40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czekałem na niego, bo mimo wszystko miałem nadzieję że przyjdzie. Jednak czego mogłem się spodziewać, minęło 10 minut, potem 20, 30, godzina a jego dalej nie było. Bałem się znów do niego iść ale już nie bardzo miałem wybór.

Kiedy zacząłem się zbierać usłyszałem pukanie, a gdy otworzyłem drzwi, za nimi stał Louis.

-Dobra, mów jaki masz plan.

Uśmiechnąłem się i wpuściłem go do środka. Czyli jednak jest szansa, może nie wszystko jeszcze stracone...

-Zacznijmy pokazywać się razem, blisko siebie... Jakby chce by Nick widział, że jesteś od niego lepszy i nawet jeśli chciałeś odejść nie dasz mu pozycji kapitana...

-To tylko dlatego że Twoi przyjaciele i Zayn chcą bym został? Nie Hazz, nie chce.

-Dlaczego? Co jest złego w tym, że wolimy byś został?

Patrzyłem na niego, a pytanie zawisło między nami. Dla mnie nie chodziło o drużynę, nie przestałem mieć  tego gdzieś, chodziło o Tomlinsona. Nie chciałem by odchodził, zostawiał to wszystko przez jakąś głupotę. Był dla mnie ważny.

-Moje życie to nie wyłącznie drużyna.

-Nie o to chodzi, co da ci zmiana szkoły Lou?

-Spójrz na to z mojej strony. Kiedy zmienię szkołę, znajdę nowych przyjaciół, może i nie będę kapitanem ale będę miał znajomych...

-Tu ich nie masz? - westchnąłem.

-Mam, ale większość nie uważa mnie za przyjaciela tylko pierdolonego kapitana. Nienawidzę tego.

-Lou...

Patrzyłem na niego zaskoczony, to miało większe znaczenie... Albo po prostu nasz Louis chce znaleźć sobie miłość, widziałem iskry w jego oczach...

-Dajcie mi wolną rękę, Nick będzie lepszym kapitanem niż ja, a bycie w tej szkole nie jest już dla mnie dobre...

-Dlaczego nie chcesz chociaż spróbować... Mimo tego co zaproponowałem?

-Czy ty masz mnie za debila i nie wiem o co w tym chodzi?

Nie rozumiałem tego. Jedyne drugie dno jakie tu widziałem to możliwość zbliżenia się do Lou. Nie chciałem by się przenosił, by znalazł sobie kogoś innego, bo to ja chciałem go mieć. Może już na początku to zjebałem ale nic nie zmieniło tego, co czuje...

-Co?

-Chcesz mnie wykorzystać by Nick był zazdrosny. Gdy będzie, zobaczy że mu na tobie zależy i do siebie wrócicie... Nie jestem takim debilem.

-Nie! Nie chce z nim być...

Podszedłem do niego i potrząsnąłem nim. Rozstaliśmy się i już do siebie nie wrócimy więc tym bardziej go nie rozumiałem. Dlaczego miałbym wracać do kogoś takiego, jak tuż obok jest ktoś dużo lepszy?

Patrzył na mnie a jego spojrzenie było puste, bez żadnych emocji co było wręcz przerażające. Staliśmy patrząc się w swoje oczy przez dłuższą chwilę aż w końcu sam się odezwałem.

-Zostań z nami...

-Nie rozumiesz że mam szanse na zmiany?

-A jesteś całkiem pewny że ich chcesz?

I to pytanie znów spowodowało ciszę... Mogłem się spodziewać że kompletnie nie jest pewny, ale o to chodziło. Ta nie pewność może pomóc mi wygrać.

-A co jeśli się nie przeniosę? Wszystko będzie takie jak było...

-Ja miałem propozycje, możemy się tak zabawić lub wrócić do tego co było. Daje ci wybór.

Westchnięcie I przewrócenie oczami. Tyle tylko zrobił po czym poszedł z powrotem do drzwi.

-Przyda mi się taka rozrywka, zostanę do końca tego roku tak jak radzili nauczyciele.

Uśmiechnąłem się delikatnie. Przynajmniej coś załatwiłem.

Jak mi wstyd za to... Pisałam to ponad rok temu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro