🙀🙀🙀

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(a/n: Wszystkiego najlepszego, bae <3 Mam nadzieję, że ci się spodoba!)


To wcale nie tak, że od jakiegoś czasu czułem się zaniedbany. Po prostu mój pan nie zwracał na mnie uwagi, a to wręcz niedopuszczalne! No bo halo, ma przy sobie uosobienie słodyczy i uroku, ale woli siedzieć w studio i mieć mnie głęboko w swoim zgrzybiałym tyłku! Już mu się pewnie odciski porobiły od ciągłego siedzenia na tym fotelu. Oczywiście, próbowałem go wielokrotnie przekonywać, żeby w końcu sobie odpuścił i zrobił dzień wolny, lecz on jedynie machnął na mnie ręką, każąc przynieść sobie kawę. I takim sposobem zostałem kotkiem od noszenia kawy, dogłębnie tą „posadą" niezadowolony.

Mijał kolejny dzień, kolejne popołudnie, a ja wciąż siedziałem samotnie na kanapie w salonie, popijając białą herbatę. Moje czułe uszy wychwytywały dźwięki stukania w klawisze klawiatury w pomieszczeniu na górze, przez co irytacja rosła we mnie nieprzerwanie z każdą minutą. Rudy ogon wywijał się na boki coraz gwałtowniej, obrazując moje zdenerwowanie.

To nie tak, że nie lubiłem samotności. Musiałem siłą rzeczy do niej przywyknąć mieszkając pod jednym dachem z Min Yoongim – zapracowanym, sceptycznym i dość zdystansowanym producentem. Ale byłem też ogromnym pieszczochem i kochałem, kiedy ktoś mnie głaskał, drapał za kocim uszkiem i mocno tulił. Niestety, przez ostatnie tygodnie dostawałem takie czułości tylko od Hinaty, mojej przyjaciółki i trochę od Shori – jej współlokatorki. Nie zliczę już razy, kiedy Hinata opieprzała Yoongiego hyunga za kompletny brak zainteresowania moją osobą, ale brunet za każdym razem wdawał się z nią w sprzeczkę, a potem zbywał, bo nie miał siły na dalsze kłótnie.

Westchnąłem cichutko i odłożyłem kubek na ławę przed kanapą. Wstałem z miejsca, szybko kierując się do przedpokoju. Teraz, kiedy pomyślałem o moich przyjaciółkach, które zawsze miały dla mnie czas, bardzo zapragnąłem się z nimi zobaczyć, tak więc postanowiłem wcielić ten plan w życie.

Ubrałem czarną bluzę Yoongiego (wcale nie podjebałem mu jej z kosza na pranie dwa miesiące temu), włożyłem pierwsze lepsze tenisówki i wypadłem z mieszkania, standardowo zapominając wziąć ze sobą kluczy, o czym przypomniałem sobie dopiero na klatce schodowej.

Ciężkie jest życie kociego przegrywa.


— No ja mu kiedyś wpierdolę.

— Hinata.

— No jak tak można traktować Jimisia, przecież to jest, kurwa, okrucieństwo!

— Hinataaaa.

— Min Yoongi, jak cię dopadnę, to stracisz swoje najcenniej-

— KYANDORU HINATA, PRZESTAŃ MNIE IGNOROWAĆ! — wrzasnęła w końcu Shori, rzucając w czarnowłosą pilotem od telewizora.

— I czego się prujesz? — burknęła starsza, mocniej mnie do siebie przytulając, na co z chęcią przystałem.

Słuchałem ich rozmowy od dobrych dwudziestu minut, przysypiając powoli na ramieniu brunetki, która, odkąd tylko zawitałem w progi ich mieszkania, miziała mnie za uszkami, ja głośno mruczałem, a Shori przeskakiwała po kanałach.

— Ja się wcale nie pruję. Po prostu nie lubię, kiedy ktoś mnie ignoruje. — Rzuciła młodsza, groźnie mrużąc oczy. — I wiesz, nie chcę nic mówić, ale rozumiem trochę, dlaczego Yoongi oppa nie poświęca Jiminowi tyle czasu, co zazwyczaj.

Hinata prychnęła.

— Nie próbuj go tłumaczyć. To nieczuły gnój i tyle.

— Ale ja mówię serio. Rozmawiałam z Hoseokiem oppą, który pracuje w tej samej wytwórni, co Yoongi oppa i podobno ma jakiś duży projekt do zorganizowania, do tego całkiem sam. — powiedziała szatynka, podciągając kolana pod brodę.

— Nawet jeśli, to nie powód, żeby zamykać się w studio na całe dnie. On chyba zapomniał, że ma w domu kocią hybrydę, którą wypadałoby się zająć. — mruknęła Hina.

Mimowolnie zarumieniłem się na te słowa. To prawda, że moja kocia strona potrzebowała atencji ze strony właściciela, ale nie mogłem zaprzeczyć, że od jakiegoś czasu żywiłem do Yoongiego hyunga nie do końca poprawne uczucia i brak zainteresowania z jego strony nie tyle sprawiał, że byłem niezadowolony, co nawet trochę ranił.

— Wiesz dobrze, że rozmowa nie pomoże. — westchnęła Shori. — Chociaż w sumie waszych ostatnich dialogów nie nazwałabym rozmową. — Spojrzała znacząco na starszą.

— Nie patrz się tak na mnie! Nie moja wina, że to jebany idiota! — pisnęła urażona brunetka. — Poza tym, próbowałam już rozwiązywać nasz konflikt pokojowo!

— Niby kiedy? — parsknęła Shori.

— Miesiąc temu!

— Ach, to wtedy, kiedy prawie złamałaś mu nos? — zachichotała młodsza.

Hinata naburmuszyła się, krzyżując ręce na klatce piersiowej, tym samym przestając mnie głaskać, co spotkało się z moim stanowczym brakiem aprobaty. Tak dawno nie byłem miziany, że to pół godziny to było nic. Mój ogon aż uderzył o siedzenie kanapy z ponownie wzbierającej we mnie irytacji.

— Bardzo nie podoba mi się taki stan rzeczy. — burknąłem, przybierając podobną pozę do tej Hiny.

— Myślę, że nie tylko tobie, Jimin-ssi. — Szatynka poklepała czubek mojej głowy. — Jestem pewna, że Yoongi oppa też za tobą tęskni.

Zaśmiałem się gorzko.

— Jakoś nie widać — wymamrotałem smutno.


Przez kolejne kilka dni nic nie uległo poprawie. Przynajmniej raz dziennie zaglądałem do hyunga, nieśmiało pytając jak mu idzie i za każdym razem byłem zbywany słowami: „Jeszcze trochę mi zostało, więc nie mam teraz czasu, Jiminnie".

Ta, rób tak dalej, rób. A potem będzie „Jimiś!". Chuja nie Jimisia zobaczysz.

W bardzo niemiłym nastroju wszedłem do kuchni, zrobiłem sobie kakao i usadziłem swój seksowny tyłek na wyspie kuchennej. I mimo że kakao było tak samo pyszne jak zawsze, to mimowolnie krzywiłem się po każdym łyku, a mój zirytowany ogonek zamiatał blat za moimi plecami. No jak rybki kocham, jeśli ten stan rzeczy utrzyma się dłużej, niż kolejne trzy dni to nie wytrzymam i sam się zgłoszę do schroniska.

Nagle moje kocie uszka poderwały się i stanęły na baczność, kiedy wychwyciłem, że winda zatrzymała się na tym piętrze. Następnie usłyszałem kroki dwóch osób, zbliżające się szybko do drzwi. Prawie spadłem z wyspy, tak się ucieszyłem, bo najwyraźniej będę mieć gości!

Odstawiłem pospiesznie kubek na blat, zeskoczyłem z niego i popędziłem do drzwi. Tamci nawet nie zdążyli zadzwonić, bo otworzyłem w tym samym momencie, gdy stanęli naprzeciw. Nim zdążyłem się choćby odezwać na widok swoich przyjaciół, zostałem bardzo (aż za bardzo) gorąco powitany przez Jeongguka, który skoczył na mnie, prawie wywracając pod ciężarem swojego cielska, a jego czarny, psi ogon merdał energicznie, biczując stojącego za nim, uśmiechającego się promiennie Taehyunga.

— Cześć, Jiminnie! — przywitał się wesoło Kim, roztrzepując przyjacielsko moje włosy i niechcący zahaczając o uszka, na co miałem ochotę miauknąć z urazą, ale się powstrzymałem, no bo dorosłej hybrydzie tak nie przystoi.

Chociaż Gukowi często zdarzało się szczeknąć. No ale on był jeszcze szczeniakiem, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. O, na przykład teraz ślinił mi materiał koszulki na ramieniu, bo postanowił ją sobie pożuć. No fajnie.

— Cześć, Tae. Cześć, Gukkie. Możesz nie mielić mojej koszulki? — Ja naprawdę starałem się być wyrozumiały, w końcu to jeszcze dziecko, ale no proszę was.

— Jeonggukie! Prosiłem cię tyle razy, żebyś nie gryzł czyichś ubrań! — jęknął Taehyung, łapiąc Jeona pod pachami i stanowczo zwiększył dystans między nami.

— Ale twoje nadal mogę, hyung? — spytał potulnie czarnowłosy, patrząc szczenięcym wzrokiem na swojego pana.

Nie dajcie się zwieść, ten rozkoszny malec szybko potrafi zmienić się w szatańskie nasienie. Wbrew pozorom jest całkiem inteligentny i wie, że jak zrobi ładne oczka to Tae wybaczy i pozwoli mu na wszystko. Nie dało się ukryć, że Kim miał niezdrową słabość do tego piętnastolatka.

— Tak, moje możesz, ale to dopiero w domku, okej? — Szatyn pogłaskał młodszego między uszami, na co ten bez krępacji oparł mu głowę na ramieniu, przymykając oczy.

Patrzenie na ten obrazek wcale nie było takie fajne. Znaczy, rozczulał mnie jak cholera, ale ja też tak chcę! Yoongi hyung, dlaczego nie masz dla mnie czasu?! Ja tu usycham z tęsknoty, halo!

— Chcecie coś do picia? — spytałem, starając się być dobrym gospodarzem. Ktoś w tym domu w końcu musiał.

— Poproszę herbatę — powiedział Taehyung i delikatnie odsunął od siebie bruneta, zmierzając w stronę kanapy, a Jeon ruszył za nim, jak na wiernego psa przystało. — A ty, Gukkie?

— Ja chcę wodę! — zażyczył sobie Guk, więc z westchnieniem wróciłem do kuchni.

Postawiłem czajnik na gazie i nalałem wody mineralnej do szklanki, po drodze upijając łyk mojego chłodnego już kakao. Wkroczyłem do salonu, po czym podałem młodszemu jego napój, a sam usiadłem na fotelu obok kanapy.

— Yoongiego hyunga nie ma? — spytał zaciekawiony Tae.

— Nie — pokręciłem smutno głową, a moje uszka mimowolnie nieco opadły. — Musiał pojechać na chwilę do wytwórni po jakieś potrzebne mu materiały.

Szatyn przyglądał mi się przez chwilę w milczeniu, ciszę przerywało jedynie siorbanie, obserwującego nas ze zdawkowym zainteresowaniem, Jeongguka.

— Jesteś przybity, Jiminnie. Coś się stało? — spytał w końcu.

Łał, Tae, jak na to wpadłeś?

— Nic takiego, po prostu... — zaciąłem się, a w moich oczach wbrew mojej woli zaczęły zbierać się łzy. Nie płacz teraz, debilu! Nie przy gościach! — Po prostu hyung ostatnio nie ma dla mnie czasu... — wykrztusiłem, automatycznie kuląc się w sobie.

Wzrok Taehyunga natychmiast złagodniał.

— Ojejkuuu, Jiminnieeee. — stęknął z żałością i niemal natychmiast zamknął mnie w mocnym uścisku.

Znad jego ramienia dostrzegłem coraz chłodniejsze spojrzenie Guka, dlatego jak najszybciej odkleiłem od siebie szatyna, choć potrzebowałem bliskości. Nie chciałem podpadać Jeonowi, bo mógłby okazać się okropnie upierdliwy, a upierdliwe rzeczy to złe rzeczy.

— N-nic mi nie jest — wydusiłem z trudem, ocierając mokre oczy dłońmi. — T-to ja dramatyzuję... P-po prostu-

Dokładnie w tym momencie usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza, który jednak nie natrafiając na opór, został wyciągnięty z zamka, a zaraz potem klamka pod naporem opadła w dół. Drzwi od przedpokoju były zamknięte, więc prawdopodobnie tylko ja i Jeongguk to usłyszeliśmy, co wywnioskowałem po czarnych uszkach, które drgnęły zauważalnie.

— Yoongi hyung idzie! — pisnął brunet i zerwał się z miejsca, dwoma susami doskakując do drzwi. Jego ogonek już chodził jak oszalały.

Wtedy drzwi się otworzyły i stanął w nich nie kto inny, jak Min Yoongi – mój pan, który przygarnął mnie do siebie prawie trzy lata temu. Wyglądał na jeszcze bardziej zmęczonego, niż zwykle oraz niezbyt zadowolonego obecnością gości w swoim domu. Czarne włosy sterczały w nieładzie na wszystkie strony, a niedbale narzucona bluza ledwo trzymała się na ramionach, podobnie jak ciemna torba.

Zwinąłem się w obronny kłębek, starając się za wszelką cenę pohamować łzy, które ocierałem rękawami pasiastego swetra. Nie mogę mu się przecież pokazać w takim stanie.

— Taehyung? Jeongguk? Nie mówiliście, że przyjdziecie. — odezwał się Min, odkładając torbę na podłogę. Skanował uważnie spojrzeniem najpierw wciąż uchachanego nie wiadomo z jakiego powodu Jeongguka, potem nieco zmieszanego Taehyunga, żeby finalnie zawiesić wzrok na mojej skulonej na fotelu sylwetce. — Jiminnie? Czy ty płaczesz?

— To my już pójdziemy... — wymamrotał Tae, najwyraźniej stwierdzając, że w tej sytuacji taktyczny odwrót będzie najlepszym pomysłem.

Od razu wstał i szybkim krokiem ruszył do przedpokoju, a przechodząc obok Jeona, zahaczył palcem o jego czarną obróżkę i pociągną w ślad za nim, zamykając za sobą drzwi. Zaraz potem usłyszałem, jak para wychodzi z naszego mieszkania.

Przełknąłem ślinę i w końcu zebrałem się na odwagę, żeby spojrzeć w oczy Yoongiego, który przyglądał mi się z mieszanką niepokoju i troski. Niechcący pociągnąłem noskiem, co chyba ruszyło starszego, bo zaraz znalazł się przede mną, biorąc moją twarz w dłonie.

— Hej, malutki, co się dzieje? — spytał niezwykle łagodnym tonem, którego używał tylko w stosunku do mnie. Jego kciuki czule starły mokre strużki z moich zaczerwienionych od płaczu policzków, a ja poczułem to przyjemne ciepło w sercu.

— N-nic takiego, hyung... — wychlipałem, już nawet nie starając się tamować łez.

— Powiedz mi, Jiminnie. — poprosił i bez zastanowienia wsunął palce w moje rude włosy. Aż dreszcz przebiegł mi po plecach pod wpływem tego utęsknionego dotyku.

— N-no bo jesteś ostatnio taki zajęty i... i nie ma-sz dla mnie czasu, a... a ja tęsknię za tobą, hyung... — wydukałem, przechylając głowę tak, by dać Yoongiemu znak, że potrzebuję dalszego głaskania.

Dłoń starszego jednak zniknęła z moich włosów, na co miałem już miauknąć ze smutkiem, lecz wtedy poczułem chwyt pod pachami i w następnej chwili wylądowałem na kolanach Mina, który zajął moje poprzednie miejsce na fotelu, przytulając mnie mocno do siebie. Natychmiast wtuliłem się w niego, wciskając twarz w zagłębienie jego szyi i zaczynając głośno mruczeć.

— Jiminnie — wyszeptał Yoongi wprost do mojego kociego uszka, co wywołało kolejny przyjemny dreszcz. — nie duś w sobie takich potrzeb. Jeśli ci mnie brakowało, mogłeś przyjść w każdej chwili.

— Ale hyung... mrrrr... zawsze byłeś taki... mrrrrrr... zajęty i nie... mrrrr... nie chciałem ci przeszkadzać... — wyjaśniłem z trudem, bo roznoszące się wibracjami po moim gardle mruczenie sprawiało dosyć spory problem przy próbie powiedzenia czegokolwiek.

— Dla ciebie zawsze bym znalazł czas, głuptasie. — mruknął pieszczotliwie mój właściciel, gładząc leniwie moje plecy. Zaraz poczułem jego oddech w swoich włosach. — Jesteś przecież najważniejszy.

Serce prawie wyskoczyło mi z piersi na te słowa, a rumieniec pokrył policzki. Wtuliłem mocniej głowę w jego szyję, przymykając oczy.

Kocham cię, hyung. Bardzo, bardzo mocno. I może kiedyś ci to powiem. Na razie wystarczy mi, że patrzysz na mnie i dotykasz mnie tak, jak teraz. Niczego więcej nie potrzebuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro