64

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od czasu mojej cudownej randki jakoś nie miałem kompletnie ochoty na rozmowę z kimkolwiek, dlatego też skończyło się na tym, że od jakiegoś tygodnia utrzymywałem kontakt jedynie z Lou, z którym postanowiliśmy na razie nikomu nie mówić, że jesteśmy razem.

Po prostu nie chcieliśmy tych wszystkich gratulacji od naszych przyjaciół, wiedzieliśmy jak zareagują i chcieliśmy to po prostu ominąć.

To było dość dziwne i niespodziewane, że w końcu nam wyszło, ale teraz mogłem całkowicie cieszyć się dalszym życiem u boku szatyna.

Wszystko się układało i w końcu było niesamowicie...

Do czasu...

Stałem w parku czekając na starszą kobietę, która prosiła mnie jakiś czas temu o rozmowę, naprawdę nie mogłem jej tego odmówić, dlatego też stałem tam czekając aż pojawi się ona w zasięgu mojego wzroku.

Zauważyłem wkrótce znajoma postać, jednak zamiast staruszki zobaczyłem tam postać Lou, nie był sam, ewidentnie. Prowadził z kimś ożywiona dyskusje.

Cóż delikatnie poczułem się oszukany. Tomlinson pisał do mnie tego dnia, że jedzie z rodzicami do dziadków i nie będzie go kilka dni, tymczasem był w parku.

Nie musiałem długo myśleć kim jest towarzysz mojego chłopaka, to było oczywiste, bo nigdy nie zapomnę tej twarzy. Nick mówił coś patrząc na niego z wielkim uśmiechem na swoich ustach.

Jednak nie spodziewałem się tego co miało się wydarzyć chwilę później.

Louis stanął a Nick tuż przed nim, następnie brunet pochylił się lekko i zaczął całować Tomlinsona prosto w usta.

To zdecydowanie było dla mnie za dużo w tej chwili. Nie miałem pojęcia jak się zachować i co powinienem o tym myśleć.

Odwróciłem wzrok i na szczęście, kobieta na którą czekałem szła w moim kierunku. Podszedłem do niej blisko starając się przekierować całe swoje myśli na temat rozmowy, którą zaczęła.

Było to jednak o wiele trudniejsze niż początkowo myślałem. Sytuacja bolała mnie strasznie a ja nie wiedziałem co miałem teraz zrobić. Czyżbym z początku miał rację a oni ustalili wcześniejszy plan by mnie ośmieszyć.

Cóż oddałem się Lou ostatnim razem więc chyba dopięli swego...

Po spotkaniu ze staruszka nie skierowałem się do domu, postanowiłem zaszyć się w lesie mając nadzieję że chociaż na chwilę zapomnę o tym Straszyn widoku.

Niemalże prychnąłem widząc imię szatyna na ekranie telefonu. Po tym wszystkim jeszcze do mnie dzwonił?

Mimo całej ciekawości nie odebrałem, jeśli chce zerwać i wyśmiać mnie niech zrobi to patrząc w moją twarz, zdecydowanie nie miałem zamiaru pozwalać tak się poniżyć.

Nie powstrzymało to jednak morza łez, które zaczęły wypływać z moich oczu. Gdy tylko pomyślałem że znalazłem swoje szczęście to zniknęło.

Telefon dzwonił jeszcze kilka razy i ciągle widniało na nim jedno imię, może oprócz wiadomości, bo takowych dość sporo pojawiło się że strony Grimshawa. Chyba jeszcze nigdy nie czułem aż takiej odrazy do tego człowieka jak w tym momencie. Później wyłączyłem telefon nie zamierzając na razie wracać, chciałem być sam najdłużej jak się dało.

Na pewno nigdy nie spodziewałbym się takiego zwrotu akcji w moim życiu... Nigdy

Przepraszam że długo nie było rozdziałów
Ostatnio mam dużo weny do wszystkiego prócz tego
Postaram się to skończyć a w następnej kolejności mam już normalne ft które jest już zakończone

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro