rozdział jedenasty: eliminacje syriusza

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie jestem pewien, czy powinienem tam iść - jęknął Syriusz, stając przed wejściem na stadion. Mocno trzymał dłoń swojego chłopaka, a głowę zadzierał wysoko, by dostrzec flagi poruszające się na wietrze.

- Jeśli chodzi tylko o Jamesa, to zaufaj mi, powinieneś - odpowiedział spokojnie Remus, który z kolei zdecydował się na podziwianie profilu osoby, którą uważał za najpiękniejszą na świecie. 

- Ten mały kretyn na pewno  mnie nie weźmie - mruknął Black bez większego przekonania.

- James nie jest zawistny, poza tym, chodzi o dobro drużyny. Gdy w grę wchodzi Quidditch, sam wiesz, że przyjąłby nawet największego wroga, jeśli tylko dobrze by grał - zapewniał Lupin. - Zresztą, będę siedział na trybunach i kibicował ci z całych sił. 

Syriusz uśmiechnął się, po czym spojrzał na Lunatyka tak czule, że niższemu chłopakowi zrobiło się cieplej na sercu, mimo że ten październikowy dzień i tak zdawał się dość przyjemny. 

- Skoro tak mówisz, chyba nie mam wyjścia, jak tylko spróbować - zadecydował Black, po czym ruszył do wejścia na boisko.

Rozdzielili się zaraz potem. Remus ruszył w stronę trybun, które po części były już zajęte przez innych uczniów, kibicujących swoich przyjaciołom i drugim połówkom. Lupin wypatrzył w tłumie dobrze znaną twarz i nie mógł powstrzymać się przed zajęciem miejsca obok tego samotnie siedzącego chłopaka.

- Hej - odezwał się i dopiero wtedy Regulus popatrzył na niego, jakby wcześniej w ogóle go nie zauważył. Remusa jednak w ogóle to nie zdziwiło. Młodszy Black był wpatrzony w swojego chłopaka, rozciągającego się na trawie. 

- Hej - odpowiedział bez entuzjazmu, po czym znów zwrócił swój wzrok na Jamesa. - Słyszałeś już? Pierwszy mecz w tym roku rozgrywa się między Gryffindorem i Slytherinem.

- Nie wiedziałem - przyznał Lunatyk. Quidditch nie szczególnie go interesował, nigdy nie był fanem sportu, szczególnie nie przepadał za tym, podczas którego można zrobić sobie krzywdę, a, nie oszukując się, Quidditch bywał bardzo inwazyjny. Remus miał już dość blizn z innego powodu. - Ty też grasz, prawda? Stąd ta mina? Nie chcesz grać przeciwko Jamesowi i Syriuszowi?

- Syriuszowi? - zdziwił się Ślizgon. - Od kiedy mój brat jest w reprezentacji waszego domu?

- Jeszcze nie jest. Będzie za jakieś pół godziny.

Black jęknął z niezadowoleniem, załamując ręce. Wystarczyło mu, że musi walczyć z własnym chłopakiem. Z Syriuszem zawsze miał skomplikowaną relacją i był przekonany, że teraz wszystko tylko się pogorszy. 

- Ej, to tylko gra - odezwał się Remus, widząc niezadowolenie Regulusa. Naprawdę chciał jakoś go pocieszyć, ale nie byli ze sobą na tyle blisko, by czuł się w porządku z chociażby ułożeniem ręki na jego ramieniu. Reggie był tylko chłopakiem jego przyjaciela i bratem jego chłopaka. W każdej ich relacji ktoś występował pomiędzy nimi, nigdy nie mieli czasu i sposobności, żeby poznać się bezpośrednio. - Jestem pewien, że niczego nie zmieni to między wami. Syriuszowi nawet nie zależy jakoś bardzo na tym, żeby się tam dostać. Postanowił spróbować, żeby zrobić na złość waszej matce, to nic wielkiego.

- Doceniam twoje starania, Lupin, naprawdę, ale niestety nie sądzę, żebyś miał rację. 

Lunatyk wzruszył ramionami, nie mając pomysłu na to, co odpowiedzieć.

Tymczasem Syriusz, przebrany w strój sportowy, niespokojnie chodził po szatni, denerwując się coraz bardziej z każdą chwilą. Przede wszystkim chodziło o Jamesa. Ta dwójka dalej się nie pogodziła, przez co atmosfera między nimi bywała mocno napięta. Black wiedział, że to, o czym mówił jego chłopak, jest prawdą. Potter każdego przyjąłby do drużyny, jeśli to zwiększyłoby ich szansę na wygraną. Ten fakt nie pomagał jednak opanować stresu i kiedy zawodnicy zostali poproszeni o wyjście z szatni, Łapa już ledwo oddychał. 

Pierwszym, co Syriusz zrobił po wejściu na boisko, było skierowanie wzroku na trybuny, na których szybko dostrzegł swojego chłopaka w towarzystwie, o zgrozo, Regulusa. Blackowi zdecydowanie wystarczała relacja, jaką Reg dzielił z Jamesem i miał nadzieję, że Lunio nie planuje nawiązywać żadnych nowych przyjaźni, nie z Reggim.

James poprosił kandydatów do drużyny o ustawienie się w rzędzie, po czym kolejno testował ich umiejętności. Kiedy tylko Black wsiadł na miotłę, Potter uśmiechnął się do siebie. Znał umiejętności swojego przyjaciela. Na dobrą sprawę mógłby przyjąć go do drużyny bez wstępnych eliminacji, ale musiał zachować się fair. Poza tym sytuacja, jaką przez ostatni czas miał z Blackiem, sprawiła, że nie chciał dawać przyjacielowi żadnej ulgowej taryfy.

Syriusz naprawdę się starał, chciał pokazać wszystkim, że jest najlepszy i jeśli dostanie się do drużyny, to dzięki swoim umiejętnościom, a nie długoletniej przyjaźni z kapitanem.

Lupin nie potrafił powstrzymać uśmiechu, kiedy patrzył, jak jego chłopiec śmiga na miotle i nie tylko doskonale wykonuje zadanie swojej pozycji (Syriusz próbował dostać się do reprezentacji jako obrońca), ale przy okazji wyprawia cuda na swojej miotle. Mało brakowało, a żeby się popisać, Black stanąłby na trzonku i latał tak wokół boiska, pokazując, jak doskonale potrafi trzymać balans. Remus, nie będący szczególnym fanem Quidditcha i w ogóle lotu na miotle, był bardzo dumny ze swojego utalentowanego chłopaka.

Nie było niczym trudnym, by zgadnąć, że Black dostanie się do drużyny.

Kiedy tylko James ogłosił decyzję, jaką podjął przy pomocy Madame Hooch, na twarzy Syriusza zagościł szeroki uśmiech.

W tym samym czasie Regulus ukrył twarz w dłoniach, mamrocząc pod nosem wyrazy niezadowolenia z tego powodu.

Lupin jednak już nie zwracał na niego uwagi. Ruszył w dół trybun, żeby pogratulować Syriuszowi zasłużonej wygranej. Kiedy tylko dotarł na boisko, przebiegł do Blacka i rzucił mu się w ramiona. Nie przeszkadzał mu nieprzyjemny zapach czy mokre od potu włosy Syriusza, które teraz łaskotały go w czoło. 

- Wiedziałem! Mówiłem! - zaśmiał się Remus, odsuwając od drugiego nastolatka na przyzwoitą długość.

Łapa uśmiechnął się w odpowiedzi. Był taki wdzięczny za obecność Lunatyka w swoim życiu. Bez niego nic nie byłoby takie samo.

- Tak, gratuluję, stary. Zasłużyłeś - odezwał się Potter.

Remus posłał przyjacielowi uśmiech, jednak Black wyłącznie zmierzył go zimnym wzrokiem i bez słowa wzruszył ramionami.

- Pójdę się przebrać, kochanie. Poczekasz na mnie, Luniu?

- Oczywiście - zgodził się błyskawicznie Lupin, a kiedy tylko Syriusz zniknął w szatni, popatrzył na zirytowanego Jamesa. Rogacz był taki beznadziejny w ukrywaniu swoich uczuć. - Jamie, wiesz, że w końcu mu przejdzie.

- Przejdzie? - prychnął, po czym przetarł swoje okulary rękawem. - Ja już zaczynam w to wątpić.

- Spróbuję jeszcze raz z nim pogadać.

- Ta, z pewnością wiele to zmieni. Ile razy już próbowałeś?

Remus nie odpowiedział. Wolał nie odpowiadać. To nie zabrzmiałoby optymistycznie.

- Właśnie - prychnął Potter. - No nic, miłego świętowania - rzucił jeszcze, po czym odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w stronę trybun, gdzie już wcześniej wypatrzył Regulusa.

Remus westchnął ciężko. Szósty rok w Hogwarcie zapowiadał się wprost bajecznie.

+++

ajajaj, się porobiło... jak tam u Was?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro