37: Jestem popaprany, kochanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zostaw jakąś gwiazdeczkę, gwiazdeczko 😊⭐️


Piątkowy dzień był tutaj naszym ostatnim, jutro rano mieliśmy wyjechać z powrotem do LA. Spędziłam z Trey'em mnóstwo czasu i szczerze ciągle nie rozumiałam naszej relacji. Było gdzieś około piątej po południu, kiedy Noah wyciągnął mnie z pokoju i powiedział, że zabiera mnie do western parku.

O dziwo nie było między nami ani trochę niezręcznie po wtorkowym wieczorze. Tak na prawdę nie poruszaliśmy tego tematu i prawdę mówiąc byłam mu za to wdzięczna.

Ubrałam na siebie wygodne jeansy i bluzę, bo było dziś o wiele chłodniej niż kilka dni temu. Trey powiedział, że "nie muszę się tutaj stroić" i chyba wzięłam sobie jego radę do serca bo nawet nie chciało mi się malować - jedynie przejechałam maskarą rzęsy.

Wyszliśmy z domu jego brata i początkowo szliśmy w ciszy. Zastanawiałam się co będziemy robić w ostatni wieczór w Tennessee, bo chłopak ciągle nie przestawał mnie zaskakiwać.

- Trey?- odezwałam się, spoglądając na bruneta.

-Hm?- wydawał się być jakiś nieobecny.

Potrząsnął głową i również przeniósł na mnie swój wzrok.

- Dzięki - uśmiechnęłam się lekko, a Noah zmarszczył brwi.

- Za co?

- Że mnie tutaj zabrałeś - odparłam - fajnie było się wyrwać z kampusu.

- Nasza podróż się jeszcze nie skończyła - zaśmiał się, obejmując mnie jednym ramieniem i idąc obok - przed nami ostatnia noc - puścił mi oczko.

Szliśmy dalej, a po kilku minutach moim oczom ukazał się ogromny plac z dużą ilością strzelnic, mini rodeo i diabelskim młynem na środku. Od razu spodobał mi się klimat tego miejsca. Większość osób chodziło tutaj w kowbojskich butach i kapeluszach jak z westernowych filmów, przez co czułam się trochę nieswojo w swojej za wielkiej bluzie i trampkach.

Trey zaciągnął mnie najpierw do budki z watą cukrową i popcornem, gdzie zbił sobie grabę z jakimś czarnowłosym chłopakiem.

- Siema, stary!- odezwał się nieznajomy - w chuj dawno Cię nie widziałem!

- Studia i te sprawy, wiesz jak to jest - Trey przewrócił oczami - To jest Melanie, moja.. koleżanka z uczelni - zawiesił się na chwilę.

Czarnowłosy chłopak przeniósł na mnie swój wzrok i posłał mi wielki uśmiech.

- No proszę, Trey zawsze trafia na takie ślicznotki - puścił mi oczko i wyciągnął rękę w moją stronę - jestem Oliver, stary kumpel Noah. Pewnie Ci o mnie nie wspominał bo wstydzi się, że kiedyś mieszkał na wsi i ubijali razem ze mną masło w oborze - powiedział zaczepnie.

Momentalnie parsknęłam śmiechem, ściskając jego dłoń. Widziałam jak Trey posyła chłopakowi mordercze spojrzenie, przez co jeszcze bardziej chciało mi się spać. Szczerze mówiąc wcześniej myślałam, że Noah od zawsze mieszkał w Los Angeles, jednak okazało się, że przeprowadził się tam dopiero w wieku czternastu lat.

- Wyobrażam to sobie - powiedziałam rozbawiona.

- Kiedyś Cię zamorduję, Cooper - westchnął zrezygnowany Trey.

- Co was tu sprowadza? Znudziło się już miastowe życie?- zapytał Oliver, przygotowując jakiejś dziewczynie popcorn.

- Ta, tęskniłem za tym zapachem smrodu i ciągłą koniecznością pracy - Noah wywrócił oczami - A tak serio to mamy przerwę wiosenną.

- Pokazujesz koleżance tereny?- miałam wrażenie, że specjalnie podkreślił drugie słowo.

- Coś w tym rodzaju - podrapał się po głowie.

Rozmawialiśmy jeszcze kilka minut, aż nie zaczęło się ściemniać i postanowiliśmy przejść się dookoła całego placu.

- Macie. Na osłodę - powiedział jeszcze Oliver, wyciągając w naszą stronę rękę z ogromną, różową watą cukrową.

-  Dzięki. Ile?- zapytał Trey.

- Bierz i spierdalaj - zaśmiał się czarnowłosy - Narazie, Melanie.

Zaśmiałam się i kiwnęłam głową w jego stronę.

- Do następnego!

Noah pociągnął mnie za rękę w stronę jednej ze strzelnic, a ja wywróciłam oczami i spojrzałam na niego ze skrzywioną miną.

- Serio, znów chcesz mi pokazać jak bardzo jestem w tym do dupy?- zapytałam unosząc jedną brew.

- Nie, po prostu chcę sobie postrzelać - wzruszył ramionami i rzucił na blat dwudolarowy banknot.

Mężczyzna przed nami podał mu pistolet na kulki i ustawił odpowiednio trzy jabłka, w które miał trafić Trey. Brunet wycelował, skupiając na nich całą swoją uwagę i strzelił. Trafił. Wszystkie trzy pieprzone razy.

- Okej - powiedziałam zdumiona - zdecydowanie bałabym się dać ci do ręki prawdziwej spluwy.

Noah zaśmiał się i pokręcił głową, a mężczyzna za ladą kazał mu wybrać sobie nagrodę. Trey zmrużył oczy i przejechał wzrokiem po rzędzie pluszaków. Uśmiechnął się i wskazał na wielką, puszystą maskotkę w kształcie foki, którą po chwili dostał. Później odwrócił się w moją stronę, a ja spojrzałam na niego z głupawym uśmieszkiem.

- Czemu akurat foka?

Chłopak pokręcił głową ze śmiechem i wyciągnął w moją stronę rękę z pluszakiem, wręczając mi go.

- Bo jesteś niezłą foczką - mrugnął.

Próbowałam nie parsknąć po raz kolejny śmiechem, ale niestety mi się to nie udało i już po chwili śmiałam się, przytulając do siebie maskotkę.

- Jesteś głupi.

- Jestem popaprany, kochanie - odezwał się z lekką nutką tajemniczości, po czym odwrócił wzrok i razem ruszyliśmy w dalszy obchód obozu.

Zaliczyliśmy chyba wszystkie atrakcje, kończąc na przejażdżce na diabełkiem młynie, który był teraz wyjątkowo zniewalający, kiedy było już ciemno, a okolice oświetlały kolorowe światła. Kiedy zeszliśmy postanowiliśmy wrócić na gospodarstwo, bo zaczęło robić się już zdecydowanie zimno. Nie miałam pojęcia która była godzina, ale miałam wrażenie, że spędziliśmy tam dobre parę godzin.

Szliśmy po środku pustej drogi, obtoczonej jedynie pagórkami i polami uprawnymi. Ja trzymałam fokę pod ramieniem, a Trey szedł obok i skubał zerwany słonecznik. Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy tak się mu przyglądałam. Włosy opadały mu na czoło, a blask księżyca oświetlał lekko jego przystojną twarz.

Te kilka dni były po prostu idealne i ciężko było mi pojąć to, że jutro znów trzeba wrócić do rzeczywistości. Poniekąd czułam się tu jak w bajce, trochę odosobniona od wszelkich obowiązków.

- Czemu się tak przyglądasz?- zapytał Trey, patrząc na mnie kątem oka.

Wzruszyłam ramionami i nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł, który pod wpływem tego, jak dobrze się teraz czułam, wydawał mi się do zrealizowania.

- Wiesz co jeszcze chciałabym zrobić zanim wyjedziemy?- zapytałam.

Noah uniósł jedną brew i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

- Tylko nie mów, że ubić masło - powiedział, próbując być poważny.

Parsknęłam śmiechem i pokręciłam przecząco głową.

- Nie - odparłam śmiejąc się.

- W takim razie co?

- Wsiąść na konia.

Uśmiechnęłam się w stronę chłopaka i złapałam go za rękę, ciągnąc w stronę rancza jego brata, które już wyłaniało się zza górki.

- Czekaj.. zwolnij - powiedział, kiedy zaczęłam biec - konie Ci nie uciekną.

- Bądź cicho i chodź.

Weszliśmy razem do obory, gdzie znajdowały się konie i mimo iż było ciemno, mogłam przez blask księżyca dostrzec jak do ogrodzenia podchodzi Millie. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę, żeby ją pogłaskać, czując nagły napływ odwagi.

- Jesteś pewna? Nie boisz się?- odezwał się Trey, wyprowadzając konia do zagrody.

- Chcę to zrobić - odparłam pewnie.

Noah przyniósł siodło i zapiął je na grzbiecie Millie. Dał jej marchewkę na zachętę, po czym poklepał ją po boku i przeniósł na mnie swój wzrok.

- Gotowa?- zapytał.

- Bardziej nie będę - zaśmiałam się, trzepocząc dłońmi, próbując pozbyć się resztek stresu.

- W takim razie do dzieła, podsadzę Cię.

Chłopak kazał mi włożyć jedną stopę w odpowiednie miejsce, a później się podźwignąć. Złapał mnie w pasie i podniósł, a ja przełożyłam drugą nogę przez ciało konia i nim się obejrzałam, już siedziałam na nim okrakiem.

Na początku czułam się trochę nieswobodnie, mając wrażenie, że zaraz spadnę, ale kiedy Millie wesoło prychnęła i pokiwała zabawnie głową - wiedziałam już, że nie mam czego się bać.

Spojrzałam na Trey'a i posłałam mu zadowolony uśmiech, który odwzajemnił.

- Zrobiłaś to, wsiadłaś na konia.

- Przejedźmy się - powiedziałam szybko, na co brunet lekko się zdziwił. Przez chwilę się zastanawiał i nic nie mówił, ale po chwili kiwnął głową i zniknął w środku obory, wracając zaraz na drugim koniu.

- Panie przodem - powiedział.

Ale w tym momencie zdałam sobie sprawę, że kompletnie nie wiem co mam robić. Noah od razu wyczuł moje zmieszanie i zaśmiał się cicho, po czym wytłumaczył mi jak mam się zachowywać, aby koń mnie słuchał. Powiedział, że Millie jest bardzo przyjazną klaczą, więc powinnam szybko to załapać. Na początku czułam się zrezygnowana, kiedy klacz zrobiła tylko krok w przód, a później wydawać z siebie śmieszne odgłosy, jakby się ze mnie śmiała. Trey stwierdził, że się ze mnie nabija, a ja posłałam mu znaczące spojrzenie i spróbowałam ponownie.

Po paru próbach w końcu się udało i ruszyliśmy do przodu. Noah jechał tuż obok mnie, tak na wszelki wypadek. Była to bardzo powolna przejażdżka, ale zdecydowanie muszę przyznać, że czułam się niesamowicie.

Po około pół godzinie odstawiliśmy konie do szopy, a później zamknęliśmy ją i stanęliśmy, patrząc sobie w oczy.

Widziałam jak Trey chciał coś powiedzieć, ale się wahał. Jego usta wciąż się otwierały i zamykały, ale żadne słowo się z nich nie wydobyło. Niestety, kiedy już myślałam, że coś powie, z nieba niespodziewanie lunął zimny deszcz.

Ale ja zamiast uciekać po prostu tak stałam, patrząc się w górę i lekko unosząc ręce. Tak dawno nie czułam deszczu. W Los Angeles na prawdę rzadko padało.

Spojrzałam z powrotem na bruneta, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Wiem, że pewnie wyglądałam jak debilka z rozmazanym pod oczami tuszem i mokrymi włosami, ale wcale mnie to nie obchodziło.

- Będziesz chora - powiedział mrużąc oczy od strugów wody, które mu do nich spływały.

- Ale przynajmniej to zapamiętam - odparłam i wtedy Trey pokonał dystans między nami dwoma szybkimi krokami i wpił się w moje usta.

Całowaliśmy się w deszczu i tak, można byłoby powiedzieć, że było to tandetne, ale mi się podobało. Ze wszystkich pocałunków w deszczu, które widziałam w telewizji, i które wyklinałam od przereklamowanych - ten, który przeżyłam na własnej skórze z chłopakiem, który przewrócił mój świat do góry nogami, był moim ulubionym.

_________________

Trochę za poetycko się zrobiło, ups

Wiecie, że przed pisaniem tej części, początkowo chciałam, żeby akcja działa się właśnie w takim westernowym mieście?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro