chapter one

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Scarlett!

Usłyszałam krzyk mojej matki rozchodzący się po całym domu i przekręciłam oczami. Zdawało, że moje imię jak żadne inne, nadawało się do wykrzykiwania, a Madelaine Lakelyn była w tym tak wprawiona, że byłam pewna, że praktykowała to na długo zanim się urodziłam.

Obudziłam się dzisiaj słysząc moje imię, potem dwa razy zanim zdążyłam wyjść na rozpoczęcie roku szkolnego i właśnie teraz, kiedy szykowałam się, żeby wyjść i wykorzystać ostatni dzień bez pracy domowej i nauczycieli wiszących nam nad głowami.

Poprawiłam moje kolczyki w kształcie białych różyczek i stwierdziłam, że pójdę na górę, zanim moja matka zedrze sobie gardło jeszcze zanim na dobre rozpocznie swoją pracę.

Weszłam na piętro i rozejrzałam się w poszukiwaniu rozwścieczonej kobiety, której widocznie znowu coś nie pasowało.

Wzięłam głęboki wdech i weszłam do łazienki. Chyba wiedziałam, o co cała ta "afera".

-Ile razy mam ci mówić, żebyś nie zostawiała ubrań wszędzie tam, gdzie się przebierasz?

Chyba nie oczekiwała mojej odpowiedzi, bo rzuciła moją czarną sukienką we mnie, a potem wróciła do sprzątania, albo czego ona tam nie robiła...

Moja mama była dość specyficzną osobą, a ja zdecydowanie odziedziczyłam to po niej. Gdy kazali nam opisywać swoje mamy w trzech prostych słowach w trzeciej klasie, odparłam: zdecydowana, niezastąpiona i niezależna. Nauczycielka wtedy spojrzała na mnie zdziwiona, bo większość moich rówieśników odpowiadała: miła, kochana, uczynna, opiekuńcza.

Jasne, moja też potrafiła być kochana i opiekuńcza, ale wolała mi pokazać, że niezależność też jest potrzebna w dzisiejszym świecie. Obie miałyśmy wybuchowe charaktery i nieraz dochodziło między nami do spięć. Raz nie odzywałyśmy się do siebie przez miesiąc i myślałam, że już przeprowadzę się do taty do Denver.

Ostatecznie jednak, moja mama jest moją mamą i nie wyobrażałam sobie, żeby nie miała się kręcić gdzieś wokół mnie, rzucając teksty o tym, jak ważna jest niezależność i pewność siebie.

Trzy lata temu wyszła za Nicka Colliena i od tamtej pory mieszka on u nas ze swoją córką Chantel. Czasami mam wrażenie, że pomieszkuje w cyrku, ale zdążyłam do tego przywyknąć.

-Wszystko? Mam zamiar wyjść

Złapałam sukienkę i złożyłam ją na pół.

-Znowu?

-A co innego mam do roboty? Jutro na dobre zaczyna się szkoła

Tym razem to ja nie czekałam na odpowiedź, tylko wyszłam z łazienki i skierowałam się do mojego pokoju. Mojej oazy i mojego małego miejsca na świecie.

Pierwszym co zwracało uwagę wszystkich, którzy nigdy wcześniej mnie nie odwiedzali, było dość sporej wielkości łóżko, na które narzuciłam szary, miękki koc i kilka ozdobnych poduszek. Nad nim zawieszone zostały świecące litery układające się w moje imię, była to jedyna rzecz, która nie uległa zmianie odkąd byłam mała. Moja mama założyła je sama jako pierwszą ozdobę w moim pokoju.

Oprócz tego na oparciu łóżka, ułożyłam świecące biało-szare kule, które zakupiłam nie tak dawno.

Na przeciw najprzytulniejszego miejsca na ziemi znajdowało się okno,a ja cieszyłam się w cieplejsze dni, że mogę wyjść sobie na swój własny balkon. Po jego prawej stronie znajdowało się biurko, a jako, że spędzałam przy nim wiele czasu, musiało być to drugie najwygodniejsze miejsce. Zawsze znajdowało się na nim o wiele więcej rzeczy niż powinno, jako, że byłam strasznie roztrzepana. W tamtym momencie stał tam otwarty laptop, nowe wydanie Cosmopolitan, kubek po kawie, opakowanie kolorowych długopisów, dwa zeszyty i jakieś wolne kartki, na których zapisywałam wszystko, co powinnam pamiętać z rozpoczęcia roku.

Nad biurkiem znajdowała się ściana, po której do woli mogłam pisać kredą. W pewnym momencie uznałam, że zabawa z fiszkami nie jest dla mnie, a te i tak ciągle odpadają i poszperałam trochę w internecie i znalazłam odpowiednią tapetę. Lacey zostawiała tam masę głupich tekstów i rysunków. Zawsze musiałam dokładnie wszystko obejrzeć, kiedy opuszczała mój pokój, nigdy nie wiadomo, co mogło jej przyjść do głowy.

Po lewej stronie również znajdował się mały stolik i lustro, przed którym przeważnie się malowałam. Nie byłam w tym jakoś szczególnie uzdolniona, ale nie chcąc ciągle zajmować łazienki, zainwestowałam w taką właśnie toaletkę i był to jeden z moich najlepszych pomysłów.

Rzuciłam sukienkę niedbale na łóżko i rozejrzałam się, zastanawiając się, czy czegoś jeszcze nie będę potrzebować.

Szybko jednak stwierdziłam, że wszystko wrzuciłam już do torebki i wróciłam na dół.

-Znowu idziesz się spotkać ze swoimi przyjaciółmi frajerami? -spytała Chantel, na którą niemal wpadłam, gdy tylko weszłam do salonu

-A ty znowu będziesz słuchać swojego frajerskiego zespołu?

Chantel w odpowiedzi przewróciła oczami.

Wbrew wszystkim opiniom, nie nienawidziłyśmy się. Nasze stosunki były neutralne, co prawda przez większość czasu sobie dogryzałyśmy, a miałyśmy o co, ale nie robiłyśmy żadnych afer i święta albo czyjeś urodziny potrafiłyśmy się naprawdę dogadać i zachowywać normalnie.

Byłyśmy różne pod chyba każdym względem.

Ja byłam brunetką, ona blondynką; ja wolałam wyjść ze znajomymi, ona zostać w domu. Podczas, gdy ja mogłam nagrać najbardziej złośliwy charakter w przedstawieniu, ona spokojnie zgarnęła by główną rolę uroczej księżniczki.

Chantel miała także swój ulubiony zespół, o którym często gadała, a ja to często ignorowałam. Jakieś wampiry, czy coś takiego, nie zwracałam na to większej uwagi, ale uwielbiałam jej pod tym względem dogryzać, bo wiedziałam, że będzie to coś, co ją naprawdę zdenerwuje.

Tak naprawdę było mi wszystko jedno, co robi ze swoim czasem wolnym i czego słucha.

-Sama jesteś frajerska- odparła,a ja wiedziałam, że kończą jej się pomysły, więc tylku na nią spojrzałam i przewróciłam oczami.

Chwilę później, opuściłam ten cyrk w ostatni dzień wolności.

***

Siedziałam na wielkim parapecie wyłożonym drewnem, który robił za ławkę i opierałam się o ścianę z cegły. Mogłam swobodnie obserwować wszystkich ludzi, którzy przechodzili za szybą i jednocześnie nie będąc tak widoczną, dzięki temu, że kawiarnia została położona, jakby pomiędzy parterem, a pierwszym piętrem.

Na stole stała moja kawa z lodami i bitą śmietaną, ale od samego patrzenia na nią, dostawałam wyrzutów sumienia i wcale nie miałam ochoty jej pić. Czasami miałam wielki problem z tym co jem i jak później wyglądam, chociaż według mojej mamy i Lacey(a to ich opinie ceniłam sobie najbardziej) wyglądałam całkiem normalnie.

Oprócz mnie i Lacey, przy stoliku siedział z nami Charlie, chłopak mojej przyjaciółki oraz Olivia, nasza znajoma.

Od kiedy Lacey i Charlie zaczęli się spotykać, stwierdziłam, że potrzebujemy jeszcze jednej osoby do towarzystwa, bo gdy wychodziliśmy we trójkę, czułam się niemal jak trzecie koło u wozu.

-Nie wierzę, że będę musiała jakoś przeżyć trzy godziny w tygodniu z Ross- westchnęła Lacey i oparła głowę na ramieniu Charlie'ego

Spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem, bo wcale nie miałam ochoty gadać na temat szkoły, chociaż się miała ona zacząć już następnego dnia.

Wszyscy dostaliśmy dzisiaj swoje plany na najbliższy tydzień i chociaż mogły jeszcze one ulec zmianie, zapowiadały się tak fantastycznie, że musiałam mój makijaż nakładać dziś dwukrotnie.

Lacey trochę się zmieniła przy Charlie'm, miałam wrażenie, że trochę się uspokoiła. Lubiła spędzać z nim czas i chociaż czasami działało mi to na nerwy, wiedziałam, że muszę to uszanować. Z drugiej strony zastanawiałam się, czy i ja bym była w stanie się tak poświęcić dla chłopaka. Im dłużej żyłam, tym dłużej bylam skłonna skierować się ku odpowiedzi, że nie.

Problemem nie było to,że nie było w moim pobliżu chłopaków, albo nie umiałam z nimi rozmawiać.
Problemem było to, że zniechecalam celowo każdego, który się nawinął. Nie wiedziałam dlaczego, ale łatwo było mi to sobie tłumaczyć ciągłym wpajeniem niezależności przez moją mamę.

Wokół toczyła się jakaś rozmowa, ale nawet nie wiedziałam na jaki temat. Zagłębiam się we własnych myślach i dosłownie odplynelam. Nie mogłam być wielką optymistką pierwszego września to też zaczęłam sobie malować nowy rok w czarnych barwach.

Siedemnaście lat, mogłoby się zdawać idealny wiek żeby uświadomić sobie, co się chce robić w życiu i trochę ogarnąć.
Ale co jeśli ja wcale nie chciałam się ogarnąć? Co jeśli nie miałam pojęcia co chce robić w przyszłym tygodniu a co dopiero w przyszłym roku?
Co jeśli na rękę było mi życie nastolatki a pierwsze kroki w dorosłość napawały mnie strachem?

-Scarlett?

Moje myśli przerwała dopiero Lacey, a ja natychmiast oderwalam wzrok od szyby i spieszących się ludzi.
Spojrzałam na nią i zrozumialam, że rozmowa toczy się na jakiś temat ze mną związany.

-Hm?

-Co z Chantel na twoich urodzinach?

-No raczej nie mogę wyrzucić jej z domu.. powiedziałam, że jak chce to może kogoś zaprosić, byle nie za wiele. Nie mam ochoty zajmować się pijanymi pietnastolatkami

-Oj, Scarlett ty też kiedyś miałaś 15 lat- odpadła Olivia i delikatnie się uśmiechnęła

W jej twarzy było coś figlarnego, niemal dziecięcego, co sprawiało, że całkiem miło się na nią patrzyło. Miała nieodparty urok i nie poznałam jeszcze osoby, która stwierdziłaby , że jest inaczej.
Jej włosy nabrały ciekawego odcienia ciemnego blondu od kiedy, zaczęła z nimi eksperymentować.
Jej brązowe oczy sprawiały wrażenie jakby ciągle były roześmiane ale ja wiedziałam, że wcale nie jest z nią tak dobrze, jakby się mogło zdawać.
Zaczęłam z nią się trochę bardziej przyjaźnić, a z pewnością spędzać więcej czasu, gdy Lacey przebywała z Charloem i opowiedziała mi trochę o sobie.

Mama wychowywała ja i jej młodszą siostrę całkiem sama. Taty nigdy nie poznala, ale z tego co wiedziała, żył sobie gdzieś w Arizonie i miał się całkiem nieźle. Jej siostra, chociaż młodsza o całe pięć lat, zaczynała mieć poważne problemy ze zdrowiem i ich życie stało się jednym wielkim pasmem tras od jednego lekarza specjalisty do drugiego.
Nigdy nie pomyślała tym l yym, gdy pierwszy raz poznałam Olivie.

-Tak, ale mnie nie interesowało wtedy spijanie się. Moje Chantel rzadko wychodzi ale jak już to robi, to robi to z klasą...- przewróciłam oczami- nie raz ratowałam jej tyłek

Może czytelnik został nieco zmylony przez wiek, ale kiedy tylko dowie się, że przez ostatni dziewięć miesięcy już czułam się siedemnastolatka, może wykrze trochę zrozumienia.
Oznaczało to, że teoretycznie, jeszcze przez piętnaście dni mam 16lat, ale w moim umyśle, taki wiek nigdy nie miał miejsca.
Skończyłam 15 i od razu wskoczyłam w 17. Nie było nic pomiędzy.

-Zawsze wydawało mi się, że jest raczej...- zaczęła Olivia, ale Lacey jej szybko przerwała

-Scarlett!

Złapała mnie za ramię i kazała się nachylić, jakby zaraz miało w nas coś trafić. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na nią zdziwiona. Czasem miała jakieś odchyły, ale to było dziwne.

-Zobacz, kto przyszedł!- szepnęła- Tylko dyskretnie

Jej mina była co najmniej zabawna i bałam się, że gdy odwrócę się w stronę wejścia, które miałam za plecami, zobaczę jej jakiegoś byłego chłopaka, albo osobę, o której myślałyśmy,że już nigdy nie spotkamy.

Delikatnie się wychyliłam zza ściany, o którą się opierałam i zauważyłam, że do środka wszedł jakiś chłopak.

W pierwszej chwili nie miałam pojęcia o co chodzi. Lacey nie reagowała tak,na każdą osobę, która weszła do środka. Wytężyłam wzrok i dopiero wtedy zrozumiałam co miała na myśli.

Był to dokładnie ten sam chłopak, na którego wpadłyśmy na wiadukcie na początku wakacji. Poznałam go po brązowych kręconych włosach i delikatnym uśmiechu, który widniał na jego twarzy. Tym razem, zamiast bluzki z Arctic Monkeys i skórzanej kurki, miał na sobie białą bluzkę i jeansową kurtkę z kapturem. Nie było szansy go pomylić z kimś innym.

Odwróciłam głowę i ze zrozumieniem spojrzałam na Lacey.

Nie rozmawiałyśmy w ogóle o tamtym zdarzeniu, zginęło gdzieś pomiędzy wakacyjnymi dniami, i sama również prawie o tym zapomniałam. Swoją drogą, dziwne, że nie spotkałyśmy go ponownie, skoro cały lipiec i sierpień wałęsałyśmy się po mieście.

-Kurde, chyba wiem, kto to jest- Lacey wyprostowała się i zrobiła poważną minę

-Okej, chyba czegoś tu nie łapię?

Charlie spojrzał na swoją dziewczynę, ale ta wyglądała, jakby gorączkowo nad czymś myślała. Nie oznaczało to nic dobrego. Pewnie był to jakiś chłopak, z którym się całowała na imprezie jakieś dwa lata temu i całkiem o tym zapomniała.

-Wpadłyśmy na niego kiedyś, jak latałyśmy na parasolkach- odpowiedziałam, bo i Charlie i Olivia widocznie poczuli się wybici z rytmu

Olivia zmrużyła swoje jasnobrązowe oczy i przyjrzała się chłopakowi. Z takim towarzystwem, wszystko co robiliśmy było "dyskretne". Patrzyła na niego przez chwilę, a potem zerknęła na nas marszcząc brwi i wyglądała, jakby też zaczęła się zastanawiać, kim on może być.

-Mogłabym przysiąść, że gdzieś go widziałam- oznajmiła

-Wygląda trochę jak młodsza wersja Harry'ego Stylesa, co nie?- uśmiechnęłam się i nabrałam trochę bitej śmietany na łyżkę

-Młodsza wersja Harry'ego Stylesa- powtórzyła za mną i sięgnęła do torebki po telefon

Patrzyliśmy na nią, czekając na jej kolejny genialny pomysł, a ta zaczęła coś wpisywać, a potem przez chwilę wpatrywała się w ekran komórki. Jej oczy się rozszerzyły, a jej usta uformowały się w całkiem niezłe "o".

-Co?- spytałam

-Jasne, że wyglądał znajomo! To jest Bradley Simpson z The Vamps- oznajmiła przekręcając telefon w naszą stronę

Olivia z podekscytowaniem chwyciła komórkę i dokładnie się przyjrzała zdjęciom dostępnym na grafice google. Zerknęłam jej przez ramię i zmarszczyłam brwi.

-Kto?

Lacey westchnęła i popatrzyła w sufit, jakby się chciała go zapytać, za jakie grzechy musi ze mną przebywać.

-No musisz ich znać... Czy to nie ulubiony zespół Chantel?

Wzruszyłam ramionami.

-A ja wiem, jakieś wampiry czy coś tam- machnęłam ręką

-The Vamps- poprawiła mnie Lacey

Szybko zerknęłam na ekran, a potem na chłopaka, który zamawiał coś przy barze. Nie dało się zaprzeczyć, że była to dokładnie ta sama osoba. Nie byli podobni, byli identyczni.

Ale co takiego Bradley Simpson mógł robić w Cleardale, naszym malym miasteczku, w którym nigdy się nic nie działo. Raczej nie koncertował, bo wtedy słyszałabym o tym codziennie od Chantel, tymczasem ona była istną oazą spokoju.

-No cóż- zaczęłam, oddając Lacey telefon- teraz przynajmniej wiemy, dlaczego był tak zaskoczony, gdy na niego wpadłyśmy...

-Hej, sprawdźmy czy nas pamięta?

-Nie mam ze sobą parasolki... Poza tym, marne szanse, widuje chyba tysiące takich jak my

-Latających na parasolkach, nie sądzę- Lacey pokręciła głową

-Hej, Scarlett, a wiesz, ze teraz twoja kolej, żeby płacić?- podpowiedziała Olivia

Spojrzałam na nich wszystkich przymrużonymi oczami, mając ochotę ich zabić, ale potem szybko przyszło mi do głowy, że nie codziennie ktoś taki odwiedza Coffee Shop.

A poza tym, Chantel chyba by umarła z zazdrości, gdyby się dowiedziała, że spotkałam członka jej ulubionego zespołu. Może Lacey miała racje, może i nazywali się The Vamps.

Poderwałam więc pieniądze, które leżały na stole i podniosłam się z mojego ulubionego siedzenia.

Czy byłam zdenerwowana? Może trochę. Jak do tej pory nie udało mi się spotkać nikogo sławnego, albo tak było, a ja po prostu o tym nie wiedziałam. Postanowiłam jednak nie dać tego po sobie poznać i jakby nigdy nic, stanęłam za nim w kolejce.

Wątpiłam, żeby mnie rozpoznał. Nie, żebym się jakoś zmieniła przez ostatnie dwa miesiące, ale takich dziewczyn, jak ja pewnie widywał setki i to codziennie. Nie, żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało. Po prostu byłam ciekawa.

Wzięłam głęboki wdech i stanęłam za nim w kolejce.

Przygryzłam wargę i zastanawiałam się, czy jakoś przypadkiem nie zwrócić jego uwagi.Ale co miałabym zrobić? Zagwizdać? Zaśpiewać jakąś jego piosenkę?

Czy ja w ogóle znałam jakąś ich piosenkę?

Zanim jednak zdążyłam, pogrzebać w mojej pamięci i uruchomić kreatywny obszar umysłu, Bradley odwrócił się z kubkiem kawy w moją stronę i zmierzył mnie dokładnie wzrokiem.

Jego spojrzenie było ciekawskie, jakby chciał mnie poznać tylko poprzez popatrzenie mi w oczy, ale wcale mnie to nie przerażało. Mama zaszczepiła mi trochę pewności siebie i nigdy pierwsza nie odwracałam wzroku. Starałam się jak najbardziej nie wyglądać na wredną( a z natury właśnie tak wyglądałam), ale też nie chciałam, żeby wiedział, że odkryłam kim jest.

-Wpadliśmy już na siebie-stwierdził, a ja lekko się uśmiechnęłam

A jednak się myliłam.

Pamiętał o dziewczynie, która wpadła na niego, podczas udawania, że lata. Chyba powinnam być z tego powodu dumna.

-Tak, pamiętam- kiwnęłam głową

-Dokąd wtedy leciałaś?- zapytał, a ja przekręciłam głowę

Tak prosto zaczął ze mną rozmowę, że aż byłam zdziwiona. Liczyłam na to,że może wywnioskuje jakoś po jego zachowaniu czy pamięta o tamtym incydencie czy nie, tymczasem on zdawał się być ciekawym mojej odpowiedzi.

-Tak naprawdę tutaj, nie było zbyt dobrej pogody na spacerowanie...

-Faktycznie strasznie lało. Jak masz na imię?-zapytał

Spojrzałam na niego, a potem wzrok szybko przeniosłam na menu wypisane białą kredą na ścianie na przeciw.

-Summer

Walczyłam o to, żeby się nie zaśmiać i wypaść, jak najbardziej wiarygodnie. Zawsze chciałam podać jakieś inne imię, a to było pierwszym, które przyszło mi do głowy. Poza tym lato właśnie się skończyło.

Byłam pewna, że już nigdy go nie spotkam, więc czemu by się nieco nie zabawić?

-Pewnie musi ci być przykro, że zbliża się jesień- stwierdził, a potem dodał- Jestem Brad

A więc to kupił, i w dalszym ciągu uważał, że nie wiem kim jest.

Dopiero wtedy zorientowałam się, że za mną ustawia się już kolejka, więc uśmiechnęłam się przepraszająco i podeszłam do kasy.

-Miło cię było poznać, Brad

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro