kufel.

Słowacja rzuciła w jego stronę spojrzenie wściekłego bazyliszka.

- No co?

- Jesteś na prawdę świetny w pocieszaniu. - Westchnęła.

Czechy wzruszył ramionami i zamówił sobie jeszcze jedno piwo. Węgry tym czasem zaczął opowiadać jak to było u zaborcy, i o pewnym ciekawym incydencie kiedy to podczas jednej z rutynowych nazistowski odwiedzin, podczas których zdawał raport z wszystkiego co dzieje się w jego okupowanym państwie Rzesza zaszczycił go niespodziewaną recenzją węgierskiego piwa.

Biesiada zaczęła się rozkręcać, opowieściom i anegdotom nie było końca, do momentu w którym pieniądze wysypane z kieszeni na blat się nie skończyły a cała czwórka zaczęła mozolnie zbierać się do wyjścia. Wizja opuszczania cieplutkiego azylu nie była zbyt kusząca ale lokal również powoli zaczął pustoszeć a obsługa wywierała wzrokiem coraz silniejszą presję, można by przypuszczać że za chwilę zaczną ich głośno wypraszać, oczywiście po angielsku, Słowacja nie była jednak w najlepszej kondycji na kłótnie więc skończyłoby się pewnie na na ciekawym dialogu dwujęzycznym.

Słowianom udało się opuścić pub tuż przed godziną zamknięcia. Mała grupka powoli ruszyła w kierunku pokazanym przez Słowację, która wyszła z libacji chyba najlepiej, jej chód był co prawda wyraźnie niepewny ale w przeciwieństwie do Czech nie zataczała się. Czechy również zniósł ten wypad towarzyski nie najgorzej, choć nogi trochę mu się plątały. Polska i Węgry szli z tyłu, co prawda ten pierwszy zachował trzeźwą postawę ale jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia, zwłaszcza gdy uliczkę którą szli wypełnił zabójczy jazgot wyśpiewywane w rytm melodii "Róża Czerwona, biało kwietnia bez.." wtórował mu półprzytomny, uwiedziony na jego ramieniu Węgry, który co prawda nie znał tekstu ale radził sobie nie wiele gorzej od Polaka.

- Możecie się zamknąć. - Zirytowała się Słowacja.

- Oh siostrzyczko, wygraliśmy wojnę, trzeba to uczcić. - Wykrzyczał jej do ucha Czechy, zbliżając się niebezpiecznie i opierając się o jej ramię.

Na szczęście wypite procenty rozluźniły nieco ich napiętą relacje, a przynajmniej na tyle by Słowacja bo nie odepchnęła.

Doszli do jednej z piętrowych kamienic, Słowacja opierając się o poręcz przy schodkach do wejścia znalazła się pierwsza przy drzwiach i zaczęła przeszukiwać torebkę, podczas gdy reszta brygady opornie wspinała się po stopniach.

- Cholerne klucze. - wybuchnęła, ciskając torebkę na beton. Normalnie była opanowana, ale akurat dzisiaj nie miała do tego cierpliwości.

Z jej drobnego pakunku wysypało się kilka przedmiotów, w tym jeden który wydał z siebie wyczekiwany metaliczny brzdęk. Już miała się schylić by podnieść gdy zobaczyła wyciągniętą dłoń Polaka z drobnym metalowym przedmiotem na wierzchu.

- Idźcie do środka, ja zostaję zapalić to to pozbieram.

- Dzięki, pokój pod czwórką. - odpowiedziała zwracając się w stronę drzwi.

- Dywizjon bombowców leciii! - Krzykną Czechy wpadając do środka a zaraz potem dało się usłyszeć huk i jęki agonii.

- Zapał światło kretynie! - Zakrzyknęła za nim Słowacja.

- Lać mi się chceee - Jęczał Węgry, również wchodząc do środka.

- Ciszej. - Zganiła go Słowacja, zbierając że schodów umierającego Czecha. - Boże miłosierny, ale z was duże dzieci.

Polska przyglądał patrzył na nich z niemym rozbawieniem opierając się o framugę drzwi. Gdy tylko znikli na półpiętrze odwrócił się z powrotem w stronę ulicy. To co powiedział Słowacji nie było kłamstwem mającym na celu pozbycie się odpowiedzialności za targanie spitego Węgra na drugie piętro, chociaż to też.

Uklękną i zaczął zbierać drobiazgi z ziemi, zagarniając je niedbale z powrotem na swoje miejsce. Wstał nieco chwiejnie, wyposażony w damską torebkę przewieszoną przez ramię, po złapaniu równowagi sięgną do tylnej kieszeni i wyciągną z niej paczkę jakiś angielskich fajek. Odpalił peta trzęsącymi się trochę rękami i wypuścił dym.

- Angielskie gówno. - Zrecenzował.

Co prawda było to bardziej podyktowane nieprzyjaznym nastawieniem do kolegi znad Bałtyku bo szczerze powiedziawszy nie były najgorsze, zwłaszcza w porównaniu do własnego wyrobu skrętów z papieru i rozmoczonego tytoniu, które palił przez ostatnie kilka lat.

Wlepił nieobecne spojrzenie gdzieś przed siebie, w ciemną uliczkę. Nie mogąc oprzeć się wrażeniu że ktoś go obserwuje. Odchylił głowę do tyłu wypuszczając kłębek dymu, mocno widoczny w świetle latarni. Teraz, gdy był sam, bez znajomych głosów dookoła czuł się.. niepewnie. Wyostrzony do granic możliwości instynkt przetrwania teraz stał się niechcianą przywarą, której jeszcze długo się nie pozbędzie.

Zamkną oczy, próbując skupić się na czymś innym niż wewnętrzny niepokój.

Skierował myśli ku poprzednim wydarzeniom tego dnia.

Czy obchodziło go co kombinuje WB? Niespecjalnie. Wojna zażegnana, wróg leży półmartwy. Pomysł z tym całym sądem był trochę irracjonalny i mocno gorszący, na pewno kryło się za nim coś więcej ale puki nie musiał się w to angażować było mu to szczerze obojętne. Jedna osoba nie dawała mu w tym wszystkim spokoju.

W czasie wojny wycierpiał wiele, nie tylko od strony zaborców. Zdrada Czechosłowacji bolała, przyłączenie się do Rzeszy Węgier bolało, kosa w plecy od Ukrainy bolała, donosicielstwo jego własnych ludzi bolało. Było też kilka szczęśliwych momentów, sporo wybaczania, działo się wiele, wiele też zdążył się nauczyć. Jedna z ważniejszych lekcji brzmiała „Nie mierz wszystkich jedną miarą". Nie wszyscy Niemcy to sadyści, tak jak nie wszyscy Polacy są honorowi.

Kolejny biały obłoczek wzbił się ku górze.

Ciekawe co tam u Niemca? Podczas całej wojny widział go z kilka razy, ostatnio, chyba ze dwa lata temu.. kiedy to okazało się ze Rzesza wysłał swojego młodszego brata do lebenstraum, widzieli się wtedy przelotnie, na korytarzu jakiegoś urzędu, przed ekspansją III Rzeszy na jego tereny widywali się całkiem często.. 20lecie międzywojenne.. wtedy, było dobrze, Europa powoli dochodziła do siebie po I wojnie światowej, mimo drobnych zgrzytów politycznych w powietrzu czuć było nadzieje. Z powojennych zgliszczy, powoli bo powoli, powstawały zakłady, ośrodki kultury i reszta tych pierdół, gospodarka dźwigała się z kolan. Polska kupił sobie wtedy samochód, był ładny, czarny, nie za drogi. Jeździł tym samochodem do Wiednia, odwiedzać pewnego, wiecznie zakopanego w papierach okularnika i wysłuchiwać godzinnych monologów o kulejącej gospodarce, o niesprawiedliwości traktatu wersalskiego, a już mniej na trzeźwo, o buntach i pogłębiającej się psychopatii przywódcy narodu germańskiego.

A teraz? Nie było nic.. nie było nadziei, nie było nawet na czym jej zbudować, nie było pewnej przyszłości, był za to smród spalenizny, widok zasypanych gruzem ulic i dziesiątki dziesiątek ciał do pochowania.

Polska upuścił niedopałek i przygniótł go butem, zamkną za sobą drzwi na klatkę schodową na której momentalnie zrobiło się ciemno

______________________________________

Zmodernizowałam końcówkę :D

I jeszcze koszyczek na zamienniki dla słowa "ale" bo zdecydowanie go nadużywam

\____/

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro