59

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Dajcie mi spokój! Wszyscy! - krzyknął po prostu odchodząc w stronę wyjścia z terenu szkoły.

I chyba nigdy w życiu nie chciałem czegoś tak bardzo jak teraz pobiec za nim.

Jednak przy mnie stał Niall. To on trzymał mnie bym nie pobiegł. Po prostu starając się mnie jakoś uspokoić co kompletnie nie było proste.

To nie był odpowiedni moment na takie wyznanie jednak byłem zdesperowany by go odzyskać pokazując mu całe swoje serce. Jednak on je zdeptał wraz z moją nadzieją.

Tuż obok przyjaciółki brunetki zaczynały ją pocieszać a cały tłum wraz z dzwonkiem zaczął rozchodzić się na lekcje.

-Kurwa - szepnąłem ścierając pojedynczą łzę.

-Chodź Hazz...

-Daj mi chwilę, zaraz wrócę, chce chwilę pobyć sam.

Na szczęście blondyn mnie posłuchał i chwilę później zniknął idąc na lekcje. A ja zostałem sam, patrząc jak idiota w stronę wyjścia że szkoły.

I cóż mogłem poradzić że chwilę później zacząłem biec próbując odnaleźć szatyna by z nim porozmawiać.

Musiałem to załatwić bo sam pękałem nie wiedząc co się dzieje. Olewałem lekcje i tak mając masę zaległości. Chciałem najpierw ułożyć swoje życie, potem zająć się nauką.

Moje poszukiwania trwały dłuższą chwilę bo telefon zaczął dzwonić. Niall musiał się zorientować że nie mam zamiaru przyjść na lekcje....

Wyłączyłem go dalej szukając szatyna. Znalazłem go dłuższą chwilę później gdy siedział pod jednym z drzew słuchając muzyki.

-Też odprężają mnie piosenki Eda - uśmiechnąłem się lekko siadając obok.

-Nie chciałem byś za mną szedł.

-Lou... Wiem że wywołałem na tobie presję...

-Tu nie o to chodzi Harry. Nie chciałem cię ranić dlatego wyszedłem.

Zignorowałem mocne ukłucie w klatce piersiowej. Teraz mogłem dowiedzieć się wszystkiego.

-To ją byś wybrał?

-Nie, nie wybrał bym w ogóle tak samo jak to zrobiłem. Nie potrzebnie tak głośno o tym mówiłeś bo nie potrzebowałem byś zwracał uwagę El.

-Louis...

-Nie Harry! Przez te wszystkie tygodnie byłem przy tobie cały czas, pomagałem Ci i jedyne co za to dostawałem to twoje niezadowolone jęki i wyrywanie się. Starałem się by zostać odepchniętym. Nie naprawisz tego zwykłym przepraszam i powiedzeniem że jesteś zakochany.

-Nie myślałem tak o tym...

-Martwiłem się o ciebie, nie raz rozmawiałem z twoją mamą która starała się zrobić dla ciebie wszystko, ignorowałeś ją, odpychałeś... Tak samo jak mnie. Harry twoja mama ci wybacza cały czas, ale ja nie miałem obowiązku ci pomagać.

-Wiem...

Louis wyłączył muzykę patrząc po postu przed siebie. Ja też to zrobiłem myśląc nad tym jak bardzo zjebałem i jak wiele mogłem zmienić. Byłem blisko by go zdobyć ale wszystko zjebałem swoją żałobą.

-Nie jestem na ciebie zły - szepnął cicho - Jestem zawiedziony.

Słuchałem go w ciszy, to był idealny moment by powiedzieć wszystko co leży nam na sercu. To dokładnie teraz miałem dowiedzieć się co czułem.

Znów zapadła cisza która przerwana była jedynie przez wiatr. Przyjemny dla uszu szelest drzew nadawał klimatu tej chwili.

-Od początku coś do ciebie czułem... Ty cały czas mnie albo olewałeś albo traktowałeś jedynie jak znajomego. Do tego potem wróciłeś do Nicka...

-Louis...

-Raniłeś mnie cały czas, nie wiem czy jestem w stanie na nowo ci zaufać i wybaczyć Harry. To wszystko dalej cholernie boli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro