5: Prześladujesz mnie?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wręcz wybiegłam z akademika, kiedy zdałam sobie sprawę, że mam jakieś dwie minuty do zajęć.

Cholerny budzik, nie wiem jakim cudem mi nie zadzwonił. Zaczynałam dziś później niż Hannah, a kiedy się obudziłam jej już nie było. I miałam dziesięć minut na ogarnięcie się, więc wyglądam teraz pewnie jak jakaś czarownica na halloween.

Jest dopiero środa, a ja już marzę o weekendzie. Wczoraj miałam dużo lekcji i jestem wykończona. Na szczęście dzisiaj czeka mnie tylko poezja, historia i dwie matematyki. Liczę na to, że zleci mi to bardzo szybko.

Ruszyłam przez dziedziniec do odpowiedniego budynku prawie potykając się o bardziej wystające cegły w chodniku. Cholera, mogliby to wyrównać bo ktoś się kiedyś przez to zabije!

W pewnym momencie z zeszytu wyleciał mi mój jedyny dlugopis więc przeklinając pod nosem szybko się po niego schyliłam. A kiedy się podnosiłam i patrząc pod nogi ruszyłam dalej, oczywiste było to, że na kogoś wpadłam.

- No to są chyba już jakieś żarty - parsknęłam cicho pod nosem widząc Noah.

- Miło - mówi ze śmiechem - gdzie się tak spieszysz?

- A jak myślisz? Jestem już spóźniona, wiec żegnam - powiedziałam i szybko od niego odeszłam.

W uczelni odnalazłam odpowienią klasę i niepewnie do niej weszłam.
Kiedy otworzyłam skrzypiące drzwi wzrok wszystkich, w tym nauczyciela poezji przeniósł się na mnie.

- Prz-przepraszam za spóźnienie - wyjąkałam i ruszyłam po schodkach na miejsce obok Hannah.

- Nie tak prędko - powiedział profesor, a ja odwróciłam się na pięcie i na niego spojrzałam - zawsze się tak spóźniasz na zajęcia? To, że są to zajecia dodatkowe, nie znaczy, że możecie sobie je tak lekceważyć.

- Nie.. to nie tak - zaczęłam czując jak pieczą mnie policzki ze wstydu - ja.. zaspałam, bardzo przepraszam, to się więcej nie powtórzy.

Mężczyzna, który nie mógł mieć więcej niż trzydzieści pięć lat, westchnął i kiwnął głową w moja stronę.

- Siadaj.

Odetchnęłam i usiadłam obok Hannah.

Zaraz po tym, kiedy pan Davis rozpoczął temat, drzwi od wielkiej sali ponownie zaskrzypiały.

Do środka niespodziewanie wszedł Noah. Zmarszczyłam brwi nie mając pojęcia co on tu robi. Przecież ja jestem na pierwszym roku, a on na trzecim.

- To mnie już nawet nie dziwi - odezwał się profesor - widzę, że nic się u pana nie zmieniło w nowym roku, panie Trey.

Noah tylko wzruszył ramionami i skierował się po schodkach w górę. Widziałam jak na mnie patrzy i w duchu modliłam się, żeby nie zajął jednego z wolnych miejsc obok mnie.

Tylko nie tu, tylko nie tu, tylko nie tu.

Cholera.

Chłopak usiadł tuż obok mnie wysyłając mi cwaniacki uśmieszek. Zacisnęłam szczękę, głośno wciągając powietrze i odezwałam się do niego, jednak dalej patrząc na przód sali.

- Prześladujesz mnie?

Brunet cicho się zaśmiał i oparł o oparcie krzesła.

- Chciałabyś.

Postanowiłam nie odpowiadać. Jakakolwiek interakcja z tym człowiekiem źle na mnie wpływała.

Przez całe kolejne czterdzieści minut czułam na sobie jego wzrok. Starałam się skupić na wykładzie i na tym, jak pan Davis przedstawiał program na te półrocze, ale spojrzenie Trey'a wypalało we mnie dziurę.

W momencie, kiedy już chciałam mu coś powiedzieć, lekcja dobiegła ku końcowi. Odetchnęłam więc z ulgą i zabrałam wszystkie swoje rzeczy, ruszając w stronę wyjścia zaraz za Hannah.

- Panno White, proszę chwilę zaczekać - usłyszałam głos profesora.

No to świetnie.

Spojrzałam wymownie na Hannah i powiedziałam jej, żeby poczekała na mnie przed klasą. Sama skierowałam się do biurka nauczyciela, jednak zatrzymał mnie szyderczy uśmieszek Noah. W sali byliśmy już tylko we troje.

- Pierwsze zajęcia i już kłopoty? Nieładnie - zaśmiał się.

- Pan też niech zostanie - powiedział profesor w stronę bruneta.

Cicho parsknęłam śmiechem i podeszłam do pana Davisa.

- O co chodzi?- zapytałam.

- Wiem, że to twoje pierwsze zajęcia, ale nie lubię, gdy ktoś przerywa mi wykład - zaczął - w takim razie będziesz musiała napisać mi interpretacje na trzy strony na temat wiersza. Nie bierz tego do siebie, i tak potrzebowałem kogoś do tego zadania żebym mógł później na jego podstawie poprowadzić jedne z zajęć i padło na Ciebie.

Westchnęłam cicho spoglądając na profesora i krzywiąc się. Nie jestem zbyt dobra z odpowiadania na pytanie "co autor miał na myśli".

- A ja? W czym ja jestem niby potrzebny?- parsknął brunet.

- A Ty jej pomożesz.

- Co?- powiedzieliśmy w tym samym czasie.

To są na prawdę żarty. Nie mam zamiaru spędzać z tym durniem ani minuty.

- Tak. Macie czas do końca tygodnia. Dowidzenia.

Spojrzałam wrogo na Noah , wzięłam od profesora kartkę z wierszem i wyszłam z sali.

Pieprzony Trey. Nie wiem jakim cudem jego matka jest tak miłą osobą, a on jako jej syn jest tak wkurzający.

- Czekaj, nie powiesz mi nawet co to za wiersz?- zapytał idąc za mną korytarzem.

Nawet nie zauważyłam, że Hannah nie czekała na mnie pod salą.

- Nie - odpowiadam krótko.

- Może jednak powinnaś - wyprzedza mnie i toruje drogę na kolejne zajęcia.

- Przesuń się bo znów się przez Ciebie spóźnię - warczę.

- Znów? Przeze mnie? Przepraszam bardzo, ale to chyba nie moja wina, że ktoś tu nie jest rannym ptaszkiem.

- Cokolwiek - wywróciłam oczami wymijajac go - nawet nie wiem co robisz na moich zajęciach.

- Na zajęciach dodatkowych są wymieszane osoby z każdego roku - powiedział tłumacząc, chociaż wcale nie pytałam.

- Sama zrobię to zadanie, po prostu daj mi spokój.

- W takim razie dzięki, i tak nie miałem zamiaru tego z Tobą robić - powiedział, a później skręciłam korytarzem i skierowałam się na kolejne zajęcia.

*

Po zajęciach miałam trochę czasu dla siebie bo Hannah miała jeszcze matematykę. Weszłam do swojego pokoju i od razu postanowiłam zadzwonić do Sama. Obiecałam sobie, że nie odezwę się przez cały wczorajszy dzień, ale dziś musiałam to zrobić. Nie odzywa się tak długo, mam tego dość, chce to po prostu wyjaśnić.

Usiadłam na łóżku i wybrałam jego numer. Ku mojemu zdziwieniu odebrał prawie od razu.

- Sam, powiedz mi co się dzieje bo nie wiem co mam zrobić. Dlaczego taki jesteś?- zaczynam od razu.

- Nie mogę Ci powiedzieć, Mel..- mówi skruszonym głosem.

Momentalnie do moich oczu napływają łzy. Nie wiem co zrobiłam i mam ochotę się po prostu rozpłakać.

- Proszę Cię.. przecież..

- Melanie na prawdę nie mogę, nie mam czasu, nie..

- Sam, błagam - jąkam się - boli mnie to, nie mogę tak dłużej..

- W takim razie może będzie lepiej, gdy to zakończymy.

I w tym momencie pękło mi serce. Czułam jak tracę powietrze, a łzy zaczynaja spływać ciurkiem po moich policzkach.

- C-co? Ale.. sam mówiłeś.. nie chcesz już ze mną być?

Nie odpowiadał przez moment. Żałowałam, że nie możemy się teraz spotkać. Wtedy spojrzałabym mu w twarz i umiałabym odczytać wszystko to co czuje, ale słyszę tylko jego głęboki oddech po drugiej stronie telefonu i nie wiem co sobie myśli.

- Nie - słyszę jego szept.

Wtedy telefon wypada mi z ręki i turla się z łóżka na podłogę. Nie widzę już nic przez łzy i czuję, że zaczynam się trząść.

On mnie nie chce. Nie chce mnie.

Ten chłopak, który tak o mnie walczył, taraz tak łatwo się poddaje. I to tylko dlatego, że wyjechałam do college'u?

Podnoszę telefon ale połączenie już zostało przerwane. Zaczynam płakać, wyć i kopać w poduszki. Zasłaniam usta ręką, żeby nie krzyczeć zbyt glosno.

Mój najlepszy przyjaciel i chłopak, którego kocham właśnie złamał mi serce. Ale tym razem nie przez nieporozumienie. Nie przez intrygi innych. Teraz to było na prawdę.

Czułam się okropnie, jakby ktoś wyrwał mi serce, podeptał i wyrzucił do śmietnika. Czułam się pusto.

Nie wiem ile tak leżałam skulona, przytulając poduszkę i jego bluzę, którą wyciągnęłam z szafy. Nie wiem która była godzina i co robiła Hannah. Ale z tego wszystkiego byłam tak bardzo zmęczona, że w końcu zasnęłam, wciągając przez nozdrza pozostałości zapachu Sama z jego czerwonej bluzy.

_____________________

Nie zabijcie mnie, błagam!

Słuchajcie wiem, że jest teraz bardzo mało Sama w tym opowiadaniu, ale to się zmieni, uwierzcie mi :)

Zostawcie coś po sobie, buziaki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro