58

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło naprawdę wiele czasu. Zdążyłem wrócić do szkoły i do w miarę normalnego życia. Znaczy nie tak do końca bo dosłownie jedyne co się zmieniło to fakt że chodziłem do szkoły.

Teraz otwarcie mogłem stwierdzić że Louis naprawdę bardzo mi pomagał, ale moje zbyt duże ego nie pozwalało mi go po prostu przeprosić. Nie chciałem cofać tych słów mimo tego że ich żałowałem, po prostu chciałem go odzyskać.

-To nie ma sensu - westchnął Niall.

-Ma sens, on musi mnie po prostu znów zauważyć.

-Nie rozumiesz że sobie odpuścił?

-Jak sobie odpuścił?

-Jest w związku Hazz, jest szczęśliwy, nie psuj mu tego.

Te słowa dość mocno mnie uraziły. Bo w końcu sam chciałem być powodem jego szczęścia, a mój przyjaciel właśnie powiedział że nie był, nie byłem dla niego szczęściem...

-Czyli sam powinienem odpuścić?

-Może jeszcze kiedyś się spotkacie, jak minie dłuższy czas i podejdziecie do tego na chłodno...

-Mam się poddać? Nie walczyć?

-Tak będzie lepiej. Był zraniony, Eleanor pomogła mu się po tym pozbierać.

Teraz znów moje emocje się zmieniły. Teraz byłem wściekły, na siebie, na Nialla. Nie chciałem odpuszczać Lou tym bardziej nie chciałem by pocieszała go ta dziewczyna.

-Nie Ni, nie odpuszczę tego, nie zostawię go w ten sposób.

-Chcesz go dalej ranić?

-Chce powiedzieć mu prawdę! - krzyknąłem ruszając w stronę boiska.

Tak jak się spodziewałem Louis był tam i grał że swoimi kolegami. Na ławce obok siedziała brunetka która kibicowała chłopakowi co jakiś czas wołając że jest najlepszy.

Była denerwująca, ale z tego co widziałem Lou kompletnie to nie przeszkadzało, a nawet uśmiechał się gdy ją słyszał. Faktycznie można było odnieść wrażenie, że dobrze mu przy niej i nie powinienem się wtrącać. Nie potrafiłem jednak.

Jak z resztą było wiadome jeśli teraz nie wyciągnę Lou raczej nie będę miał szansy na rozmowę z nim. Te mecze ciągnęły się całe przerwy a olewanie lekcji w moim przypadku to nie jest dobry plan.

-Louis! - krzyknąłem przy okazji zwracając uwagę parę osób - podejdziesz tu proszę?

Widziałem że zrobił to dość niechętnie jednak poszedł do mnie, od razy ciągnąć mnie w miejsce gdzie będziemy mieli trochę prywatności.

-Co jest? Zrobiłem to co chciałeś...

-Przepraszam, okej? Po prostu nie chce byś odpuszczał.

-Nie uważasz że to trochę za późno? Mam dziewczynę.

-Wiem, wiem też że powinienem był inaczej zareagować, ale przy tobie było łatwiej.

-Czyli pomagałem - uśmiechnął się lekko.

-Tak... Możemy do tego wrócić?

Westchnął tylko kręcąc lekko głową, zapewne nie czując się najlepiej przy tej rozmowie.

-Nie Hazz, jest za późno.

-Louis...

-Proszę...

-Zakochałem się! - krzyknąłem w końcu nie wytrzymując już całej tej sytuacji.

Chłopak zmarszczył brwi i zastygł kompletnie tego nie rozumiejąc.

-W tobie idioto! - dodałem dla pewności i po prostu przysunąłem się do niego.

Patrzył na mnie a ja nie wiedziałem jak zareagować. Właśnie wyznałem mu, że coś czuję i wszyscy w pobliżu to słyszeli teraz patrząc się na nas.

W tłumie była również Eleanor która dość zdenerwowana podeszła do nas po chwili.

-Nie wyobrażaj sobie za dużo Styles! - syknęła - Miałeś swoją szansę, którą zmarnowałeś.

-Nie skończyłem jeszcze - warknąłem.

Teraz oboje patrzyliśmy na Lou, nikt nie wiedział co zdecyduje ale teraz to od niego zależało naprawdę dużo. I ja i brunetka liczyliśmy że szatyn wybierze tak jak chcieliśmy.

-Ugh - westchnął - ja...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro