chapter three

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z ciężkim westchnieniem rzuciłam moja torbę na szafkę w przedpokoju i skierowałam się do kuchni. Byłam głodna jak cholera i szczerze jedyne o czym marzyłam to coś szybkiego do zjedzenia a potem położenie się spać. Przeżyłam dzisiaj swoje pierwsze siedem godzin w roku szkolnym i szczerze miałam już serdecznie dość.

Weszłam do pomieszczenie, które wypełnialo się zapachem spaghetti i od razu w myślach podziękowałam Nickowi, bo wiedziałam, że moja mama nigdy by się nie podjęła takiego zadania.
Nick natomiast był bardzo dobrym kucharzem i dzięki temu od razu zaskrobil sobie moja przychylność.

Zastałam ich dwójkę stojąca przy blacie, rozmawiających o czymś gorączkowo.
Chantel skończyła godzinę wcześniej i siedziała już przy stole z jakimś zeszytem w którym coś zakreslala. Chciałabym być dwa lata młodsza i wiedziec to co wiem teraz.

-Oh, Scarlett- Nick odwrócił się w moją stronę i rzucił mi uśmiech - Jak pierwszy dzień?

Mruknelam niezadowolona, a potem opadlam na krzesło.

-Chu...- zanim jednak zdążyłam dokończyć, zostałam skarcona wzrokiem mojej mamy i przewróciłam oczami- Męcząco

-Az tak was wyczerpują na początku?

-Ta, potem będzie tylko gorzej- machnęłam ręką

-Dobrze, że już jesteś, musimy z tobą porozmawiać- oznajmiła moja matka, a mnie przed oczami przeleciało caly ostatni tydzień.

Zabrzmiało to dość poważnie i zaczęłam rozważać, co takiego zrobiłam. Może znalazła butelkę po wczorajszym sobie gdzieś u mnie w pokoju... Było to mało prawdopodobne, bo raczej tam nie wchodziła.
Moja mama była dość tolerancyjna, ale postawiła mi jasne zasady odnośnie picia alkoholu i tego typu rzeczy dopóki nie ukończę 18. Wolałam więc nie przekraczać tej granicy i wszystko planowałam tak, żeby nie miała możliwości się dowiedzieć. Nie byłam też jakąś wielką fanką upijania się, ale zdarzało nam się z Lacey zabawić od czasu do czasu...

-Napisałam do ciebie z rana sms-a- oznajmiła Chantel, a ja kiwnęłam głową

-No tak, widziałam. Ale napisałaś, że potrzebujesz mojej pomocy i myślałam, że sobie ze mnie żartujesz...

-Scarlett, czy ty choć raz możesz być poważna?- spytała moja matka, a ja głęboko westchnęłam, bo gdybym tego nie zrobiła, powiedziałabym coś bardzo niemiłego

-Coś się stało?

-Musisz pojechać z Chantel na koncert...

-Nie musisz, ale cię o to prosimy- skorygował moją matkę, Nick

Zawsze starał się stawiać mnie i Chantel na jednym miejscu i za to go lubiłam. Poza tym nie próbował zgrywać ani mojego taty ani wielkiego przyjaciela, który zna mnie całe życie i wie, co dla mnie jest najlepsze. Na pierwszym spotkaniu przedstawił się jako Nick, a potem zaproponował, że możemy się zaprzyjaźnić. Od tamtej pory nasze stosunki są dobre i nie narzekałam na to, że moja mama ponownie wyszła za mąż.

Koncert? Spojrzałam na Chantel, a ta pokiwała głową i złożyła ręce, jakby błagała mnie, żebym się zgodziła.

-Czemu?

-Bo Chantel nie skończyła 16 lat i koncert odbywa się na samym końcu miasta- odpowiedziała moja mama- No i jesteście w końcu siostrami...

Westchnęłam.

Moja mama postawiła sprawę jasno i wiedziałam, że nie ma możliwości, żebym odmówiła. Gdybym to zrobiła, mogłabym pożegnać się z kieszonkowym do końca miesiąca, albo chociaż następnego tygodnia.

Poza tym Chantel chodziłaby przygaszona i zawiedziona, a ja miałabym takie wyrzuty sumienia, że nie mogłabym myśleć o niczym innym.

-Co to za koncert?

-The Vamps z rana ogłosili kilka dodatkowych dat, wszystko zostało szybko zaplanowane, zanim zaczną koncertować po USA.... Zgadzasz się?- spytała, patrząc na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami

-Nie no żarty sobie teraz robisz nie?

The Vamps? Z tych wszystkich zespołów, które istniały, musieli to być oni? Zwłaszcza po tym, jak wpadłam na Bradleya Simpsona? I to dwa razy?

-Wiem, że ich nie lubisz, ale to tyle dla mnie znaczy...Do Londynu nie pojadę dopóki nie skończę osiemnastki- wywróciła oczami- proszę

Te Vampsy to dziwne były...

Zorganizować koncert w takiej dziurze i to w tak ekspresowym tempie, było niemniej dziwne. Chociaż, Cleardale liczyło w końcu blisko sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców, na pewno jakaś mała część z nich, musiała lubić The Vamps. I z pewnością zjadą się fanki z całej okolicy.

-Kiedy jest ten koncert?

-W następny piątek- odparła moja "siostra", w dalszym ciągu patrząc na mnie z niecierpliwością

-To dzień przed moimi urodzinami- stwierdziłam

-Nie martw się, nie płacisz z własnej kieszeni- moja mama przewróciła oczami- to akurat miałyśmy rodzinne

-Dobra, niech ci będzie

W odpowiedzi usłyszałam długi, przeciągły pisk Chantel, a już po chwili ta obejmowała mnie, jakbym właśnie obiecała jej coś niemożliwego.

Chociaż spełnienie marzeń brzmi kusząco, sama chciałabym spełnić kilka swoich.

Nick spojrzał na mnie z wdzięcznością, a nawet moja mama się uśmiechnęła. Czasami miewałam przebłyski dobroci w tym całym chaosie, który tworzyłam. Uśmiechnęłam się i spróbowałam się uwolnić z uścisków Chantel.

-Lepiej żeby ten twój frajerski zespół był tego warty.

***

Następnego dnia przed południem siedziałam z Lacey I Charliem na schodach przed naszą szkołą i cieszylysmy się ostatnimi promieniami słońca. Pogoda nieco się zmieniła i z czetenastu stopni zrobiło się blisko dwadzieścia.

Wiedziałam, że tak się stanie, gdy tylko wrócimy do szkoly. Pogoda w naszym mieście miała to do siebie, że nigdy się nie sprawdzała i zawsze nieco odstawała od pogody w innych częściach Anglii. Kiedy był sezon na powodzie, u nas popadało tylko trochę a potem cały tydzień było słonecznie. Natomiast kiedy powinno być gorąco, pojawiały się chmury i temperatura spadała.

Charlie był w trakcie opowiadania czegoś Lacey, ale jak zwykle nie byłam pewna o czym. Nie chciałam zeby sądzili że się przysłuchuje a poza tym nie było to mi jakiś specjalnie do szczęścia potrzebne. Lubiłam go, ale był też dla mnie dziwny pod wieloma względami.

Zmrużyłam oczy i objelam wzrokiem nasze boisko szkolne. Mogliśmy się poszczycić całkiem niezła drużyna piłkarska, która już przygotowywała się do sezonu.
Podziwiałam ich za upór, ja po trzecim dniu szkoły jedyne co miałam ochotę zrobić to spać.

Nie minęło sporo czasu, kiedy jeden z zawodników zauważył, że się mu przyglądam i rzucił mi szybki uśmiech.
Chris Lower, główny rozgrywający i podobno jeden z największych przystojniaków w szkole. Nie, żebym nie uważała go za atrakcyjnego, wręcz przeciwnie. Zdecydowanie wyróżniał się na tle innych chłopaków, ale jak większość nich, trzymałam go na pewien dystans.

Dlatego, gdy tylko mnie zauważył zaczęłam modlić się żeby tylko nie zechciał tu przyjść.

Od jakiś kilku miesięcy, Chris co jakiś czas podchodził do mnie i próbował mnie wyrwać na randkę. Za każdym razem był coraz bardziej pomysłowy, a ja chociaż ciągle odmawiałam, miałam z tego jakiś rodzaj rozrywki. Już na samym początku powiedziałam mu, że między nami nic się nie wydarzy, więc nie czułam się winna.

Chris ostatecznie skinal do swojego znajomego z drużyny, a potem przeszedł boisko i zaczął się kierować w naszą stronę.

No nie.

Chłopak poprawił swoją grzywkę która była nieco rozjaśniona u końcówek i zaczesał ją do tyłu. Sprawiał wrażenie pewnego siebie i taki też był.

Podszedł do nas, a potem się przywitał.

-Moze w tym roku cię namówię na dołączenie do cheerleaderek- powiedział i usiadł obok mnie

Lacey oczywiście od razu rzuciła mi szybkie spojrzenie, zebym tego nie spieprzyła, a ja udałam, że tego nie zauważyłam. Była zaskoczona za każdym razem kiedy splawaialam Chrisa. Prawdopodobnie chciała żebym znalazła sobie chłopaka bo w końcu byłabym w stanie ja lepiej zrozumieć. Ale mnie wcale się do tego nie spieszyło.
Poza tym nie chciałabym chodzić z najpopularniejszym chłopakiem w szkole. I nie miałam zamiaru konkurować z innymi dziewczynami.

-Prosze cię- spojrzałam na niego- zrobiłabym z siebie kompletne pośmiewisko i to już na pierwszej próbie...

-Ja byłbym dumny. I zawsze miałby mnie kto motywowac

-Radzisz sobie dobrze i bez tego- odparlam

Na chwilę zapanowała cisza a ja zastanowiłam co powiedzieć. Nienawidziłam tego. Jedyną osobą, z którą mogłam milczeć do woli. Z innymi było to męczące i niezręczne.

-Wiec kiedy jest pierwszy mecz?

Chris wyciągnął nogi i skrzyżował je w kostkach a potem przewrócił głowę w moją stronę.

-W przyszły piątek- odpowiedział- Mam nadzieje, że będziesz

Już miałam odpowiedzieć twierdząco, kiedy przypomniałam sobie, że przyszły piątek miałam zaplanowany przez moją urocza siostrę. Na domiar złego, rodzice wykupili nam bilety, które uwzględniały Meet & Greet, więc musiałam się przygotować na niezręczne spotkanie z Bradleyem, któremu wcisnęłam moje fałszywe imię.

-Chcialabym, ale muszę jechać z Chantel na koncert. Niestety postawiono mnie przed podjeta decyzją.

-Ciekawy chociaż?

-Jakis jej zespół- machnęłam ręką- ale będę z wami duchem

Chris się uśmiechnął na tą odpowiedź, a ja musiałam przyznać, że jego uśmiech był piękny. Miał coś w sobie z typowego badboya, ale wcale nie byl arogancki.

-W dalszym ciągu nie powiedziałaś mi co chcesz dostać na urodziny- przypomniał i odchylił się w moją stronę

Zmarszczyłam brwi i chwilę myślałam nad odpowiedzią.
Nie wahałam się dwa razy przed zaproszeniem Chrisa na moje urodziny. Łączyła nas co prawda dziwna więź i czasami miewałam już dość jego ciągłych prób, ale go lubiłam. Poza tym był duszą towarzystwa.

W końcu jednak zadzwonił dzwonek, a ja się uśmiechnęłam i wstałam ze schodów.

-Postaraj się wygrać w piatek

Chris tylko westchnal i rzucił mi ostatnie rozbawione spojrzenie. Czasami miewałam wrażenie, że o wiele bardziej podoba mi się, gdy go trzymam na dystans.

Lacey i Charlie wymienili ostatni pocałunek, a ja pociągnęła moja przyjaciółkę w stronę wejścia do szkoły.

-Do zobaczenia za 45 minut, Charlie- rzuciłam chłopakowi, a ten tylko się zaśmiał.

Cieszyłam się, że nie uznał mnie za całkowicie nienormalną po tym, jak za każdym razem odciągnął od niego Lacey.

Wyszlysmy na korytarz główny, gdzie ostatni uczniowie szukali swoich sal i kręcili się od jednych drzwi do drugich.
Chciałam już skręcić w lewo, gdzie miałyśmy sale od historii, ale wtedy Lacey złapała mnie za łokieć.

-Czemu ciągle odrzucasz Chrisa?- spytała patrząc na mnie nieco zaniepokojona

Spojrzałam na nią, jakbym już sama mina chciała zapytać o co jej chodzi. Jakoś nigdy naprawdę nie przejmowała się moim zachowaniem.

-Zaraz się spoznimy- przypomniałam jej

-Hej, ale jakbyś była lesbijka to byś mi powiedziała. Nie ma w tym nic złego, wiesz?

Wzięłam głęboki wdech i potarlam dłonią czoło. Jeszcze brakowało mi tego, zeby moja przyjaciółka się zastanawiała czy nie jestem aby homoseksualna.

-To jest najgłupsza rzecz jaką ci przyszła w ostatnim czasie do głowy...

-Mialam prawo tak pomyśleć! Odrzucasz każdego chłopaka, który się o ciebie stara, a nie nie podchodzi do ciebie byle kto...

-Okej, Lacey posłuchaj... - powiedziałam i stanęłam przede mna, żeby mi mogła patrzeć prosto w oczy- nie jestem lesbijką, okej?

-Okej - westchnęła- ale jak...

-Lakelyn! Romero! Do klas!

Usłyszałyśmy za sobą głos naszej wychowawczyni, która akurat przechodziła korytarzem.
Jeknelysmy niezadowolone i poszłyśmy ma historię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro