Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Leo Valdez zawsze był herosem zdolnym do poświęcenia. Chciał czuć się ważny dla innych ludzi, chciał mieć jakieś znaczenie, a nigdy nie udawało mu się tego osiągnąć inaczej, niż przez ciągłą walkę i dawanie ludziom całego siebie w każdej sytuacji.

Zawsze, gdy zawodził, czuł się jak nicniewarty śmieć. Nie mógł pozwalać sobie na błędy - to przez nie odrzuciła go rodzina, przez nie zginęła jego matka. Leo nie chciał już dłużej się mylić. A jednak zawodził, tak jak wtedy, gdy stracił Festusa, gdy zniszczył Nowy Rzym, albo gdy został zesłany na Ogygię.

Och, jak wiele dałby, żeby ominęły go odwiedziny na tej wyspie! Żeby ominęło go tamto zakochanie... Ale cóż mógł poradzić na to, że Calipso była taka sliczna, a przede wszystkich - że dawała mu nadzieję na zapomnienie o Jasonie?

Jason był kolejnym błędem, którego Leo bardzo nie chciał popełnić, a jednak to zrobił. Odważył się oddać pierwszy pocałunek na poddaszu domku Zeusa, a potem kolejne kilka w kajutach Argo II. Czuł się z tym źle, zwłaszcza, gdy widział Piper, tak bardzo zakochaną w swoim chłopaku. Uczucia do Calipso dały mu niejaką ulgę, uspokoiły rozkołatane serce, by potem rozchwiać je znowu na plaży podczas jednego, krótkiego pocałunku.

- Nie kuś losu, Leonie Valdez - huczały mu w głowie jej słowa. - Nadal cię nienawidzę.

Może właśnie dla tej głupiej nadziei, że mógłby być z nią szczęśliwy, Leo złożył wtedy przysięgę. A kiedy chciał zrezygnować, było już za późno.

Nie spieszyło mu się do umierania, ale życie dla Calipso wydawało się równie upokarzające. Była jego drogą ucieczki od nieprzejednanej miłości, która wróciła, gdy tylko Jason wbiegł do niego po schodach tamtej twierdzy na Malcie, gdy dotknął jego ramienia i spytał, co się stało, a Leo mu nie odpowiedział - bo jak miał wyjaśnić to uczucie bezsilności, gdy Jason wyglądał na tak szczęśliwego u boku swojej dziewczyny?

- Dlaczego mnie pocałowałeś? - zapytał go, gdy tego samego wieczora siedzieli w maszynowni. - Wtedy, w Obozie Herosów, i potem w kajucie.

Jason skrzywił się.

- Proszę, nie mówmy o tym. Myślałem... Ale to nieważne. Wydawało mi się.

- Jason...

- Leo, przestań - głos jego przyjaciela był chłodny. - Przestań o tym myśleć. Po prostu... udawajmy, że to się nie wydarzyło.

Tak samo powiedziała mu Calipso zaraz po tym, jak odsunęła od niego swoje usta: To się nie wydarzyło.

W tamtym momencie Leo postanowił, że zrobi wszystko, by Jason w końcu docenił jego starania. Chciał przeżyć dla Jasona Grace, nie dla Calipso.

- Nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Przysięgam. Na Styks - szepnął do wpatrującego się w przestrzeń przyjaciela, jednak jego głos zginął wśród szumu maszynerii.

Jason pocałował go potem jeszcze tylko raz. Mieli nocną wartę na górnym pokładzie. Leżeli na wciąż nagrzanych greckim słońcem deskach i patrzyli w gwiazdy.

- Zakochałeś się kiedyś, Leo?

Valdez obrócił twarz, by spojrzeć na oświetlaną słabym blaskiem księżyca twarz syna Zeusa, po czym uśmiechnął się sam do siebie.

- Tak - odpowiedział po prostu.

- Ja też.

Pocałunek był krótki i ciepły, pełen pożądania, a jednak zakończony bardzo gwałtownie, jakby robili coś nielegalnego.

- W Piper? - zapytał Leo, obserwując, jak panika w oczach Jasona powoli znika po tym pytaniu. Kiwnął głową.

- W Piper, no.

Kłamiesz.

Kiedy Leo umierał rozrywany przez wybuch, kiedy czuł ten okropny ból i zastanawiał się, czy naprawdę uda mu się wrócić, myślał o Jasonie i przysiędze, którą mu kiedyś złożył - że nie pozwoli, by coś mu się stało. Więc nawet nie dopuścił go do próby poświęcenia. Bo tak po prostu miało być - Leo Valdez był najbardziej zdolny do poświęcenia, ponieważ nie zostawiłby na świecie nikogo, kto nie wyobrażałby sobie życia bez niego.

Już więcej nie spotkał Jasona Grace. Miesiące z Calipso były ciężkie, ale zawsze w głębi serca liczył, że wróci do miłości swojego życia. Nawet, jeśli Jason go nie chciał; Leo wystarczyłaby sama jego obecność.

A jednak wtedy, na lotnisku, zawalił się cały jego świat. I Leo po raz pierwszy pozwolił sobie na łzy w obecności swoich przyjaciół.

- Gdzie jest Jason? - jego słowa wybrzmiały na pustym terenie niczym echo, odbijając się w jego głowie. Gdzie on był? Dlaczego na niego nie czekał? Dlaczego nie dostał nawet szansy by ujrzeć na własne oczy, że Leo rzeczywiście wrócił?

Mijały lata i nic, absolutnie nic nie zmieniało się od momentu, w którym uświadomił sobie, że kocha swojego najlepszego przyjaciela. Z Calipso było absolutnie tak samo - pocałunki i zapewnienia, że one nic nie znaczyły. Skrzywienie twarzy, gdy Leo nazywał ją swoją dziewczyną; mimo, że nią była. Miał wrażenie, że irytuje go sama jego obecność. A jednak z jakiegoś powodu przy nim zostawała i to denerwowało go chyba jeszcze bardziej.

Piper wyleczyła się z bólu po stracie Jasona. Znalazła sobie dziewczynę. Była szczęśliwa.

I tylko Leo wciąż cierpiał i cierpiał przez to, że dla swojej miłości potrafił poświęcić wszystko, lecz nigdy nie otrzymywał nic w zamian.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro